Pomogłem panu Henrykowi rozwiązać spór z PKP Intercity. Nie było łatwo. Kolej najpierw odrzuciła reklamację, potem – po mojej interwencji – ją uznała. Ale pasażera nadal ścigała nasłana przez PKP firma windykacyjna. Choć przewoźnik zapewniał, że to nieporozumienie, sprawa trafiła do sądu. Sukces w tej sprawie musiałem ogłaszać aż… trzy razy. Czy to już naprawdę koniec udręki?
Sprawą pana Henryka zajmowałem się jeszcze zanim dołączyłem do Ekipy Samcika na „Subiektywnie o finansach”. Cieszyłem się, że – żegnając się z poprzednią redakcją – zostawiam tę sprawę załatwioną, pośród wielu innych. Ale dwa tygodnie temu zadzwoniła do mnie pani Jadwiga przerażona otrzymanym właśnie pismem z sądu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czego dotyczy pismo? Zanim to wyjaśnię musimy cofnąć się do 2017 r. 30 października Pan Henryk jechał z Słupska do Gdyni. Przez pomyłkę zamiast do pociągu SKM, wsiadł do wagonu z logo TLK Intercity (to inny przewoźnik, nie honorujący biletów trójmiejskiej kolejki aglomeracyjnej). Za brak ważnego biletu konduktor wypisał wezwanie do zapłaty na prawie 29 zł.
Błędy na mandacie i dzień spóźnienia
Pan Henryk przelew zrobił 2 listopada, czyli trzeciego dnia kalendarzowego, ale drugiego dnia roboczego po feralnej przejażdżce, bo 1 listopada wypadało święto. Miesiąc później dostał pismo z działu windykacji PKP Intercity, w którym kolej żądała od niego za jazdę na gapę 640 zł. Spółka co prawda potwierdziła, że otrzymała wpłatę 29 zł, ale 3 listopada, czyli jeden dzień po terminie.
Przeczytaj też: Bliskie spotkanie z drogówką? Mandat do zapłacenia? Za 5 zł skrócą ci ten ból do kilku sekund
Gdyby pan Henryk się uparł, mógłby złożyć reklamację powołując się na błąd konduktora. Na wezwaniu wypisanym w pociągu konduktor napisał odręcznie, że mandat trzeba opłacić w ciągu dwóch dni. W innym miejscu drukiem podany jest termin płatności. Mamy tu do wyboru 2 lub 21 dni. Konduktor przekreślił „2”, co sugerowałoby, że pasażer ma na wpłatę 21 dni.
Na tym samym dokumencie pojawiły się więc dwie sprzeczne informacje. Prawnicy, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że powołując się na ten błąd, pan Henryk prawdopodobnie wygrałby z PKP Intercity, bo wezwanie powinno być jednoznacznie sformułowane i nie może wprowadzać w błąd.
Bezduszna kolej, bezradny pasażer
Pasażer nie o to miał jednak pretensję do przewoźnika. Był przekonany, że robiąc przelew drugiego dnia roboczego, załatwi całą sprawę. Nie wziął pod uwagę tego (bo nie wiedział), że przelew może zostać zaksięgowany dopiero następnego dnia. Tak jest gdy płacimy zwykłym „elixirem”. Przelew można przyspieszyć korzystając np. z systemu przelewów natychmiastowych czy „Express Elixir”, ale za to trzeba ekstra zapłacić.
Pan Henryk nie jest gapowiczem-recydywistą. Przyznał się do błędu i chciał oddać kolei, to co jej się należy. W jednym z kilku listów wysłanych do PKP Intercity pisał:
„Nie moją intencją było oszukać PKP, o czym świadczy niezwłoczna wpłata. Nie jest dla mnie zrozumiałe, że PKP nie przyjmuje żadnych argumentów pasażerów”
Spółka była jednak bezduszna. Nie uznała reklamacji. Pasażer napisał nawet do prezesa PKP Intercity z prośbą o darowanie kary. Bez odpowiedzi.
Jednak w „drodze wyjątku” PKP Intercity postanowiło obniżyć karę o 75 proc. Klient musiałby zapłacić już tylko ok. 150 zł. Dla świętego spokoju wpłacił te pieniądze, ale dalej chciał walczył o ich zwrot. Również bezskutecznie. Wtedy postanowił szukać pomocy. Trafił na mnie.
Po nagłośnieniu sprawy PKP Intercity postanowiło „jeszcze raz rozpatrzyć reklamację” i zwrócić wspomniane 150 zł. Po raz pierwszy odtrąbiłem sukces.
PKP daruje, windykator windykuje
W każdej szanującej się firmie, dbającej o „wysoką jakość obsługi” i której zależy na dobrym wizerunku, w tym miejscu sprawa powinna się zakończyć. Ale PKP chyba na tym nie zależało. Kilka tygodni później zadzwoniła do mnie pani Jadwiga, żona „gapowicza”. Okazało się, że do tej pory nie otrzymała obiecanego zwrotu pieniędzy.
Po raz kolejny musiałem interweniować. PKP tłumaczyło, że zwłoka wynikała z tego, że pracownicy mieli wątpliwości co do numeru konta, na który miały być przelane środki. Przyznacie, że to dość kuriozalne tłumaczenie. Błędu w numerze konta nie było.
Przeczytaj też: Biletowa windykacja: dług bez dokumentów, przedawniony, a proces zaoczny. I sąd to „klepnął”!
Jednocześnie egzekwowaniem należności od pana Henryka zajmowała się na zlecenie PKP Intercity kancelaria windykacyjna. W lutym zażądała zwrotu 640 zł (pierwotny wymiar kary), a miesiąc później sąd wydał nakaz zapłaty. Wróciliśmy więc do punktu wyjścia. Znowu musiałem interweniować.
Osiem miesięcy walki i sterta pism
PKP Intercity tłumaczyło, że uznając w całości reklamację nakazało windykatorowi zakończyć postępowanie windykacyjne, ale „przez omyłkę kancelarii dyspozycja nie została dopełniona przed wysłaniem nakazu do podróżnego”. Przewoźnik zapewnił też, że wysłał pismo do sądu z cofnięciem pozwu. Drugi raz odtrąbiłem sukces w tej sprawie. I znowu okazało się, że przedwcześnie.
W czerwcu zadzwoniła do mnie pani Jadwiga. Jej mąż dostał bowiem pismo z sądu rejonowego w Lublinie z informacją, że sprawa zostaje przeniesiona do sądu w Sosnowcu (tu mieszkają). Pismo datowane jest na 15 maja. Treść pisma sugerowała, że sprawa o zapłatę toczy się dalej.
Przeczytaj też: Oni pokażą Intercity jak wygląda prawdziwy luksus w podróży? Leo Express i „platynowe” autobusy
Blisko osiem miesięcy walki, stres, cztery listy wysłane do PKP Intercity, sześć pism z PKP, liczne telefony do PKP, m.in. do działu windykacji, dwa pozwy o zapłatę, nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym, postanowienie o przekazaniu sprawy do innego sądu, a poza tym dziesiątki maili i telefonów, jakie wymieniłem na przestrzeni kilku miesięcy z panią Jadwigą – to bilans walki z PKP Intercity, w której stawką było… 150 zł.
Czy to koniec? Czy można odtrąbić sukces trzeci, ostatni raz? Mam w ręku pismo z decyzją sądu o umorzeniu postępowania. Dziś dostałem też e-maila z PKP Intercity:
„Sprawa dotycząca p. Henryka została definitywnie zakończona, a więc wycofana z sądu i obsługi zewnętrznej kancelarii prawnej oraz zamknięta przez spółkę”
Czy PKP zmieni regulamin?
Niewykluczone jednak, że z tej sprawy PKP Intercity wyciągnie wnioski i zmieni swój regulamin na bardziej przyjazny pasażerom. Chodzi o nieszczęsne „dwa dni”, jakie daje gapowiczom na zapłatę.
Tocząc bój z PKP pani Jadwiga rozmawiała z kilkoma pracownikami spółki. Jeden z nich przyznał, że te dwa dni to być może za mało. Wydłużając termin płatności nawet o kilka dni, można by uniknąć problemów, jakich nabawił się pan Henryk. Nie zawsze pasażerowie-gapowicze mają przy sobie gotówkę i nie zawsze konduktor akceptuje płatność kartą.
Potrzeba zmiany regulaminu może być jedynie prywatną opinią pracownika, bo oficjalne stanowisko PKP Intercity jest następujące:
„Spółka stale prowadzi monitoring i analizy stosowanych przez siebie procedur informując o wszelkich zmianach wraz z ich wprowadzaniem i dokonywaną aktualizacją w regulaminach”
Czy coś się zmieni? Pożyjemy, zobaczymy.
A jeśli mieliście podobne „przygody” z kolejowymi (i nie tylko) przewoźnikami, piszcie do mnie na adres: maciej.bednarek@subiektywnieofinansach.pl