„Koniec teatru politycznego! Do roboty!” – mówił kiedyś do posłów z mównicy dobry znajomy Jennifer Lopez, prof. Marek Belka. Tyle, że ta robota jest coraz niżej płatna. PiS obniżył zarobki parlamentarzystów, ale młodym gniewnym z Lewicy to za mało. Chcą oskubać poselskie uposażanie o kolejne 15%. Ile zarabia i ile powinien zarabiać poseł i senator? I ile ma roboty za te pieniądze?
Podobno do polityki nie idzie się dla pieniędzy, ale wyborców interesuje nie tylko to, jakie prawo stanowią posłowie i senatorowie oraz czy godnie sprawują swój mandat, ale też kwestia zarobków. I trudno się dziwić, bo polityka i pieniądze – czy tego chcemy, czy nie – idą w parze.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Prezes PiS obniża posłom pensje. Jak powinna wyglądać nowa siatka płac w kraju?
Praca w Sejmie, czy w korporacji? Wybieram „korpo”. Chyba, że przeniesiemy Sejm na Podkarpacie
Wierzymy, że 460 posłów i 100 senatorów nie poszło do polityki po apanaże, tylko z powołania do pełnienia obywatelskiej misji. W kieszeniach parlamentarzystów coraz więcej jest misji, a coraz mniej kasy. W październiku ub.r. decyzją władz PiS obniżono poselskie pensje o 20%.
Od roku posłowie dostają brutto: pensję miesięczną – 8.017 zł (było 10.201 zł), dietę – 2.004 zł (było 2.505 zł), co czyni łącznie 10.021 zł (było 12.526 zł). A licząc zarobek na rękę – 8.100 zł (dieta jest nieopodatkowana). Do tego należy dodać 12.500 zł jako ryczałt na prowadzenie biura poselskiego (czyli wynajęcie lokalu, zatrudnienie ludzi i materiały biurowe). Co bardziej wyróżniający się posłowie, mogą liczyć też na dodatki za pełnienie funkcji wiceprzewodniczącego komisji stałej (15% pensji, czyli 1200 zł) oraz za pełnienie funkcji przewodniczącego podkomisji stałej (10% pensji, czyli 800 zł).
Nie są to małe pieniądze, ale goła pensja, jak na warszawskie warunki (tu średnia pensja wynosi już 6850 zł brutto) nie budzi zazdrości. Ale gdyby przenieść Sejm na Podkarpacie, czyli do polskiej Bawarii, posłowie zarabialiby ponad dwie tamtejsze średnie (tam pensje wynoszą średnio 3900 zł brutto).
Ale posłowie i senatorowie mogą liczyć jeszcze na darmowe bilety na komunikację publiczną (ale czy ktoś widział posła w tramwaju?), czy darmowe latanie po Polsce oraz gratisowy wstęp do pociągów. To spora ulga: przecież wydatki na transport to 10-15% budżetu przeciętnego konsumenta.
Czytaj też: Czy Polacy zrobili teraz maleńki krok w kierunku budowania drugiej Bawa…, tfu, Szwajcarii?
Ile powinno wynosić „sprawiedliwe” wynagrodzenie posła. Ile on w ogóle pracuje?
Jeden z przewodniczących partii Razem, Adrian Zandberg, jeszcze zanim złożył przysięgę, jeszcze zanim zaznał życia polityka żyjącego na koszt społeczeństwa, zaproponował obniżkę wynagrodzenia parlamentarzystów. Przedstawiciel postępowej lewicy chce, by poseł „w podstawie” zarabiał 6750 zł brutto, czyli 4800 zł na rękę. Czyli o ok. 850 zł mniej, niż obecnie.
Dużo? Mało? Na początku ustalmy, ile tak naprawdę pracują posłowie. W sektorze prywatnym wynagrodzenie jest skorelowane z doświadczeniem pracownika, poziomem odpowiedzialności, intensywnością pracy, jej uciążliwością itp. Oczywiście, mandat pełni się przez 24 godziny na dobę, zawsze służąc pomocą, radą i dobrym słowem swoim wyborcom. Ale ile jest „prawdziwej”, parlamentarnej pracy?
Posłowie zjeżdżają się do Warszawy w dni, gdy trwają posiedzenia Sejmu. Posiedzenie może trwać (oczywiście z przerwami) kilka dni. Ile dni pracują posłowie? Relatywnie jest to bardzo mało – według statystyk sejmowych liczba dni, w trakcie których obraduje Sejm, to ok. 60-70 dni rocznie. W poprzednich kadencjach było to nawet 76, ale ostatnio parlamentarzyści pracują mniej. Przyjmijmy, że są to 65 dni spędzone na sali plenarnej lub w komisji.
Ile wynosi dniówka? Posłowie mają nienormowany czas pracy, bywa, że siedzą i głosują ustawy do późnej nocy, Jak powszechnie wiadomo w pracy posła dniówka dniówce nierówna, czasami można się urwać po jednym głosowaniu, czasami trzeba siedzieć karnie przez wiele godzin. I nawet „Pudelka” nie można poczytać, bo kamery od razu wyłapią i obśmieją. Nie mówiąc już o zamówieniu do sali sejmowej skromnej zupy, czy też ucięciu sobie drzemki.
W związku z powyższym z zegarmistrzowską precyzją czau pracy parlamentarzysty na godzinę nie da się przeliczyć, ale na potrzeby naszych symulacji załóżmy, że jest to jednak tyle samo co u suwerena, czyli statystycznie 8 godzin dziennie. Mamy więc 65 dni pracy po 8 godzin dziennie i roczne zarobki w wysokości 96.204 zł brutto.
Wychodzi więc na to, że poselska dniówka wynosi jakieś 1500 zł na rękę (licząc z dietą), czyli 185 zł za godzinę. Przy tym nakładzie pracy w skali roku, wychodzi na to, że posłowanie to jedna z lepszych fuch na rynku. IIe by to było, gdyby poselską dniówkę rozciągnąć na wszystkie dni robocze, tak jak pracuje każdy innych obywatel? 250 dni roboczych minus 26 dni urlopu to 224 dni. Mnożąc to przez dniówkę wyjdzie 27.626 tys. zł miesięcznie.
To byłoby dwa razy mniej, niż zarabiał do niedawna zwykły dyrektor w NBP (pani Martyna i pani Kamila zarabiały 42.000-49.000 zł miesięcznie). To też więcej, niż zarabia się w branży IT (według raportu Antal w 2018 r. średni zarobek wyniósł 13.300 zł). Nawet w radach nadzorczych spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych średnie roczne wynagrodzenie jest niższe – wynosiło 134.000 zł.
Gdyby przyjąć propozycję Adriana Zandbega, to poseł zarabiałby 1246 zł dniówki. To ciągle przyzwoity wynik, zwłaszcza jeśli zauważymy, że te dniówki są przeplatane długimi okresami błogiej laby, czyli działalności swoim okręgu wyborczym (nie dotyczy kampanii wyborczych ;-)).
Czytaj też: Ile zarabiają prezesi banków w Polsce? Czy to nie lekka przesada?
Posłowie są jak uczniowie. Powinni dostawać „plusiki” za aktywność?
Oczywiście, wiemy, że posłowie nie pracują li tylko tych 65 dni – niektórzy wiele dni spędzają „w terenie”, albo pełnią wyczerpujące dyżury poselskie w swoich okręgach, co też jest „wliczone” w miesięczne wynagrodzenie. Niektórzy pracują w komisjach, które mogą obradować również w dni, gdy posiedzenia Sejmu nie ma.
Kancelaria Sejmu publikuje szczegółowe dane na temat tego, ile poszczególni posłowie zadali w trakcie kadencji pytań, złożyli oświadczeń, złożyli ustaw, czy ile razy głosowali.
Może więc należałoby wynagradzać posłów tak jak uczniów w szkole – dawać plusy za aktywność, a gdy zbierze się pięć „plusików”, to wypłacana byłaby premia! Problem w tym, że pojawiłaby się pokusa bycia aktywnym dla kasy i pod byle pretekstem, a nie wtedy gdy parlamentarzysta rzeczywiście ma coś do powiedzenia.
Najaktywniejszym posłem ubiegłej kadencji był Mirosław Suchoń z PO-KO, który zadał 760 pytań. Drugi w zestawieniu był Jerzy Meysztowicz z wynikiem 661. Na drugiej szali jest Teresa Piotrowska, była minister spraw wewnętrznych w rządzie Ewy Kopacz, która przez całą kadencję zadała tylko jedno pytanie. To niechlubny rekord, bo są posłowie, którzy również zadali jedno, ale do Sejmu weszli dopiero w 2018 r., na „zastępstwo” (gdy niektórzy posłowie przeszli do Europarlamentu).
Pracę posłów trudno obiektywnie wycenić, Inna jest wartość pracy posła, którego praca w dużej części polega na występach w mediach, a inna takiego, który siedzi w gabinecie i obmyśla nowe projekty ustaw.
8.000 zł miesięcznego wynagrodzenia na rękę plus jakaś „resztówka” przyoszczędzona na kosztach biura poselskiego i darmowy transport to nie są kokosy, nawet jeśli przyjąć, że pracuje się de facto na pół etatu (kilka dni w miesiącu w Sejmie, kilka dni w okręgu i kilka dni koncepcyjnie, czytając projekty ustaw, pisząc wystąpienia itp.). Obniżka pensji do ok. 6.500 zł na rękę to tani chwyt. Już lepiej niech ktoś zaproponuje, by posłowie sprawowali swoją funkcję pro bono.
źródło zdjęcia: YouTube – kanał Rzeczpospolita TV