Ujemne oprocentowanie depozytów dotarło również do Polski? Jest bank, który pobiera 0,3% w skali roku za to, że klient trzyma w nim depozyt. Opłata w takiej wysokości może być pobrana tylko od większych przedsiębiorców, którzy trzymają w banku co najmniej 20 mln zł. Jak bank tłumaczy swoją decyzję? I czy w ślad za nim pójdą inne banki?
Do ujemnego oprocentowania depozytów – czyli to nie bank tobie, a to ty płacisz bankowi za możliwość ulokowania pieniędzy – musieli zacząć przyzwyczajać się mieszkańcy krajów strefy euro. W środowisku ujemnych stóp procentowych obowiązujących w Eurolandzie zachodnie banki, które nie są w stanie zamienić środków z depozytów na kredyty, zmuszone są przechowywać je np. w rządowych obligacjach na ujemny procent.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I ten koszt coraz śmielej przenoszą na klientów. Niedawno Maciek Samcik pisał o małym niemieckim banku spółdzielczym, o którym zrobiło się głośno w całej Europie właśnie za sprawą wprowadzenia ujemnego oprocentowania. Volksbank Fürstenfeldbruck, bo o nim mowa, zafundował klientom „opłatę depozytową” w wysokości 0,5% w skali roku od środków ulokowanych na rachunkach bieżących i oszczędnościowych.
Co prawda, już ponad 20% niemieckich banków zrobiła to przed nim, ale do tej pory „karne opłaty za depozyt” obejmowały np. klientów korporacyjnych, albo zamożniejszych klientów indywidualnych (np. opłata naliczana była dopiero od kwoty 1 mln euro lokaty).
Przeczytaj też: Oprocentowanie kredytów wkrótce po nowemu. Czym branża bankowa może zastąpić WIBOR? Oni twierdzą, że znaleźli na to patent
Przeczytaj też: Chcesz wypłacić w gotówce więcej niż 20.000 zł? Najpierw musisz to zgłosić w banku. Na pieniądze możesz czekać nawet pięć dni!
Ujemne oprocentowanie wchodzi do Polski
Jak już wspomniałem, konieczność dopłacania do depozytów jest efektem prowadzenia polityki ujemnych stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny. Okazuje się jednak, że nawet w środowisku dodatnich stóp procentowych można wprowadzić opłaty za przechowywanie pieniędzy. Gdzie? W Polsce.
Jeden z naszych czytelników otrzymał niedawno komunikat z ING Banku, w którym ma rachunek firmowy, w sprawie zmian opłat. Bank informuje o wprowadzeniu opłaty za utrzymywanie wysokiego salda na rachunkach rozliczeniowych oraz rachunkach lokat terminowych w PLN oraz w walutach obcych innych niż EUR, CHF, DKK, SEK, BGN, HUF i CZK. Prowizja 0,3% będzie mogła być pobrana, gdy suma sald na ostatni dzień roku wyniesie co najmniej 20 mln zł.
Dość długo czekałem na potwierdzenie tej informacji u źródła, a więc przez ING Bank. W końcu bank przyznał, że taka pozycja w tabeli opłat się pojawiła. Uspokoił jednocześnie, że prowizja dotyczy tylko większych klientów firmowych, którzy posiadają pełną księgowość.
Przeczytaj też: Dlaczego przelew waluty z banku do banku idzie kilka dni? I dlaczego nie wiadomo, ile za niego zapłacimy? To przez SWIFT. Ale idą zmiany!
Przeczytaj też: Program Rodzina 500+ miał wykończyć pożyczki-chwilówki. Ale czy rzeczywiście to tak zadziałało? Sprawdziłem statystyki i…
Za dużo kasy, z którą nie ma co zrobić
W Polsce tłumaczenie się polityką ujemnych stóp procentowych oczywiście nie przejdzie. Są rekordowo niskie, ale wciąż dodatnie (główna stopa referencyjna wynosi 1,5%). Choć wśród członków Rady Polityki Pieniężnej słychać pojedyncze głosy za dalszym obniżaniem stóp procentowych w celu pobudzania gospodarki (tańszy pieniądz, to np. tańsze kredyty na inwestycje dla firm).
ING Bank wyjaśnia, że opłata „wynika z kosztów zarządzania depozytami i zmniejszonej możliwości ich efektywnego lokowania na rynku międzybankowym”. Najprościej można to przetłumaczyć w ten sposób, że bank ma furę kasy, z którą nie za bardzo ma co zrobić i depozyty, za które musi przecież płacić klientom, zaczynają mu wadzić. Prof. Piotr Mielus z Instytutu Rynku Finansowego przyznaje, że z ulokowaniem wolnych środków banki mają dziś problem.
„Jednym z takich instrumentów są bony pieniężne, za emisję których odpowiedzialny jest bank centralny. Wartość emisji tych papierów co prawda rośnie, ale trzeba pamiętać, że popyt na nie jest spory, a banki mają narzucone limity”
Ale w jego opinii w sprawie decyzji ING Banku nie bez znaczenia jest też to, że jest on bankiem zagranicznym i należy do grupy kapitałowej, która cieszy się wysokim ratingiem kredytowym, a więc może tanio pożyczać pieniądze, nie ma więc potrzeby ściągania depozytów od klientów indywidualnych i firm po wyższej cenie.
Tak na marginesie, ciekawą kwestią jest, dlaczego bank z nadpłynnością nie inwestuje tych środków, czyli nie zamienia ich na kredyty? Bo albo nie ma na nie popytu (swoją drogą ING aktywnie promuje teraz kredyty hipoteczne), albo bank przewiduje, że znacząco wzrosło ryzyko związane z ich udzieleniem. Czyli że w ING szykują się już na spodziewane spowolnienie gospodarcze.
ING nie jest wyjątkiem. Z moich informacji wynika, że mechanizm pobierania opłat za depozyty stosują też mBank i Citi Handlowy. Ten ostatni przesłał mi wyjaśnienie w tej sprawie:
„W Citi Handlowy dbamy o stabilność naszego bilansu, w tym o przewidywalny poziom depozytów klientowskich. Aby zapobiec nieoczekiwanym, materialnym wahaniom mogącym wpłynąć na bilans, i w konsekwencji wynik banku, posiadamy opcjonalny mechanizm, który odnosi się do stabilności depozytów klientów korporacyjnych (dot. wzrostu o co najmniej 20% względem średniego salda, nie mniej niż 10 mln zł.). Dzięki dobrym relacjom z naszymi klientami i odpowiedniemu zarządzaniu depozytami mechanizm ten nie został zastosowany wobec żadnego klienta.”
Przeczytaj też: Znasz dyrektora banku? Kredyt masz jak w (lokalnym) banku. Jak znajomości ułatwiają dostęp do finansowania? Oni to sprawdzili
Przeczytaj też: Excel w komputerze, aplikacja mobilna w smartfonie, czy… metoda kopertowa? Co lepsze do kontroli domowych wydatków?
Przedsiębiorca bez wyjścia: albo płaci, albo zmienia bank
Przedsiębiorca, któremu grozi płacenie za depozyty, pyta, czy bank może go karać za to, że powierza mu swoje pieniądze. Problem – patrząc pod kątem prawnym – mógłby pojawić się wtedy, gdyby bank kazał sobie płacić odsetki od depozytu. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z prowizją, czyli można powiedzieć, że jest to obejście kłopotu z ujemnym oprocentowaniem.
Większość z nas płaci bankom za depozyty, choć nie wprost. Rachunki osobiste nie są oprocentowane, a przecież ponosimy opłaty za prowadzenie rachunku czy korzystanie z karty. W tej sytuacji przedsiębiorca obciążony opłatą za depozyt nie ma właściwie żadnego pola manewru.
„Nie może ulokować środków w inne instrumenty finansowe o tym samym poziomie ryzyka, co lokata bankowa. Porównywalnym pod kątem ryzyka instrumentem – i teoretycznie dostępnym dla przedsiębiorców – są obligacje hurtowe, ale obecnie jest to rynek o ograniczonej płynności”
– mówi Piotr Mielus. Dlatego jedynym wyjściem dla przedsiębiorców, którzy nie chcą płacić za swoje oszczędności, jest po prostu zmiana banku na taki, który nie pobiera opłat czy prowizji za depozyty.
Przeczytaj też: Masz pieniądze na koncie, ale dużego rachunku i tak nie zapłacisz. Dlaczego banki ograniczają nam dostęp do naszych własnych pieniędzy?
Przeczytaj też: Dyrektywa PSD2 otwiera drzwi do naszych rachunków bankowych zewnętrznym firmom. Ale czy chcemy je tam wpuścić? Oni to zbadali
Opłata za depozyt w Polsce: wyjątek czy początek trendu?
Czy inne banki pójdą tą drogą? Mój rozmówca uważa, że mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, a wprowadzona prowizja wynika raczej z polityki całej grupy kapitałowej ING Banku. Do kieszeni przedsiębiorców „opłatą depozytową” raczej nie odważą się sięgnąć banki kontrolowane przez Skarb Państwa, czyli PKO BP, Bank Pekao czy Alior. PR-owo źle by to wyglądało. Przekaz mógłby być taki, że skubią przedsiębiorców opłatami za lokaty, zamiast z posiadanych środków udzielać tanich kredytów na rozwój firm i gospodarki.
No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Prezes banku spółdzielczego Volksbank Fürstenfeldbruck wprowadzenie ujemnego oprocentowania tłumaczył ochroną banku przed zalewem depozytów zamożnych klientów, którzy przychodzili ulokować kasę na dodatni procent, bo inne banki zaczęły brać za to opłaty. Można wyobrazić sobie sytuację, że przedsiębiorcy wściekli na ING za „opłatę depozytową”, zaczną przenosić pieniądze do innych banków. A gdy te zaczną odczuwać negatywne skutki nadpłynności, zrobią to samo co ING, czyli będzie im trzeba płacić za to, że przechowują nasze oszczędności.
Problem dotyczy (na razie) jednego banku i tylko ograniczoną grupę klientów, czyli bogatszych przedsiębiorców. Ale pamiętajmy, że to oni w pierwszej kolejności odczuli skutki prowadzenia polityki ujemnych stóp procentowych w strefie euro.