Reforma PPK, czyli Pracowniczych Planów Kapitałowych może być jednym z najtrudniejszych zadań dla nowego rządu. Jak ocenić ten system? Co w nim zadziałało, a co jest do zmiany? Przeanalizowałem sprawę i znalazłem trzy sprawy, które warto naprawić, i dwie, których ruszać się nie powinno
Koalicja, która wygrała wybory w październiku, a do mediów trafiają pomysły na reformy, które nowa większość sejmowa chciałaby wdrożyć. Żeby nie było wątpliwości – bardzo dobrze, że tak się dzieje. Wypuszczanie „próbnych balonów”, czyli kontrolowane wycieki pewnych pomysłów do mediów to dość kuriozalna w swoich założeniach, ale jednak stosowana szeroko w rozwiniętych demokracjach technika komunikacji. Chodzi o to, żeby pobudzić dyskusję na wybrany temat, przetestować reakcję ekspertów i opinii publicznej na pewne pomysły.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Oczywiście, że można to zrobić w trybie konsultacji publicznych, ale te jednak wymagają dużo więcej zaangażowania – zarówno po stronie twórców projektu przepisów, jak i stron wyrażających opinie. Jeśli chce się zapytać ogólnie o kierunek zmian, bez zagłębiania się w sformalizowane procedury, łatwiej politykowi „sprzedać” newsa gazecie czy portalowi. A potem patrzeć na reakcję.
PPK po nowemu?
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w ostatnich dniach zaczęły pojawiać się tu i ówdzie sygnały, że nowy rząd będzie chciał majstrować przy Pracowniczych Planach Kapitałowych. Portal wyborcza.biz opisał, że wśród rozważanych zmian jest skasowanie autozapisu oraz zmiana polityki inwestycyjnej.
Czy to dobry kierunek? Czy w ogóle potrzebna jest gruntowna reforma PPK? Ocenę zacznę być może od najbardziej subiektywnej części, czyli stwierdzenia „program okazał się klapą”. Owszem, partycypacja w PPK przed autozapisem doszła do ok. 35%. Może się wydawać, że to niewiele. Ale weźmy pod uwagę, w jakich warunkach ten program musiał działać.
Po pierwsze, opinia społeczeństwa o kapitałowym filarze emerytalnym po reformie OFE z czasów rządów PO-PSL jest katastrofalna. Powszechne jest przekonanie, że państwo może w każdej chwili zabrać zgromadzone oszczędności.
Po drugie, napisać, że rządy PiS nie podniosły zaufania obywateli do instytucji państwa, to nic nie napisać. Przez osiem lat skutecznie uczono obywateli, że prawo jest dla władzy bardziej zbiorem sugestii, luźnymi ramami działalności niż kodeksem postępowania. A na drugą nóżkę dołożono zarządzanie spółkami z udziałem Skarbu Państwa jak prywatnym folwarkiem czy też workiem łupów wojennych.
Po trzecie, warszawska giełda od lat stoi w miejscu, przegapiając wielką hossę drugiej dekady XXI wieku, a także większość popandemicznego boomu. Patrząc na indeks największych spółek, nawet z uwzględnieniem wypłacanych dywidend (czyli WIG20TR), który w ciągu 10 lat zyskał ok. 20%, można załamać ręce. W tym samym czasie niemiecki DAX poszedł w górę o ponad 70%, a amerykański S&P 500 o 150%.
I w takich warunkach udało się przekonać jedną trzecią pracujących do odkładania części pensji w ramach promowanego przez rząd systemu emerytalnego. Na tle innych „osiągnięć” ostatnich dwóch kadencji, ja bym PPK klapą nie nazwał.
Czego powinna dotyczyć reforma PPK?
Powtórzę swoją opinię na temat tego programu: nie jest to system bez wad, jednak dla przytłaczającej większości ludzi w Polsce to najlepszy sposób na oszczędzanie i inwestowanie.
Chcesz poznać moje argumenty? Zajrzyj do tego teksu: Czy w PPK w ogóle… da się stracić?
Gdzie są jego największe mankamenty? Co powinno zostać skorygowane? Nie chodzi o to, żeby ten system całkiem wywrócić do góry nogami. Moim zdaniem reforma PPK może dać dużo korzyści, jeśli obejmie trzy sprawy.
1. zwiększyć składkę. A właściwie jej maksymalny próg. Dlaczego pracownik, którego stać na to, by przekazywać więcej niż 4% swojej pensji, nie może tego zrobić? PPK nie działa w systemie solidarnościowym jak emerytury z ZUS. To znaczy, że moje składki są… moje. Nie finansuje się z nich wypłat dla obecnych świadczeniobiorców.
W PPK nie ma limitu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia – który obowiązuje w przypadku ubezpieczeń społecznych. ZUS nie chce wypłacać gigantycznych emerytur prezesom, więc ogranicza wysokości pobieranych od nich składek. W systemie kapitałowym tego ograniczenia nie ma.
2. zwolnić PPK z podatku. No jak to, zapytać może ktoś. Przecież wypłata z PPK jest zwolniona z podatku Belki (o ile ktoś nie wypłaca przed czasem). To prawda. Natomiast ta część składki na PPK, którą wpłaca za nas pracodawca, jest opodatkowana.
Prawo traktuje tę kwotę jako przychód pracownika – poniekąd słusznie. Ale wydaje mi się, że byłoby to zbieżne z celami PPK (czyli budowaniu długoterminowych, emerytalnych oszczędności przez społeczeństwo), gdyby można było od dochodu odpisać kwoty przekazywane do tego systemu.
W ten sposób oszczędzający byliby dodatkowo premiowani. A z punktu widzenia budżetu państwa to nie byłyby duże kwoty. Zakładając, że miesięcznie do PPK wpływa ok. 400 mln zł (czyli taką część dochodów uczestnicy przekazują do programu), to przy podstawowej stawce PIT w wysokości 12% to wychodzi ok. 50 mln zł podatku, a w skali roku – niecałe 600 mln zł.
Jednak efektywna stawka podatkowa jest w Polsce niższa ze względu na kwotę wolną, ulgi i zwolnienia. Za 2022 r. wyniosła ona 5,8% – podało Ministerstwo Finansów. A to oznacza, że potencjalny uszczerbek na dochodach budżetowych byłby o połowę niższy. Może się wydawać, że 300 mln zł to dużo pieniędzy, ale to jest dosłownie pół promila rocznych wpływów do państwowej kasy. Sami wiecie, że na dużo głupsze rzeczy wydawano pieniądze publiczne.
3. odprowadzać składki od świadczeń w okresie urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego oraz zwolnień lekarskich. Ale argumenty w tej sprawie opisywałem w tym artykule: Propozycja pytania referendalnego: „Czy jesteś za tym, by matki miały głodowe emerytury?” Kobiety i tak mają pod górę w systemie emerytalnym, dlaczego PPK to pogłębia?
Czego nie zmieniać w PPK?
Z drugiej strony jest kilka uregulowań, które mają dużo sensu, gdy się nad tym zastanowić. I ich wykasowanie mogłoby pogrzebać cały ten system. O co chodzi?
Przede wszystkim o autozapis. PPK to jeden z niewielu programów rządowych w Polsce, który został zaprojektowany z myślą o tym, że jego uczestnikami są prawdziwi ludzie. Zazwyczaj zakłada się, że „nieznajomość prawa szkodzi”, więc każdy powinien znać na wyrywki tysiące artykułów i paragrafów ustaw i rozporządzeń podatkowych. Albo przekonuje się, że „podpisał, to podpisał, jak nie zrozumiał, to jego wina”.
Twórcy PPK przyjęli, że większość ludzi zachowuje się biernie, że przegapia terminy albo… że nie wie, co dla nich dobre. I jest w tym dużo racji. Dlatego, jeśli uznaje się, że wdrażany system jest korzystny dla ogółu jego uczestników, to trzeba im odpowiednio „zasugerować” właściwe rozwiązanie.
W przypadku OFE zrobiono to odwrotnie. Wprowadzono mechanizm „opt in”. To znaczy, że żeby zostać w systemie, trzeba było złożyć odpowiednie oświadczenie. Wyjście nie wymagało żadnych działań. Dlatego też ten filar emerytalny został skazany na powolne dogorywanie. Nowych uczestników nie ma, nowe środki nie napływają, więc system kurczy się, ale nadal zarządza ogromnymi kwotami.
W PPK zastosowano „opt out”. Domyślnie uczestnik jest zapisywany do programu, a nawet jeśli się wypisze, to raz na cztery lata musi ponowić deklarację. Dochodzimy tutaj do kluczowej sprawy. Jeśli uważamy, że PPK są dla obywateli korzystne, to autozapis jest jak najbardziej wskazany.
Dla tych, którzy są odpowiednio zdeterminowani, zostawia się furtkę rezygnacji. Od całej reszty – zarówno tych, którzy świadomie chcą korzystać, jak i tych, którzy nie wiedzą lub ich to nie obchodzi – nie wymaga się niczego.
Z drugiej strony, jeśli bylibyśmy przekonani, że ten system jest szkodliwy, wówczas nie jest potrzebna reforma PPK, nie tylko trzeba znieść autozapis, ale w ogóle zamknąć cały program.
Nie ma za bardzo, proszę wybaczyć, trzeciej drogi (małą literą!). Kapitałowy system emerytalny bez dopływu nowych pieniędzy i uczestników jest – przy obecnych warunkach demograficznych – szkodliwy dla giełdy i gospodarki. Dlaczego? Ponieważ musi spieniężać posiadane akcje i obligacje, żeby wypłacać osobom przechodzącym na emeryturę. A to jest recepta na wieczną bessę na rynku – co widzimy na GPW od 10 lat.
Przeczytaj też: Czy PPK sprowadzą hossę na polską giełdę? Ile pieniędzy z wpłat pracowników popłynie na parkiet? Czy może powtórzyć się hossa z czasów OFE?
Polityka inwestycyjna ma sens
Przepisy o PPK wymagają, by 40% akcyjnej części portfela było ulokowane w spółki z WIG20. W artykule portalu wyborcza.biz czytamy:
„W skład WIG20 wchodzi 20 spółek, a tak się składa, że obecnie osiem z nich jest kontrolowanych przez państwo i kierowanych przez hojnie wynagradzanych ludzi PiS. To one są sponsorami rozmaitych inicjatyw rządu, niekoniecznie racjonalnych z punktu widzenia biznesowego.”
Nie chcę się wyzłośliwiać, ale wygląda na to, że ktoś nie do końca rozumie, jak działa giełda. Jeśli kupujemy na GPW akcje spółki, to pieniądze trafiają do tego, kto te akcje sprzedaje, a nie do samej spółki. Jedynym wyjątkiem są sytuacje, w której spółka ta robi emisję nowych akcji – tego jednak na GPW nie doświadczamy, a już od spółek z udziałem Skarbu Państwa w szczególności.
Sugerowanie więc, że przez nakaz inwestowania w WIG20 rząd PiS chciał pośrednio finansować jakieś własne inicjatywy jest… hmm… dalece odbiegające od rzeczywistości.
Inna sprawa, że 40% to wcale nie jest tak dużo. Udział spółek z WIG20 (czyli 20 największych firm na GPW) w indeksie szerokiego rynku WIG (w skład którego wchodzi 330 z 412 notowanych na głównym rynku spółek) wynosi… ponad 70%.
Co to oznacza? Że w kompozycji indeksu WIG pozostałe 310 spółek odpowiada tylko za niecałe 30% wagi. A więc gdyby istniał ETF, który pasywnie inwestowałby w WIG, czyli kupował spółki, tak jak wynika to ich pozycji w indeksie, miałby 70% ulokowane w dwadzieścia największych firm.
Dlaczego jednak uważam, że to dobrze, żeby PPK przeważały duże spółki? Ze względu na płynność. Na razie PPK nie mają takiej masy, by wpływać na trendy na GPW. Łączne aktywa PPK przekroczyły niedawno 20 mld zł, pewnie około połowa jest ulokowana w akcje, a z tej połowy 20-30% pewnie w rynki zagraniczne. Dzienne obroty na GPW to przeciętnie około 1 mld zł. Gdyby PPK chciały sprzedać całość akcji, to dla GPW oznaczałoby jeden słabszy tydzień notowań.
OFE pokazały istotne ryzyko, jakie nieproporcjonalnie duży system emerytalny względem możliwości rynku kapitałowego może wywoływać nierównowagi. Ogromne kwoty, jakie z OFE płynęły na GPW, doprowadziły do tego, że wyceny spółek były często nadmiernie napompowane.
Otwarte fundusze emerytalne MUSIAŁY kupować, więc kupowały wszystko, co się nawinęło. A teraz sprzedają i sprzedają, a strony popytowej brakuje. Co więcej, w OFE przeważały właśnie małe i średnie spółki względem tych dużych. W dużej mierze właśnie dlatego, że te częściej robiły emisje akcji (kto by nie robił, jak są chętni), a ich akcje mocniej rosły – napędzane właśnie napływami.
PPK są na razie za małe, by mieć taki wpływ. Ale żeby nie doprowadzić ponownie do takiej bańki, warto lokować portfele emerytalne w te większe, bardziej płynne i w większym stopniu podlegające efektywnej rynkowej wycenie spółki. A takie znajdziemy głównie w WIG20.
Przeczytaj też: Oto trzy powody, dla których nie warto uciekać z PPK. Nawet jeśli nie wierzysz, że ten system dotrwa do Twojej emerytury
Reforma PPK, ale z głową
Czy reforma PPK jest potrzebna? Zdecydowanie. Jednak wszelkie zmiany należy robić bardzo, bardzo ostrożnie. Po katastrofie, jaką dla publicznego zaufania do państwa i rynku była reforma OFE, nie stać nas na kolejną taką historię.
W tej chwili w systemie PPK jest ok. 45% pracujących, sporo przybyło dzięki autozapisowi. GPW korzysta na powyborczym entuzjazmie w kraju i globalnej poprawie nastrojów (spadająca inflacja, łagodne spowolnienie gospodarcze).
Gwałtowne reformy, polane politycznym sosem potępiania poprzedników za wszystko, co się da – to recepta na kolejną emerytalną katastrofę. PPK są jedną z największych nadziei dla polskiego rynku kapitałowego. A bez sprawnej giełdy nie będziemy mieli innowacyjnej gospodarki. Kto sfinansuje inwestycje w nowe technologie czy startupy? No przecież nie banki.
Źródło zdjęcia: Johannes W/Unsplash