Pociągając kolejny łyk Tyskiego, Lecha (Kompania Piwowarska), Żywca, Carlsberga czy Okocimia nie powinna już nas boleć głowa. Przynamniej jeśli chodzi o obawy o los ziemskiego klimatu
Wszystkie trzy największe browary albo już podpisały umowę na zakup zielonego prądu, albo zrobią to wkrótce. Właśnie zrobiła to Kompania Piwowarska (kojarzycie, że jest już w rękach Japończyków?) podpisała z firmą innogy Renewables umowę na zakup zielonego prądu z farm wiatrowej na Pomorzu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zielona energia będzie zasilać rozlewnie, dział pakowania no i najważniejsze – chłodzenie piwa w czasie fermentacji. W sumie żeby wyprodukować litr piwa potrzebnych jest średnio 0,061 kWh energii elektrycznej.
Jak sprawdzili meteorolodzy lato było rekordowo gorące, a i październik należał do najcieplejszych w historii. Mówcie, co chcecie, ale z tym globalnym ociepleniem jest coś na rzeczy (czy z miastowych pamięta jeszcze śnieg na ulicach?). Generalnie, to pewne, że ocieplenie klimatu kiedyś zabije ludzkość. Ale najpierw zobaczymy w sklepach… bardzo drogie piwo.
Dlatego to takie ważne żeby wypijając kolejne ze 194 puszek piwa rocznie, jakie średnio spożywa mieszkaniec Polski, ograniczyć swój wpływ na środowisko. Czyli nie tylko nie doprowadzić do globalnego przegrzania, ale też puszkę lub butelkę wrzucić do odpowiedniego pojemnika. Skutków ubocznych spożycia bez umiaru usnąć się nie da, więc dobre i to;-)
Czytaj też: Smog rządzi w kraju, my wybraliśmy rządzących na kolejne cztery lata. Czym będziemy oddychać w 2023 r.? Pięć elementów układanki
Zielone mebelki i zielony hamburger
Piwo to najpopularniejszy napój alkoholowy na świecie i dobrze, że firmy chcą by było „zielone”. Ale przecież nie tylko browary rezygnują z „brudnej” energii. To już nie chodzi tylko o wizerunek, czy oklepaną „społeczną odpowiedzialność biznesu”, czyli CSR. Tutaj chodzi o pieniądze.
W Polsce, gdzie króluje węgiel, są firmy, które od lat przestawiają się na zielony prąd. Przoduje w tym Ikea, które ma własne farmy wiatrowe, produkujące tyle prądu, że są w stanie zaspokoić potrzeby całej grupy: nie tylko sklepy i magazyny ale też fabryki i tartaki, których Ikea ma w Polsce więcej niż w rodzimej Szwecji. Polska pod tym względem była pierwszym krajem poza Skandynawią, w której Ikea osiągnęła niezależność energetyczną.
Zamiast inwestować we własne źródła prądu, McDonald’s w Polsce postanowił zrezygnować z energii produkowanej z węgla. W tym celu firma podpisała umowę ze spółką PKP Energetyka, która zajmuje się też pośrednictwem w sprzedaży prądu. Na mocy umowy wszystkie lokale należące bezpośrednio do spółki i większość franczyzowych będą zaopatrywane w energię z odnawialnych źródeł. W sumie to prawie 300 placówek.
Wkrótce takie umowy podpisze Procter & Gamble (producent i dystrybutor Pampersów, proszków do prania Vizir, czy szamponów Head&Shoulders), ale też Mercedes. Z kolei Google Polska korzysta z OZE już od 2 lat. Co to za zielona moda? I co my konsumenci z tego mamy?
Czytaj też: Nadchodzą „klimatyczne” zmiany w twojej firmie. Nie chodzi o wizerunek, lecz o pieniądze. Jak zmienią się biura i biurka?
Na co ta zielona rewolucja konsumentom?
Co było pierwsze: jajko, czy kura? Czy firmy chcą być bardziej zielone, bo tego oczekują konsumenci? A może odwrotnie – firmy same wyznaczają trendy i kreują modę na zielony prąd, a konsumenci mają się przyzwyczajać, że to jest dobre, a potem docenić? A może – i jedno i drugie?
Korzyści z odejścia przez korporacje od paliw kopalnych są dla konsumentów dwuwymiarowe. Pierwsza korzyść jest policzalna i dotyczy tego, że firmy – inwestując w Odnawialne Źródła Energii – dbają o to, żeby strona „kosztowa” ich biznesu nie eksplodowała wraz ze wzrostem cen surowców: ropy, gazu, węgla. Albo z tego powodu, że jakiś polityczny „zielony ultras” wymyśli nowy, ekologiczny podatek – taki jak ten od podróży samolotem czy prywatnym autem.
Inwestycja w „zielone” jest jak polisa ubezpieczeniowa, która zabezpiecza interes ekonomiczny firmy i cen jej produktów. Firmy mają dzięki temu stałą cenę prądu, nie obciążoną kosztami CO2, bo prąd jest czysty, z energii wiatrowej albo słonecznej.
Taka umowa na odbiór prądu z farm wiatrowych jest podpisywana na 10 lat, więc na jakiś czas mamy problem z głowy. Kompania Piwowarska dzięki umowie ograniczy w przyszłym roku emisję CO2 o 66% w stosunku do tej z roku obecnego. Od 2021 r. już 100% zapotrzebowania producenta piwa będzie zaspokajać zielona energia.
Druga korzyść ma wymiar nieuchwytny, a związana jest ze zmianami przyzwyczajeń klientów. Świadomość ekologiczna jest nieporównywalnie większa, niż jeszcze kilka lat temu. Dziś coraz częściej klienci wybierają takie produkty, których wytwarzanie jest możliwe w sposób neutralny dla środowiska. Firmy po prostu dostosowują się do nowego trendu.
źródło zdjęcia:PixaBay