Panu Tomaszowi nie spodobało się, że już po zamknięciu konta dostał od swojego byłego banku SMS-y z promocyjnymi ofertami pożyczek i innych usług finansowych. „One mają być wabikiem, żeby ściągnąć mnie do oddziału” – mówi. A gdy bank miał problem żeby SMS-y wyłączyć, pan Tomasz zdecydował, że chce zadośćuczynienia. I to niemałego. A bank zdaje się odpowiadać: „wyluzuj, człowieku, przecież to tylko SMS”
W związku z RODO klienci mają więcej praw w sporach z firmami, które bez zgody przetwarzają ich dane i – co gorsza – wykorzystują je do celów marketingowych. Operatorzy kablowi i banki nie mogą już też prezentować na kontach abonenckich spersonalizowanych ofert.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zgłosił się do nas pan Tomasz, którego historia brzmi znajomo dla każdego, kto zrezygnował z usług jakiejś firmy. Chodziło oczywiście o nakłonienie czytelnika do powrotu. W tym przypadku klient nie miał na to najmniejszej ochoty. I stąd wziął się problem.
Czytaj też: Ważne orzeczenie NSA w sprawie UPC. Cofnąłeś zgody marketingowe? Firma nie może ci wyświetlić żadnej reklamy
Pan Tomasz relacjonuje, że zamknął konto w Eurobanku, ale nie wypowiedział zgody na przetwarzanie danych osobowych, nie wycofał też zgody na otrzymywanie od banku ofert handlowych. „OK, mój błąd” – przyznał później.
Jak można się było tego spodziewać, bank nie omieszkał wykorzystać tego niedopatrzenia klienta. Wkrótce pan Tomasz dostał SMS-ową propozycje jakiegoś hiperkonta i pożyczki – z zaproszeniem do odwiedzin w oddziale. To skłoniło naszego czytelnika do tego, by jednak domknąć „procedurę rozwodową” i cofnąć zgody marketingowe. Udało się, choć nie bez problemów, bo danych klienta nie było już w bazie banku. Pan Tomasz myślał, że temat został zamknięty. Niestety, nic bardziej mylnego: SMS zapraszający do wizyty w oddziale znów przyszedł.
„My wysyłamy reklamy?” Bank nie uwierzył, dopóki nie zobaczył
Pan Tomasz postanowił dalszą procedurę prowadzić już w formie bardziej oficjalnej. Najpierw dopytał bank e-mailem, czy wycofanie zgód marketingowych i potwierdzenie tegoż faktu wydanym przez bank dokumentem jest wystarczające, żeby propozycje produktowe nie były do klienta kierowane. Otrzymał potwierdzenie, że to powinno zadziałać automatycznie i żadne oferty przychodzić już nie powinny.
Pan Tomasz upewnił się jeszcze raz: „czy na pewno nic więcej klient nie może zrobić, by unikać kontaktu z firmą?”. Odpowiedź była jednoznaczna: to jest maksymalny poziom „zabezpieczeń”. Cóż, jak widać zabezpieczenia w tym przypadku puściły. Nic już nie stało na przeszkodzie by złożyć reklamację.
Ale nie skończyło sie na żądaniu, by bank zaprzestał molestowania. Pan Tomasz poprosił o 2000 zł zadośćuczynienia na konto fundacji Anny Dymnej „Mimo wszystko” oraz 2000 zł na jego prywatne konto. Bank początkowo zaprzeczył, że wysyłał do klienta jakiekolwiek ofetty marketingowe.
„Po przesłaniu dowodów w postaci screenów, bank nagle zmienił zdanie i reklamację uznał za zasadną (nie przypuszczano chyba że będę w staniu uwodnić rozsyłanie spamu), ale niestety zadośćuczynienia nie zamierza wypłacić”
Pan Tomasz stwierdził, że jest w stanie zrezygnować kwoty 2.000 zł dla siebie, ale jednak całkiem ustąpić nie może. Nieprzestrzeganie przez bank regulaminów, RODO i wysyłanie spamerskich wiadomości powinno być napiętnowane, więc czytelnik poinformował bank, że z drugiej części zadośćuczynienia zrezygnować nie zamierza. Sprawa jest w toku. Niewykluczone, że skończy się w sądzie, bo na razie nie widać, by bank zamierzał się ugiąć.
UODO daje drogowskazy
Jeśli chodzi napiętnowanie, to mamy nadzieję, że po publikacji artykułu bankowi informatycy, usprawnią działanie baz danych, żeby po rezygnacji klienta z otrzymywania ofert, faktycznie one nie przychodziły. Ale co zadośćuczynieniem, czy pan Tomasz słusznie się go domaga?
Zapytaliśmy w Urzędzie Ochrony Danych Osobowych jaka powinna być ścieżka, którą mogą podążać osoby w podobnej sytuacji jak pan Tomasz. Okazało się, że opcje są trzy, a prowadzić można każdą z nich równolegle.
- Jeśli osoba ma wątpliwości, czy administrator właściwie postępuje z jej danymi, w tym przestrzega jej praw, ma prawo złożyć skargę do Prezesa UODO wskazując jakich działań oczekuje od organu (możemy domagać się usunięcia danych, sprostowania danych, ograniczenia przetwarzania danych).
- Zgodnie z art. 79 ogólnego rozporządzenia o ochronie danych, każdy, kto uważa, że jego dane osobowe są przetwarzane niezgodnie z prawem, może (niezależnie od tego, czy zdecydował się skierować skargę do Prezesa UODO) dochodzić swoich praw przed sądem powszechnym.
- Ponadto każda osoba, która uważa, że w wyniku naruszenia przepisów RODO poniosła szkodę majątkową lub niemajątkową, ma też prawo żądać od administratora lub podmiotu przetwarzającego odszkodowania, do czego uprawnia ją art. 82 RODO. Ocena co do zasadności ewentualnego odszkodowania leży jednak w gestii sądów, nie zaś Prezesa UODO.
Zgaduję, że opcja nr 1 to nie jest coś, co by zadowalało pana Tomasza. W zasadzie tylko opcja nr 2 wydaje się być ścieżką dla naszego czytelnika – sprawę zawsze można oddać do sądu i walczyć o zadośćuczynienie. Natomiast gdyby udało się udowodnić, że czytelnik poniósł jakieś szkody, wtedy otwarta byłaby droga do odszkodowania – czyli wariant trzeci. Eurobank ze względu na tajemnicę chroniącą relacje z klientem, nie komentuje sprawy.
źródło zdjęcia: PixaBay