Własna minielektrownia słoneczna na dachu, sfinansowana preferencyjnym kredytem oprocentowanym na 1%? Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej oferty. Ale kto uległ pokusie, może się czuć jak Adam po wygnaniu z raju. Zwłaszcza jeśli przyszło mu do głowy skorzystać ze „ścieżki uproszczonej”. Tak państwo i państwowy bank „ułatwiają” ekologiczne inwestycje
O takich czytelnikach jak pan Marek trzeba mówić z uznaniem. Wbrew energetycznemu mainstreamowi i węglowej propagandzie idą pod prąd trzymając na sztandarach hasła o ekologicznej rewolucji. Pan Marek, podobnie jak 30.000 innych pionierów w Polsce, postanowił postawić na dachu swojego domu instalację fotowoltaiczną, czyli minielektrownię, która produkuje prąd z energii słonecznej m.in. na potrzeby jego domostwa.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ta technologia choć tanieje, to jednak dla przeciętnego Polaka ciągle pozostaje dość droga. Ceny kompletnej instalacji zaczynają się od kilkunastu, kilkudziesięciu tysięcy złotych. Większość klientów poluje na różnego rodzaju bezzwrotne dotacje. Finansowego wsparcia możemy szukać na szczeblu lokalnym, gdzie gminy i regionalne Fundusze Ochrony Środowiska dokładają po kilkadziesiąt procent inwestycji. Albo w programach ogólnopolskich, przygotowanych przez centralę NFOŚ.
EkoKredyt na 1%. Pokusa nie do odparcia?
Nasz czytelnik, pan Marek, chciał skorzystać z preferencyjnego finansowania przygotowanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, a który dystrybuuje klientom nasz naczelny, ekologiczny bank, czyli Bank Ochrony Środowiska.
Nasz czytelnik chciał skorzystać z produktu EkoKredytu Prosument II. Czyli dotacji na 30% wartości kosztów inwestycji i kredytu oprocentowanego na 1% w skali roku. Jak niedawno sprawdziliśmy, to jedna z najbardziej korzystnych opcji finansowania dla osób, które myślą o proekologicznej inwestycji.
Czytaj też: Jak płacicie rachunki? Gotówką na poczcie, przelewem internetowym, kartą online? Są nowe dane
Niestety, szybko okazało się, że to droga przez mękę. Nasz czytelnik skarży się, że „niezbędnych” dokumentów do uzyskania kredytu wartego 10.000 zł było więcej niż do uzyskania kredytu hipotecznego na poziomie 300.000 zł w innym banku.
Poza dokumentacją dotyczącą inwestycji oraz kwestii formalnych (własność nieruchomości, potwierdzenie miejsca zamieszkania) musiał dostarczyć wyciągi z konta firmowego i osobistego z trzech ostatnich miesięcy, dowody wpłaty zaliczek na podatek i na ubezpieczenie, podsumowanie Księgi Przychodów i Rozchodów (prowadzi firmę) zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami w Urzędzie Skarbowym, ZUS…
Na stronie BOŚ naliczyliśmy 16 różnych dokumentów i oświadczeń i 22 różnych warunków, które trzeba spełnić by otrzymać kredyt Prosument. Dokumentacja musi być przekazywana bankowi w formie tradycyjnej, papierowej i w sumie liczy już kilkaset stron zadrukowanych drobnym maczkiem. A procedura kredytowa trwa już mniej więcej pół roku.
Chcesz mieć (ciut) prościej? Płać kaucję. Z wkładką
Pan Marek wykombinował, że wpłaci wkład własny i dzięki temu będzie mógł wziąć kredyt w procedurze uproszczonej – tak wcześniej przekonywał bank. Okazało się, że uproszczona procedura przewiduje przygotowanie takiej samej ilości makulatury, tyle, że część papierów mogła być przekazana bankowi nie w formie zaświadczeń (dokumentów urzędowych), a oświadczeń kredytobiorcy.
Czytaj też: Auto-tankowanie? Oto aplikacja dzięki której twój samochód… sam zapłaci za paliwo. Od Shella
W banku powiedzieli, że w zamian za oświadczenia zamiast zaświadczeń i uniknięcie tzw. pełnej oceny zdolności kredytowej uproszczona procedura zawiera tzw. kaucję. Polega to na wpłacie na konto w banku kwoty stanowiącej równowartość 110% całkowitych kosztów przedsięwzięcia. Kwota ta jest zwalniania w momencie uruchomienia wypłaty kredytu i dotacji (po przedstawieniu bankowi dokumentów wymaganych do wypłaty kredytu – m.in. faktury i protokołu zdawczo-odbiorczego instalacji).
Czyli de facto klient „podstawia” jako zabezpieczenie własne pieniądze do momentu sfinalizowania inwestycji i dopiero jak instalacja już fizycznie jest na jego domu – bank zwalnia ów zastaw. Ale nie w całości. Okazało się, że część kaucji pozostająca po spłacie kredytu (stąd bank żąda „podstawienia” bazowej kwoty 110% inwestycji) jest… zablokowana na trzy lata!
To podobno dodatkowe zabezpieczenie dla banku przed nieuczciwymi klientami, którzy chcieliby zarobić i spieniężyć finansowaną na preferencyjnych warunkach instalację (sprzedać ją po wartości rynkowej). Nasz czytelnik nie doczytał tego warunku i teraz – przez to, że skusił się na „uproszczoną procedurę” bank będzie trzymał kilka tysięcy złotych przez trzy lata. To gorzkie przypomnienie żeby czytać regulaminy od deski do deski.
Zamiast bułki z masłem, groch z kapustą
Naszego czytelnika gryzie tylko jedno pytanie – czy nie da się tego zrobić prościej? Cóż trudny dostęp do preferencyjnego kredytowania inwestycji ekologicznych to polska specjalność. Niby państwo wspiera ekologiczne postawy, ale tylko w teorii. W praktyce robi wiele, by utrudnić do nich dostęp.
Weźmy program Prosument, z którego korzysta nasz czytelnik. Uwierzycie, że aby się o niego ubiegać trzeba na okrągło śledzić terminy naborów wniosków, bo inaczej w ogóle nie ma szansy na otrzymanie pieniędzy? W ciągu roku to zaledwie kilka tygodni. I dopiero gdy już się wstrzelimy w okienko, czeka nas stos formalności.
Można powiedzieć: skoro mamy kredyt na 1% i do tego dotację w wysokości 30% inwestycji to trudno oczekiwać, że banki będą finansować ten interes na piękne oczy. Nawet jeśli z tą preferencyjnością różnie bywa (uwzględniając opłaty przygotowawcze i prowizje summa summarum preferencyjny kredyt nie jest tak atrakcyjny jak wygląda na pierwszy rzut oka).
Czytaj też: Prąd z pomocą lekarza, psychologa, a nawet pranie, gotowanie i sprzątanie. Awangardowa oferta Energi
Ale wygląda to tak jakby procedury były testem dla najwytrwalszych – ci, którym naprawdę zależy na ekologicznej inwestycji dotrwają do końca. Reszta odpadnie w przedbiegach. I dobrze. Z urzędniczego punktu widzenia wszystko jest cacy. Bank nie wyda pieniędzy, będzie mniej papierków „do przerobienia”, mniej roboty dla wszystkich.
A to nie o to przecież chodzi. Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej, no i zdrowiej, potrzebna jest prostota i łatwość w udzielaniu finansowania ekologicznych inwestycji. To warunek sine qua non do rozwoju energetyki obywatelskiej. Chyba, że tak naprawdę państwo i branża finansowa mają ją w nosie.
źródło zdjęcia: pixabay/inzy_ps