Niedawno opisywałem Wonolo, czyli amerykański pomysł na „rekrutacyjnego Ubera” – aplikację łączącą tych, którzy mają ochotę kilka godzin popracować z tymi, którzy potrzebują na chwilę rąk do pracy. Okazuje się, że podobne pomysły są już i nad Wisłą. Rynek pracy (bardzo) tymczasowej chce u nas podbić aplikacja Tikrow
Apka – podobnie jak jej amerykański odpowiednik – łączy pracowników i pracobiorców, ale nie na długi, lecz na bardz krótki termin. Z pomocą aplikacji można podjąć pracę najdłużej na 12 godzin. Jest oczywistym, że w ten sposób pracy nie znajdzie specjalista, lecz raczej ktoś mający ambicję trochę dorobić – np. student.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Żeby w ten sposób znaleźć robotę trzeba się oczywiście zarejestrować, co w pierwszym kroku jest bardzo łatwe (podaje się tylko kilka danych – imię i nazwisko, numer telefonu i e-mail), ale niczego nie gwarantuje. Tak naprawdę żeby aplikacja zadziałała trzeba wypełnić jeszcze drugą ankietę i dać się zidentyfikować (w formularzu wymagane są dane z dowodu osobistego oraz skan samego dowodu – nie wiem po co obie rzeczy naraz).
Aplikacja nie jest szczytem ergonomii, nie działa w niej technoogia OCR (czyli zasysania danych bezpośrednio z dokumentów), ani biometryczne logowanie. Wstępna „biurokracja” jest jednak i tak mniejsza, niż w przypadku „normalnej” firmy.
Czytaj też: Wonolo, czyli wynajmiesz się do roboty na godziny
Czytaj też: Jak dobrze zarobić, a pracować spokojnie i bez stresu? Lista najlepszych zajęć na świecie
Ile jest do zarobienia? Kilkanaście dni temu, gdy rejestrowałem się jako student Maciej, który „żadnej pracy się nie boi”, znalazłem np. fuchę pt. pomocnik sprzedawcy w Żabce za 50 zł (pięć godzin pracy, pewnie będzie trzeba układać towary na półkach), czy pomocnik w hurtowni (zapewne rozładowywanie palet – 73 zł za siedem godzin).
Krótko pisząc – można wyciągnąć 10 zł za godzinę pracy fizycznej. Na granicy wyzysku (choć kierowca w Uberze miewa mniej, niedawno podliczałem jego stawkę na 8 zł za godzinę). Dobra wiadomość jest taka, że są to już kwoty netto, po potrąceniu podatków i prowizji pośrednika. Jak widzicie, nie różnią się bardzo od ustawowej płacy minimalnej (13 zł za godzinę brutto).
Ale w amerykańskim Wonolo nie jest inaczej. Tam średnia wypłata to 14 dolarów za godzinę. Czyli mniej więcej 50% mediany zarobków w USA. To tak, jakby w Polsce ktoś płacił pracownikowi 8 zł za godzinę.
Kilkanaście godzin temu, kiedy znowu spojrzałem na stronę Tikrow, zobaczyłem wystawione jeszcze przed zalogowaniem przykładowe zajęcia – inwentaryzacja produktów w sklepie za 80 zł przy czterech godzinach pracy, czy kompletowanie zamówień w sklepie internetowym za 160 zł przy ośmiu godzinach pracy. 20 zł za godzinę roboty? Podejrzewam, że te „kusicielskie” stawki to pieniądz brutto i przed potrąceniem prowizji pośrednika.
Czytaj też: Twoje zarobki rosną zbyt wolno? Omijają cię podwyżki? Oni sprawdzili gdzie zrobiłeś błąd
A płatność? Pracodawca przelewa firmie pośredniczącej pieniądze i wystawia pracownikowi ocenę (jeśli nie jest pozytywna – sprawa jest kierowana do wyjaśnienia), a ta – pobierając swoją prowizję – przekazuje je pracownikowi. Tikrow celuje oczywiście w te branże, które cechują się bardzo zmiennym zapotrzebowaniem na pracowników – hotelową, restauracyjną, czy marketingową (np. rozdawanie ulotek), czy kurierską (np. roznoszenie pizzy).
„Umowę ogólną podpisujesz z nami zdalnie – podczas rejestracji. Każdorazowy wybór oferty będzie traktowany jako zawarcie umowy na wykonanie danego zadania”
– informuje Tikrow młodych pracowników. Czy to się uda? Cóż, polski rynek pracy zawsze był mniej elastyczny, niż amerykański, więc u nas zapotrzebowanie na pracę tymczasową też stanowi mniejszy procent łącznego popytu na siłę roboczą, niż w USA. Sukces będzie możliwy, gdy na platformie pojawi się dużo pracodawców oferujących zajęcia nie tylko w jednym miejscu. To przyciągnie studentów i ludzi szukających pracy dorywczej.
Czytaj też: Jedna trzecie studentów pracuje. A pozostali by chcieli. Ile trzeba im zapłacić, żeby się skusili?
Z całą pewnością rynek pracy też zostanie zainfekowany „uberyzacją”. Z jednej strony coraz więcej prostych prac będą wykonywały roboty, a z drugiej – tam, gdzie roboty jeszcze nie są wystarczająco „sprytne” – ludzie wynajmowani na godziny. W Polsce nie ma jeszcze aż tak twardej konkurencji o klienta, jak na Zachodzie, więc nie ma tak ścisłej kontroli kosztów. Ale to przyjdzie. I wtedy elastyczność zatrudniania do prostych prac będzie miala znaczenie.
Czytaj też: Skuter elektryczny pomaga ściąć koszty np. przy rozwożeniu pizzy?
Tikrow to nic innego, jak koncept pt. „ręce do wynajęcia”. Z podobnego pomysłu wystartował Uber (samochód z kierowcą do wynajęcia), AirBnb (mieszkanie do wynajęcia), czy BlaBlaCar. Ja już chyba jestem za stary, żeby to zrozumieć, ale znam wielu ludzi, dla których możliwość zmiany wektora życia w ciągu pięciu minut – rozumiana szerzej, niż tylko elastyczność zatrudnienia – jest zaletą samą w sobie.
Ale można też powiedzieć, że to wszystko zdąża w niewłaściwą stronę. Każda firma z jednej strony dąży do maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów. Pracownicy w tej rzeczywistości traktowani są wyłącznie jako koszt, a nie jako składnik wartości firmy. Pytanie co się stanie, gdy praca na godziny zacznie wypierać tę „normalną”, czyli droższą. Są zawody, w których to niemożliwe, ale sporo jest takich, w których jest to całkiem realne ryzyko.