Wygląda na to, że rządząca większość przynajmniej dla hecy spróbuje „upupić” Adama Glapińskiego. Wiadomo już, jakie zarzuty dostanie prezes Narodowego Banku Polskiego – są one we wniosku grupy posłów o postawienie go przed Trybunał Stanu. Niepodpisany jeszcze przez posłów dokument wyciekł do Konrada Piaseckiego, dziennikarza TVN24. Czy to ma dla nas jakiekolwiek praktyczne znaczenie?
Biorąc pod uwagę, że rzecz dotyczy urzędnika, który ma pilnować stabilności i wartości tego pieniądza, który mamy w portfelu i na koncie bankowym – warto na chwilę zainteresować się co ewentualnie mogłoby oznaczać dla wartości naszej kasy postawienie prezesa NBP przed Trybunał Stanu. I czy należy podjąć jakiekolwiek działania, by się przed tym zabezpieczyć.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego: czy coś grozi naszym złotówkom?
Główną konsekwencją będzie „odstawienie od koryta”, czyli zawieszenie w pełnieniu funkcji szefa NBP. Teoretycznie wyprowadzenie (nie w kajdankach, ale w niesławie) prezesa NBP z banku centralnego mogłoby być argumentem na rzecz wycofania się z aktywów denominowanych w złotym (akcje, obligacje) i sprzedaży polskiej waluty przez inwestorów zagranicznych. Ale tylko pod warunkiem, że to wyprowadzenie prezesa z banku byłoby zinterpretowane jako naruszenie niezależności NBP.
W tej chwili wygląda na to, że taki skutek nie wystąpi. Po pierwsze Adam Glapiński sam ma na koncie naruszenia niezależności banku centralnego (słowem i czynem), które załamania złotego wszakże nie wywołały. Po drugie procedura „odstawiania od koryta” będzie długa, bolesna i nie ma pewności co do skutku. Po trzecie nawet po zawieszeniu prezesa nic się w banku nie zmieni, bo zarządzanie przejmie Marta Kightley, jego zastępczyni i najbliższa współpracowniczka.
Zatem nie należy się spodziewać, że „unieszkodliwienie” prezesa NBP wpłynie na politykę stóp procentowych, bo jego miejsca nie zajmie nikt, kto mógłby „robić dobrze” obecnemu rządowi, obniżając stopy procentowe, manipulując kursem złotego i ułatwiając rządowi prowadzenie polityki zadłużania się (czyli emitując puste pieniądze).
Czytaj więcej o tym: Członek RPP znów coś… glapnął. Co może oznaczać dla nas zapowiedź sprzedaży obligacji przez NBP? To kłopot, szantaż czy zwykły dzień w pracy?
Wniosek o Trybunał Stanu to jeszcze nie wyrok. Jeśli Sejm go przegłosuje, to potem trafi on do komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, która przeprowadzi „śledztwo”, zbierze dowody i wyda opinię. Jeśli dojdzie do wniosku, że jest coś na rzeczy, to przedstawi Sejmowi wniosek o postawienie prezesa NBP przed Trybunał Stanu. Prawdopodobnie wystarczy do tego bezwzględna większość głosów w Sejmie (choć niektórzy mówią, że powinno być 3/5, tak jak w przypadku ministrów).
Jeśli Sejm zgodzi się z komisją i przegłosuje uchwałę, to dopiero wtedy prezes Adam Glapiński zostanie zawieszony i trafi przed oblicze Trybunału Stanu. A ten może sprawę rozpatrywać długo i namiętnie, bo na ogłoszenie wyroku nie ma żadnego terminu. Sankcją może być zakaz pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych (ale tych Glapiński i tak raczej już pełnić nie będzie, więc mała strata).
Ogólnie więc jest tak, że rusza właśnie procedura, która jakiekolwiek widoczne efekty przyniesie za kilka, kilkanaście miesięcy, a tymi efektami będzie głównie zmiana osoby prowadzącej pogadanki po każdym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Należy przyjąć hipotezę roboczą, że szału w portfelach nam to nie zrobi.
Osiem zarzutów dla prezesa NBP. A ile poważnych?
Na koniec dwa słowa o „jakości” zarzutów, które są stawiane prezesowi NBP. Jest ich aż osiem, co może dawać wrażenie, że gość naprawdę ostro nabroił. Ale realnie – o ile prawdziwe są papiery, które opublikował w internecie dziennikarz TVN24 – jakimkolwiek zagrożeniem dla Adama Glapińskiego jest najwyżej połowa z nich. Te zarzuty to (po zgrupowaniu w większe obszary tematyczne)…
Po pierwsze: wspólnie z ludźmi z rządu, PFR i BGK organizował grupę, która finansowała świeżo drukowanymi pieniędzmi deficyt budżetu państwa. Według Konstytucji NBP nie może finansować bezpośrednio państwa. Mówi o tym art. 220 Konstytucji, więc zarzut jest poważny. Rzeczywiście, w czasie pandemii rząd, PFR i BGK emitowały obligacje na finansowanie tarcz covidowych, sprzedawały je bankom komercyjnym, a NBP organizował przetargi, na których te obligacje kupował. Kupował papiery też bezpośrednio od BGK.
Była to jazda po bandzie (zwłaszcza że te fikołki nie miały zgody Rady Polityki Pieniężnej, a to grzech), ale podobnie robiły wszystkie inne banki centralne. Wyszła z tego niewąska inflacja, ale alternatywą prawdopodobnie był ciężki kryzys i bankructwa firm, bo tymi pieniędzmi („wydrukowanymi” przez NBP) rząd finansował dopłaty dla firm do nielikwidowania etatów w czasie pandemii. Można to podciągnąć pod siłę wyższą.
Po drugie: celowo prowadził działania na rzecz obniżenia wartości polskiego pieniądza. Wnioskodawcy piszą m.in. o interwencjach walutowych w grudniu 2020 r. i marcu 2022 r. (czyli słynnych „szarżach” NBP), w których bank centralny sprzedawał złotego. Mogło chodzić o zwiększenie wartości rezerw walutowych, żeby wygenerować i wypłacić zysk do kasy rządowej. Wniosek mówi też o skupie aktywów prowadzonym w 2021 r. w warunkach wysokiej inflacji (czyli dolewaniu oliwy do inflacyjnego ognia) i obniżaniu stóp procentowych z powodów politycznych.
To wszystko rzeczywiście przejściowo osłabiało złotego, ale nie zniszczyło jego wartości. Polska waluta, zgodnie z zasadą „co nas nie zabije to nas wzmocni”, jest teraz znacznie silniejsza niż była. Jeśli prezes Glapiński chciał ją rozwalić, naruszając art. 7 i 227 Konstytucji, to nie można powiedzieć, że „mission completed”. Niemniej jednak działania na rzecz niszczenia wartości złotego (nawet nieudane na dłuższą metę) to dość mocny argument na rzecz tezy, że Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego to pożądany stan.
Trudno znaleźć przesłanki, które mogłyby usprawiedliwiać celowe osłabianie złotego przez prezesa NBP (niektóre cele rządu da się w ten sposób realizować, ale nie cele NBP, czyli dbanie o wartość pieniądza). Co prawda taki np. szwajcarski bank centralny notorycznie próbuje osłabiać franka, drukując i sprzedając go na rynku, ale Polska nie Szwajcaria.
Czytaj też: Co się dzieje z frankiem szwajcarskim? Idzie pod prąd, Warto inwestować we franka czy… się go pozbywać?
Po trzecie: zarządzał NBP jak prywatnym folwarkiem. Z zarzutów wynika, iż prezes NBP utrudniał pracę niektórym członkom zarządu banku i członkom Rady Polityki Pieniężnej (nie udostępniał im dokumentów, utrudniając im wykonywanie konstytucyjnych obowiązków) oraz wprowadził regulacje pozwalające na wypłacanie sobie premii kwartalnych niepowiązanych w jakikolwiek sposób z jakością jego pracy i wynikami NBP. Te zarzuty prawdopodobnie mogą być silną bronią przeciwko Adamowi Glapińskiemu.
Po czwarte: wprowadził w błąd ministra finansów. Prezes Adam Glapiński naściemniał w zeszłym roku, że NBP będzie miał zysk w wysokości 6 mld zł, podczas gdy nie miał żadnych podstaw, by go tak oszacować (musiałby sztucznie obniżyć kurs złotego, żeby to było możliwe). Finalnie NBP osiągnął 17 mld zł straty, bo złoty się umocnił i rezerwy walutowe NBP w przeliczeniu na naszą walutę były mniej warte. Z tego, że prezes NBP jest konfabulantem, nie robiłbym zagadnienia dla Trybunału Stanu, tylko na festiwal stand-upu.
Po piąte: nie był apolityczny, co było jego obowiązkiem. Zarzut jest taki, że prezes NBP uczestniczył w kampaniach wyborczych, prowadził agitację polityczną, zatrudniał działaczy partyjnych w NBP oraz bywał na spotkaniach partyjnych. To sprzeczne z art. 227 Konstytucji. Trudno zaprzeczyć, aczkolwiek jego poprzednicy też potrafili spotykać się w restauracjach i ustalać jak NBP może pomóc rządowi (by przypomnieć spotkanie Sienkiewicz-Belka w „Sowa i Przyjaciele”). Co oczywiście nie oznacza, że można na to pozwolić.
Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego: dlaczego teraz?
Generalnie więc jest kilka tematów, które mogą poważnie zahaczyć prezesa Adama Glapińskiego. Pomoc rządowi w drukowaniu pieniędzy to może być „niska szkodliwość społeczna czynu”, ale już celowe manipulowanie kursem złotego i utrudnianie pracy członkom zarządu NBP i Radzie Polityki Pieniężnej mogą „unieszkodliwić” popularnego „Glapę” dość skutecznie, o ile Trybunał się zaweźmie.
Na szczęście dla wnioskodawców w ujawnionych papierach nie ma zbyt mocno zaakcentowanych argumentów typu „naciągnął Polaków na kredyty hipoteczne” albo „przez niego urosła inflacja”. To by ośmieszyło wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego. Jak bardzo by nie lubić prezesa NBP, to trudno byłoby mu udowodnić umyślną winę przy walce z inflacją (a co najwyżej błędy).
Czytaj więcej o tym: Wszystkie winy prezesa Glapińskiego. Ale czy wystarczą na Trybunał Stanu? I czy to w ogóle jest gra warta świeczki?
Być może nie chodzi o to, żeby cokolwiek agresywnego z prezesem Glapińskim poczynić (wbicie na pal mogłoby dać jakieś korzyści polityczne, ale trzeba by najpierw zmienić kodeks karny), lecz żeby zająć opinię publiczną jakimiś igrzyskami, zamiast rozliczaniem rządu z braku kwoty wolnej od podatku oraz kilku innych obietnic wyborczych.
Posłuchaj też 203. odcinka podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” poświęconego rynkowi nieruchomości. Jesteśmy po silnym wzroście cen mieszkań wywołanych wybuchową mieszanką niskiej podaży mieszkań i „Bezpiecznego kredytu 2%”, który napompował popyt. Czy zapowiadany kolejny program tanich kredytów jeszcze bardziej wywinduje ceny? A może tym razem nie będzie już tak źle? Skąd bierze się mieszkaniowy fenomen Łodzi i czy inne aglomeracje mogłyby pójść jej śladem? Czy ten rok będzie sprzyjał zakupowi nieruchomości? Gościem Maćka Samcika był Marek Wielgo, ekspert portalu analitycznego (sprzedającego dane m.in. deweloperom) Rynekpierwotny.pl i portalu ogłoszeniowego GetHome.pl
zdjęcie tytułowe: Youtube/NBP