Różnego rodzaju wycieki naszych danych z portali internetowych, systemów pocztowych, sklepów internetowych, urzędów, firm pożyczkowych to już niemal plaga. W różnych miejscach, urzędach, internetach zostawiamy swoje dane i nie można wykluczyć, że kiedyś wpadną one w niepowołane ręce.
W efekcie – ktoś może chcieć się pod nas podszyć, by założyć na nasze dane konto bankowe lub zaciągnąć kredyt czy pożyczkę w niebankowej firmie. Sposobów na to, by poznać nasze dane z dowodu osobistego, numer PESEL, numer telefonu i dane adresowe – a potem spróbować je wykorzystać w niecnym celu – jest niemało. Jak się przed tym zabezpieczyć? Stuprocentowej metody oczywiście nie ma, ale można znacznie zmniejszyć ryzyko.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Czytaj też: Pierwsza w Polsce cyberpolisa. Ochroni twoje pieniądze, twardy dysk i… reputację w internecie
Po pierwsze: weź credit freeze, czyli lodówkę kredytową
Na świecie dość powszechna jest usługa tzw. credit freeze. Polega ona na tym, że zgłaszasz swoje dane do specjalnej bazy danych jako osoba, która nie chce zaciągać już żadnych kredytów, ani pożyczek. Jeśli z drugiej strony do takiej bazy zaglądają wszyscy pożyczkodawcy – zarówno bankowi, jak i niebankowi – to każdy z nich będzie wiedział gdzie zgłosić przypadek, gdy ktoś na nasze nazwisko lub PESEL będzie chciał wziąć pożyczkę. Oczywiście tym miejscem będzie najbliższy posterunek policji.
Największe firmy pożyczkowe uruchomiły kilka miesięcy temu portal Bezpiecznypesel.pl, w którym każdy może zarejestrować się jako osoba „zamrożona kredytowo”. A więc zadeklarować: „nie chcę zaciągać nowych pożyczek, a jeśli ktoś znający moje dane będzie chciał wziąć – używając ich – jakieś pieniądze, to znaczy, że jest oszustem”.
Oczywiście oznacza to, że my też – dopóki jesteśmy w bazie – nie weźmiemy pożyczki dopóki się z niej nie wykreślimy (nie jest to trudne). Jednak dla tych z nas, którzy nie mają w planach pożyczania pieniędzy, zastrzeżenie PESEL-u może być dobrym pomysłem na zmniejszenie ryzyka, iż staniemy się ofiarą wyłudzenia.
Jak działa BezpiecznyPesel.pl? Testuję!
Niestety, partnerami Bezpiecznypesel.pl są na razie tylko firmy pożyczkowe – i to nie wszystkie. Do zaglądania do tej bazy przed udzieleniem jakiejkolwiek pożyczki zobowiązały się m.in. Provident, Vivus, Wonga, czy Bocian i jeszcze kilkanaście firm. Ale nie ma w niej żadnego dużego banku. Jeśli potencjalny złodziej naszej tożsamości uda się do instytucji nie będącej członkiem sojuszu Bezpiecznypesel.pl, to obecność naszego PESEL-u w bazie może nic nie pomóc.
Jak działa Bezpiecznypesel.pl? Próbowałem go przetestować na własnej skórze. Trzeba, niestety, podać sporo danych oraz wysłać portalowi skan swojego dowodu osobistego (na szczęście połączenie jest szyfrowane, ale i tak nie jest to komfortowa sytuacja, gdy trzeba przekazać skan dowodu prywatnej firmie, choć „autoryzowanej” przez Związek Firm Pożyczkowych.
Poza skanem dowodu – chcąc zastrzec swój PESEL – trzeba podać dane osobowe (razem z własnym nazwiskiem rodowym oraz imionami rodziców), adres zameldowania, numer telefonu i e-mail oraz jeszcze przepisać trochę danych z dowodu osobistego. Cóż, ergonomia nie jest mocną stroną tej strony.
Nie widzę powodu, dla którego w XXI wieku, w erze botów, robotów i biometrii muszę podawać numer dowodu, datę wydania, datę ważności i nazwę organu administracyjnego, który wydał mi dokument, skoro skan zawierający te wszystkie numerki jednocześnie przesyłam.
Po drugie: rozważ zamówienie Alertów BIK i FairPay
Jakkolwiek by nie oceniać umiejscowienia i jakości działania bazy Bezpiecznypesel.pl, jest to kolejna z dostępnych opcji, która – o ile dane zbierane tam nie „wyciekają” do złych ludzi – zmniejsza ryzyko wyłudzenia pieniędzy na nasze konto. Bardzo bym chciał, żeby podobną usługę wreszcie wprowadziło Biuro Informacji Kredytowej, w którym danymi o naszych kredytach wymieniają się banki. Ma to nastąpić na początku 2018 r.
Skoro jesteśmy przy usługach, które pozwalają chronić naszą tożsamość, to od razu napiszę o pozostałych, które są na rynku. Wspomniany BIK ma w ofercie internetowe konto, które pozwala klientowi uzyskać wszystkie dane o kredytach, które w przeszłości spłacał, spłaca obecnie (zwłaszcza o ich statusie – czy nie są oznaczone jako spłacane nierzetelnie) oraz pobrać ocenę punktową – tę samą, której używają banki przy szacowaniu naszej zdolności kredytowej.
W pakiecie są też alerty, czyli wysyłanie na podany numer telefonu informacji, że jakiś bank lub firma pożyczkowa zaglądała do naszej „szufladki” w bazie BIK. Jeśli zaglądała, to może znaczyć, że ktoś próbował się pod nas podszyć. Całość tych usług na próbę – przez dwa miesiące – jest za darmo lub za symboliczną złotówkę, zaś później trzeba płacić 79 zł rocznie. Ale samą usługę alertów – a to ona tak naprawdę jest nam potrzebna do ochrony przed złodziejami tożsamości – można mieć za 19 zł rocznie. I do skorzystania z takiego pakietu mini zachęcam.
Podobną usługę – i to za darmo – ma w ofercie Krajowy Rejestr Długów, czyli prywatna firma, która zbiera dane o rzetelnych i nierzetelnych płatnikach. Na jego stronie internetowej można założyć sobie bezpłatne konto FairPay i sprawdzić czy jakiś bank lub firma pożyczkowa zaglądała do jej bazy i pytała o nas. Usługa alertów w BIK, konto FairPay w KRD oraz zastrzeżenie PESEL-u na stronie Bezpiecznypesel.pl to w sumie może być dść solidny pakiet chroniący naszą tożsamość.
Po trzecie: sprawdź czy ktoś nie założył na ciebie ROR-u
Już od roku działa system umożliwiający nam zasięganie informacji o starych, zapomnianych rachunkach bankowych. Operatorem usługi jet Krajowa Izba Rozliczeniowa (ta sama, która rozlicza przelewy nadawane przez nas z banku do banku). Składając wniosek do systemu Ognivo – bo tak się owo przedsięwzięcie nazywa – możemy dowiedzieć się gdzie mamy konta i czy na liście tych rachunków nie ma jakiegoś zapomnianego, od którego po cichu naliczają się jakieś prowizje. A także czy nie ma rachunku, który… ktoś założył w naszym imieniu.
System Ognivo nie gromadzi danych o rachunkach maklerskich i rejestrach w funduszach inwestycyjnych, ale jeśli chodzi o odnajdywanie ROR-ów – sprawdza się znakomicie. Więcej o Centralnej bazie rachunków znajdziesz pod tym linkiem
Tak naprawdę każdy konsument powinien zarzeć do tej bazy, choćby tylko dla osobistej higieny finansowej. Większość z nas zmieniała banki, zakładała jakieś ROR-y tylko po to, by np. skorzystać z lokaty, albo karty kredytowej, czy konta oszczędnościowego. Nawet jeśli kiedyś taki ROR był bezpłatny, nie można wykluczyć, że zasady się zmieniły. Albo że bank został sprzedany, a w nowym rachunek został przekształcony w inny, płatny.
Czytaj też: Przyszedł po kredyt, ale go nie dostał. Po czterech latach dostał… rachunek za konto. Ponad 600 zł!
Poza tym zajrzenie do bazy pozwala sprawdzić czy nie staliśmy się już – lub czy nie staniemy się lada dzień – “słupami”, wykorzystywanymi do transferu skradzionych komuś pieniędzy.Usługa – dostępna w każdym banku (niestety, trzeba się stawić osobiście, nie ma obsługi przez internet) nie jest popularna – własne konta sprawdziło przez cały rok tylko 1700 osób.
Po czwarte: przeglądaj wyciągi i wykup w banku SMS-y
Mamy więc trzy podstawowe sposoby zabezpieczania się przed ewentualnością wyłudzenia kredytów lub pożyczek na nasze konto:
- Credit freeze (informacja, że nie planujemy zaciągać pożyczek) – niestety nie działa jeszcze dla banków, a jedynie dla firm pożyczkowych
- Alerty BIK oraz Fairpay (informacje kto nas sprawdzał w bazach danych i kto chciał pożyczyć pieniądze na nasze konto)
- Ognivo (informacje o założonych na nasze dane rachunkach w bankach i SKOK-ach)
Do tego wszystkiego trzeba dodać czwartą zaporę – zdrowy rozsądek. A więc: nie wyrzucamy do kosza wyciągów z konta i karty kredytowej, zanim dokładnie ich nie obejrzymy i nie ustalimy czy nie ma tam podejrzanych transakcji. Banki dają tylko 30 dni od dostarczenia nam wyciągu na ewentualną reklamację. Po tym termnie moze się okazać, że nawet jeśli ktoś ukradł nam pieniądze, ich odzyskanie z pomocą banku będzie trudniejsze, niż zwykle.
Nie zaszkodzi wykupić też w banku usługi informacyjnej o każdej transakcji. Wówczas bank będzie wysyłał nam SMS-a za każdym razem, gdy z naszego konta zostaną ściągnięte pieniądze. Nie urchoni to nas bezpośrednio przed wyłudzeniem kredytu na nasze dane, ale może się zdarzyć sytuacja, iż ktoś użyje np. danych naszej karty płatniczej, żeby spróbować zrobić zakupy na nasze konto. SMS-y informacyjne – w większości banków platne abonamentowo (5-10 zł miesięcznie) – mogą nas zaalarmować, że coś jest nie tak.