Wynajmowanie mieszkania to – jak wynika ze statystyk – wciąż dochodowy sposób zarabiania na posiadanym majątku. Rentowność teoretycznie sięga trzykrotności oprocentowania depozytu, ale… te wyliczenia nie uwzględniają „trudnych” lokatorów. Co zrobić, gdy ktoś nie płaci za mieszkanie i nie chce go opuścić? Korzystanie z zapisów chroniących właściciela mieszkania przypomina spacer po polu minowym
Oj, nie mają oszczędzający łatwego życia. Zmiana stóp procentowych? „Jeśli już, to będzie obniżka” – mówi prezes NBP. A prezes PiS dodaje, że trzeba się przygotować na kryzys. A jak kryzys, to stymulowanie gospodarki. A jak stymulowanie, to obniżka stóp. Tym bardziej, że na tle regionu na nasze i tak należą do najwyższych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W tej sytuacji wiele osób uznaje, że jedyną racjonalną rzeczą, którą można zrobić, aby chronić swoje oszczędności, to wyjąć je z żenująco nisko oprocentowanych depozytów i zanieść do dewelopera. A więc: kupić mieszkanie za gotówkę z myślą o wynajmie. Już co drugie nowe mieszkanie, według statystyk NBP, jest kupowane z myślą o inwestycji, jako lokata kapitału.
Można powiedzieć, że na polityce taniego pieniądza rośnie nam nowe „pokolenie kamieniczników”, które zarabia na czynszach z wynajmowania swoich „włości”. Ile można zarobić? Po odjęciu podatku, ubezpieczenia, opłat, remontów i „pustych” miesięcy, średnio wyciska się – według wyliczeń banku centralnego – jakieś 4,1%. Prywatnie inwestorzy mówią, że jest więcej, nawet 5-8%. Z taką stopą zwrotu można gwizdać na inflację (na razie). Chociaż nie jest to znowu tak dużo więcej, niż wynosi znacznie mniej kłopotliwy dochód z obligacji.
Umowa najmu okazjonalnego zmniejszy ryzyko wynajmującego?
Ale wynajmowanie nieruchomości to nie jest obietnica zysku bez ryzyka. I wcale nie mam na myśli załamania rynku (spadku czynszów) i pęknięcia nieruchomościowej bańki spekulacyjnej (czyli spadku wartości nieruchomości). Inne – znacznie częściej ziczające się – ryzyko, to nieuczciwy najemca. Taki, który o mieszkanie nie dba, nie płaci za nie i trudno go wyrzucić, nie mówiąc już o odzyskaniu pieniędzy.
Czytaj też: Inwestowanie w mieszkania na wynajem: czy nadchodzi koniec eldorado? Niektóre liczby mogą niepokoić
O tym jak bezpieczenie wynająć komuś mieszkanie i dbać o to, żeby rentowność biznesu nie spadła, pisaliśmy całkiem niedawno w tym oto artykule. Ale wszystkie środki ostrożności mogą zdać się na nic, gdy trafi nam się lokator, który nie będzie chciał się rozstać z nie swoim mieszkaniem. To się zdarza, bo mamy ustawę o ochronie praw lokatorów, a jednocześnie nie ma ustawy o ochronie praw właścicieli.
Sposobem na zmniejszenie ryzyka, że ktoś się zagnieździ w naszym mieszkaniu i nie będzie go można eksmitować może być umowa najmu okazjonalnego, która wyłącza niektóre przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów. A więc – przynajmniej w teorii – daje gwarancję bezpiecznego wynajmu. Jednak okazuje się, że to tylko iluzja. Na podstawie przygód moich czytelników opisałem jak to może wyglądać w praktyce.
Czytaj też: Najem mieszkań zwariował. 2500 zł za klitkę w Warszawie. W Berlinie zamrożą ceny. A u nas?
Pan Marek – którego zaraz Wam przedstawię – to postać wymyślona, której historia jest zbitką kilku prawdziwych przypadków. Jak na dłoni pokazują one, ile ryzyk niesie ze sobą umowa najmu okazjonalnego dla właściciela. I dowodzą, że poruszanie się po jej zapisach to jak spacer po polu minowym z uszkodzonym wykrywaczem metali.
Otóż pan Marek jest szczęśliwym właścicielem wyremontowanego mieszkania na górnym Mokotowie, które sfinansował w 60% z własnej kasy, a resztę dobrał z kredytu. Teraz chce to mieszkanie wynająć, ale interesują go tylko „poważne” oferty. Ustanowił w tym celu wysoką w jego ocenie kaucję 4.000 zł (nieco więcej niż miesięczny czynsz), żeby odsiać niezdecydowanych studentów i wiecznych imprezowiczów. Najlepiej by było, gdyby przyszły lokator wynajął lokum na co najmniej 3-5 lat.
Spokój jego ducha mąci historia znajomej, która rozbija się po świecie, kupuje drogi sprzęt elektroniczny, ale czynszu w wynajmowanym mieszkaniu nie płaci i wyprowadzić również się nie zamierza. Pan Marek jest zbyt poważny na takie hece, więc chce podpisać umowę najmu okazjonalnego. W końcu, po kilku tygodniach castingów znalazł odpowiedniego najemcę młode małżeństwo Kowalskich.
Czytaj też: Obligacje, czyli bezpieczna alternatywa dla bankowego depozytu. Można wycisnąć prawie 5% w skali roku!
Mina nr 1. Dobry teść, zły teść i uczynny wujek. Kto przyjmie młodych pod swój dach?
Procedura skutecznego zawarcia umowy najmu okazjonalnego jest skomplikowana i trzeba mieć nadzieję, że potencjalni najemcy się nie zniechęcą. Trzeba dopełnić kilku formalności, których brak powoduje, że umowa staje się powszednią umową najmu, bez preferencji dla właściciela.
Jakie to formalności? Po pierwsze pan Marek musi poprosić Kowalskich o to, żeby przygotowali oświadczenie np. teściów, którzy zgodzą się przyjąć ich pod swój dach w razie eksmisji. Ale jedni teściowie ani myślą robić taki ukłon, bo i tak mają tylko pokój z kuchnią. Drudzy mają duże, 3-pokojowe mieszkanie, więc z chęcią podpisaliby takie oświadczenie bez zmrużenia oka.
Ale… ich mieszkanie nie jest własnościowe, tylko kwaterunkowe – nie są właścicielami, tylko lokatorami, bo mieszkanie należy do gminy choć mieszkają tam 40 lat. Takich lokali jest w Polsce 800.000. Rodzice nie mają prawa do lokalu, więc nie mogą podpisać oświadczenia. Na szczęście znalazł się „dobry wujek”, właściciel domu, który podpisał oświadczenie, że jakby co przyjmie Kowalskich pod swój dach.
Mina polega na tym, że solidny lokator, choćby chciał, może mieć problem ze wskazaniem „mieszkania rezerwowego”.
Czytaj też: Wynajem mieszkania dla początkujących: na co zwrócić uwagę, żeby nie dać się wyrolować właścicielowi?
Mina nr 2. 14 dni na dostarczenie aktu notarialnego
Czy łatwo podpisać taką umowę? Wujek jest ze Szczecina, a mieszkanie w Warszawie. Najlepiej by było, gdyby właściciel mieszkania miał wgląd w dokumenty i poznał wujka, inaczej musiałby uwierzyć dopiero co poznanym ludziom. Państwo Kowalscy proszą o przesłanie oświadczenia listem, bo przecież nie będą jechać 500 km po świstek papieru, co opóźnia procedurę o kilka dobrych dni.
Potem pan Marek i państwo Kowalscy podpisują umowę najmu okazjonalnego, w której najemcy (każdy z osobna) zobowiązują się do dostarczenia poświadczonego notarialnie oświadczenia o poddaniu się dobrowolnej eksmisji pod rygorem rozwiązania umowy. W razie kłopotów teoretycznie eksmisja powinna być szybka i bezbolesna, wystarczy zgłoszenie i zawiadomienie złożone sądu, który ma 3 dni na rozpatrzenie wniosku. Nie obowiązują przepisy o zakazie eksmisji w miesiącach zimowych, nieważne, że pod dachem może mieszkać dziecko.
Pan Marek i Państwo Kowalscy podpisali papiery, ale ciągle nie mają oni rangi aktu notarialnego. To kosztuje – ponad 200 zł (rząd chciał obniżyć do 13 zł, ale notariusze protestowali). Wersja optymistyczna jest taka, że najemcy biorą koszt na siebie, pesymistyczna, że musi go ponieść pan Marek, a realistyczna, że solidarnie dzielą się kosztami po połowie.
To newralgiczny moment, bo pan Marek musi żyć nadzieją, że jego nowi lokatorzy nie rozmyślą się w międzyczasie i nie znajdą mieszkania, którego właściciel nie chce podpisywać umowy najmu okazjonalnego. Albo po prostu nie zaczną go zwodzić, że jeszcze dzień-dwa i na pewno dostarczą dokumenty.
A czas gra na niekorzyść właściciela, bo ma on 14 dni od daty podpisania umowy na zgłoszenie jej do naczelnika urzędu skarbowego pod rygorem nieważności zawarcia umowy najmu okazjonalnego.
Jak to zrobić? Można wybrać się do urzędu osobiście, ale takie zgłoszenie można wysłać też pocztą z potwierdzeniem odbioru.Jeśli dopiero zaczynamy swoją przygodę z wynajmem, to lepiej pójść osobiście, wtedy od razu powinniśmy poznać numer rachunku do dokonywania wpłat na zaliczki podatku.
Mina nr 3. Koszty eksmisji
Remedium na rozrabiających i nie płacących lokatorów ma być możliwość szybkiej eksmisji. Jeśli ma się umowę najmu okazjonalnego (z załączonym poświadczonymi notarialnie załącznikami) wystarczy dostarczyć lokatorowi skutecznie żądanie opróżnienia lokalu i uzyskać sądową klauzulę wykonalności. Dzięki temu, że na etapie podpisywania umowy pozyskaliśmy oświadczenia lokatorów, że a) godzą się na egzekucję; b) mają gdzie mieszkać, sąd wydaje taką decyzję w ciągu kilku dni.
Ale eksmisja nigdy nie jest prosta, nawet jeśli jest szybka. Po pierwsze: zanim do niej dojdzie, trzeba wypowiedzieć umowę. A można to zrobić dopiero po trzech miesiącach niepłacenia, po kolejnym miesiącu „ostatniej szansy” na uregulowanie zaległości i jeszcze jednym, kiedy będzie biegł okres wypowiedzenia – to prawie pół roku!
Następnie zawiadomienie o żądaniu opróżnienia lokalu trzeba skutecznie dostarczyć lokatorowi, a ten może przecież robić uniki, np. nie otwierać drzwi. Zostaje wysyłanie listów poleconych, najpierw jednego, potem drugiego (jeśli lokator nie odbiera awizo), co opóźnia całą procedurę.
Potem swoje zawiadomienie musi jeszcze złożyć komornik, zaś sama procedura też kosztuje niemało, choć ostatnio, a dokładnie w styczniu tego roku, Sejm obniżył stawki komornicze. Dziś eksmisja kosztuje 1668 zł od każdej „izby”,czyli pokoju lub kuchni. Czyli jeśli mieszkanie jest dwupokojowe, to komornik będzie mógł zainkasować 5.000 zł (bo kuchnia to też „izba”).
Zanim po te pieniądze zgłosi się do dłużnika-lokatora, to najpierw właściciel będzie musiał sam opłacić procedurę. Na podstawie najmu okazjonalnego (jeśli zawarliśmy odpowiedni punkt w umowie) może być na to przeznaczona kaucja, którą wpłacił lokator.
Ale to oznacza, że jeśli wynajmujemy mieszkanie np. trzypokojowe z kuchnią, to hipotetyczna kaucja, która daje minimum spokoju właścicielowi powinna wynosić np. 3.500 zł miesięcznego czynszu plus prawie 6700 zł na poczet hipotetycznych opłat komorniczych. Pierwszy pogratuluję komuś, to kto znajdzie najemcę, który zgodzi się zapłacić 10.000 zł kaucji.
Mina nr 4. „Jednak nie mamy się gdzie wyprowadzić”
I teraz najważniejsza, a w zasadzie największa mina. Cała konstrukcja najmu okazjonalnego „wisi” na jednym, jedynym oświadczeniu właściciela mieszkania, do którego teoretycznie mógłby się wprowadzić lokator.
Wyobraźmy sobie, że ów „dobry wujek” państwa Kowalskich po pół roku cofa swoją zgodę na ich zamieszkanie u niego w razie eksmisji. Wtedy właściciel, pan Marek, może wypowiedzieć umowę najmu, chyba, że państwo Kowalscy w ciągu 21 dni znajdą kogoś, kto podpisze nowe oświadczenie, że przyjmie ich pod swój dach. Ale właściciel musi ocenić czy opłaca mu się angażować siły i środki na szukanie nowych lokatorów, czy też może zaryzykować i ciągnąć zabawę z Kowalskimi, bo do tej pory i tak płacili regularnie.
Ale… w czarnym scenariuszu Kowalscy mogą przemilczeć to, że nie mają już lokalu zastępczego i nic im nie można zrobić! Właściciel dowie się o tym, dopiero, gdy zawnioskuje o eksmisje!
Jeśli Kowalscy nie wyprowadzą się po dobroci, to z krótkiej ścieżki eksmisji wyjdą nici, bo przecież „nie mają innego lokum”. W tej sytuacji komornik wstrzyma się z dokonaniem eksmisji o wiele miesięcy do czasu, aż gmina wskaże dłużnikowi tymczasowe pomieszczenie. Ponownie wchodzą w grę przepisy o zakazie eksmisji w „okresie ochronnym”. Te same, których pan Marek chciał uniknąć podpisując umowę najmu okazjonalnego, zamiast zwykłej umowy najmu.
Czy skoro tak łatwo wymigać się od zasadniczych postanowień umowy najmu okazjonalnego, czy jej podpisywanie w ogóle ma sens, czy służy raczej do stworzenia pozorów bezpieczeństwa dla właściciela?
źródło zdjęcia: PixaBay