Od tego roku spółki giełdowe muszą publikować dane o tym, ile zarabiają ich szeregowi pracownicy, a ile prezesi. I to jest rewolucja – wreszcie możesz sprawdzić średnie zarobki w Twojej firmie i ocenić swoje szanse na podwyżkę. Albo sprawdzić, ile zarabia się średnio w firmie, która zaproponowała ci transfer. Przykłady? Wiemy, że przeciętny, szeregowy pracownik PKO BP zarabia 7666 zł brutto miesięcznie, w CCC płacą średnio po 3500 zł, zaś średnie zarobki w LPP wynoszą 6600 zł miesięcznie brutto. Czy dzięki tej wiedzy będzie łatwiej o podwyżkę? Czy z większą odwagą ruszymy po wyższe płace?
Przez Polskę i świat przetacza się dyskusja o nierównościach dochodowych. Niektórzy mówią, że są dobre i naturalne, bo ci, którzy są niżej na drabinie wynagrodzeń, mają motywację, by dołączyć choćby do klasy średniej (zdaniem wiceministra finansów zarobki 3000 zł na rękę otwierają bramy do klasy średniej). Ale z drugiej strony – ludzie nie mają na starcie równych szans i większość z nich się nie wybije. Owszem, na papierze się bogacimy, bo według GUS średnie zarobki rosną o 10%, ale jednak nie wszystkim wynagrodzenia rosną tak szybko jak inflacja.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Recepty na zwalczanie nierówności są znane (progresja podatkowa, wysoki podatek majątkowy, w tym również od majątku dziedziczonego – w Polsce prawie niewystępujący). Ale czy można określić, jakie różnice są „zdrowe”, a jakie „chore”? Ile powinien zarabiać prezes, a ile zwykły pracownik? I jak to wygląda w Polsce? Mamy garść świeżych liczb na ten temat. I to liczb, których nikt dotąd nie publikował.
Nierówności w skali makro i… w skali mikro. Które wkurzają bardziej?
Pewnie słyszeliście, że 2100 osób (miliarderzy) jest łącznie bogatszych niż 4,6 mld ludzi na świecie. Ale to przecież nie jest wina Jeffa Bezosa, Elona Muska, Rafała Brzoski i 2097 innych miliarderów, że nimi zostali – po prostu mieli to (nie)szczęście, że założyli firmy, dostarczyli innowacyjny produkt lub usługę, a resztę zrobił za nich rynek, który wycenił ich udziały w tychże firmach (Elon Musk, który nie pobiera regularnej pensji, zarobił miliardy dzięki opcjom na akcje Tesli).
W ostatnich latach to jeden z głównych powodów, które sprawiły, że rosły nierówności. Miliarderów przybywało, bo rosły indeksy giełdowe na całym świecie, a w ślad za nimi rosła kapitalizacja spółek, których udziały mają najzamożniejsi Ziemianie. Na rynku jest mnóstwo pieniędzy drukowanych przez banki centralne, które „odnajdują się” w akcjach spółek. Ale wystarczy kryzys finansowy, spadek wartości akcji i liczba „malowanych” miliarderów spadnie.
Tym, co oburza, są nierówności w skali mikro, czyli to, ile dostaje szeregowy pracownik, a ile prezes, który jest na szczycie korporacyjnej drabiny.
Realne średnie zarobki w górę o 11% dla szarego człowieka. O 1000% dla prezesa
Coś jest do diabła nie tak. W latach 60. zeszłego wieku prezes dużej firmy zarabiał 20 średnich pensji swojego pracownika i nie narzekał, że mu mało. W 1978 r. było to już 29 pensji, w 1995 r. – 122 pensje, a ostatnio – 299 pensji w 2020 r. Przed pandemią ta relacja wynosiła 264:1. Dane są precyzyjne ponieważ w Stanach Zjednoczonych spółki mają obowiązek podać w raportach rocznych, jaki jest stosunek wynagrodzenia prezesa do zarobków osoby, która lokuje się w połowie listy wynagrodzeń w firmie.
To na pewno nie jest budujące, gdy pracownicy tracą pracę, obniżane jest im wynagrodzenie, a menedżerowie opływają w luksusy. Dość przypomnieć, że menedżerowie stających na krawędzi bankructwa firm na spotkania w sprawie rządowej pomocy dla ratowania ich firm latali… prywatnymi odrzutowcami. Ale jest też trzecia strona – niektórzy eksperci od zarządzania są zdania, że to w kryzysie, kiedy wyzwania, skala trudności i oczekiwania wobec menedżerów są największe, powinni zarabiać najlepiej. Firma musi mieć przecież kapitana, który przeprowadzi ją przez wzburzone morze.
Oczywiście w ciągu ostatnich 50 lat zarobki „ludu pracującego” też rosły i to solidnie: z 2,5 dolarów za godzinę do 22,6 dol. w ostatnich latach. Ale uwzględniając siłę nabywczą i zmianę wartości pieniądza w czasie – te płace prawie stały w miejscu – wzrosły zaledwie o 11%. Przyjmując te same kryteria dla zarobków menedżerów, to okazuje się, że realnie wzrosły o prawie 1000%.
Opierając się na szacunkowych danych, firma Sedlak & Sedlak (w raporcie „Wynagrodzenia członków zarządów w 2019 r.”) obliczyła, że przeciętne różnice między wynagrodzeniami członków zarządu a pensjami pozostałych pracowników w spółkach publicznych wahają się od sześciokrotności do 13-krotności. Są to oczywiście średnie zarobki dla wszystkich stanowisk, a nie porównanie dla konkretnych stanowisk.
„Największe rozbieżności odnotowujmy w spółkach zaliczanych do WIG20 i mWIG40 (średnia rozbieżność to 13-krotność), w spółkach sWIG80 rozpiętość wynosi średnio 10-krotność wynagrodzenia, a w pozostałych spółkach – ok. sześciokrotność. Powyższe różnice wynikają m.in. ze struktury właścicielskiej spółek. Spółki, w których dominującym akcjonariuszem jest Skarb Państwa zobowiązane są do stosowania tzw. „ustawy kominowej”, natomiast w spółkach, gdzie w zarządzie zasiadają jej właściciele wynagrodzenia są zdecydowanie niższe, często porównywalne do wynagrodzeń pozostałych pracowników”
– komentuje Iwona Wabik-Szuba, z Sedlak & Sedlak.
Idziesz po podwyżkę? Sprawdź, jak wysoko możesz licytować. Pierwsze takie dane pokazujące średnie zarobki w firmach
A jak to wygląda w Polsce? Nasz kraj nigdy nie był w czołówce, jeśli chodzi o jawność życia publicznego, a już tym bardziej pod względem jawności płac. O pensjach się nie mówi, za to lubimy o nich czytać. (Może dlatego, że utarło się, że to nie wypada?) A właśnie dostaliśmy na tacy całe kompendium wiedzy na temat tego, ile dokładnie zarabia nasz szef (prezes i jego zastępcy) w porównaniu do zwykłego pracownika.
W tym roku po raz pierwszy spółki giełdowe muszą opublikować szczegółowy, oddzielny raport na temat wynagrodzeń nie tylko członków zarządu, rady nadzorczej, ale też szeregowych pracowników niebędących menedżerami najwyższego szczebla. I to do 5 lat wstecz, z adnotacją, czy uposażenie wzrosło, zmalało i o ile.
To nowość – raporty są dużo bardziej szczegółowe niż to, co było można do tej pory znaleźć w wynikach rocznych. Ale niektóre spółki stoją na stanowisku, że prawo nie działa wstecz i danych historycznych nie pokazują. Inne próbują skrzętnie je ukrywać. Firma Sedlak & Sedlak, która bada wynagrodzenia w firmach, przyznaje, że sprawia jej dużo kłopotu odszukanie materiałów źródłowych – bywa, że spółki publikują raporty o zarobkach jako załączniki do uchwał podjętych na walnych zgromadzeniach (jednak Sedlak się nie poddaje i za kilka tygodni chce opublikować szczegółowy raport na ten temat).
Najprościej – tak jak radzą nam analitycy Sedlak & Sedlak – jest znaleźć te raporty wpisując w Google „sprawozdanie rady nadzorczej o wynagrodzeniach członków zarządu oraz rady nadzorczej spółki (nazwa spółki)”. To idealny benchmark dla każdego, kto myśli o pójściu po podwyżkę – wreszcie możemy się dowiedzieć, ile dokładnie zarabia się (średnio) w danej firmie.
Do tej pory niektórzy próbowali liczyć koszty pracodawcy w przeliczeniu na liczbę pracowników. Wyniki tej zabawy liczbami były ciekawe, ale nie musiały mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Wynikało z nich, że przeciętny prezes wielkiej spółki z warszawskiej giełdy zarabia tyle, co 24 jego pracowników. Prezes firmy Echo Investment zarabiał 138 więcej niż jego pracownik, LPP – 104 razy więcej, a prezes CCC – 6,9 razy więcej. Ale te dane mogą być wzięte z Księżyca. A jaka jest rzeczywistość? Przeszukiwanie 400 raportów to benedyktyńska praca, ale pokusiliśmy się o sprawdzenie kilku popularnych spółek. Oto kilka przykładów – wszystkie w kwotach brutto.
W PKO BP prezes zarobił w 2020 r. mniej więcej 1,8 mln zł. Szeregowy pracownik – średnio 92 000 zł rocznie (tyle podaje raport), czyli w przeliczeniu na 12 miesięcy ok. 7666 zł. Czyli prezes zarabiał 19,5 razy więcej.
LPP (dane w raporcie są baaardzo zamydlone) – przeciętny pracownik zarabiał 6800 zł miesięcznie w roku przed pandemią i w 6600 zł od kiedy wybuchła pandemia – firma mocno odczuła skutki lockdownu. Prezes LPP zarobił w 2019 r. 1,8 mln zł, czyli 22,5 razy więcej niż szeregowy pracownik, ale w ubiegłym roku jego wynagrodzenie zostało obniżone o 30%.
PZU – średnie wynagrodzenie pracownika to solidne 9100 zł brutto. Prezes zarabia „tylko” 8,2 razy więcej niż pracownik – 893 000 zł w skali roku.
Orlen – zarobki prezesa w 2019 r. wyniosły 1,9 mln zł, a w 2020 r. 2,2 mln zł. Niestety, nie wiemy, ile zarabiają średnio pracownicy. Wiemy, że ich pensje wzrosły od 2015 r. o 15%.
CD Projekt – zarobki prezesa w ubiegłym roku uwzględniały premię za – mimo wszystko – nie najgorsze, biorąc pod uwagę okoliczności, wyniki sprzedaży gry Cyberpunk 2077. Adam Kiciński zainkasował 4,1 mln zł. A pozostali pracownicy? Oni też dyskontowali sprzedaż superprodukcji – ich roczne zarobki wzrosły do 170 000 zł z 91 000 zł w 2019 r. Oznacza to, że prezes zarobił 24 razy więcej niż pracownicy.
Dino – prezes w 2020 r. zarobił 1,17 mln zł , ale nie wiemy, ile zarobili pracownicy – kasjerzy czy magazynierzy. Wiemy, że ich zarobki wzrosły w ubiegłym roku o 11%.
CCC – porównywalne dane dotyczą roku 2019. Wtedy prezes zarobił 1,1 mln zł. Szeregowy pracownik – 42 071 zł, czyli 3505 zł miesięcznie. Prezes zarabia 26 razy więcej niż szeregowy pracownik.
Ciech – średnie zarobki pracowników (w tym dyrektora zarządzającego) wyniosły w 2020 r. 11 916 zł miesięcznie. Prezes zarobił w sumie 2,9 mln zł, czyli 241,6 tys. zł miesięcznie – 20 razy więcej niż pracownik.
Ale żeby nie było, że szperamy tylko w branży finansowej. Zaglądamy też do własnego, medialnego ogródka. W spółce Agora przed pandemią średnie zarobki wynosiły w 7043 zł miesięcznie (84 519 zł rocznie). W 2019 r. prezes zarabiał (i to na umowie o pracę, a nie kontrakcie menedżerskim) 16 razy więcej niż zwykły pracownik – ponad 1,3 mln zł.
„Niech bogaci się bogacą, bo wszyscy na tym zyskują” – to prawda czy mit?
Polska jest daleko w tyle za USA, jeśli chodzi o różnice zarobków zwykłych ludzi i menedżerów. Gdyby trzymać się tej skali nierówności, która jest w Stanach Zjednoczonych, to średnie zarobki pracownika wynosiłyby np. 7000 zł brutto miesięcznie, to „przeciętny prezes” musiałby zarabiać 2 mln zł – ale miesięcznie, a nie rocznie.
Jak mówił „Wyborczej” Branko Milanović, badacz nierówności z City University of New York, 20 lat przed kryzysem finansowym na światowym wzroście dochodów zyskiwały tylko dwie grupy społeczne: średnia klasa w krajach rozwijających się i ultrabogacze. Jednocześnie dochody klasy średniej w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej spadały lub w najlepszym wypadku się nie zmieniały. Okazało się, że życie nie przypomina żeglowania po morzu, na którym fala wynosi w górę zarówno wielkie statki, jak i łupinki.
Kulą w płot trafia też teoria „skapywania”, która – jak sama nazwa wskazuje – polega na tym, że gdy pozwolimy bogatym się bogacić, to i tym średniakom i biednym coś „skapnie”, czyli wzrosną im średnie zarobki. Na jakiej zasadzie? Na przykład takiej, że jeśli krezus kupi sobie kolejny samochód, wybuduje basen, pojedzie na wycieczkę, to polepszy się byt czyścicielowi i producentowi basenów, hotelarzowi czy mechanikowi, który w fabryce skręca śrubki. W skali makro powinno to się przełożyć na większy wzrost gospodarczy i uniesienie wszystkich „łupinek”. Ale…
Ale dane mówią co innego. W ubiegłym roku prestiżowa London School of Economics opublikowała analizę systemów podatkowych w 18 krajach OECD, z której wynika, że niższe podatki i deregulacja nie pomagają gospodarce, a tylko zwiększają nierówności.
Proponowany przez rząd PiS program „Polski Ład” tylko pozornie z tym zjawiskiem walczy – poprawia sytuację przede wszystkim emerytów (poprzez mechanizm kwoty wolnej), których sytuacja finansowa wcale nie jest taka zła. Kwoty emerytur nie powalają, ale na starość potrzeby są mniejsze (dzieci są odchowane, nie trzeba kupować nowego mieszkania), wydatki też (emeryci nie płacą za bilety, mają wiele ulg), a przede wszystkim mogą liczyć na finansową pomoc dzieci. Widać to w danych GUS – w 2020 r. dochód rozporządzalny przeciętnego emeryta był większy o 7% niż pracownika! I to nie tylko wpływ 13. emerytury – wcześniej, było podobnie.
O tym dlaczego „Polski Ład” jest tylko nędzną namiastką programu reformy podatkowej pisał ostatnio na „Subiektywnie o Finansach” Maciek Samcik. Z tego krótkiego podsumowania wynika, że to jest zestaw chaotycznych działań o przeciwstawnych wektorach, które nie wiadomo w którym kierunku nas prowadzą.
źródło zdjęcia: PixaBay