Niedawne orzeczenie europejskiego sądu TSUE, dotyczące polskich kredytów frankowych, wywołało niemałe zamieszanie. Ale wciąż zagadką jest to, w jaki sposób polskie sądy będą je interpretowały. Pierwsze wyroki już są. Ten dzisiejszy pokazał, że mogą być niespodzianki. Sąd nie zgodził się na unieważnienie umowy, ale… wymyślił coś a la Vivus
Zasadniczo orzeczenie TSUE w sprawie „polskich franków” jest dla kredytobiorców korzystne. Europejski sąd powiedział, że jeśli w umowie kredytowej jest nieuczciwa klauzula, to trzeba ją usunąć i nie wolno nic wpisywać. A jeśli umowa będzie w takim stanie niewykonalna – to trzeba ją unieważnić (chyba, że kredytobiorcy to nie pasuje).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
TSUE opowiedział się raczej przeciwko odwalutowaniu umów (czyli utrzymaniu ich w mocy jako złotowych, ale z oprocentowaniem opartym na stawce LIBOR CHF), lecz decyzję w tej sprawie pozostawia polskim sądom. Z orzeczenia wynika tylko, że – zdaniem TSUE – w polskim prawie taka umowa raczej się nie „zmieści”.
I tyle dobrego, a cała reszta to już interpretacje i szum informacyjny. Bankowcy natychmiast ogłosili, że w ramach retorsji będą pozywali awanturujących sie klientów o odsetki za bezumowne korzystanie z kapitału, a prawnicy kredytobiorców ich wyśmiali i przypomnieli o trzyletnim przedawnieniu takich roszczeń.
Czytaj więcej o tym: Już wiemy jak banki będą zniechęcały frankowiczów do składania pozwów. „To będzie was kosztowało więcej, niż myślicie”
———————-
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————-
Na to Związek Banków Polskich oświadczył, że przedawnienie liczyć się powinno dopiero od dnia unieważnienia umowy, a w ogóle to art. 117 Kodeksu cywilnego pozwala sądowi oddalić zarzut przedawnienia „ze względów słuszności”. A na domiar złego okazuje się, że sądy są nieprzygotowane do „obróbki” dziesiątek tysięcy spraw frankowych, bo nie mają wystarczająco dużo biegłych.
Z tego chaosu wynurzy się albo duża liczba nowych pozwów (jeśli frankowicze się nie wystraszą) albo mała liczba nowych pozwów. A oprócz tego wynurzy się zapewne jakaś linia orzecznicza. Do tej pory bowiem sędziowie orzekali od Sasa do lasa – jedni umowy unieważniali, inni odwalutowywali, inni utrzymywali w mocy (to ostatnie wychodzi już z mody).
Czytaj też: Złotowi kredytobiorcy pokrzywdzeni orzeczeniem TSUE? „A jak kolega kupi telewizor w promocji, to co?”
Ważny poradnik. Tylko u nas!: Sześć rzeczy, które teraz – po orzeczeniu TSUE – powinien zrobić każdy frankowicz
Sąd nie godzi się na unieważnienie kredytu. Ale zgodził się na… coś innego
Tym bardziej ciekawe są doniesienia prawników z placów boju w ostatnich dniach. Słyszałem o dwóch prawomocnych wyrokach zapadłych już po słynnym orzeczeniu TSUE, ale – co ciekawe – tylko jeden z nich mówi o unieważnieniu. Ten drugi „poszedł” w odwalutowanie.
Jeszcze ciekawszy numer wykonał sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie w rozpatrzonej właśnie sprawie odwoławczej klientów Getin Banku. Choć klienci domagali się unieważnienia swojej umowy indeksowanej do franków (raty spłacali w szwajcarskiej walucie) i taki też był wyrok w pierwszej instancji, to po odwołaniu bank „wywalczył” prawdopodobnie kredyt… darmowy.
Sąd drugiej instancji – mimo rekomendacji TSUE – nie zgodził się z tezą, że po wyrzuceniu klauzuli dotyczącej kursów walut umowę trzeba unieważnić. Przeciwnie, doszedł do wniosku, że ona sobie może nadal istnieć jako kredyt złotowy, tylko nie wiadomo jak ma być oprocentowany.
Ponieważ stawka LIBOR CHF, która pozostała w umowie, jest – zdaniem sądu – trwale związana z mechanizmem indeksacji, który z kolei został zanihilowany, to sąd stwierdził, że kredyt mógłby być na przykład… w ogóle nieoprocentowany. A więc klienci powinni od tej pory spłacać wyłącznie wyliczoną w złotych ratę kapitałową powiększoną o marżę banku.
Najbardziej zadowoleni z tego rozstrzygnięcia będą jak zwykle prawnicy, bo sąd ogłosił, iż to, jakie odsetki z tej umowy kredytobiorca powinien zapłacić, będzie rozpatrywane w kolejnym procesie sądowym, dotyczącym dalszych rozliczeń pomiędzy stronami.
Szczyt pecha? Gdy bank pożyczył franki tanio, a musi oddać drogo
Dlaczego potrzebny będzie kolejny proces „rozliczeniowy”? Jeśli dobrze rozumiem sytuację, ten proces dotyczył głównie kwestii zwrotu franków, które kredytobiorcy wpłacili do banku spłacając raty. Początkowo był to typowy kredyt indeksowany (spłacany w złotych), ale po jakimś czasie kredytobiorcy poprosili o możliwość jego spłacania bezpośrednio we frankach.
Sąd nakazał bankowi zwrócić klientom 28.500 franków, czyli wszystko, co do tej pory wpłacili w ratach po wejściu w życie aneksu. Sąd więc de facto „unieważnił” tę część umowy, która była spłacana we frankach, bo uznał, że skoro nie ma w umowie mechanizmu indeksacji, to i nie było powodu, by płacić jakieś franki. Nie wiem niestety co sąd powiedział w sprawie rat spłacanych wcześniej, zanim jeszcze strony spisały „frankowy” aneks.
I tutaj zanosi się na kolejny proces, bo bank zapewne będzie domagał się odsetek od tych 28.500 franków, które – jak się okazuje – klienci pożyczyli (a potem oddali) bez żadnego oprocentowania. Inna sprawa, że te odsetki (niezależnie czy obejmie je trzyletnie przedawnienie czy też nie) to pikuś w porównaniu z faktem, że bank będzie musiał oddać te franki po obecnym kursie (wysokim), podczas gdy pożyczał je jakiś czas temu (po kursie niskim). De facto – podobnie jak w klasycznym unieważnieniu umowy – różnice kursowe wracają w koszty banku.
Czytaj: więcej o tym wyroku na stronie kancelarii Garlacz
Pierwsza pożyczka gratis. Tyle, że to nie pożyczka, tylko kredyt. Hipoteczny
Niezależnie od skomplikowanych rozliczeń dotyczących tego konkretnego kredytu warto zauważyć, że na horyzoncie pojawił się kolejny wariant rozstrzygania spraw dotyczących kredytów frankowych. Oprócz klasycznego unieważnienia umowy (za czym optuje TSUE) oraz jej odwalutowania (to ścieżka, która właśnie się przeciera, ale trochę niezgodnie z myślą TSUE i wśród dużych kontrowersji prawniczych), pojawia się też opcja trzecia – uznanie kredytu za złotowy, ważny i zeroprocentowy.
Będzie ciekawie jeśli ta wizja się upowszechni. Kredyty będą zamieniane na złotowe (czyli banki muszą wziąć na siebie spready i różnice kursowe), ich spłata rozkładana na równe raty kapitałowe (bez odsetek), a to, co klient spłacił (nadpłacił), byłoby liczone jako przedterminowa spłata części kapitału. I – co ważne – w ogóle niepotrzebny jest biegły do wykonywania skomplikowanych obliczeń, bo bazową kwotę kredytu podzielić na 240 (jeśli mówimy o kredycie 20-letnim) potrafi każde sądowe dziecko.
Z punktu widzenia kredytobiorców może to być całkiem przyjemne rozwiązanie, w odróżnieniu od unieważnienia umowy, która powoduje konieczność natychmiastowego spłacenia banku (chyba, że sąd się zlituje i zasądzi raty). Ciekawe czy w tym scenariuszu są możliwe „odsetkowe” retorsje ze strony banku. Czy bank mógłby żądać opłaty za korzystanie z kapitału, skoro sąd orzekłby prawomocnie, że kredyt jest bez odsetek?
Sygnatura akt: Sąd Apelacyjny w Warszawie, VI ACa 264/19
zdjęcie tytułowe: Janusz Gajos jako sędzia Laguna – screenshot z filmu „Piłkarski poker”