Zaczyna się wysoki sezon dla podróży kolejowych. W najbardziej chodliwych terminach około weekendowych bilety na pociąg są jak cukier w stanie wojennym – dobrem deficytowym. Kolejarzom nie od dziś brakuje sprawnego taboru, więc nie na wszystkich rozchwytywanych trasach dostawią dodatkowe wagony. Ale nie mają problemu, by kazać nam płacić pełną cenę nawet za… miejsca stojące. W pierwszej klasie
Gdyby ktoś chciał się dostać pociągiem np. w sobotę 15 czerwca wcześnie rano z Warszawy do Trójmiasta, to nie ma co liczyć na bilet z miejscówką. Wszystkie miejsca od kilku dni są wyprzedane. Inna sprawa, że nie ma też powodu, by pchać się last minute do pociągu jadącego w tamtym kierunku, bo w hotelach nad morzem też miejsc już raczej nie ma, zostały tylko resztki prywatnych apartamentów ;-).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nowy szczyt luksusu Intercity: bilet bez gwarancji miejsca
Ale jak ktoś jest zdesperowany, to do pociągu – owszem – może wsiąść, nawet do takiego, w którym nie ma już miejsc. PKP Intercity sprzedaje bowiem – i to w pełnej cenie – tzw. bilety bez gwarancji miejsca siedzącego. To taki sam bilet jak każdy inny, ale bez numeru wagonu i miejsca. Można usiąść jeśli się znajdzie samodzielnie jakieś miejsce niezajęte, albo ewentualnie sobie postać.
Bilety na miejsca stojące podczas różnych wydarzeń nie są czymś niespotykanym. W teatrach czy operach sprzedają takie miejscówki po znacznie niższej cenie. Pamiętam, że za młodu taki bilet „na stojaka” był dla mnie jedyną szansą, by zobaczyć na żywo najsłynniejszych śpiewaków operowych w Operze Wiedeńskiej. Bo na inny bilet zwyczajnie nie byłoby mnie stać.
Bilety stojące chciał swego czasu sprzedawać pasażerom Michael O’Leary, prezes kultowej nisko kosztowej linii lotniczej Ryanair. To, co nie udało się w samolotach, z powodzeniem funkcjonuje od lat w PKP Intercity, pozwalając państwowym kolejom zarabiać więcej, niż wynikałoby to z przepustowości ich pociągów. Co na to pasażerowie? Są niewdzięczni. Zamiast dziękować za możliwość bycia przewiezionym „na stojaka” jeszcze mają za złe:
„Pociąg Kraków-Warszawa, odjazd godz. 17.30. Od rana brak biletów na jakikolwiek pociąg, bo właśnie skończyła się konferencja na kilka tysięcy ludzi. Udało mi się nabyć bilet na ekspres – uwaga! – w pierwszej klasie bez miejscówki. Czyli mogłem stać w korytarzu, za to w pierwszej klasie! Na pociąg dotarłem niestety późno, więc wszystkie miejsca stojące – nawet w korytarzu pierwszej klasy – były już zajęte. Dobra strona medalu jest taka, że poznałem przez tę sytuację (w korytarzu) bardzo ciekawe osoby. Ale myślałem, że czasy – kiedy poznawało się ludzi w kolejce po butlę z gazem (tak, ja takie pamiętam) już się dawno skończyły”
– napisał do mnie niedawno czytelnik, stały bywalec polskich kolei. Nie chciało mi się wierzyć, że na kolejach mogą panować tak dziwne zwyczaje, więc sam spróbowałem zakupić przez internet bilet pierwszej klasy na jedno z deficytowych połączeń nad morze. I rzeczywiście – sprzedali mi w pełnej cenie bilet na miejsce stojące w wagonie pierwszej klasy!
Czytaj też: Monopol na torach szkodzi pasażerom. Ceny są już europejskie, ale szybkość nie ta
Czytaj więcej: Oni pokazują Intercity jak wygląda prawdziwy luksus w podróży. Lew zaryczy w Krakowie
Pierwsza klasa na stojaka za 80 zł?
O ile byłbym w stanie zrozumieć instytucję miejsca stojącego (pod warunkiem, że kasy nie mogą sprzedać nieograniczonej liczby takich biletów, a co najwyżej kilka na każdy wagon), o tyle pomysł ze sprzedawaniem miejsca stojącego pierwszej klasy wydaje mi się cokolwiek ekstrawagancki. Ktoś w PKP Intercity zapomniał, że była jakiś czas temu zmiana ustroju i że „dobre miejsca stojące” przestały być luksusem.
Skutkiem ubocznym nabijania sobie kiesy przez PKP Intercity i sprzedawania biletów na miejsca stojące jest mniejszy komfort tych, którym udało się kupić „normalne” bilety z przypisanym miejscem do siedzenia. No bo jeśli taki „normals” będzie chciał wyjść do toalety albo np. do Warsu, to czeka go wyzwanie pierwsza klasa.
„W pociągu z Warszawy do Gdańska dwadzieścia minut po odjeździe idę do Warsu. Siadam i czekam, czekam, czekam. Po 30 minutach i kilku przypomnieniach w końcu przychodzi ktoś z obsługi. Od razu zaznaczę, że obsługa robiła co mogła – było ich po prostu za mało! Ja na ich miejscu wysiadłbym na pierwszym przystanku i poszedł na kasę do supermarketu – pewnie wypłata podobna, a warunki pracy o niebo lepsze]. „Poproszę kaczkę” – „nie ma”. „To schabowego” – „nie ma”. Po 45 min od startu pociągu nie było już nawet bułki tartej do schabowego! Przecież wiadomo było wcześniej, ile osób kupiło bilet (pociąg był pełny), że jest pora obiadowa (można zrobić odpowiednie zapasy), itd. No ale do tego potrzeba dobrego zarządzania. Po kolejnych 20 minutach skończyły się już też pierogi, racuchy i pewnie reszta menu, o które nawet nie pytałem”
– pisze do mnie inny czytelnik. Powinien i tak być szczęśliwy, że w Warsie miał przynajmniej miejsce siedzące, bo wiem skądinąd, że często-gęsto Wars jest kolonizowany przez posiadaczy biletów bez miejsca siedzącego. Formalnie regulamin zabrania przebywania w Warsie w czasie, gdy się nie konsumuje, ale cóż to za problem konsumować non stop?
Prawdopodobnie jedyną kategorią pociągów, w której te wszystkie dzikie zwyczaje nie obowiązują, jest Intercity Premium (EIP), czyli popularne pendolino. Tutaj biletów stojących nie sprzedają, bo to pociąg, który teoretycznie mógłby jechać zbyt szybko, by jazda „na stojaka” mogła być bezpieczna.
Nie oczekuję od kolei, że będzie stuprocentowo punktualna (choć ponad jedna czwarta pociągów opóźnionych to chyba lekka przesada). Ale jeśli dodamy do tego bardzo nierówny poziom obsługi, to przestaje dziwić, że PKP Intercity jest firmą postrzeganą jako relatywnie droga w stosunku do oferowanej jakości. Któraś z sieci sklepów spożywczych ma w reklamach slogan „więcej za mniej”.
Patrząc na bilet na miejsce stojące w pierwszej klasie, sprzedawany w standardowej „luksusowej” cenie, mógłbym doradzić kolejarzom, by ich hasło brzmiało: „Mniej za więcej”.
Czytaj więcej: Co zrobić, gdy twój pociąg się spóźnił, a PKP nie chcą oddać pieniędzy za bilet? Czytelnicy mają ciekawy pomysł
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Raz na jakiś czas wyślę Ci zestaw najciekawszych i najbardziej potrzebnych poradników dla Twojego portfela, zaproszę na ekskluzywne webinarium albo poinformuję o najlepszych okazjach, by ulokować oszczędności
Bilety drożeją, Polacy koleją podróżują
Coś pozytywnego na koniec? Ostatnio, jadąc pendolino relacji Rzeszów-Gdynia, udało mi się trafić „szóstkę w Lotto”, czyli skład z działającym internetem. Wi-fi o nazwie „pendolino” co prawda pozwalało się łączyć tylko na kwadrans (potem trzeba było się ponownie logować), ale za to działało jak złoto.
No, ale płacić 150 zł (lub 229 zł za bilet pierwszej klasy) i mieć tylko cień szansy na szybki internet to słaby zakład.
Cała Grupa PKP (do której należą nie tylko Intercity, ale też np. PKP Cargo, czyli pociągi towarowe, a także spółki zapewniające infrastrukturę dla pociągów: Polskie Linie Kolejowe, PKP Informatyka, czy PKP Energetyka) SA miała w 2018 r. aż 470 mln zł zysku, z czego 174 mln zł przypadło na PKP Intercity. To był trzeci rok z rzędu tej firmy z dodatnim wynikiem finansowym. Polacy się bogacą i stać ich na podróżowanie przy coraz wyższych cenach biletów.
Po trzech miesiącach tego roku Intercity sprzedały prawie 10,6 mln biletów (z tego pociągi typu pendolino przewiozły 970.000 osób). To wzrost o 7% w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Wtedy z usług Intercity skorzystało prawie 9,9 mln osób.
Czytaj też: Nowy pomysł kolejarzy – wysiadasz z pociągu, a tam czeka taksówka
Czytaj również: Ostra jazda w pociągu, czyli multimedialny stolik, w którym zapłacisz smartfonem. Trzy godziny podróży i… to może być najdroższy bilet świata
————————————-
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
zdjęcie tytułowe: StockSnap/Pixabay