Firmy doradztwa finansowego typu family office pozycjonują się nawet wyżej niż private banking. Biorą w pieczę majątek, finanse i inwestycje zamożnych ludzi, tworzą tarcze podatkowe, a nawet planują sukcesje. Każą sobie za to słono płacić. Problem w tym, że niektóre – zdaniem KNF – robią to na granicy prawa. Albo poza tą granicą
Zamożni Polacy czują się niedopieszczeni. Osób, które zarabiają dużo i bardzo dużo przybywa w takim tempie, że wydaje się, że bankowcy nie nadążają ze skrojoną dla nich na miarę – jak garnitur od Ossolińskiego – ofertą.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Według dorocznego raportu KMPG o polskim rynku luksusu w 2017 r. przybyło 31.000 osób, która zarabiają 20.000 zł brutto lub więcej. A tych, którzy mają na kontach równowartość co najmniej 1 mln dolarów jest więcej o 5.000 osób, czyli w sumie 62.000. Ci ludzie szukają nowych, rzetelnych i nieoczywistych sposobów na powierzenie i pomnażanie majątku. Gdzie trafiają?
Family office, czyli finanse rodziny na swoim
Jakiś czas temu dostaliśmy wiadomość od czytelnika, byłego pracownika private bankingu, który podzielił się swoją obserwacją na temat zachodzących na rynku zmian.
„W ostatnim czasie powstało sporo podmiotów mieniących się jako „family offices”, które najczęściej z zachodnimi pierwowzorami niewiele mają wspólnego. W ostatnich dwóch latach przez rynek przeszła fala, której skutkiem było odejście z banków pracowników obsługujących najbardziej zamożnych klientów”
O family office na łamach „Subiektywności…” jeszcze nie pisaliśmy. Co to jest? To firmy, które starają się dostarczać możliwie najwięcej usług dla osób zamożnych w jednym miejscu. W odróżnieniu od bankowych private bankingów nie ograniczają się do produktów jednej grupy bankowej. Family office może być kancelarią prawną, albo firmą inwestycyjną, która świadczy kilka rodzajów usług: zarządzania majątkiem, udzielania spersonalizowanych rad, sugestii inwestycyjnych, a czasem wręcz wprost zarządzanie majątkiem powierzonym przez klienta.
Druga – poza stricte inwestycyjną – noga działalności takich biur związana jest ze sprawami podatkowymi i księgowymi. Prawnicy family office mogą budować na zlecenie klientów struktury inwestycyjne, tarcze podatkowe, doradzać różne opcje optymalizacji majątku z wyjściem za granicę włącznie (a może nawet przede wszystkim).
Trzecia noga to wszelkie inne usługi „wealth”, czyli związane z zarządzaniem dobrobytem. Może to być przygotowywanie sukcesji firm, sprawy spadkowe, ubezpieczeniowe, finansowanie i wybór prestiżowej, zagranicznej uczelni, działalność charytatywna, może utworzenie jakiejś fundacji?
Czytaj też: Ile zarabia zwykły bogaty Polak? I co możesz zrobić, żeby wszyscy myśleli, że ty też tyle zarabiasz?
Finanse, podatki, inwestycje. W czym to jest lepsze od private bankingu?
Na świecie takich firm jest kilka tysięcy, w Polsce – nie wiadomo ile, bo różne instytucje mienią się family office – nawet działy doradcze firm konsultingowych. Jeden z pierwszych takich family office – działa do dziś – to Rockefeller Capital Management stworzony przez magnata naftowego J.D. Rockeffelra. W czasach Rockeffelra i J.P. Morgana były to dedykowane wyłącznie ich rodzinnym biznesom usługi doradcze. Dopiero potem family offices wyszły „na świat” i zaczęły świadczyć usługi niespowinowaconym.
Czym to się różni od tradycyjnych usług zarządzania majątkiem, czy private bankingu? Ma być bardziej dyskretnie, lojalnie, poufale. Rozejrzałem się kim są ludzie, którzy pracują w firmach mieniących się jako family office i co oferują: generalnie można te usługi podzielić na dwa rodzaje: pierwszy polega głównie na doradztwie prawnym i podatkowym i pomocy w ogarnianiu spraw bankowych i administracyjnych. Tym zajmują się firmy zasilone w prawników, członków rad nadzorczych, byłych pracowników firm konsultingowych.
Druga kategoria to family office, które na pierwszym miejscu stawiają usługi finansowe. Tam trafiają byli pracownicy banków, maklerzy, licencjonowani doradcy inwestycyjni. Oczywiście, zespoły mogą być przemieszane, w obwodzie kancelarii prawnej może być jakiś makler i na odwrót.
W oróżnieniu np. od usług doradców finansowych – za pomoc family office się płaci. Może być to ryczałt (np. procent od powierzonych aktywów) plus premia za osiągnięty wynik. Uważam, że dobry model. Taki doradca finansowy rzeczywiście jest po stronie klienta. Ten „zwykły”, wynagradzany przez banki i fundusze inwestycyjne, bywa sprzedawcą, który marzy tylko o tym, by wcisnąć klientowi coś, od czego płacą mu najwyższe prowizje.
Czytaj też: Liga miliarderów, czyli które kraje mają najbogatszych bogaczy?
Czytaj też: Miała „odrobinkę” szczęścia i teraz będzie mogła wydawać 100.000 zł. Dziennie. Do końca życia
1% od aktywów. A gdzie licencja?
Problem w tym, że sposób wynagradzania za usługi firm typu family office nie jest w żaden sposób regulowany. A model, w którym działa firma – i w oparciu o który bierze pieniądze – może naruszać prawo. Z listu czytelnika:
„Na czym polega moja wątpliwość wobec tych podmiotów? Otóż, nie będąc podmiotami rynku finansowego nadzorowanymi przez KNF, nie mając żadnych licencji prowadzą one działalność wynagradzaną przez klienta na zasadzie abonamentu w wysokości np. 1% od powierzonych aktywów. Jest to nielegalne, dlatego faktury wystawiają np. za „szkolenia”. Niemniej na swoich stronach internetowych piszą wprost o „powierzeniu” im majątku przez klientów”
Wygląda więc na to, że pod nosem domów maklerskich i innych firm wealth management wyrosła konkurencja, która działa bez wymaganej licencji, czyli taki finansowy Uber dla zamożnych. Ale w tym przypadku sytuacja jest bardziej poważna, bo może chodzić o miliony złotych i łamanie podstawowych zasad świadczenia usług finansowych w Polsce.
Sprawę dostrzegł KNF, który w tym tygodniu wydał komunikat. Nadzór finansowy przypomina, że bez licencji nie można:
- świadczyć doradztwa inwestycyjnego
- świadczyć zarządzania portfelami instrumentów finansowych
- pośredniczyć w nabywaniu akcji, obligacji, jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych czy też innych instrumentów finansowych.
- przyjmować lub przekazywać zleceń instrumentów finansowych
- oferować instrumentów finansowych
Czytaj też: Twoje zarobki rosną zbyt wolno? Omijają cię podwyżki? Oni sprawdzili gdzie zrobiłeś błąd
Czytaj też: Jak zamienić szkołę w megasukces finansowy? Zastouj ten trik i łatwo zaoszczędź 200.000 zł
Kto jest ten dobry, a kto jest zły?
Troska KNF o najzamożniejszych klientów łapie za serce. W końcu chodzi nie tylko o bezpieczeństwo finansów ludzi, ale też o uczciwą konkurencję – łatwiej jest prowadzić firmę bez tych wszystkich zezwoleń, kapitału, licencji i bez nadzoru KNF, ale klientowi niekoniecznie wyjdzie to na zdrowie.
Komisja ostrzega, że może za taką działalność nałożyć 5 mln zł grzywny. To poważne ostrzeżenie, jednak w komunikacie zabrakło wskazania czy nadzór złapał za rękę kogoś, kto faktycznie naruszył prawo. Nie padają żadne nazwy firm, przed którymi ostrzega KNF.
Jak mam odróżnić, czy dana firma jest fair, czy nie? KNF radzi zwrócić szczególną uwagę na zakres i charakter proponowanych usług oraz status prawny takich podmiotów. I zajrzeć w rejestr podmiotów nadzorowanych, a także a listy maklerów i doradców inwestycyjnych. Poważnym zarzutem byłoby to, że usługi doradztwa byłyby zaszywane pod hasłem szkoleń albo przez bioro, w którym nie ma żadnego doradcy inwestycyjnego wpisanego do rejestru..
Wrzuciłem w wyszukiwarkę KNF kilka nazw pierwszych z brzegu family offices, przeglądałem pod tym kątem nazwiska partnerów, wspólników i prezesów firm. Niektórzy faktycznie są na listach maklerów lub doradców inwestycyjnych. To jest już coś. Zanim skorzystacie z usług domorosłych family offices, kochani milionerzy, wrzućcie nazwiska ich twórców „na bęben” KNF.
źródło zdjęcia: YouTube/Kadr z filmu „Rodzina Adamsów” 1991 r.