Z największych polskich banków od początku roku „ulotniło się” 23,3 mld zł wartości rynkowej. To nie tylko „zasługa” wyroku TSUE, ale zamieszanie wokół kredytów frankowych, których banki mają w portfelach za 120 mld zł, miało na pewno w tym udział. Czy niskie ceny akcji banków to okazja do zakupów? A może właśnie teraz, gdy stało się jasne, że franki nie rozejdą sie bankom po kościach, zacznie się rzeź?
W czwartek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) nie zaskoczył i wydał wyrok zgodny z majową opinią Rzecznika Generalnego. Jest to orzeczenie korzystne dla frankowiczów, choć niesie też ze sobą pewne znaki zapytania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj więcej na ten temat w tekście: Co nam mówi orzeczenie TSUE w sprawie polskich kredytów frankowych? Wskazówka dla sądów i… jeden duży znak zapytania
TSUE uznał, że można unieważnić całą umowę kredytu walutowego, jeśli zawarto w niej nieuczciwe klauzule. Głównym wskazaniem dla podjęcia przez sąd takiej decyzji ma być interes kredytobiorcy. Główny wniosek jest taki, że w sumie rację miał prezes Jarosław Kaczyński, który poradził frankowiczom, że powinni sprawiedliwości szukać w sądzie.
To orzeczenie zwiastuje wysokie koszty dla banków – choć z naszej niedawnej analizy wynika, że nie takie znowu miażdżące – więc trudno się dziwić, że posiadacze akcji banków mieli nerwowy poranek.
Po ostatnich spadkach cen akcji banków wielu analityków zawyrokowało, że ewentualny niekorzystny wyrok TSUE jest już uwzględniony w wycenie banków. Notowania między godziną 9.00, a 9.30, gdy zaczęła się rozprawa w TSUE, rosły nawet po 7-10% (przodowały akcje mBanku i Banku Millennium, w których portfelach udział franków jest relatywnie największy). Potem karta się odwróciła, i widzieliśmy nawet 10-procentowe spadki (znów najbardziej „wsławił” się Millennium), a na koniec zatriumfował kolor zielony.
Wyrok TSUE a ceny akcji banków. Z dużej chmury mały deszcz?
Generalnie czwartek 3 października nie jest „czarnym czwartkiem” dla banków. Nie zmienia to faktu, że obserwujemy rozciągniętą na wiele miesięcy erozję wartości polskich banków i to pomimo ich rosnących zysków.
Indeks pokazujący zmiany cen akcji banków – WIG-Banki – swój ponad 2-letni dołek „zaliczył” 27 sierpnia. Było to na kilka dni przed wywiadem, w którym szef PFR Paweł Borys powiedział, że boi się wyroku TSUE, bo może on wywołać prawdziwy kryzys gospodarczy”. Od początku roku stracił 8%. A poszczególne banki?
- mBank stracił 4,2 mld zł wartości rynkowej, dziś jest wart 13,6 mld zł
- PKO BP – spadek wartości o 3,4 mld zł, do 46,6 mld zł
- Pekao – zjazd wartości o 2,5 mld zł, do 26 mld zł
- Bank Millennium – przecena rynkowa o 2,9 mld zł, do 7,8 mld zł
- Citi Handlowy – jest wart o 1,6 mld zł mniej, tylko 6,5 mld zł
- Santander – spadek wartości o 6,5 mld zł, do 30,3 mld zł
- Alior Bank – przecena wartości rynkowej o 2,2 mld zł, do 4,75 mld zł
- Getin Noble Bank – spadek o 125 mln zł – do 313 mln zł (ale ten bank ma inne problemy).
- ING – wzrost wartości o 2,2 mld zł, do 25,6 mld zł
W sumie największe banki straciły na wartości od początku roku 23,3 mld zł. Gdyby za punkt odniesienia przyjąć majowe lokalne szczyty, to kursy takich banków jak Millenium czy Getin są o 40-50% poniżej tamtych wartości! Czy to nie lekka przesada?
Najwięcej frankowych kredytów ma PKO BP (22,1 mld zł), Millennium (15 mld zł), mBank (14,8 mld zł) i Getin Noble Bank (9,4 mld zł). Patrząc na ich obecne wyceny rynkowe widzimy, że mBank i Bank Millennium są już notowane przy cenach nie odzwierciedlających nawet wartości majątku tych firm! W przypadku Millennium nawet wskaźnik ceny rynkowej do zysku przypadającego na akcję ma wartość jednocyfrową – czyli niską jak na instytucję, która jest stabilna i przynosi zyski.
Trzeba brać pod uwagę, że banki zaczną odpisywać po kilka miliardów złotych rocznie na frankowe zamieszanie, ale to nie powinno zabić rentowności banków. Zysk sektora w 2018 r. wyniósł na czysto 14,7 mld zł i był to najlepszy wynik od 2014 r. A ten rok może być jeszcze lepszy. Banki zarobiły do sierpnia 10,6 mld zł, o 1,8% więcej niż w ubiegłym roku.
Czytaj więcej: Budżet na 2020 r. ma nie mieć deficytu? Fajnie, ale… Oto trzy rzeczy, których nie mówi nam premier Mateusz Morawiecki
Zamieszanie z frankami: to okazja, by tanio kupić sobie bank?
Sektor trapią niskie stopy procentowe, rosnące obciążenia regulacyjne (składki na BFG, wymogi kapitałowe, podatek bankowy), no i politycy. Jak mówili niedawno prezesi największych banków w Polsce, których posadzono przy jednym stole, są trzy powody, dla których bankowy biznes jest coraz trudniejszy.
Do listy niewiadomych, które utrudniają szacowanie zysków banków w przyszłości (np. jak wpłynie na nie dyrektywa PSD2 pozwalająca fintechom „przypinać się” do danych o klientach), co ze stopami procentowymi i ze wzrostem gospodarczym dochodzi właśnie kolejny element – rezerwy na odszkodowania za kredyty frankowe. Nie wiadomo ilu frankowiczów pójdzie do sądu i jakie w każdym przypadku będą orzeczenia.
Czy to wszystko jest już „w cenie”? Wyceny banków po ostatnich obniżkach są dość atrakcyjne, co sugerują wskaźniki cena do wartości księgowej (C/WK). To wskaźnik, który pokazuje realcję między giełdową, aktualną wartością spółki, a tym jaki ona ma majątek, ile on jest wart na papierze. Wskaźnik C/WK poniżej 1 oznacza zwykle, że akcje są niedowartościowane. Tylko w kilku bankach – PKO BP, Pekao (1,18), Santander (1,25) i ING (1,77) ten skaźnik jest powyżej 1.
Ale patrząc z drugiej strony: czy obciążone dodatkowo banki będą w stanie zwiększać rentowność? Dziś polskie banki osiągają rentowność kapitału własnego (ROE) na poziomie 7%. Poziom sensowny z punktu widzenia inwestora, który wykłada pieniądze na zakup akcji i chce pozostać w spółce na lata, żyjąc z dywidendy, to jakieś 10%, a przed kryzysem banki miały 20% rentowności. Dziś tyle ma tylko przemysł samochodowy ;-)).
Polski sektor bankowy to nie jest już kura znosząca złote jaja i dla inwestorów sprawa kredytów frankowych może być idealnym pretekstem, żeby pozbyć się kłopotliwych aktywów, nawet jeśli wyceniane są tanio, tylko niewiele wyżej, niż „goła” wartość murów ich siedzib, placówek i logotypów. To dlatego nie ma już z nami takich zagranicznych inwestorów jak UniCredit, CarloTassara, Allied Irish Bank, KBC, Fortis, Nordea, Deutsche Bank, Rabobank, a walizki pakuje Commerzbank.
Tym niemniej sytuacja wokół banków jest dziś na tyle nerwowa, że nie zdziwiłbym się, gdyby niektórzy inwestorzy polowali na okazje do zakupu w postaci zjazdu ceny któregoś z porządnych, przynoszących zyski banków do poziomu, przy którym C/WK jest poniżej 1, a C/Z osiąga wartość jednocyfrową.
Pamiętajmy, że banki to oliwa dla gospodarki – one będą zawsze potrzebne i zawsze będą nieźle zarabiały na obracaniu pieniędzmi. A i bankowe dywidendy nie należą do najniższych (Pekao i Santander wypłaciły ostatnio tyle, że można to porównać z loaktą na 6,6%, a Citi Handlowy – porównywalnie z depozytem na 7,5%). To może być „promocja” lepsza, niż konto za zero złotych ;-).
źródło zdjęcia: TSUE