Czy dla polskich konsumentów ma znaczenie, gdzie wyprodukowano to, co kupują? Firma doradcza Grant Thornton stworzyła indeks, który mierzy patriotyzm gospodarczy. Jak pod tym kątem wypada Polska na tle największych krajów Unii Europejskiej? Czy na zakupach jesteśmy patriotami?
W ubiegłym roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że spółka Jeronimo Martins Polska – właściciel sieci Biedronka – wprowadzała konsumentów w błąd co do kraju pochodzenia owoców i warzyw. Konsumenci byli przekonani, że kupują jabłka z polskich sadów, a ziemniaki z polskich pól. A tymczasem warzywa i owoce pochodziły z importu. Mniej więcej co dziesiąta partia towaru była źle oznakowana. Przykładowo, marchew pochodziła z Belgii i Holandii, ogórki szklarniowe z Ukrainy, a kapusta włoska z Francji.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
Prezes UOKiK, Tomasz Chróstny, stawiając zarzuty właścicielowi Biedronki, stwierdził, że dla wielu osób kraj pochodzenia produktów to kluczowa informacja, która mogła przesądzić o zakupie danego produktu.
„Konsumenci coraz częściej kierują się w swoich wyborach patriotyzmem gospodarczym i chętnie sięgają po produkty krajowe. Nieprawdziwe informacje w sklepach Biedronka mogły zniekształcić ich decyzje zakupowe”.
O przywiązaniu do rodzimych produktów dobrze wiedzą też sieci handlowe. Wystarczy spojrzeć na ich reklamy, w których mocny nacisk kładą właśnie na pochodzenie produktów. Np. niemiecki Lidl chętnie w swoich reklamach pokazuje polskich rolników, którzy dostarczają produkty do jego sklepów. A na paragonach z „Biedronki” jest opis, jaka część wydanych pieniędzy została wydana na polskie produkty.
Przeczytaj też: Dobre, bo polskie? Ale czy warto się aż tak napinać? Oni policzyli, ile w skali miesiąca wart byłby twój patriotyzm gospodarczy. Grubo!
Łatwiej być gospodarczym patriotą w samowystarczalnym kraju
W ubiegłorocznym badaniu Open Research aż 91% konsumentów deklarowało, że chętniej kupują polskie produkty niż zagraniczne. To jednak tylko deklaracje. Nieco inaczej do zbadania siły patriotyzmu gospodarczego podeszła firma doradczo-audytorska Grant Thornton. Stworzyła indeks, który pozwala porównywać siłę gospodarczego patriotyzmu w różnych krajach.
Patriotyzm gospodarczy można zbadać na podstawie danych o imporcie dóbr konsumpcyjnych. Jeśli stosunkowo dużo produktów sprowadzamy zza granicy, to oznacza, że jest na nie popyt, co z kolei może świadczyć o społeczeństwie, że nie jest zbyt mocno przywiązane do kupowania produktów „made in Poland”.
Z obliczeń Grant Thorntona na podstawie danych Eurostatu wynika, że w 2020 r. import do Polski finalnych dóbr konsumpcyjnych wyniósł 55,3 mld euro, co stanowiło 18,9% wszystkich wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych.
Kierując się tym wskaźnikiem, można wyciągnąć wniosek, że Polacy – na tle innych unijnych nacji – są mocno przywiązani do rodzimych produktów. Tylko 9 na 27 krajów Unii Europejskiej może pochwalić się niższym odsetkiem. Średnia w Unii to 22,7%. Najmniej dóbr konsumpcyjnych importują Włosi (9,8%) i Finowie (10,3%), najwięcej Słoweńcy, gdzie aż 47,2% dóbr konsumpcyjnych pochodzi z importu. Za nimi są Holendrzy (37,4%), Belgowie (36,9%), Łotysze (33%) i Czesi (30,7%).
Problem w tym, że łatwiej być gospodarczym patriotą w kraju, który pod względem produkcji dóbr konsumpcyjnych jest samowystarczalny. W małym kraju, który żyje np. z turystyki, a rolnictwo stanowi niewielką część gospodarki, trudno być patriotycznym konsumentem, nawet jeśli chciałoby się nim być. Siłą rzeczy taki kraj musi „wisieć” na imporcie, co pokazuje choćby przykład Słowenii.
Dlatego eksperci Grant Thorntona postanowili wykorzystać inny wskaźnik – „samowystarczalność” gospodarki. Im bardziej dana gospodarka jest samowystarczalna, a więc rodzimy przemysł jest w stanie zaspokoić popyt na lokalnym rynku, tym łatwiej konsumentom jest wybierać produkowane lokalnie produkty. Tę samowystarczalność mierzy wskaźnik Economic Complexity Index obliczany co roku przez Gworth Lab, instytucję analityczną działającą przy Uniwersytecie Harvarda.
Najbardziej samowystarczalną gospodarką spośród 10 największych gospodarek UE mogą pochwalić się Niemcy. Wskaźnik „samowystarczalności” wynosi 2,2 pkt. Za nimi jest Austria (1,81 pkt) i Szwecja (1,7 pkt.). Średnia dla 10 krajów to 1,39 pkt. Polska jest poniżej średniej ze wskaźnikiem na poziomie 1,1 pkt.
Przeczytaj też: Podatkowy raj Huberta Hurkacza. Dlaczego najlepszy polski tenisista zapragnął nagle płacić podatki w… Monako? I czy to grzech?
Polski patriotyzm gospodarczy silniejszy od niemieckiego
Na podstawie danych o imporcie dóbr konsumpcyjnych i wskaźnika „samowystarczalności” Grant Thornton obliczył „Buy Locally Index”, czyli indeks patriotyzmu gospodarczego dla 10 największych gospodarek UE. Na pierwszym miejscu ze wskaźnikiem 100 (maksymalna wartość indeksu przyznawana liderowi) jest Hiszpania, gdzie pomimo niskiej „samowystarczalności” gospodarki udział importu w konsumpcji jest bardzo niewielki.
Polska znalazła się na drugim miejscu ze wskaźnikiem na poziomie 70,1. Co ciekawe, najniższy wskaźnik „Buy Locally Index” zanotowały Niemcy, w których udział importu jest relatywnie wysoki, jak na ogromną kompleksowość, czyli potencjał rodzimego przemysłu.
„Oczywiście nie da się ukryć, że konsumenci w Niemczech procentowo – jako część swoich wydatków – i nominalne, licząc w euro, wydają na niemieckie produkty wyraźnie więcej niż konsumenci w Polsce na produkty polskie. Nasz indeks mierzy jednak coś innego – skłonność konsumentów do patriotyzmu konsumenckiego, tzn. sprawdza, jak wielką determinację wykazują lokalne społeczności do wybierania produktów lokalnych. I w takim ujęciu polscy konsumenci prezentują się znakomicie”
– mówi Tomasz Wróblewski, partner zarządzający w firmie Grant Thornton. Nie zmienia to faktu, że nasz patriotyzm gospodarczy traci impet. Dla porównania, stosując tę samą metodę, Grant Thornton policzył siłę przywiązania do rodzimych produktów w 2010 r. – Polska zajęła w nim również drugą pozycję, za Hiszpanią.
Wówczas jednak indeks „Buy Locally Index” dla Polski osiągnął poziom 86,6. Autorzy raportu tłumaczą, że prawdopodobnie wynika to z pokusy coraz częstszego sięgania – wraz z bogaceniem się społeczeństwa – po dobra importowane, często wcześniej nieosiągalne.
Czy coś niedobrego dzieje się z naszym patriotyzmem gospodarczym? I jak to jest w Waszych portfelach? Czy robiąc zakupy, patrzycie na kraj produkcji tego, co kupujecie, czy też kierujecie się tylko ceną albo marką? Czy Waszym zdaniem patriotyzm gospodarczy w ogóle ma sens? A może to jest właśnie najważniejszy przejaw bycia „prawdziwym Polakiem”? Dajcie znać w komentarzach.
Czytaj też: Problem Polaka-patrioty. Gdy chce tanio pojechać – co wybrać? Uber czy Bolt? (subiektywnieofinansach.pl)