Zawsze zadaję sobie to pytanie wsiadając do taksówki: ile wynosi „kurs sprawiedliwy”? Nie lubię przepłacać, ale też chciałbym, aby człowiek, który świadczy mi jakąś usługę, był uczciwie wynagrodzony. Uczciwie, czyli stawką godzinową, która nie urąga godności pracownika, ani nie jest rozbojem w biały dzień.
Opisywałem niedawno moje przygody na trasie warszawska Białołęka – lotnisko w Modlinie. W jedną stronę taksówka za jakieś 150 zł, w drugą Uber za 55 zł. Albo pierwszy kierowca mnie ogolił jak frajera, albo drugi był ofiarą finansowego niewolnictwa. Albo zdarzyły się obie te rzeczy naraz.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
Czytaj też: Ta sama trasa, ta sama pora dnia. Taksówkarz wystawia rachunek na 158 zł, Uber na 55 zł. O co tu chodzi?
Wiem, że jeżdżenie z szoferem nie może być tanie. Ale jeśli płacę 30-40 zł za krótki w sumie, kilkunastominutowy kurs do sąsiedniej dzielnicy, to mam poczucie pieniądza wyrzuconego w błoto. Czy słusznie? Może po prostu to tyle musi kosztować?
Jeśli taksówkarz mi mówi – sytuacja teoretyczna, ostatni raz spotkała mnie rok temu – jaki to jest nieszczęśliwy wykonywując swoją robotę za głodową pensję (po czym inkasuje ode mnie te 40 zł) to powinienem mu współczuć i dać duży napiwek, czy zrzucić to na karb polskiego narzekactwa? Jeśli w Uberze – gdzie za ten sam kurs nie zapłacę 40 zł, tylko 20 zł – trudno dziś spotkać kierowcę, który nie jest imigrantem, to znaczy, że jeżdżąc Uberem wspomagam finansowe niewolnictwo?
Czytaj też: Kierowca Ubera uderzył w dostawczaka. Nie miał prawa jazdy
Czytaj również: Skazany za paserstwo kierowca woził ludzi po Krakowie
Sam dużo jeżdżę prywatnym samochodem i wiem, że auto kosztuje. Kiedyś nawet pisałem, że jeżdżenie taksówką może być tańsze od używania własnego samochodu. I było to jeszcze przed erą Ubera, więc zakładam, że jeżdżenie Uberem niemal na pewno musi być tańsze, niż jeżdżenie własnym autem. Wliczając benzynę, amortyzację, ubezpieczenie, serwis, opony…
A może by tak… wynająć samochód zamiast go kupować? Ile można zaoszczędzić? Komu to się opłaci, a komu nie?
Czy Uber to dumping? Czy taxi to lichwa? Liczymy!
Postanowiłem policzyć przy jakiej cenie zaczyna się „taksówkarska lichwa”. Jako przykład wziąłem 10-kilometrowy kurs po Warszawie w ciągu dnia. Stawki w warszawskich firmach taksówkowych wahają się od 1,6 zł za kilometr do 2,4 zł. Opłata za wejście do taksówki – od 6 zł do 8 zł. Oznacza to, że w najtańszej firmie zapłacę 22 zł, a w najdroższej 32 zł. W Uberze wycena pokazuje od 17 zł – w zależności od czasu przejazdu – do 21 zł.
Do kalkulacji przyjąłem, że amortyzacja auta, cena leasingu lub kredytu (60.000 zł podzielone na cztery lata jeźdżenia) w przeliczeniu na kilometr wynosi 23 gr., cena ubezpieczenia to 5 gr. na kilometr (2700 zł rocznie przy 60.000 przejeżdżanych kilometrach), zaś ZUS wynosi 6,8 zł na każdą godzinę pracy (1200 zł podzielone na 176 godzin pracy w miesiącu). Od dochodu z każdego przejazdu trzeba odliczyć VAT (8%) oraz podatek dochodowy (zakładam 18%). Ceny paliwa – 4,3 zł za litr – czyli 31 gr. na każdy kilometr (auto pali 8 litrów na 100 km). Zakładam, że dojazd do klienta to 2 km.
No to liczymy. Najpierw Uber w najkorzystniejszej dla mnie – jako klienta – stawce 17 zł za 10-kilometrowy kurs trwający ok. kwadrans. Po odjęciu VAT dochód wynosi 15,6 zł. Amortyzacja i ubezpieczenie – 3,3 zł. Paliwo (z dojazdem do klienta) – 3,7 zł. Teraz ZUS. Przy założeniu, że do kursu trzeba „przypisać” też 15 minut oczekiwania na zlecenie, dostajemy 3,9 zł kosztów ZUS. W sumie – 10,9 zł kosztów wszelakich. Zostaje jakieś 4,7 zł, od czego należy jeszcze odprowadzić podatek dochodowy (niecałe 60 gr.). Na czysto zostaje 4,1 zł. Biorąc pod uwagę, że to zysk za pół godziny pracy (oczekiwanie, dojazd, kurs), mamy stawkę godzinową rzędu… 8,2 zł.
Ile ma drogi taksówkarz na godzinę? A ile ma tani?
Przypominam, że minimalna stawka godzinowa w Polsce wynosi 12 zł, a w przyszłym roku na wynosić 13 zł. W przypadku Ubera jest jeszcze gorzej – 25% przychodu idzie do tej właśnie firmy (taka jest prowizja dla organizatora przedsięwzięcia), co oznacza, że na samym starcie kierowca powinien odjąć od swojego przychodu z 17-złotowego kursu jakieś 4,25 zł. To by oznaczało, że jego saldo spada do 4 zł za godzinę pracy. Oczywiście: przy założeniu, że płaci podatek dochodowy.
Czytaj też: Jak poczuć się w Uberze jak w taxi? Kurs miał kosztować 15 zł, a zapłaciła… 53 zł. Taki mamy klimat
Weźmy taksówkę z tych najtańszych, za 22 zł za mój przykładowy kurs. Przychód po odprowadzeniu VAT to 20,2 zł, koszty takie same jak w poprzedniej kalkulacji – 10,9 zł. Zysk brutto w okolicach 9,3 zł, zaś po odprowadzeniu podatku dochodowego jakieś 7,5 zł. Stawka godzinowa 15 zł. Bez szału, ale powyżej granicy egzystencji. Pisałem ostatnio o tym ile się zarabia w różnych zawodach i 15 zł nie byłoby już stawką najniższą z możliwych. W tej kalkulacji płacę uśrednioną cenę za kilometr 2,2 zł (wliczając opłatę startową). Gdyby założyć, że kierowca nie płaci podatku dochodowego – bo np. jest na ryczałcie podatkowym i ma wysokie koszty (składki zdrowotne) to stawka godzinowa rośnie powyżej 18,5 zł.
Czytaj też: Ile wynosi średnia stawka za godzinę pracy w różnych zawodach? Porównuję. Sprawdź czy cię nie wyzyskują
No i wreszcie droga taksówka za 32 zł. Dochód po uwzględnieniu VAT wynosi 29,5 zł, koszty takie, jak wcześniej policzyłem – 10,9 zł. Zysk brutto 18,6 zł, zaś netto jakieś 15 zł. I stawka godzinowa 30 zł. Już sporo. Nie uwzględniam w tej kalkulacji kosztów, które taksówkarze ponoszą na rzecz swoich korporacji, bo nie wiem ile one wynoszą (podobno w niektórych korporacjach oddaje się do centrali 1000 zł, niezależnie od utargu). A poza tym – szczerze pisząc – mało mnie to obchodzi.
Interesuje mnie to ile wynosi godzinowa stawka za wożenie mojego tyłka w różnych wariantach. Za przewiezienie go na odcinku 10 km w Warszawie w ciągu dnia mogę zapłacić kierowcy od 8 zł na godzinę (w Uberze) poprzez 15 zl za godzinę (w najtańszych taksówkach za 1,6 zł za kilometr) do 30 zł za godzinę (w najdroższych taksówkach).
Drogi taksówkarz za drogi. Tani „uberowiec”… za tani
Czy 30 zł za godzinę to dużo? Jeśli kierowca rzeczywiście na dwa kursy na godzinę o wyliczonej przeze mnie wyżej rentowności i pracuje po osiem godzin w tygodniu (bez weekendów) – to dziennie wyciska 240 zł i miesięcznie nawet do 5.000 zł. Czy to już jest „szoferska lichwa”? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami porównując tę kwotę z własnymi zarobkami. Moim zdaniem to dużo, biorąc pod uwagę, że w części krajów Zachodu taksówkarz to praca słabo płatna, a w XXI wieku kierowca jest bardziej „dodatkiem do nawigacji”, niż wysoko wykwalifikowanym pracownikiem umysłowym…
Oczywiście: to wszystko jest uśrednione i nie uwzględnia specyficznych warunków. Przede wszystkim z moich rozmów z szoferami wynika, że dwa kursy na godzinę to jest luksus. Dobrze jest, gdy mamy jeden. Trzeba byłoby więc kwoty miesięcznych zarobków zmniejszyć o 30-40%. Ale z drugiej strony… Można jeździć więcej. Można w nocy, Można na okrągło. Można w tzw. drugiej strefie. Można w święta.
Można mieć więcej szczęścia i lepsze kursy, albo mniej szczęścia i krótsze. Można mieć stałych klientów. Można zarabiać na taryfie postojowej. Można próbować naciągać klientów (liczniki, które „na wejściu” wskazują kilkanaście złotych). Można dostawać napiwki. Można „pompować” koszty i nie płacić podatku dochodowego, można być zwolnionym z VAT… Tych wszystkich wariantów nie biorę pod uwagę.
Przy stawce 15 zł za godzinę (najtańsza taksówka) i równie optymistycznych założeniach – dwa niezłe kursy na godzinę – mamy jakieś 2400-2500 zł na czysto. Minus ewentualne opłaty na rzecz korporacji. Realnie pewnie jest to mniej. Przy cenie „uberowej” i stawce godzinowej 8 zł zarobek netto wynosi… 1300 zł netto miesięcznie.
Jeśli odliczymy od tego jeszcze 25% opłaty (liczonej od przychodu!) dla Ubera i ewentualnie „działkę” dla właściciela pojazdu, to mniej więcej wiemy dlaczego Uber zatrudnia głównie imigrantów zza wschodniej granicy. Dałem ostatnio 10-złotowy napiwek takiemu kierowcy, intuicyjnie czując, że jest finansowym niewolnikiem. On się ucieszył – prawdopodobnie zarobił więcej, niż przez pół dnia pracy dla swojego „flotowca” – a ja się zawstydziłem.
Czytaj też: Carrefour chce być jak Uber! Wchodzisz do sklepu? Odpal apkę i przy okazji zrób za dychę zakupy dla sąsiada
A to ciekawe: Indeks cen taksówek w różnych krajach. Jest też Polska!