Partia rządząca bardzo dużo zmienia w naszej rzeczywistości. Czy na lepsze? Prze ku takim zmianom systemu prawnego, które mają w możliwie dużym stopniu podporządkować sądy politykom. Repolonizuje gospodarkę, powołuje kolejne „narodowe”, „centralne”, „państwowe” grupy kapitałowe, planuje wielkie inwestycje pod kuratelą państwowego, a nie prywatnego kapitału. Chce decydować o dość wielu rzeczach w naszym życiu, np. o tym kiedy sklepy mają być otwarte, a kiedy zamknięte.
Część z tych działań wygląda na nieroztropne, od czasu do czasu na ulicach mnóstwo protestujących, ale… w badaniach opinii publicznej nie widać, by rządzący krajem PiS radykalnie tracił poparcie. Przeciwnie, jeszcze niedawno cieszył się poparciem wręcz rekordowym, dochodzącym do 50% społeczeństwa. Jak to możliwe?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nieokrzesane Robin Hoody w akcji
Uprzejmie przypominam, iż Naród nie tak dawno wybrał większością głosów – a właściwie mniejszością 5,71 mln osób, jednak większą, niż pozostałe mniejszości 😉 – polityków o charakterystyce Robin Hoodów. Ale znacząco mniej szlachetnych od „oryginału”. A więc takich polityków, którzy wyznają zasadę „zabrać bogatym i rozdać biednym”, lecz jednocześnie nie ceniących prywatnych pieniędzy oraz uważających, że to państwo powinno decydować o jak największej kwocie naszych wydatków.
To są w dodatku takie trochę nieokrzesane Robin Hoody, które uważają, że w walce o realizację tych i innych celów (np. rozszerzenie zakresu władzy nad obywatelami) można bić poniżej pasa, nie honorując zasad szlachetnego pojedynku. A więc zniszczyć zasady i mechanizmy, których w dojrzałych demokracjach żaden polityk nie ośmieliłby się nawet tknąć, bo obywatele by go wypędzili. Np. niezawisłość sądów, trójpoldział władzy, przestrzeganie konstytucji.
W zasadzie rządzący nami politycy bardziej niż Robin Hooda przypominają nieokrzesaniem swym Wikingów z filmu „Asterix i Obelix w służbie Jej Królewskiej Mości” :-)). Choć przypominam, że w tamtym filmie przynajmniej jednego Wikinga udało się wychować. Tylko czy my mamy w Polsce kogoś pokroju panny Macintosh? 😉
Rozwalanie zasad gwarantujących niezawisłość sędziów spowoduje – niezależnie od konsekwencji „wewnętrznych” – spadek reputacji kraju i jego wiarygodności międzynarodowej. A to może mieć skutki finansowe dla każdego obywatela – droższa benzyna, wyższe ceny elektroniki i żywności i importu, wzrost cen samochodów itp.) oraz wyższe koszty obsługi długów (pośrednio płacą je obywatele w podatkach). Dlaczego więc duży procent Polaków popiera takich polityków?
Wyciskaj z państwa jak najwięcej. Będziesz gość!
Cóż, w krótkim terminie każda głupota rządzących ma wpływ głównie na bogatszych, nie na biednych. Dopiero w długim wpływa też na biednych, bo prowadzi do bankructwa kraju – w Grecji biedni wcale nie są szczęśliwi z opieki niewypłacalnego państwa, w którym nie ma komu płacić podatków na ich utrzymanie.
Możliwość spadku ratingu Polski, obniżki kursu złotego, czy wzrostu oprocentowania długów kraju w niewielkim stopniu wpływa na życie tej części społeczeństwa, która zagłosowała na hasło „zabrać bogatym i rozdać biednym”. Ich interesuje głównie to, żeby rząd dalej ograbiał „tamtych”, by oddać „nam”. Jak duży jest to procent? Niedawno wpadły mi w ręce wyniki badań panelu Ariadna dla portalu CiekaweLiczby.pl. Wynika z nich jakie mamy podejście do państwa, podatków i ludzi, którzy nami rządzą.
Otóż 26% pytanych przyznaje, że aktualnie pobiera jakieś świadczenie od państwa – rentę, zasiłek opiekuńczy, zasiłek rodzinny, zasiłek dla bezrobotnych (gdyby doliczyć emerytów – byłoby więcej). Są oni „klientami” państwa i siłą rzeczy są zainteresowani w największymi stopniu, żeby państwo komuś jak najwięcej zabierało, by rozdawać potrzebującym, czyli im. Bo w większości są „beneficjentami netto” redystrybucji.
Ale to jeszcze pikuś. Badacze zadali pytanie: „czy zgadzasz się, że trzeba wykorzystywać system opieki społecznej i pomoc państwa jak tylko się da?”. Co usłyszeli? 40% powiedziało, że tak lub raczej tak. I od razu drugie pytanie: „czy uważasz, że osoby korzystające z opieki społecznej są zaradne, gdyż potrafią wykorzystać każdą okazję, by otrzymać pieniądze i się przy tym nie napracować?”. Aż 55% odpowiedziało, że tak.
Krótko pisząc: mniej więcej połowa Polaków – i to nie tylko elektoratu partii rządzącej! – uważa, że z państwa trzeba wycisnąć tyle, ile się da. A im więcej się da wycisnąć, tym się jest sprytniejszym, zaradniejszym i ogólnie fajniejszym gościem. Ta grupa – olbrzymia – zawsze poprze polityków promujących hasło „zabrać bogatym i rozdać biednym”. I zawsze będą sprzyjać upaństwowieniu gospodarki (bo państwo na pewno będzie Robin Hoodem, a prywaciarz – wręcz przeciwnie). Słowo „zawsze” jest oczywiście ograniczone dopiskiem: „dopóki rząd płaci” :-). Bo jak przestanie mieć pieniądze – np. wskutek głupich decyzji burzących zaufanie światowego kapitału do Polski – to „klienci” się od niego odwrócą.
Płacisz coraz wyższe podatki, tylko o tym nie wiesz
Gdyby zapytać Polaków czy chcą płacić wyższe podatki, czy mniejsze, to pewnie odpowiedzieliby, że – tak jak każdy konsument – chcą dostać jak najlepsze usługi (darmowe szkoły, świetną służbę zdrowia, wygodne drogi) za jak najmniejszą cenę (podatki). I każdy populistyczny rząd im to obieca. Część Polaków – ale mniejsza – zapewne powiedziałaby, że chciałaby móc sama sobie te usługi opłacić, bez pośrednictwa państwa (bo pośrednictwo, jak wiadomo, kosztuje – trzeba zatrudnić więcej urzędników). Im populistyczny rząd powie: „uspokójcie się, przecież podatki nie rosną”.
Partie populistyczne zwykle starają się zwiększać kontrolowaną przez siebie pulę pieniędzy tak, by nikt nie zauważył, że coraz więcej mu się zabiera. Rząd PiS wprowadził podatek bankowy (płacą go banki, ale to my mamy z tego powodu niższe oprocentowanie lokat i droższe kredyty), chciał zrobić podatek od supermarketów (płacilibyśmy więcej w sklepach), podwyższa opłaty za przesył prądu (sprzedawcy prądu doliczają nam ją do rachunków) oraz za dostęp do rurociągów z wodą (też widać to w rachunkach). Chciał też wprowadzić nowy podatek od paliw (choć już i tak połowa ceny paliwa to różne podatki).
Czytaj: Rząd bije w sądy i nas po kieszeniach. A jak? Kilka nowych ustaw
I co? Ceny w sklepach rosną, koszty utrzymania mieszkań idą w górę, opłaty bankowe coraz wyższe, ale rząd jest „czysty”. To nie rząd podwyższa opłaty za prąd, tylko firmy energetyczne (państwowe, ale o tym sza). To nie rząd podwyższa marże kredytów (ale największe dwa banki są państwowe, o tym sza). Z drugiej strony to rząd dał kilku milionom Polaków po 500 zł na dziecko, obniżył wiek emerytalny (dzięki czemu „podarował” setkom tysięcy obywateli wcześniejszą wolność od pracy, na koszt wszystkich obywateli) i wypłaca zasiłki. Jak tu nie kochać takich gości?
Czytaj: Cztery rzeczy, o których żaden polityk ci nie powie
Rząd i 20.214 zł na „łebka”, czyli Polak to ma gest!
Są tylko dwa sposoby na wyjście z tego zaklętego kręgu. Pierwszy to bogacenie się społeczeństwa. Kiedy w Szwajcarii zrobiono referendum z pytaniem: „czy każdy powinien dostawać od państwa ileś-tam franków miesięcznie zasiłku” to większość obywateli odpowiedziała, że nie. Tam jest więcej bogatych, niż biednych, a oni wiedzą, że pieniądze nie rosną na drzewach. Jeśli rząd chce dać coś obywatelom, to najpierw musi im (wszystkim lub niektórym zabrać). Biedni zwykle są „klientami” państwa, więc chętniej zagłosowaliby za dostawaniem od państwa pieniędzy za nic-nie-robienie (choć są badania, że tzw. dochód podstawowy wcale nie niszczy skłonności obywateli do pracowania).
Drugi sposób to uświadamianie Polakom – także tym, którzy są „klientami” państwa – ile płacą pieniędzy na utrzymanie tego całego systemu. Być może w ten sposób uda się zmniejszyć procent tych, którzy uważają, że życie na koszt państwa to przykład sprytu i zaradności. I że „chrzanić niezależność sądów skoro kasa i tak płynie”. Według fundacji FOR – i jej twórcy Leszka Balcerowicza – statystyczny Polak przekazał państwu, w formie podatków bezpośrednich oraz pośrednich, płaconych w cenach towarów, kwotę 20.214 zł. Może byłoby warto część z tej kasy wydawać samemu, bez pośrednictwa polityków i zatrudnionych przez nich urzędników?
Wypełniłeś PIT-a? To weź kartkę, długopis i… zrób proste ćwiczenie. Po nim nic nie będzie takie samo