Też to macie? Szlag mnie trafia, gdy słyszę w kawiarni pytanie: „czy zbiera pan pieczątki”? Tak, zbieram i zaraz gubię te ich głupie kartoniki. I nigdy nie rozumiałem dlaczego kawiarnianych programów lojalnościowych nie można „zwirtualizować”, czyli zamknąć w smartfonowych aplikacjach mobilnych. I wygląda na to, że się doczekałem. Przetestowałem aplikacje mobilne Green Caffe Nero, Starbucks i Costa Coffee. I wiecie co? Każda jest inna. Którą polubiłem najbardziej?
Nie jestem szczególnie przywiązany do żadnej sieci kawiarnianej. Wszystko mi jedno gdzie zasiadam, najbardziej i tak lubie kawę z domowego automatu (wychodzi jakieś dziesięć razy taniej, niż w kawiarni). Nie zmienia to faktu, że w kawiarniach bywam, zwykle kupuję w nich małą latte i przeważnie pobierałem pieczątki lojalnościowe, które natychmiast gubię.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na szczęście od niedawna ten rytuał się zmienia, bo zamiast kartonikowych kart na pieczątki największe sieci zaczęły promować swoje aplikacje mobilne. Czy opłaca się je ściągnąć? Jakie oferują przyjemności i czy wystarczająco przyjemnie się z nich korzysta, by zajmowały cenną pamięć w naszych smartfonach? Ściągnąłem apki trzech największych sieci – Caffe Nero, Starbucksa i Costa, żeby się nimi pobawić. I co?
Costa, Starbucks i Caffe Nero: trzy apki, trzy pomysły
Każda jest inna i każda ma nieco inną funkcję. Najmniej „zaawansowana” jest ta od Costy. To w zasadzie cyfrowa wersja pieczątek i nic więcej. Żeby nabić „ziarna” (za każdych 10 zł jedno ziarno, czyli równoważnik pieczątki) trzeba uruchomić aplikację i samoobsługowo zeskanować w specjalnym czytniku QR kod, który się wówczas pokazuje.
Pozostałe dwie aplikacje oferują też możliwość płacenia smartfonem za kawę. Nie wiem czy to kogoś podnieci w erze Apple Pay i Google Pay, ale uiszczanie rachunku w kawiarni via aplikacja odbywa się za pomocą QR kodów, które wyświetlają się w aplikacji. W Caffe Nero trzeba najpierw przypiąć do aplikacji źródło pieniądza (czyli po prostu kartę płatniczą), zaś w aplikacji Starbucksa doładować portmonetkę pre-paid.
Pomysł Starbucksa wygląda na sprytniejszy, bo najmniejsze możliwe doładowanie wynosi 50 zł i jak już klient się na to skusi, to prędzej czy później będzie musiał te pieniądze tam wydać. Ale w obu aplikacjach trzeba za pierwszym razem podać dane karty, więc od strony „startowych” niedogodności jest remis.
Ale to remis ze wskazaniem na apkę Caffe Nero, bo tutaj kartę można zeskanować i formularz sam się wypełni (poza kodem CVV z odwrotu, ktory wpisuje się ręcznie), a w Starbucksie (współpracuje z PayU) dane karty trzeba pracowicie wpisać samodzielnie.
Czytaj też: Nowy pomysł handlowców. Zamów zakupy spożywcze online i odbierz w ulicznej lodówce. Czy to się może udać?
Czytaj też: Automat z przekąskami i napojami ma już sztuczną inteligencję. I co? I strach podejść
14 ziaren zamiast pieczątek
Co można „ugrać” biorąc udział w zbieraniu punktów lojalnościowych za pomocą aplikacji? W Costa żeby zasłużyć na coś miłego trzeba zebrać 14 ziaren, czyli wydać ponad 140 zł. Ale cztery ziarna dostałem już za ściągnięcie aplikacji i rejestrację (czyli podanie e-maila), a trzy na urodziny. Potem była kawa i ciastko oraz mała latte w dwóch transakcjach i tym sposobem mam już 10 ziaren. Jak zbiorą 14 to będę miał darmową kawę. Juz teraz dostałem 15% zniżki na jedną z trzech sezonowych kaw smakowych (czyli tych droższych).
A jeśli ktoś korzystał ze starej, analogowej wersji programu lojalnościowego, opartego na plastikowej karcie? Musi zadzwonić do Costy albo napisać e-maila i mu wymienią stare punkty na nowe ziarna. Bolesne.
Czytaj też: Na stacjach Orlenu zapłacisz już przy dystrybutorze, bez wchodzenia do sklepu! Testowałem Orlen Pay
Czytaj też: Idzie era ekranów, które z nami „rozmawiają”. Sprzedadzą nam to, co pokazują i z nami poćwiczą
Płać aplikacją i zostań „syropowym goldem”
W apce Starbucksa za zarejestrowanie dostałem 40 punktów, co wydawało mi się dużą wartością, dopóki nie ogarnąłem, że żeby cokolwiek tutaj ugrać muszę zdobyć tych punktów drugie tyle. A po zakupie kawy za 15 zł (z doładowania wartego 50 zł, więc będę musiał tam jeszcze wrócić) punktów przybyło tylko 7. Jak łatwo policzyć od pierwszej nagrody dzieli mnie jeszcze mniej więcej 80 zł. A nagrodą będzie mała lub średnia kawa gratis.
Generalnie darmowa kawa jest co 80 pkt. A jak zbiorę łącznie 200 pkt, to osiągnę status „gold” i będę mógł dostawać też za darmo syrop smakowy, wzmocnienie kawy o drugie espresso lub bitą śmietanę. No, ale od złota dzieli mnie jeszcze całkiem sporo – ponad 150 pkt. i 300 zł wydanych w Starbucksie.
Po wykonaniu tych obliczeń moja motywacja, by spróbować zostać w Starbucksie VIP-em nieco spadła, choć doceniam, że ta apka – jako jedyna w omawianym dziś towarzystwie – zawiera elementy tego typu „awansu społecznego”, pięcia się w drabince oraz stawanie się lepszym człowiekiem. To na swój sposób urocze.
W Starbucksie mogę wybrać wzór karty (mało istotny gadżet, ale darowanej customizacji w zęby się nie zagląda). Szkoda, że nie mogę umieścić na karcie zdjęcia z własnej biblioteki w smartfornie. Można też aktywować funkcję płacenia poprzez potrząsanie (shake to pay). Nie próbowałem, bo nie lubię straszyć ludzi. A nuż pojawi się jakiś kawosz z służb specjalnych i rzuci mnie na glebę w odpowiedzi na nieskoordynowane ruchy?
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Wirtualną kartę Starbucksa mogę przypiąć do Apple Wallet (to miłe), a jeśli wcześniej miałem plastikową kartę lojalnościowa, to mogę ją zarejestrować w aplikacji (też miłe).
Jeśli dobrze czytam sytuację, to aplikacja Starbucksa ma to do siebie, że aby zbierać punkty trzeba nią płacić. A żeby nią płacić trzeba ją doładować. I to jest pewien ból, chociaż możliwe jest doładowanie apki gotówką w kawiarni, nie trzeba więc od razu przypinać karty i doładować aplikacji kwotą co najmniej 50 zł. Generalnie jednak tutaj zbieranie punktów jest połączone z transakcyjnością, co samo w sobie rodzi pewne rozterki ;-).
Kupon w smartfonie. Nawet podobny
Pod tym względem aplikacja Green Caffe Nero jest najbardziej elastyczna. Tutaj mogę po prostu zbierać pieczątki (wirtualna karta wygląda tak samo, jak papierowa, tyle, że jest w smartfonie, więc jej nie zgubię), albo zbierać pieczątki i płacić przypiętą do aplikacji kartą płatniczą (za pomocą QR kodów). Za jedną kawę dostaję jedną pieczątkę. Jeśli chcę przenieść pieczątki z karty papierowej – muszę ją pokazać bariście przy pierwszym zakupie z aplikacją.
Koncepcja jest prosta – co dziesięć pieczątek mam darmową kawę. Jeśli mam szczęście i trafię na promocję, to za jedną kawę i kilkanaście wydanych złotówek dostanę dwie pieczątki, ale generalnie system jest taki, że jedna kawa równa się jedna pieczątka.
W sumie chyba ta aplikacja podoba mi sie najbardziej. Daje stosunkowo dużo możliwości i elastyczności. Przeliczniki nagród? Turaj też wygrywa Nero, choć przecież nie oznacza to, że kupowanie tam kawy jakoś szczególnie się opłaca ;-)). Ale nie ulega wątpliwości, że łatwiej zebrać 10 pieczątek w Green Caffe Nero, niż 14 ziaren w Costa oraz 80 gwiazdek (trzeba zapłacić 160 zł!) w Starbucksie.
———————————————-
Oszczędzaj z Samcikiem: najlepsze lokaty, konta oszczędnościowe i przegląd bankowych promocji live
Teraz na „Subiektywnie o finansach” mamy aktualizowane na bieżąco rankingi najlepszych produktów oszczędnościowych oraz przegląd okazji bankowych dla „wyjadaczy wisienek” oraz poławiaczy perełek ;-). Zajrzyjcie i zacznijcie oszczędzać z Samcikiem:
Tutaj znajdziecie najnowszy ranking najlepiej oprocentowanych depozytów
Tutaj jest świeżutki jak bułeczki w piekarni przegląd najwyżej oprocentowanych kont oszczędnościowych
Tutaj jest zestawienie wszystkich promocji, w których bank zapłaci Wam kasę za założenie konta, karty lub lokaty