Dziesięć lat temu skończyła się wielka kariera Bernarda Madoffa, autora największej piramidy finansowej w dziejach świata. Klienci – w tym renomowane banki i fundusze inwestycyjne – powierzyli mu kilkadziesiąt miliardów dolarów. A on tylko udawał, że je inwestuje. Czy coś Wam to przypomina? Amber Gold? Getback? Twórcy tych geszeftów to tylko marni uczniowie prawdziwego króla piramid finansowych. Jest jedna różnica. Ofiary Madoffa odzyskały już 70% swoich pieniędzy, a jak dobrze pójdzie, to odzyskają 90%. Z piramidy finansowej, która upadła, bo nie było w niej kasy! Jak to możliwe? Jak w USA walczy się o prawa oszukanych inwestorów? Czytajcie i uczcie się, urzędnicze nieloty znad Wisły.
Bernard Madoff Investment Securities – tak nazywało się założone w 1960 r. przedsięwzięcie, które skończyło – prawie 50 lat później – jako niedościgniony wzór oszustwa na gigantyczną skalę. Madoff był już wtedy znanym finansistą na Wall Street. Współzałożyciel i szef rady nadzorczej giełdy Nasdaq, na której są notowane spółki technologiczne, prezes rady dyrektorów uniwersytetu Yeshiva, filantrop (wydawał setki milionów dolarów na badania nad białaczką). I zamożny człowiek, który postanowił pomóc bogacić się innym.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Firma miała się zajmować pomnażaniem kapitału klientów. I zapewne przez pierwsze lata tak właśnie było. Rzeczywiście inwestowała i rzeczywiście „dowoziła” wyniki. A ponieważ klienci byli zadowoleni, reputacja Madoffa rosła i pozyskiwał kolejnych klientów oraz ich miliardy „zielonych”. Jeden bogaty klient kusił kolejnego. Jeden celebryta ściągał innych. Jeden bank uwiarygadniał biznes Madoffa przed kolejnymi.
Piramida finansowa, która trwała przez co najmniej kilkanaście lat
Koniec końców wśród inwestorów pomnażających kapitał u Madoffa znaleźli się m.in. aktorzy John Malkovich i Kevin Bacon, fundacja Stevena Spielberga, a także najbardziej znani w USA sportowcy i politycy. Fundacja Uniwersytetu Colombia, członkowie elitarnego Palm Beach Conntry Club, a także banki: HSBC, Fortis, Royal Bank of Scotland…
Nowe pieniądze z jednej strony przyciągały zyski oferowane przez Madoffa – rok w rok zwiększał aktywa klientów o 8-12% – oraz ekskluzywność jego usług. Można było do niego wejść tylko mając co najmniej 10 mln dolarów i tylko przez rekomendację, nie przyjmował klientów „z ulicy”. Większość klientów trzymała u niego pieniądze długoterminowo, ale jak ktoś chciał wypłacić kasę razem z zyskami, to Madoff nie czynił fochów i wypłacał.
Aż przyszedł 2008 r., kryzys finansowy i okazało się, że przez ostatnich 13 lat firma Madoffa w ogóle nie inwestowała powierzonych pieniędzy, a zyski pokazywane klientom były fikcyjne. Biznes turlał się świetnie dopóki wpływ nowych pieniędzy był większy, niż odpływ tych wypłacanych. Tak działają piramidy Ponziego. Zyski i kapitał „starych” inwestorów pochodzi z wpłat nowych.
Dopiero, gdy duża grupa klientów poprosiła o zwrot 7 mld dolarów kapitału oraz zysków, przyszły kłopoty. Madoff oczywiście takich pieniędzy nie miał, bo zyski były na papierze. A nowych wpłat, jak to w czasie kryzysu, już tyle nie było. Sprawa się rypła.
Mechanizm był więc identyczny, jak np. w Amber Gold. Ekskluzywna, pożądana inwestycja (złoto), pewny procent i „dowożenie” wyniku (pierwsi klienci Amber Gold dostali pieniądze z odsetkami 12-14% w skali roku), nimb człowieka sukcesu (linia lotnicza postawiona od zera). I nieporadność urzędników, którzy ten biznes powinni kontrolować.
Nadzór kontrolował Madoffa osiem razy. I nic nie zauważył
Nie można powiedzieć, że Madoff omamił wszystkich. Kilka poważnych banków odradzało swoim klientom inwestowanie u niego pieniędzy (m.in. Goldman Sachs, Credit Suisse i Societe Generale). Już w 2001 r. włoski inwestor Harry Markopulos doniósł na Madoffa do Komisji Papierów Wartościowych twierdząc, że jego fundusz to ściema.
Komisja Papierów Wartościowych kontrolowała interesy Madoffa ośmiokrotnie i nigdy nie potwierdziła podejrzeń. Papiery były dobrze spreparowane, a nikt w Komisji Papierów Wartościowych nie uznał za stosowne porównać liczby w sprawozdaniach z rzeczywistą kasą na rachunkach. Przypomina Wam to coś? W Getbacku też malowali trawę na zielono, tylko mniej sprawnie. No, ale każdy ma takiego Madoffa, na jakiego sobie zasłużył.
Prawie wszystko w aferze Madoffa jest jak w naszych Amber Goldach i Getbackach, tylko bardziej. Albo raczej na odwrót: nasze aferki są jak wersja mikro wyczynów Madoffa. Nic nowego pod słońcem. Takie rzeczy się działy i się będą działy. Nawet dziś ludzie inwestują miliony złotych w różne „cudowne” inwestycje.
O, pardon, są dwie różnice między piramidami naszymi i amerykańskimi. Dość istotne. Po pierwsze, Madoff został osądzony i skazany prawomocnie w ciągu pół roku – wyrok zapadł w czerwcu 2009 r. Po pierwsze i pół: w USA ukraść dużo pieniędzy to równie poważne przestępstwo, jak zabójstwo. Madoff dostał 150 lat więzienia. U nas jak ktoś ukradnie pieniądze to się go wsadza na pięć lat, nie na 150. Nawet jeśli ukradzione pieniądze czekają zakopane w ogródku – złodziej jeszcze będzie mógł z nich skorzystać.
Po drugie: ludzie, którzy stracili pieniądze nie są – jak u nas – pozostawieni sami sobie. Ofiary polskich przekręciarzy, nielotów i nieudaczników czekają po pięć, siedem lat aż ktoś przeprowadzi likwidację funduszu lub spółki, w której umoczyli pieniądze. I ewentualnie odzyskują jakieś resztki rzędu 10% tego, co im ukradziono.
Czytaj też: Nieloty straciły ich pieniądze. „Mamy przez sześć lat czekać na odzyskanie tego co zostało? To jakiś żart?”
Kowboj w obronie ofiar przekrętu
A jak to robią w USA? Tam w imieniu ofiar wystąpił Irving Picard, nowojorski prawnik nadzorujący likwidację firmy Madoffa w sądzie upadłościowym. Do tej pory odzyskał 13,3 miliarda dolarów – około 70% uznanych przez sąd roszczeń. Z tego 11,3 mld dolarów zostało już wypłacone ofiarom. Ogarniacie? Gość odzyskał 70% z kwoty 19 mld dolarów, które – zdaniem sądu – należą się oszukanym klientom!
Jak to możliwe, żeby odzyskać tyle kasy, skoro to była piramida, która załamała się przy pierwszych większych wypłatach? Otóż w USA likwidator to facet z żelaznymi cojones, kowboj jak się patrzy. Dobrał się do tyłków… wszystkim tym klientom Madoffa, którzy dostali do ręki pieniądze w ramach fikcyjnych zysków (45 mld dolarów).
Ponieważ wysokie procenty z inwestycji były „wymyślone”, to i zyski klientów uznano za nienależne. Oczywiście, tylko część z tych 45 mld dolarów zostało klientom faktycznie wypłacona (część pozostała na papierze), a z tych wypłaconych nie wszystkie dało się odzyskać. Ale 13,3 mld dolarów się „znalazło”.
Logiczne? Jak najbardziej. Niespodziewane? Niewątpliwie. Ujmujące? W rzeczy samej. I to nawet dla Amerykanów. W innych piramidach Ponziego w USA procent odzyskanych przez ofiary pieniędzy jest znacznie mniejszy, wynosi od 5% do 30%. Czyli jak w Polsce. Tylko u nas częściej to jest 5%, a w USA częściej 30%.
W tekście opublikowanym przez agencję Bloomberg znalazłem wykres pokazujący z jakich źródeł odzyskuje pieniądze likwidator piramidy Madoffa. Zauważcie, że tylko 650 mln dolarów pochodzi z tego, co udało się uzyskać po zajęciu majątku należącego do firmy Madoffa. Cała reszta to efekt ciężkiej orki – 6 mld dolarów odzyskał likwidator z pieniędzy wypłaconych w formie zysków największym klientom przez samego Madoffa, 800 mln dolarów oddały banki, prawie 2 mld dolarów – fundusze inwestycyjne.
Szacun. W naszych piramidach kończy się na tym pierwszym punkcie – odzyskaniu tego, czego łaskawie nie zdążył ukraść przekręciarz.
Likwidator sukcesywnie przekazuje pieniądze poszkodowanym, w zasadzie proporcjonalnie do roszczeń, zazwyczaj w transzach po kilkuset milionów dolarów. Ci, którzy mają mniejsze roszczenia, dostali większą część pieniędzy w pierwszej kolejności. Prawie 1400 ofiar Madoffa o najmniejszych roszczenia zostało już spłaconych w 100%.
Nie wszyscy beneficjenci funduszy Madoffa oddają kasę dobrowolnie. Picard złożył w sądach kilkaset pozwów, aby „odzyskać” fałszywe zyski wypłacone przez klientów, którzy od lat inwestowali u Madoffa. I to nie tylko od osób prywatnych, ale i od „niesłusznie wzbogaconych” funduszy inwestycyjnych oraz banków, z którymi potykać się w sądach jest mniej przyjemnie.
Czytaj też: Co z sierotami po Getbacku? Czy wciąż jest robota dla „wilczków z Wall Street”?
Klienci Madoffa mogą odzyskać 90% pieniędzy! Likwidator dostał za swoją skuteczność już 1,7 mld dolarów
Ostatnio prawnicy Picarda poprosili sąd apelacyjny o wszczęcie 80 nowych spraw sądowych, w których domaga się 4 miliardów dolarów – to już ostatnia duża transza pieniędzy, która może zasilić kasę, z której ofiary odzyskują należne im pieniądze. Sąd już raz odrzucił te pozwy orzekając, że pieniądze są poza jurysdykcją USA (przed aresztowaniem Madoffa zostały przekazane do banków zagranicznych). Ale Picard nie odpuszcza.
Jeśli Picard wygra apelację i odniesie sukces we wszystkich 80 nowych sprawach, fundusz na rzecz ofiar piramidy zostanie zwiększony do 91% utraconego przez nich kapitału. Na razie jest 70% i każda ofiara przekrętu finansowego w Polsce też by chciała tyle odzyskać. Niestety, u nas tymi sprawami zarządzają ludzie, którzy nie mają o niczym zielonego pojęcia (typowe „urzędnicze automaty” od przerzucania papierów, a nie od myślenia mózgiem), a nawet jeśli mają, to prawo im nie sprzyja, a sądy działają za wolno.
Inwestorzy, którzy nie byli bezpośrednimi klientami Madoffa – inwestowali za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych – nie mieli prawa zgłaszać roszczeń Picardowi. Dla nich amerykański Departament Sprawiedliwości ustanowił oddzielny fundusz o wartości 4 mld dolarów, aby zrekompensować niektóre straty. Nie wiem skąd biorą się pieniądze w tym funduszu, ale media amerykańskie piszą, że klienci „funduszowi” też odzyskują sukcesywnie pieniądze.
Myślicie pewnie: „ten Picard to równy gość, walczy o sprawiedliwość, żeby zrobić dobry uczynek. Ma chłop dobre serce”. Guzik prawda. Jego kancelaria jest opłacana prowizyjnie z funduszu SIPC (Securities Investor Protection Corporation, coś a la nasz Bankowy Fundusz Gwarancyjny w wersji soft). Czyli nie bierze pieniędzy z kasy, która należy się ofiarom, ale ze składek branży finansowej wnoszonych do specjalnego funduszu na wypadek „awarii”.
Picody w sumie dostał z SIPC 1,67 mld dolarów. Sporo, choć to kasa za całe dziesięć lat, więc rocznie wychodzi nędzne 167 mln, z czego musiał pokryć koszty „podwykonawców”.
Ten sam SIPC wypłacił też 640 mln dolarów zaliczek tym z oszukanych klientów Madoffa, którzy popadli w kłopoty finansowe lub stanęli na granicy bankructwa. Wyobrażacie sobie, by u nas obligatariusze Getbacku dostali od kogoś jakieś zaliczki na poczet tego, co odzyskają z feralnej inwestycji?
Polska wciąż państwem (finansowo) teoretycznym
No i co powiecie? U nas ofiary afery Amber Gold, Getbacku, funduszy Fincrea, Idea Premium, czy funduszy nieruchomościowych chodzą od drzwi do drzwi prosząc o to, żeby ktoś pomógł im odzyskać jakieś pieniądze. Od wyświetlenia afery Getbacku minęło już chyba pół roku i nie słychać, żeby w ogóle zaczął się jakiś proces. O wyroku – choćby w pierwszej instancji – nikt nawet nie marzy. Po takim czasie Madoff miał już „przyklepane” prawomocne 150 lat w celi. Czyli w praktyce dożywocie.
Czytaj też: Kupili obligacje Getback, a teraz drżą o swoje pieniądze. Bo polski rynek obligacji to proteza
A to przecież takie proste: wystarczy sąd, który w pół roku wyda wyrok, likwidator, który jest na prowizji od tego co odzyska dla klientów oraz dobre prawo, które pozwala mu odzyskiwać pieniądze po dobroci albo za pomocą pozwów, nawet te zainkasowane na zasadzie „nieświadomego paserstwa”. Może i Amerykanie mają większe afery finansowe, niż my, ale i tak im zazdroszczę, bo to nasze państwo jest – przynajmniej jeśli chodzi o zwalcznia finansowych przekrętów – teoretyczne, a nie ich.
Tam państwo potrafi puknąć się w czoło i powiedzieć: „owszem, daliśmy ciała jak ostatni frajerzy, ale teraz staniemy na uszach żeby ci, którzy zostali z powodu naszego frajerstwa oszukani, odzyskali jak najwięcej pieniędzy”. U nas urzędnicy, politycy i przedstawiciele władz nie mówią nic, bo są jak chochoły, które nawet nie wiedzą co się wokół nich dzieje. Nie ogarniają, więc jak mieliby reagować? A główny macher od nadzoru finansowego zajmuje się braniem łapówek i nie umie przy tym nawet włączyć „szumideł”.