Prawie 800% w 10 lat – tyle dała zarobić firma Apple. To nie musi być koniec wzrostów – wskaźniki giełdowe są niskie, a na horyzoncie są nowe produkty. Jak tanio inwestować w Apple? Wybrać akcje, a może fundusze inwestycyjne? Sprawdzamy
Apple jest nie tylko najcenniejszą spółką na świecie, bo taką jest już od dawna. Teraz producent iPhone’ów przekroczył magiczną barierę 1 000 000 000 000 dolarów, czyli 3,7 bln zł. Do czego można porównać tę kwotę? To np. ponad 11 rocznych budżetów Polski.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Taką wartość miała w historii tylko jedna firma – PetroChina i to tylko przez chwilę, podczas swojego giełdowego debiutu w listopadzie 2007 r., czyli w niemalże w szczycie hossy, na 10 miesięcy przed bankructwem banku Lehman Brothers. Dziś jej wartość to zaledwie 14% tamtego poziomu.
Musiałby się wydarzyć jakiś kataklizm, żeby Apple podzieliło losy chińskich nafciarzy. Jest wręcz przeciwnie – na rynku nie brakuje sygnałów, które sugerują dalsze wzrosty.
Apple niby rośnie, ale to Amazon imponuje
Gdybyśmy zainwestowali 1000 dolarów dokładnie 10 lat temu w Apple, dziś wyjęlibyśmy ok. 9500, w zależności od dokładnej daty transakcji, czyli 850%.
Oczywiście, z perspektywy czasu każdy może strugać mądrego. Pytanie, kto by wytrzymał nerwówkę związaną z kryzysem finansowym z lat 2008-2009 r. i trzymał cały czas akcje? Gdyby ktoś kupił Apple w dołku, czyli w pierwszym kwartale 2009 r., byłby nawet 1500% na plusie.
Dla porównania w tym samym czasie akcje innych tech-gigantów wzrosły o:
- Alphabet (czyli Google) – 750%
- Facebook (od debiutu w maju 2012 r.) – 370%
- Amazona – 2100%
Generalnie wzrost Apple o te kilkaset procent w ciągu dekady (bez dywidend) nie jest niczym niezwykłym. Wystarczy podać przykład polskich producentów gier, czy spółek biotechnologicznych, które takie wyniki wykręcają w kilka lat.
Czytaj też: Znamy najlepszą polską grę od czasu „Wiedźmina”. Producent błyszczy na GPW
Nie mam na myśli nawet wyświechtanego przykładu CD Projektu (1800-procentowy wzrost w 5 lat), ale np. 11bitStudios – 500% od debiutu w 2015 r. na rynku głównym, czy Selvita – 300% od debiutu w grudniu 2014 r. (również rynek główny – obie spółki były wcześniej notowane na NewConnect).
Za nami rekordowy kwartał, mimo braku wielkich premier
Tym, którzy nie mogą się doczekać dalszych wzrostów Apple, radzę wypić szklankę wody dla ochłody. Najbliższe dni, tygodnie to zapewne korekta kursu i spieniężenie zysków przez tych inwestorów, którzy kupili akcje wcześniej. Ale jak już kurs się obniży, to może zaatakować kolejne szczyty. Jest kilka przesłanek, które sugerują, że Apple, mimo rekordowej wartości, może jeszcze urosnąć.
Po pierwsze wskaźnik cena do zysku jest niewielki. Apple generuje ogromne ilości gotówki – co kwartał jest to kilkanaście miliardów dolarów zarobionych na czysto. Na przykład w tym tygodniu firma opublikowała rekordowe wyniki za trzeci kwartał roku podatkowego (czyli drugi kwartał kalendarzowy) – 11,5 mld dol., a więc w okresie, gdy nie było żadnej znaczącej nowej premiery.
W całym ubiegłym roku (fiskalnym) Apple zarobiło na czysto 48,351 mld dol. – to 5,8% więcej niż w poprzednich 12 miesiącach. W sumie na kontach firmy z Cupertino (po odliczeniu długu) leży sobie i czeka prawie 130 mld dol.
Wskaźnik C/Z jest niziutko. Wyrocznia mówi, że „warto”
Czy wzrosty notowań firm technologicznych nie przypominają nam tego, co działo się w 2000 r.? I czy nie grozi nam bańka porównywalna do krachu dotcomów, czyli spółek technologiczno-internetowych? Wskaźniki giełdowe tego nie sugerują – wtedy akcje były względnie droższe: wskaźnik cena do zysku (tutaj pisaliśmy o nim więcej w kontekście wyceny CD Projekt i Electronic Arts) takich firm jak Microsoft, Cisco, Intel czy Oracle były wtedy dużo wyższy i wynosił odpowiednio 59, 179, 126 i 87.
Dla porównania wskaźnik C/Z Apple wynosi aktualnie ok. 15, od debiutu iPhone’a nie przekroczyło 40 – tyle było w grudniu 2007 r., pół roku po premierze urządzenia.
Poza tym w przeciwieństwie do firm z tamtego feralnego okresu przełomu wieków, Apple ma silne fundamenty – na horyzoncie są nowe produkty. Jesienią zobaczymy nowego iPhone, a w ciągu następnych lat samochód bez kierowcy marki Apple. Jeśli produkty nie okażą się klapą, wycena firmy może jeszcze wzrosnąć.
Dla porównania, inna gwiazda amerykańskiej giełdy – Amazon, który depcze po piętach Apple z wyceną 894 mld dol., ma bardzo wyśrubowane wskaźniki na poziomie ok. C/Z ok. 140-150.
Dla wielu inwestorów cenną wskazówką może być to, że w akcje Apple wierzy nie byle kto, tylko jeden z najlepszych inwestorów na świecie, słynny Warren Buffet, którego fundusz Berkshire Hathaway jest drugim największym akcjonariuszem „Jabłka”.
Czytaj też: Jak mieć sukces w inwestowaniu? Posłuchaj tych pięciu rad Warrena Buffeta. Są warte… wróć: bezcenne!
Dzięki temu, że spółka regularnie skupuje z rynku swoje akcje (ten proces to buyback, często spotykany na polskiej giełdzie), ci, którzy je posiadają, mają ich procentowo więcej. – Wiem, że jeśli mam teraz 5% akcji Apple, to za parę lat bez dokładania choćby dolara, będę miał 6%. Czyż może być coś lepszego – powiedział Warren „Wyrocznia z Omaha” Buffet. Buybuck wpływa też doraźnie na podniesienie cen akcji.
Czy polski inwestor może na tym zarobić?
Na rynku bez większego wysiłku można znaleźć produkty finansowe, które w jakiś sposób odzwierciedlają kursy amerykańskich spółek.
Taką możliwość oferuje większość biur maklerskich. Prowadzenie rachunku jest zazwyczaj bezpłatne, ale prowizję za transakcje z USA wyższe – np. zamiast 0,19% wartości transakcji, płacimy 0,38%, ale nie mniej niż 10-12 dolarów.
Do tego trzeba dodać amerykańską opłatę od zbycia akcji Sec Fee w wysokości 0,00231% wartości transakcji. Posiadając „papiery” amerykańskich firm jesteśmy pełnoprawnym akcjonariuszem z prawem do dywidendy. Nie jest ona oszałamiająca – 73 centy na akcje.
Co z podatkiem od – daj Boże – zysków? Jeśli się obłowimy na akcjach amerykańskich, rozliczamy się polskim PIT 38, który sporządzi dla nas biuro maklerskie.
Posiadanie akcji spółek z USA jest proste, a kalkulując potencjalne wzrosty i koszty manipulacyjne, nawet nie takie drogie. Problemem może być waluta. Konserwatywny inwestor nie tylko zadłuża się w walucie, w której zarabia, ale też inwestuje. Dlatego…
Uwaga na kurs dolara!
Kiedy kupujemy coś za dolary, nastawiamy się na ryzyko. Bo nawet jeśli notowania Apple czy Facebooka pójdą do góry, a złoty się umocni, to możemy być na minusie. Po prostu, po przewalutowaniu nasza dolarowa inwestycja będzie warta mniej w złotych.
Pocieszające jest to, że biura maklerskie mają specjalną ofertę dla takich „amerykańskich” graczy. Na przykład w DM BZ WBK można skorzystać z automatycznego przewalutowania na potrzeby transakcji i skorzystać z promocyjnego spreadu – dolary na potrzeby zakupu akcji można kupić (kurs z 3 sierpnia, z godz. 11) po 3,7125 zł, a sprzedać po 3,6791 zł. To całkiem atrakcyjny kurs, dla porównania standardowy kurs wymiany w BZ WBK to odpowiednio 3,8224 zł i 3,5638 zł.
Na rynku na pewno nieco namiesza Revolut, który w czerwcu zapowiedział, że uruchomi platformę do inwestowania m.in. w akcje firm z USA i Wielkiej Brytanii.
A może zrzucić odpowiedzialność na barki funduszu?
Inne sposoby na inwestycje w Apple? Te są już niebezpośrednie, np. instrumenty pochodne, czyli produkt finansowy, który tylko odzwierciedla zachowanie kursu spółki. Zalety? Nie trzeba mieć dewiz. Wady? Zachęta do gry z dźwignią, która zwielokrotnia wahania instrumentu bazowego (w naszym przypadku będą to akcje spółki). W biurach maklerskich dostępnych jest kilkaset różnych kontraktów na najróżniejsze aktywa.
Czytaj też: Globtrex, czyli niższa kultura nakłaniania. Tak próbowali mnie namówić na forex
Można też kupować jednostki funduszy inwestycyjnych, które kupują akcje amerykańskich spółek – są fundusze zarówno w walucie, jak w i złotówkach. Spojrzałem na to, jak radziły sobie w ostatnich 12 miesiącach i muszę przyznać, że wyceny są… zróżnicowane, ale żaden nie jest na minusie.
- ING BSK Indeks S&P 500 – 12%
- MetLife Akcji Amerykańskich – 6%
- PKO Akcji Rynku Amerykańskiego – 8,95%
- AXA Akcji Amerykańskich – 3%
- Pekao Akcji Amerykańskich – 9%
- Pekao Akcji Amerykańskich (w USD) – 7,18%
Można też zainteresować się funduszami ETF, których wyceny zmieniają się w sposób odwzorowujący indeksy giełdowe. Zaletą takich funduszy jest to, że mogą one wypłacać dywidendy. Więcej o tym sposobie inwestowania pisaliśmy w tekście: Jak kupić sobie akcje Coca-coli i McDonalds’a, czyli… zgarniaj dywidendy z czterech stron świata!
Rozłóżmy ryzyko i niech FAANG pnie się do góry
Jakieś konkretne rady na koniec? Ponieważ koszty transakcyjne przy inwestowaniu bezpośrednim są dosyć duże, trudno nam będzie samodzielnie zdywersyfikować ryzyko i kupić po trochu akcji każdej ze spółek grupy FAANG, czyli Facebook, Apple, Amazon, Netflix i Alphabet (Google).
Zamiast tego lepiej zacząć od inwestycji np. w dwa fundusze akcji amerykańskich, jeden powiedzmy ogólny (odzwierciedlający któryś z indeksów, np. S&P czy NASDAQ, a drugi nastawiony stricte na spółki technologiczne, ale niekoniecznie z indeksu NASDAQ).
Dzięki temu będziemy jako tako zabezpieczeni przed ewentualnym spadkiem notowań FAANG, a do tego przed wahaniem kursu walut. Inwestowanie bezpośrednie i w dolarach to też ciekawa opcja, ale zostawiłbym ją inwestorom, którzy godzą się ponieść większe ryzyko.
Źródło zdjęcia: Pixabay.com