4 marca 2019

Pojedynek bankowych imperatorów. Państwowi giganci zarobili w zeszłym roku rekordowe pieniądze. A ich prezesi? Kto zasiadł na tronie?

Pojedynek bankowych imperatorów. Państwowi giganci zarobili w zeszłym roku rekordowe pieniądze. A ich prezesi? Kto zasiadł na tronie?

Choć nie wszystkie banki pochwaliły się już swoimi wynikami za zeszły rok, to wiemy już ile zarobili bankowi giganci – PKO BP, Bank Pekao oraz Santander. Przy tej okazji postanowiłem sprawdzić kto wygrał pojedynek państwowych imperatorów na… pensje prezesów

Wprawdzie od pewnego czasu, opisując bankowy krajobraz, pisałem o „wielkiej piątce” największych w Polsce instytucji finansowych, ale po ostatnich fuzjach ta czołówka się podzieliła. mBank i ING zostały nieco w tyle, zaś Santander (dzięki przejęciu części Deutsche Banku) dołączył do odwiecznych liderów – PKO BP i Banku Pekao. Te trzy instytucje, dysponujące aktywami między 200 a 300 mld zł, nadają dziś ton rywalizacji w branży bankowej.

Zobacz również:

Rekordowe zyski banków. Na czym zarabiają?

Dziś roczny raport z działalności opublikował PKO BP, zdecydowanie największy bank w kraju, obchodzący właśnie stulecie działalności. Gdy gospodarka pędzi, bankowcy nie mają problemu z zarabianiem pieniędzy, więc nie dziwi, że PKO BP zanotował na koniec 2018 r. najwyższy zysk w swojej historii – 3,33 mld zł (rok wcześniej było o ponad pół miliarda złotych mniej).

Największy rywal, zrepolonizowany „Żubr”, osiągnął w tym czasie 2,29 mld zł zarobku. A największy prywatny bank w kraju – Santander – kilka dni temu zaraportował 2,36 mld zł czystego zysku. W przypadku obu tych banków trudno o bezpośrednie porównania z 2017 r., bo w obu było sporo zmian (Pekao „rozwodził się” z UniCredit, a Santander „połykał Niemców”).

W przypadku całej trójki banków kluczowe znaczenie dla poprawy wyników miała podstawowa działalność – czyli zbieranie możliwie najtaniej pieniędzy od klientów depozytowych i przetwarzanie ich na możliwie najdroższe kredyty. Tę misję polscy bankowcy od lat doprowadzają do perfekcji. Co roku, gdy już się wydaje, że lepiej „wyciskać” się nie da, to oni znów pokazują, że jednak można.

W PKO BP przychody z odsetek od kredytów wzrosły o 430 mln zł, w Banku Pekao – o równe 400 mln zł, zaś w Santanderze – o 280 mln zł. To po części kwestia podwyższania oprocentowania, a po części – wyższej sprzedaży kredytów.

Za to koszty odsetek od pieniędzy pożyczanych m.in. od klientów albo spadały, albo rosły, lecz znacznie wolniej niż dochody z kredytów. W PKO BP w zeszłym roku koszty odsetek były mniejsze o 160 mln zł (ten bank rok w rok testuje cierpliwość swoich klientów depozytowych coraz niższymi odsetkami), zaś w Pekao i Santanderze wzrosły, ale łącznie tylko o 280 mln zł. A więc mniej niż o połowę ekstra-zysku tych banków z kredytów.

Może banki nie doiłyby tak posiadaczy depozytów, gdyby nie podatek bankowy. Dla każdego z banków to kilkaset milionów wyjęte z kieszeni. I te pieniądze trzeba gdzieś „zorganizować”, m.in. proponując niskie odsetki od depozytów. Dziwnym trafem od czasu wprowadzenia podatku bankowego zyski żadnego z największych banków nie spadły. To tak, gdyby ktoś się zastanawiał skąd rząd ma pieniądze na ich rozdawanie przed wyborami. Tak, z Waszych oszczędności.

Pojedynek bankowych imperatorów. Jagiełło vs Krupiński

Ale ja nie o tym chciałem. W raportach rocznych banków najbardziej zaciekawiają mnie zawsze pozycje dotyczące wynagrodzeń ich menedżerów. Kto tym razem wygrał pojedynek „imperatorów”, czyli prezesów zarządzających największymi w Polsce bankami? Jeszcze kilka lat temu takie porównania były nudne, bo z góry wiadomo było, że najlepiej wynagradzanym bankowcem jest Luigi Lovaglio, prezes Pekao. Rocznie wyciskał on nawet do 13 mln zł i żaden inny bankier nie mógł się z nim równać.

Czytaj więcej: 45.000 zł… dziennie. Tyle zarabiał najlepiej wynagradzany prezes banku. Nawet piłkarze wymiękali

Ale Lovaglio już odszedł w siną dal (choć niedawno spotkałem go w uroczej, sopockiej restauracji), zaś „Żubr” został zrepolonizowany i dziś dwa największe banki w kraju są pod kontrolą rządu. Jak się w nich zarabia? Który „państwowy” prezes wygrywa pojedynek na paski płacowe?

Prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło nigdy nie mieścił się w czołówce najlepiej wynagradzanych bankierów, choć przecież zarządza największym i najbardziej dochodowym bankiem w kraju.

Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jego podstawowa pensja wynosi zaledwie 15-krotność średniej krajowej, czyli w zeszłym roku 793.000 zł. Dzieląc to na dwanaście miesięcy i odejmując podatek nie wyjdzie więcej niż 50.000 zł miesięcznie. Prawie tyle samo zarabia pewna dyrektorka w NBP. Na szczęście są jeszcze premie za wyniki. Te w zeszłym roku wywindowały zarobki Zbigniewa Jagiełły do poziomu 1,85 mln zł.

Czytaj też: Jak długo trzeba popracować w NBP, żeby już nie musieć nigdy nigdzie pracować? Liczymy!

Co na to Michał Krupiński, prezes drugiego państwowego bankowego molocha? Jego podstawowa pensja jest mniej więcej dwa razy wyższa niż Zbigniewa Jagiełły – 1,7 mln zł. Ale za to premie za wyniki mniejsze. W sumie Krupiński ma na pasku płacowym 2,1 mln zł. Więcej niż Jagiełło, choć „powierzchnia” jego imperium mniejsza.

Przy założeniu, że od pensji trzeba odprowadzić podatek, po jego odciągnięciu wyjdzie pewnie jakieś 100.000-130.000 zł miesięcznie pensji obu menedżerów (trochę więcej Michała Krupińskiego i trochę mniej Zbigniewa Jagiełło). Wstydu nie ma, chociaż bezapelacyjnie lepiej jest kierować bankiem prywatnym niż państwowym.

A tymczasem… Byli menedżerowie Idea Banku zatrzymani przez prokuraturę. Ale system, który wymyślili, wciąż się przydaje

Bankowy dream team. Należysz? Przytulasz 300.000 zł… miesięcznie

Nie ma co prawda jeszcze danych o wynagrodzeniach wszystkich prezesów dużych banków w Polsce, ale ci, którzy je opublikowali, generalnie zjadają szefów obu „PKO” na śniadanie. Michał Gajewski, który zarządza bankiem Santander (dawniej BZ WBK) ma 2,1 mln zł podstawowej pensji, a po doliczeniu premii w zeszłym roku przyjął 2,87 mln zł. Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku, w „podstawie” ma już 2,5 mln zł, zaś po doliczeniu bonusów – 3,97 mln zł.

Wielkie pieniądze zgarnia też Cezary Stypułkowski, prezes mBanku. Jeszcze w 2017 r. jego podstawowa pensja wynosiła 2,66 mln zł, ale chyba była jakaś podwyżka, bo w 2018 r. jego podstawowy kontrakt to już 3,58 mln zł. Jeśli zaś dorzucić bonusiki – wyjdzie 5,05 mln zł. Dużą szansę na laur lidera bankowych zarobków ma Joao Jorge Bras, prezes Banku Millennium, który łącznie z premiami w zeszłym roku zainkasował 5,3 mln zł.

Średnie wynagrodzenie tandemu Jagiełło-Krupiński to 1,9 mln zł, a średnia wypłata „drużyny gwiazd” Stypułkowski-Bartkiewicz-Bras wynosi już 4,8 mln zł. Jeśli więc „państwowi” inkasują miesięcznie na rękę po 100.000-130.000 zł, to „prywaciarze z górnej półki” już 280.000-320.000 zł (w zależności od tego jak wysokie podatki płacą).

No i co powiecie? Na moje oko jeśli prezes banku zarabia nie więcej niż 10-15 razy tyle, ile przeciętny pracownik, to organizacja jest w stanie w miarę normalnie funkcjonować. Natomiast nie wiem jak motywuje się do pracy ludzi w firmach, w których prezes zarabia 50-60 razy tyle co pracownik „liniowy”. To musi być ciut patologiczny układ.

Czytaj też: Ile powinien zarabiać prezes, a ile zwykły pracownik? Przeciętny prezes zarabia 100 razy tyle, ile pracownik, a powinien zarabiać najwyżej 10-20 razy więcej. Są na to badania!

Czytaj też: Bras, Sikora, Stypułkowski – ile dostają za godzinę myślenia?

Czytaj też: Nie zarabiasz tyle, ile prezes banku? Ale może masz lepsze bonusy. Urlopu ile chcesz, konsjerż w pakiecie socjalnym i pensja płacona aż do śmierci

Pożegnanie z bankiem warte zwykle 4 mln zł

A tak na marginesie: najlepiej w banku zarabia się… odchodząc z tego banku. Wystarczy zerknąć na odprawy kilku odprawionych menedżerów, żeby się o tym przekonać. Najlepiej wynagrodzonym w 2018 r. pracownikiem w Banku Pekao był Andrzej Kopyrski, który z końcem listopada pożegnał się z „Żubrem”.

Odebrał za ten okres 2,15 mln zł wynagrodzenia stałego i premii oraz 2,15 mln zł odprawy i świadczenia z tytułu zakazu konkurencji. W sumie – 4,28 mln zł. No, ale nie ma co zazdrościć, niewykluczone, że teraz były wiceprezes Pekao będzie przez jakiś czas musiał zabijać nudę (skoro nie wolno mu się zatrudnić w innym banku), a to kosztowne zajęcie.

Z kolei w Alior Banku – to ta sama grupa kapitałowa, co Pekao – na stanowisku prezesa niezbyt długo zagościła Katarzyna Sułkowska. Sprawowała zaszczytną funkcję przez osiem miesięcy (od marca do października). Jej podstawowe wynagrodzenie za ten okres wyniosło 1,44 mln zł, premia 900.000 zł, zaś odszkodowanie za skróconą kadencję i zakaz konkurencji – 1,44 mln zł. W sumie była szefowa Alior Banku zainkasowała 3,98 mln zł.

Zdjęcie tytułowe: portrety prezesów pochodzą z internetowych archiwów „Pulsu Biznesu”www.businessinsider.pl, tron pochodzi z reklamy Eurojackpot, zaś monety – z zasobów Pixabay.com

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
5 lat temu

Oby tak dalej ;P

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu