13 września 2025

Turystyka medyczna Polaków: za i przeciw. Czy w Turcji i innych krajach europejskiego południa można już leczyć się taniej niż w Polsce (i tak samo dobrze)?

Turystyka medyczna Polaków: za i przeciw. Czy w Turcji i innych krajach europejskiego południa można już leczyć się taniej niż w Polsce (i tak samo dobrze)?

W miarę, gdy rośnie nasz poziom zamożności, a dostęp do niektórych procedur medycznych jest coraz trudniejszy, Polacy coraz baczniej zerkają w kierunku zagranicznych placówek prywatnej służby zdrowia. Czy wyprawa nad turecki Bosfor lub do innych krajów południa Europy, by tam się leczyć szybciej i taniej, ma sens ekonomiczny? Turystyka medyczna Polaków – sprawdzam za i przeciw

Polskie społeczeństwo bogaci się od upadku systemu gospodarki centralnie sterowanej. Można to mierzyć na różne sposoby, z których żaden nie jest idealny. Niemniej w praktyce ekonomicznej najczęściej spotyka się pomiar potęgi gospodarczej państw dokonywany za pomocą PKB PPP per capita, czyli produktu krajowego brutto skorygowanego parytetem siły nabywczej pieniądza w przeliczeniu na jednego mieszkańca.

Zobacz również:

Zarabiamy coraz lepiej, a zamożność Polski mierzona PKB PPP na osobę w cenach stałych (skorygowanych o inflację) rośnie w ekspresowym tempie na tle większości świata. Na poniższej infografice pokazuję zmianę PKB PPP na mieszkańca w dolarach w ujęciu realnym dla lat 1990-2024. Największą dynamikę wykazały m.in. Chiny, Gujana, Wietnam, Indie i Irlandia.

Polska też była w czołówce globalnej, gdyż wskaźnik wzrósł o ponad 250%, dzięki czemu rozwijaliśmy się szybciej niż świat (plus 90%), nie mówiąc o outsiderach w postaci Ukrainy, Libii i Arabii Saudyjskiej. Przez lata zbliżaliśmy się do kapitalistycznego świata – w 2024 r. nasze PKB odpowiadało już 60% wskaźnika odnotowanego w USA.

Źródło: opracowanie własne na podstawie Banku Światowego

Polak się starzeje i zapłaci za zdrowie

Skoro stajemy się coraz zamożniejsi, to wskutek tego możemy sobie pozwolić na coraz więcej dóbr. Mamy co do garnka włożyć, bliscy mają zapewniony byt na godziwym poziomie, mamy dach nad głową, a zatem da się puścić nieco gotówki w obrót na inne rzeczy. Jednocześnie demografia jest nieubłagana. Starzejemy się przy tym, a co ważniejsze termin oczekiwanego dożycia się wydłuża. W latach 2000–2023 oczekiwana długość życia wzrosła o prawie 5 lat – do blisko 79 lat.

Gwoli wyjaśnienia, bo ten wskaźnik bywa nieprecyzyjnie pojmowany przez wielu. 79 lat nie dotyczy osób, które mają, dajmy na to, trzydziestkę na karku, czyli żyją już od jakiegoś czasu. Chodzi o noworodki, czyli ludzi, którzy pojawili się na naszej planecie w 2023 r. Taki maluch może liczyć na to, że zgodnie z prognozami demografów dożyje przeciętnie 79. roku życia, a zatem powita jeszcze nowe millennium i pożegna się ze światem w okolicach 2102 roku. Roczniki wcześniejsze zapewne odejdą nieco wcześniej, gdyż ich oczekiwana długość życia jest krótsza.

Prognozy najbardziej szanowanych ośrodków analitycznych, w tym uwzględnionego przeze mnie OECD, nie pozostawiają złudzeń. Należy spodziewać się coraz większego odsetku seniorów w populacji. W latach 2024–2027 liczba młodzieży (<19 lat) i ludzi w wieku produkcyjnym (15-64 lat) w Polsce spadnie odpowiednio o 31,4% i 29,2%. Dla odmiany wzrośnie liczba seniorów (>64 lat) i ultraseniorów (>79 lat) odpowiednio o 33,5% i 196,9%.

Ludzie, w tym być może zwłaszcza seniorzy, mają swoje potrzeby w zakresie zdrowia. Bo dochodzimy do wniosku, że wprawdzie zdrowie jest w miarę w porządku, to lepiej poczujemy się, gdy „popracujemy” nad własnym organizmem na różne sposoby – choćby rehabilitacyjnie czy estetycznie.

Źródło: opracowanie własne na podstawie OECD

Turystyka medyczna niejedno ma imię

Z naszą zasobnością finansową bywa różnie. Podobnie jak z dostępnością i ofertą publicznej służby zdrowia, a nawet w dużo rzadszych przypadkach prywatnej. Stąd coraz więcej rodaków rozgląda się za alternatywami poza granicami naszego kraju. Zagraniczne ośrodki medyczne mogą okazać się tańsze i szybciej dostępne, a w dobie coraz bardziej rozpierających się low-costowych linii lotniczych dostać się nawet dość daleko od Polski nie jest naprawdę trudno, a co ważniejsze dla niektórych – nie rujnuje to portfela.

Metod podtrzymania naszego organizmu w formie jest wiele – wszystkie związane z wyjazdami łączą się w pojęcie „turystyki zdrowotnej”, czyli wojaży w celu regeneracji zdrowia fizycznego, psychicznego, korekcji urody, a także poddania się zabiegom i operacjom w klinikach dokonujących naboru pacjentów poprzez reklamę w turystyce.

Turystyka zdrowotna dzieli się na trzy segmenty. Turystyka uzdrowiskowa to kategoria, w której zwykle prym wiodą osoby starsze korzystające z opieki sanatoryjnej. Jest to połączenie różnych technik medycznych i okołomedycznych dla kuracjuszy. Ale również rekreacyjnych, żeby wspomnieć tylko legendarne ciechocińskie fajfy odbywające się w Zdrojowej, Teatralnej, Bristolu, Amazonce i na placu tzw. Szachownicy, a znawcy tematyki potwierdzają, że bywa tam „grubo” i niejeden junior mógłby poczuć się zawstydzony, gdyby posłuchał szczerej opowiastki seniora, jak można „właściwie” melanżować.

Spa & wellness to drugi rodzaj turystyki zdrowotnej, do której najczęściej klasyfikuje się zabiegi polegające na dbaniu o ciało i umysł. Termin „spa” ma swoją genezę w łacińskim „sanitas per aquam”, co w starożytności oznaczało zabiegi relaksacyjne i ogólnozdrowotne, których nasi przodkowie zażywali w greckich i rzymskich łaźniach, które korzystały z naturalnych źródeł wód mineralnych. Łaźnie były siłą rzeczy miejscami spotkań towarzyskich, więc niejednokrotnie działo się tam sporo, a ich uczestnicy sięgali czasami po formy rekreacji, o których pomysłodawcy tych przybytków być może pierwotnie nie pomyśleli.

Obecnie w naszym kręgu geograficznym lubują się w spa m.in. Węgrzy i Finowie. Spa jest obecnie o wiele szerszym pojęciem niż w czasach antycznych, ponieważ obejmuje m.in. hydromasaże, terapie dźwiękowe, masaże aromaterapeutyczne i relaksacyjne, kąpiele mineralne, sauny i zabiegi na twarz. Wellness z kolei to bardziej koncept filozoficzny niż przejaw technik. Chodzi o promowanie zdrowego stylu życia obejmującego regularną aktywność fizyczną, zdrową dietę i techniki redukcji stresu. Spa jest krótkoterminowe, pod wellness bardziej podchodzi dążenie do długoterminowego zdrowia i dobrostanu.

Wreszcie istnieje ostatni segment turystyki zdrowotnej, czyli turystyka medyczna. Składają się na nią m.in. procedury stomatologiczne, zabiegi aborcyjne, zabiegi wspomaganego medycznie rozrodu, biomedycyna, zabiegi i operacje chirurgiczne (w tym w dziedzinie medycyny estetycznej oraz walki z nadwagą czy otyłością). W ocenie Jolanty Rab-Przybyłowicz, ekonomistki z Uniwersytetu w Szczecinie, głównymi determinantami turystyki medycznej są:

  • chęć zaoszczędzenia pieniędzy,
  • możliwość skorzystania z tego samego leczenia na podobnym lub wyższym poziomie, ale w bardziej przystępnej cenie,
  • utrudniony dostęp do specjalistów i długi czas oczekiwania na zabiegi i inne procedury,
  • brak wystarczających środków finansowych na leczenie w kraju pacjenta,
  • brak ubezpieczenia pokrywającego koszty leczenia w kraju pacjenta,
  • brak legalizacji niektórych metod leczenia (aborcja, in vitro),
  • brak możliwości wyleczenia choroby w kraju pacjenta (niektóre rodzaje nowotworów, choroby neurologiczne itp.),
  • brak ośrodków specjalizujących się w leczeniu niektórych chorób tropikalnych lub zakażeń bakteryjnych, nabytych podczas podróży zagranicznych,
  • innowacyjne metody leczenia stosowane przez ośrodki medyczne znajdujące się poza granicami kraju, dające nadzieję na złagodzenie objawów lub zwiększenie możliwości osób, zwłaszcza po wypadkach,
  • korzystanie z ofert pakietów medycznych po stałej cenie z gwarancją opieki powypadkowej,
  • możliwość korzystania z dyrektywy UE o transgranicznym zasięgu, która stanowi, że obywatele UE mogą otrzymać zwrot kosztów usług medycznych, które uzyskali w innym państwie członkowskim pod warunkiem, że te same usługi są objęte ubezpieczeniem zdrowotnym w ich własnym kraju.

Turystyka medyczna rozkwita

Różnice cenowe procedur medycznych w różnych miejscach na kuli ziemskiej bywają na tyle znaczące, że zachęcają one wielu podróżników do odwiedzin zagranicznych placówek opieki zdrowotnej, nawet uwzględniwszy poniesienie pobocznych kosztów związanych z przelotem, zakwaterowaniem i gastronomią.

Biznes jest lukratywny. Jeszcze dekadę temu czołowe think-tanki szacowały wartość rynku turystyki medycznej na co najwyżej dziesiątki miliardów dolarów. Bloomberg ocenił, że w 2016 r. globalne dochody z tego źródła wyniosły 46,5 mld dol. Według jego prognoz w latach 2017–2025 miały one rosnąć w średniorocznym skumulowanym tempie (CAGR) blisko 15%, by w 2025 r. osiągnąć 160,8 mld dol.

I te oczekiwania najprawdopodobniej się ziszczą. Zapewne nawet rzeczywistość spłata figla ekspertom, ponieważ dynamika rozwojowa okaże się wyższa. Londyński ośrodek analityczny IMARC Group podał, że w 2024 r. wartość rynku turystyki medycznej wyniosła 144,5 mld dol. Zdaniem IMARC w 2033 r. biznes będzie już miał wartość… 705 mld dol., co przekłada się na 19% rocznego przyrostu wartości rynku. Szok.

Ten szacunek wydaje się solidnie zaniżony, ponieważ w swojej projekcji firma nie zawarła wielu liczących się państw, które świadczą usługi turystyki medycznej – m.in. Polski, Węgier, RPA, ZEA, Dominikany, Brazylii czy Turcji.

Źródło: IMARC Group

Do niedawna nasz kraj był destynacją wybitnie napływową, jeżeli chodzi o turystykę medyczną. Tabuny mieszkańców państw „starej” UE (głównie Niemcy, Skandynawia, Benelux, Francja) lub innych obszarów na kuli ziemskiej (np. Wielka Brytania, USA) korzystały z procedur medycznych wykonywanych pod okiem lub przez polskich lekarzy.

W Polsce jest taniej niż na Zachodzie, ale rośnie nam konkurencja

To było oczywiste jakieś dwie dekady temu, a nawet może jeszcze dekadę temu. Trend jednak się powoli zmienia w rytm rosnącej zamożności polskiego społeczeństwa. Koszty usług medycznych w Polsce systematycznie równają w kierunku kosztów w zamożniejszych krajach, a ponadto we znaki daje się konkurencja, która może zapewnić usługę pacjentom na wysokim poziomie, ale za niższą cenę.

To powoduje, że część obcokrajowców omija Polskę i kieruje się gdzie indziej. I że część Polaków rozgląda się za alternatywami usług medycznych, z których może skorzystać zagranicą. Modna jest ostatnio na przykład Turcja, gdy mowa o miarę bliskiej geograficznie lokalizacji. Istnieje tam liczna grupa certyfikowanych przez niezależną jednostkę akredytacyjną JCI (niektórzy traktują JCI jako złoty standard w globalnych usługach opieki zdrowotnej) placówek medycznych, które zapewniają przystępne cenowo i dobre jakościowo usługi zabiegowo-lecznicze. Supernową w galaktyce turystyki medycznej ostatnio stał się też Egipt.

Ankara w ogóle stara się uczynić z prywatnych usług medycznych swoją wizytówkę. Rozwojowi tego segmentu gospodarki sprzyja państwo, a narodowy przewoźnik lotniczy – Turkish Airlines – wprowadził nawet specjalne pakiety podróżne, aby wesprzeć osoby podróżujące do Turcji w celu leczenia. Na 20% zniżkę można liczyć w klasie pierwszej i biznes, 15% zniżkę w klasie komfort i 10% zniżkę w klasie ekonomicznej. Dodatkową korzyścią jest to, że zniżki te mogą być stosowane do osób towarzyszących (maksymalnie 2 osoby), które podróżują z pacjentem.

Ogólna zasada jest taka, że koszty procedur medycznych w najlepszych i najbardziej atrakcyjnych cenowo lokalizacjach w placówkach prywatnych w porównaniu z USA lub innymi państwami rozwiniętymi są o kilkadziesiąt procent niższe.

Szukaj dziury w całym, bo naganiacze czyhają

Przy ewentualnym wyborze zagranicznej placówki medycznej warto kierować się zdrowym rozsądkiem i „szukać dziury w całym”. W sieci znajduje się mnóstwo ofert, w tym pośredników, które kuszą pacjentów. Nawet pobieżna lektura nie pozwala pozbyć się wrażenia, że za niektórymi przypadkami czają się zwykli naciągacze. Do tego dochodzą podmioty, które działają wyłącznie w swoim interesie, nawet gdy ich oferta zdaje się fair.

Niech przemówi czytelnikom „Subiektywnie o Finansach” do wyobraźni mój przypadek, gdy szukałem w domenie publicznej danych wejściowych do tej analizy. Obiecująco wyglądał kontent jednej z organizacji, która chwaliła się tym, że jest stowarzyszeniem turystyki medycznej. Stowarzyszenie w moim rozumieniu zrzesza różnych członków branży, którzy konkurują o klientów. A zatem powinno przedstawiać dane zbiorcze dla całego sektora medycyny turystycznej. I przy tym powinno być niezależne, bo tylko w taki sposób można mówić choćby o pozorach wiarygodności.

Kwadrans po zgłoszeniu zapotrzebowania na dane zgłosiła się do mnie pracownica tego podmiotu, która dogłębnie dopytywała się, do czego potrzebne są mi te statystyki (prawie skończyło się na podaniu przeze mnie numeru kołnierzyka). Wyjaśniłem, z jakiego powodu chcę je mieć i poprosiłem o przesłanie ich w wersji tabelarycznej. Nic z tego. Nie ma tak dobrze, że na papier. Lepiej „na gębę”.

Pracownica organizacji była tak uczynna, że zaaranżowała moją rozmowę telefoniczną z samym prezesem podmiotu. Było to przedziwne doświadczenie. Chciałem dostać niezależne dane od stowarzyszenia, które okazało się podczas rozmowy, że sprzedaje zagraniczne usługi medyczne wybranych placówek zdrowotnych.

Wnikliwość w przypadku właściwego wyboru oferty jest cnotą, ponieważ jeśli postawimy na niewłaściwego konia, to on nas może wyrzucić z siodła. Wiele z tych ofert jest nieporównywalna lub posiadają ukryte koszty (istnieją pakiety w opcji „full”, czyli leczenie plus zakwaterowanie oraz pakiety tylko uwzględniające leczenie).

Mnie już się z miejsca zapala się czerwona lampka, gdy widzę ofertę opatrzoną bukolicznym obrazkiem jakiejś tajskiej złotej świątyni, meksykańskich dziewiczych plaż czy tureckiego Bosforu oświetlonego bajecznie po zmroku. Bo w końcu jedziemy leczyć się czy podziwiać widoki? Można to zrobić w niektórych przypadkach przy okazji, ale to nie jest główny cel wizyty.

Zachód i rynki wschodzące – przepaść cenowa

Najlepiej porównywać jabłka z jabłkami, a zatem identyczne procedury medyczne w różnych państwach. Jest z tym pewien problem, gdyż idealnych wyszukiwarek nie ma. Problem z tym mają też naukowcy. Na poniższej infografice mamy całkiem świeże badanie (marzec 2024) naukowców z Indii. Wygląda na pierwszy rzut oka, że z porównywalnością jest w porządku. Ale tylko na pierwszy rzut oka, ponieważ badacze w swojej pracy zaczerpnęli te statystyki z innej pracy naukowej datowanej na 2011 r. Kilkanaście lat różnicy to przepaść. To zestawienie ma tak naprawdę na celu zilustrować przepaść, ale cenową, jaka dzieli rynki wschodzące w porównaniu z rynkami rozwiniętymi.

Źródło: opracowanie własne na podstawie Rifai et al. (2024)

Niemniej na potrzeby tej analizy dotarłem do aktualnych, choć dość fragmentarycznych danych na temat kosztów wybranych procedur medycznych. Pochodzą one z berlińskiego qunomedical.com, które jest pośrednikiem pomiędzy placówkami prywatnej służby zdrowia a pacjentami.

Kwoty podane poniżej dotyczą tylko wybranych zabiegów. Do tego należy doliczyć koszty transportu (zwykle podniebnego) i koszty zakwaterowania/wyżywienia/transportu lokalnego. I dopiero wówczas uzyskuje się mniej więcej prawidłowy obraz tego, czy wyprawa zagranicę ma w ogóle sens ekonomiczny.

Źródło: opracowanie własne na podstawie Qunomedical

Moim zdaniem w wielu przypadkach jest to typowa „sztuka dla sztuki”. I to nawet w odniesieniu do podbijającej salony turystyki medycznej Turcji. Porównajmy, jak się mają koszty procedur w Turcji, Polsce, Niemczech i Wielkiej Brytanii, żeby ocenić opłacalność wypraw w dalekie strony.

Uczyńmy to także ze względu na to, że „eksperci od spraw wszelakich” na YouTubie, hojnie wspierani groszem zagranicznych placówek medycznych, wychwalają pod niebiosa między innymi to, że Turcja to taka fantastyczna kraina, w której można jak w świętej pamięci Tesco, czyli dużo i tanio.

Podróżujący wojownicy o lepszą sprawą w swojej szarlatanerii zapominają jednak najczęściej, że aby coś uznać za atrakcyjne, to warto porównać z identycznym produktem gdzie indziej sprzedawanym. A nawet, gdy to czynią, to jest to tak zmanipulowane, że jest to kwestia czasu, kiedy „wjedzie” im na sygnale UOKiK.

Poniższe wyliczenia jednoznacznie wskazują, że atrakcyjność rynków wschodzących w porównaniu z rynkami rozwiniętymi rzeczywiście występuje. Ale w przypadku zestawienia Turcji z Polską według mnie jest to już bardzo dyskusyjne, gdyż można mówić jedynie o niewielkiej przewadze Ankary nad Warszawą, która znika, gdy uwzględni się koszty poboczne (transport, zakwaterowanie, wyżywienie).

Na pewno nawet nie ruszyłbym się z fotela, żeby polecieć nad Bosfor do kliniki medycznej, żeby „wstawić sobie” jeden implant (ok. 2000 zł w Turcji w porównaniu z ok. 5000 zł w Polsce), bo w mgnieniu oka ta na pozór nie do pogardzenia różnica rzędu 3000 zł „wyparowałaby” z powodu kosztów lotu i wydatków miejscowych.

Źródło: opracowanie własne na podstawie Qunomedical

Dodatkowo dla wielu turystów medycznych kwestią nie do przeskoczenia będzie bariera komunikacyjna. Nie każda placówka zagraniczna zapewni personel bezpośrednio operacyjny, który włada językiem polskim. Są przypadki, gdy tureccy lekarze, zwłaszcza wykształceni na polskich uczelniach medycznych, mówią w naszym narzeczu. Ale normą będzie raczej komunikacja w języku angielskim.

A z tym w polskim społeczeństwie bywa problem, co po trosze tłumaczy nieustającą miłość do Bałtyku, mimo że jakość turystyki nad naszym morzem pozostawia sporo do życzenia. I wtedy jedyne, co pozostaje, to bezsensowne emocjonowanie się paragonami grozy.

Turystyka medyczna: nie chodzi o to, żeby było taniej

dr hab. Adrian Lubowiecki-Vikuk, profesor uczelni z Katedry Badań Zachowań Konsumentów w Instytucie Zarządzania Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, specjalnie dla czytelników „Subiektywnie o Finansach”

Marcin Kuchciak: Jakie są najnowsze trendy w turystyce medycznej na świecie? Gdzie się jeździ, jakie są różnice w cenach?

Adrian Lubowiecki-Vikuk: Ogólnym trendem jest dominacja jakości nad ceną. Turystyka medyczna, utożsamiana z globalizacją i offshoringiem usług medycznych, ewoluuje w kierunku, w którym pacjenci (turyści medyczni) coraz częściej priorytetowo traktują międzynarodowe standardy w opiece zdrowotnej oraz jakość usług medycznych (a nie ich – najczęściej – niską cenę).

To jednak nie wyczerpuje całości zagadnienia. Cyfryzacja postępuje, a zatem widzimy rozwój e-zdrowia i telemedycyny, co stanowi istotny czynnik dywersyfikacji biznesów prywatnych placówek opieki zdrowotnej. Mając na względzie zaufanie pacjenta-turysty i transparentność na rynku turystyki medycznej branża wykorzystuje innowacje technologiczne. Mam na myśli sztuczną inteligencję, roboty, technologię blockchain.

Jest to wyzwanie szczególnie pod względem zapewnienia bezpieczeństwa pacjenta (dokumentacja medyczna). Czasy mamy niespokojne, dlatego wiele osób z uwagi na turbulentne otoczenie (wojny, blokady, katastrofy itp.) wspiera swoimi zachowaniami konsumenckimi rozwój krajowej turystyki medycznej. Ponadto widać hiperpersonalizację oferty turystyki medycznej, która polega na jak największym dopasowaniu jej do potrzeb każdej jednostki, a nie wszystkich pacjentów.

I z pewnością warto brać pod uwagę trendy demograficzne. Starzejące się społeczeństwo i coraz większa liczba osób żyjących w pojedynkę powoduje, że szukają oni zorganizowanej opieki medycznej, pomocy pielęgniarek, także usług wellness w celu poprawienia samopoczucia.

Jak wyglądamy jako Polacy na tle tendencji ogólnoświatowych w zakresie turystyki medycznej?

Polska jest wciąż (mimo silnej konkurencji np. Chorwacji, Węgier, Litwy, Łotwy, Słowenii, a teraz mocno Turcji) jedną ze znaczących destynacji turystyki medycznej w Europie Środkowo-Wschodniej. Dominuje u nas tzw. turystyka dentystyczna. Korzystają z niej głównie Niemcy, Brytyjczycy, obywatele krajów skandynawskich, polonusi (nie tylko ci z USA) i teraz migranci.

Wyróżniają nas przede wszystkim wysokie kwalifikacje lekarzy i pozostałego personelu medycznego, bliskość geograficzna dla pacjentów z Europy, konkurencyjne ceny (ale to po pandemii też zaczęło się zmieniać). Tym, czego brakuje, jest przede wszystkim niewystarczająca współpraca administracji rządowej z podmiotami medycznymi i podmiotami turystycznymi (brakuje strategii marketingowej). Nie mamy silnej marki destynacji turystyki medycznej na arenie międzynarodowej.

Które destynacje są najpopularniejsze wśród nas i z czego to wynika?

Polacy wybierają leczenie poza granicami naszego kraju przede wszystkim ze względu na długie oczekiwanie na zabieg lub po prostu niezadowolenie z dotychczasowej opieki zdrowotnej. Nie jest też zaskoczeniem – m.in. ze względu na niskie koszty transportu, względne zaufanie, podobieństwa kulturowe – że wybierają kraje sąsiadujące (Czechy, Niemcy, Litwa, a przed wojną Ukraina). W szczególnych przypadkach, czyli w poszukiwaniu np. narządu do przeszczepu, mogą decydować się na leczenie w Niderlandach.

Jakie segmenty zagranicznej turystyki medycznej są najpopularniejsze wśród naszych rodaków?

Patrząc na usługi medyczne, dominuje turystyka dentystyczna. Do tego dochodzi też szereg konsultacji i usług diagnostycznych. Poza tym w grę wchodzi okulistyka, dermatologia, rehabilitacja i ortopedia. Coraz częściej poszukuje się usług psychologa lub psychiatry.

Dziękuję za rozmowę.

Zapytałem mojego rozmówcę o wiarygodne źródła danych dotyczące turystyki medycznej. Nie ma konkretnych danych. A te, które są, mogą być nieobiektywne, na podstawie raportów na zamówienie konkretnej firmy medycznej, trudno ocenić ich rzetelność ze względu na brak metodyki (tutaj przykład).

———————————-

ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:

>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.

>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.

———————————-

Subscribe
Powiadom o
13 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marcin
1 miesiąc temu

Wypowiem się jako profesjonalista. Wielu ludziom – na pozór inteligentnym ale przede wszystkim, tym, którzy szybko i łatwo doszli do pieniędzy najczęściej nie kosztem własnej ciężkiej pracy, która bardzo zużywa organizm ale w inny sposób, wydaje się, że zabiegi operacyjne na człowieku to robota jak każda inna – to wytnie, to wstawi, cyk paragon i do domu. Otóż niestety tak nie jest i istnieje ogromna pula tzw powikłań po leczeniu operacyjnym, do których nikt głośno się nie przyznaje bo to trochę wstyd taki jak związany z tym, że daliśmy się nabrać na torebkę od LV z Turcji 🙂 Te powikłania… Czytaj więcej »

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Marcin

Panie Marcinie, bardzo dobra uwaga. Nie jesteśmy jak samochód, w którym wymiana drzwi nie niesie dużego ryzyka powikłań. No i organizm człowieka jest na tyle skomplikowanym tworem, że nigdy nie da się przewidzieć skutków ubocznych ingerencji. Dlatego dla mnie chirurg i lekarz to dwa różne zawody, a ingerencja chirurgiczna w ciało to z mojego punktu widzenia ostateczność – jeśli trzeba ratować życie, to trudno. Ale jeśli nie jest niezbędna – unikałbym.
Pozdrowienia!

Zbigniew
1 miesiąc temu
Reply to  Marcin

Generalnie zgoda, i dobrze że nie wypowiedział się pan jako „ekspert”, bo wątpliwości pojawiłyby się automatycznie.

Marcin
1 miesiąc temu

Standardowo po moich zabiegach mam około 2% powikłań, czyli tyle ile przyjmuje się w piśmiennictwie – i to są powikłania, które do mnie wrócą, pytanie ile jest takich, którzy idą gdzie indziej, umarli itp.. Ponieważ nikt nie prowadzi statystyk to trudno orzec ile więcej mają sympatyczni Turkowie. Na pewno oni nie zajmują się leczeniem powikłań więc z pewnością mogą przyjąć, że ich w ogóle nie mają.

Alfred
1 miesiąc temu

To co, przeszczepiamy włosy , tak jak Misiek K?
Robimy się na rumuńskich chłopców ?
Do tego elegancki , czarny wąs i mafioso jak się patrzy.

Admin
1 miesiąc temu
Reply to  Alfred

Może nie jestem na czasie, ale ktoś ma coś przeciwko mężczyznom z Rumunii?

Stef
1 miesiąc temu

Szwedzi latają do Gdańska na robienie zębów. Polacy do Turcji, Amerykanie do Meksyku. Nie widzę w tym nic złego.

Ralf
1 miesiąc temu

A powikłania leczone są w Polsce, obciążając nas wszystkich…

Papryczka
1 miesiąc temu
Reply to  Ralf

Niestety, ale takie same powikłania można otrzymać po wizycie u specjalisty w Polsce, więc nie ma tu znaczenia kraj wykonania 😉

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu