Inflacja drenuje nasze portfele, ale premier uspokaja, że wynagrodzenia w Polsce przecież rosną szybciej, niż ceny jajek. A wicepremier Kowalczyk – że jak ktoś dostał 20% podwyżki, to inflacja go nie boli. A jak jest naprawdę? Te badania pokazują, że z podwyżkami pensji chyba coś poszło nie tak
GUS oficjalnie potwierdził, że ceny w październiku 2021 r. wzrosły o 6,8% w stosunku do tego samego okresu rok temu. A więc w jego szybkim szacunku sprzed dwóch tygodni niestety nie było żadnego błędu – wzrost cen jest największy od 20 lat.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ceny zarówno usług, jak i rzeczy, które kupujemy w sklepach, wzrosły w takim samym stopniu (o 6,8%). A wśród tych ostatnich szczególnie interesują nas ceny żywności, na którą wydajemy dużą część naszych wynagrodzeń. One wzrosły przez rok „tylko” o 4,7%, przy czym najbardziej podrożało m.in. to, czego jemy najwięcej – mięso drobiowe (o 18,8 %), cukier (o 11,3%) i tłuszcze oraz oleje (o 10,6%). O niemal 10% podrożały też jajka.
A domowe rachunki? Aż o 10,5% więcej niż przed rokiem płacimy za nośniki energii dla gospodarstw domowych (pisząc „po ludzku”: gaz i prąd). No i oczywiście mamy gigantyczny wzrost cen paliw do naszych samochodów. Podrożały one w październiku o 33,9% w stosunku do tego samego miesiąca rok temu. To także największy skokowy wzrost cen paliwa od co najmniej 2010 r. Na pocieszenie, w ciągu roku potaniała nieco elektronika.
Ilu Polaków nie wie, że ich pensje są mniej warte?
Inflacja to zjawisko, którego rządząca Polską Zjednoczona Prawica boi się jak diabeł święconej wody. Duża część poparcia społecznego dla rządu opierała się do tej pory o transfery socjalne, których realna wartość jest poważnie zagrożona. Jeśli inflacja dotrze w rejony 8-10% rocznie, to nie ma siły, by elektorat realnie nie zbiedniał.
Czytaj też: Tarcza antyinflacyjna od rządu, czyli absurd goni absurd (subiektywnieofinansach.pl)
Cała nadzieja w tym, że Naród się… nie zorientuje. Ale czy to w ogóle możliwe? Sprawdzili to ankieterzy w ramach badań, które cytuje blog CiekaweLiczby.pl. Zapytano reprezentatywną grupę Polaków (zebraną w tzw. panelu Ariadna, w środowisku socjologów wysoko cenioną, bo traktowaną jako lustrzane odbicie całego społeczeństwa) o to, czy dostrzega związek między wzrostem cen a spadkiem realnej wartości swoich pieniędzy.
Wnioski? Okazało się, że prawie co czwarty Polak (23%) nie rozumie wpływu inflacji na wartość nabywczą pieniądza. Na pytanie, jaką wartość nabywczą będzie miało teraz 2000 zł odłożone rok temu do skarbonki przy rocznej inflacji wynoszącej 10%, poprawnie odpowiedziało tylko 77% badanych.
Ale niech premier się nie cieszy, bo prawdopodobnie ci ludzie po prostu nie zrozumieli sformułowania „wartość nabywcza”. Aż 91% ludzi przyznaje, że obecnie płaci więcej za tę samą ilość produktów niż rok temu. Czyli jednak zauważyli, że ceny rosną.
Polacy spodziewają się wzrostu cen. Ale jak dużego?
Stosunkowo najwięcej osób, które – jak mi się wydaje – nie wiedzą co to znaczy „wartość nabywcza”, jest w elektoracie Prawa i Sprawiedliwości (22%). Najmniej – wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej. Już widzę, że będą na ten temat checheszki wśród „elity”. Zdecydowanie najwięcej osób, które nie rozumieją sformułowania wartości nabywczej pieniądza jest wśród osób z wykształceniem podstawowym (40% błędnych odpowiedzi), a najmniej – wśród osób z wykształceniem wyższym (14% błędnych odpowiedzi). Ale to akurat nikogo nie dziwi.
Wygląda na to, że zmiany w mózgach, przed którymi ostrzegaliśmy na „Subiektywnie o Finansach”, w pewnym stopniu się już dokonały – Polacy są przekonani, że ceny będą w najbliższej przyszłości nadal rosły. Z sondażu wynika, że uważa tak 93% ludzi (ale „tylko” 86% wyborców PiS – reszta uważa, że jak prezes każe cenom nie rosnąć, to one się zatrzymają).
Ale to mało mówi. Chętnie dowiedziałbym się, jaką skalę wzrostu cen przewidują Polacy. Jednocyfrową? Poniżej 5%? Dwucyfrową? To, że oczekiwania inflacyjne jakieś tam są, jest sprawą oczywistą. Ważne jest to, jak wielkiego wzrostu cen oczekują. Tutaj kryje się klucz do oceny skali zmian w mózgach ludzi. A tym samym – możliwości zahamowania inflacyjnej lawiny.
Ale najciekawszą rzeczą, jaką zobaczyłem w tym badaniu, jest kwestia podwyżek płac. Jak wiemy, premier Mateusz Morawiecki bez przerwy opowiada o tym, jak to nam rośnie wartość nabywcza wynagrodzeń. I że jeśli wynagrodzenia rosną o 8-9% rocznie (jak pokazuje GUS), to niższy przecież wzrost cen nie powoduje, że jesteśmy biedniejsi. Bank z memami i podśmiechujkami rozbił nowy wicepremier Henryk Kowalczyk, który wypalił, że jak ktoś dostał 20% podwyżki, to przecież ma więcej pieniędzy, a nie mniej – pomimo inflacji.
Czy wynagrodzenia w Polsce rzeczywiście rosną o 10% rocznie?
Wszyscy zaczęli szukać wokół siebie tych „typowych Polaków”, którzy dostali 20-procentową podwyżkę. I większość z nas nikogo nie znalazła. Wygląda więc na to, że brednie o tym, że wszyscy zarabiają więcej, więc inflacja nie jest problemem, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Kłopot jest ze zbadaniem skali tego zjawiska.
Badania, które dziś recenzuję, częściowo rozwiązują tę zagadkę. Otóż prawie dwie trzecie pracujących Polaków (64%) przyznało, że nie otrzymało podwyżki wynagrodzenia w ciągu ostatniego roku. Żadnej. Ani o 5%, ani o 10%, ani o 20%, o jaką podejrzewa typowego Polaka wicepremier. Wynagrodzenia w Polsce rosną, ale dwie trzecie Polaków zaprzecza, jakoby dostali jakiekolwiek podwyżki.
Do otrzymania podwyżki w ostatnim roku przyznało się 36% ludzi (co ciekawe, duża część pochodzi z elektoratu PiS – wśród nich do otrzymania podwyżki przyznało się 47% pracujących). Wśród elektoratów innych dużych partii jest to 28-30%. Można się zastanawiać, czy elektorat PiS przekornie odpowiada, że dostał podwyżkę, mimo że jej nie dostał, czy też może jest odwrotnie – „totalna opozycja” nie zauważa spadającego na nią deszczu pieniędzy.
Pani Hanna, jedna z czytelniczek bloga, ma pewną hipotezę dotyczącą relatywnie częstszego zgłaszania podwyżek wynagrodzenia przez elektorat PiS. Hipoteza ta – musicie przyznać – nie jest tak całkiem od czapy: „Jeśli weźmiemy pod uwagę silną korelację poziomu wykształcenia z wysokością pensji, to zapewne wielu wyborców tej partii po prostu dostaje płacę minimalną podnoszoną administracyjnie”. To nie wyjaśnia całości tej rozbieżności (pensję minimalną pobierało w 2019 r. 1,5 mln osób, teraz już 2,2 mln), ale sporą jej część – już tak.
Czytaj też: Inflacja szaleję. Po jaką podwyżkę wynagrodzenia iść do szefa? Liczę! (subiektywnieofinansach.pl)
Ale ważne jest co innego: wśród tej jednej trzeciej ludzi, która dostała podwyżki w ciągu ostatniego roku (a przynajmniej to zakomunikowała badaczom), 38% otrzymało podwyżkę mniejszą niż 5%. A więc nawet oni realnie mają mniejszą wartość nabywczą swoich zarobków.
Kolejne 43% tych, którzy otrzymali podwyżkę, dostało 5-10% pieniędzy więcej, niż wcześniej zarabiali. Możemy więc przyjąć, że połowa z nich zdołała „pobić” inflację (podwyżka wyższa niż 7%), a połowa nie. Tylko 19% tych, którzy uzyskali podwyżkę, zainkasowało więcej niż 10% wzrostu wynagrodzenia.
Opierając się na deklaracjach tych ludzi, mamy więc taką rzeczywistość: dwie trzecie Polaków nie przyznaje się do żadnej podwyżki wynagrodzeń, a spośród pozostałych (jedna trzecia ludzi) ok. 40% mogło tymi podwyżkami przebić inflację.
Czytaj też: Podatek od pustostanów: czy zatrzyma ceny mieszkań? W co gra rząd? (subiektywnieofinansach.pl)
Wynagrodzenia w Polsce: GUS kontra odpowiedzi Polaków
Wychodzi na to, że najprawdopodobniej jakieś 15% ludzi otrzymało w ciągu ostatniego roku podwyżkę, której wysokość przebiła wzrost cen – przynajmniej ten oficjalny, czyli 7% w skali roku. Bo inna sprawa, że w większości naszych domowych budżetów inflacja jest wyższa (bo większy jest udział paliwa i podstawowych artykułów żywnościowych niż w oficjalnym koszyku inflacyjnym). Nawet jeśli wynagrodzenia w Polsce rosną, to nie tak szybko, żeby pobić wzrost cen jajek czy masła.
I to by było tyle, jeśli chodzi o „rosnącą wartość nabywczą” pieniędzy Polaków. Przynajmniej tych pracujących (bo są i ci na emeryturach i na zasiłkach, niekiedy obficie waloryzowanych). No i oczywiście warto zaznaczyć, że opieramy się w tym momencie na deklaracjach ludzi. Zapewne w większości wiarygodnych, ale jeśli mówimy o podwyżkach, to Polak potrafi nieźle ściemnić. Ale nawet uwzględniając ten czynnik, wyniki ankiety nie pozostawiają złudzeń, że opowieści o rosnącej wartości nabywczej wynagrodzeń Polaków są tylko mokrymi snami. Albo pobożnymi życzeniami.
Czytaj też: Inflacja 5% kontra podwyżki pensji o 10%. Komu rosną wynagrodzenia? (subiektywnieofinansach.pl)
—————————–
ZAPROSZENIE:
MACIEK SAMCIK POLECA SPRAWDZONE APLIKACJE FINANSOWE UŁATWIAJĄCE ZARZĄDZANIE DOMOWYM BUDŻETEM
>>> PRZETESTUJ APLIKACJĘ „PRĄD W TELEFONIE”. Trójmiejska firma Fortum – renomowany, pochodzący ze Skandynawii sprzedawca energii – oferuje rozwiązanie „Prąd w telefonie”, dzięki któremu – w powiązaniu z inteligentnym licznikiem w Twoim mieszkaniu – możesz bardzo łatwo kontrolować swoje wydatki na prąd, obniżyć rachunki za energię i wygodnie doładowywać konto w czasie rzeczywistym. Z propozycji dołączenia do tej innowacji możesz skorzystać, klikając ten link
>>> PRZETESTUJ APLIKACJĘ CURVE, SUPEROGARNIACZA DOMOWYCH FINANSÓW. I ZGARNIJ 50 ZŁ. Ściągając aplikację Curve na swój smartfon (można to zrobić korzystając z tego linku) i zapisując w niej kartę dowolnego banku, de facto sprawiamy, że każda transakcja wymagająca przewalutowania będzie przewalutowywana przez Curve (po kursie bardzo bliskim rynkowemu), a do polskiego banku trafi już jako złotowa – co oznacza, że nie grozi nam przewalutowanie po niepewnym lub kiepskim kursie. Do Curve można przypiąć kilka kart bankowych. Można też wybrać w aplikacji kartę „rezerwową”, na wypadek gdyby ta wybrana domyślnie nie zadziałała. Aplikacja Curve działa w usługach Google Pay i Apple Pay. Curve oferuje też cashback i funkcję dodawania kart lojalnościowych z różnych sieci sklepów. Więcej szczegółów o Curve w tym artykule. W najbliższym czasie Curve uruchomi usługę Flex, która umożliwi rozbicie na raty każdej transakcji dokonanej za pomocą aplikacji w przeciągu ostatniego roku. Szczegóły tej funkcji są pod tym linkiem: The Flexible Buy Now Pay Later | Curve Flex
źródło zdjęcia tytułowego: RMF FM/KPRM/Annie Spratt/Unsplash