Miały być okazałe parki handlowe dzięki pieniądzom powierzonym Saturn TFI, jest likwidacja funduszu i straty ludzi przekraczające 260 mln zł. „Nie pomógł nam rząd, nie pomógł KNF, po pieniądze idziemy do banku” – mówi 364 wkurzonych inwestorów, którzy wysłali do banku BNP Paribas wezwanie przedsądowe dotyczące wypłaty 90 mln zł odszkodowania. Ale czy adresat jest właściwy? I czy poszkodowani odzyskają ogromne pieniądze utopione w „bezpiecznym” funduszu inwestycyjnym?
Napisał do nas pan Andrzej, który przedstawił się jako 72-letni emeryt, który stracił wszystkie oszczędności życia. Nasz czytelnik był na tyle nieostrożny, albo zauroczony broszurami informacyjnymi, że kilka lat temu wpakował większą sumę gotówki w fundusz Retail Parks Fund FIZAN ze stajni Saturn TFI. Dlaczego „nieostrożny”? Bo po pierwsze nigdy nie wolno wszystkich oszczędności wkładać w jedną inwestycję, a po drugie, jeśli się jest w wieku emerytalnym, to w ogóle lokuje się pieniądze bezpiecznie, a nie w zamknięty fundusz inwestycyjny, czyli z ograniczonym dostępem do gotówki i nietypowymi inwestycjami w pakiecie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pan Andrzej zagrał jednak w tę ruletkę i początkowo fortuna mu sprzyjała. „Wydawało się, że nasze pieniądze są w dobrych rękach. Wycena funduszu, którą co miesiąc zatwierdzał bank-depozytariusz, rosła i robiła wrażenie” – przyznaje pan Andrzej. Ale później na naszego czytelnika wylano kubeł lodowatej wody. Inwestycja okazała się czymś na kształt piramidy finansowej. Fundusz wyekspediował pieniądze klientów w kosmos, o czym już pisaliśmy na „Subiektywnie o finansach”. Teraz poszkodowana grupa ponad 360 inwestorów chce szukać sprawiedliwości w sądzie i odzyskać co najmniej 90 mln zł. Czy mają szanse?
Miała być parki handlowe w Konstancinie, nie ma nawet dziury w ziemi. Saturn wystrzelił pieniądze w kosmos
Pierwsze sygnały o problemach funduszu Saturn TFI dostaliśmy wiosną 2019 r. To niewielkie towarzystwo funduszy inwestycyjnych z Warszawy, które skonstruowało fundusz mający finansować budowę parków handlowych. To był fundusz zamknięty, czyli opcja inwestycyjna dla zamożnych i świadomych ryzyka inwestorów (próg wejścia to równowartość 40.000 euro).
Jakie mogło być ryzyko w budowie sieci parków handlowych? Gospodarka się rozwijała, nowe sklepy rosły jak grzyby po deszczu, były więc szanse, że i w tym przypadku inwestorzy wyjdą z inwestycji z uśmiechem na twarzach i grubszym portfelem. To się nie mogło nie udać – chyba że ktoś miał złe intencje.
Jako jedna z pierwszych zorientowała się klientka funduszu pani Mariola, która po kilku miesiącach – kiedy fundusz nie realizował dyspozycji odkupienia certyfikatów – po prostu pojechała na miejsce budowy przyszłego centrum handlowego i zobaczyła, że absolutnie nic się tam nie dzieje.
Wkrótce sprawy nabrały tempa i okazało się, że Saturn TFI ma więcej za uszami – kilka miesięcy później KNF cofnęła mu licencję za sprzedaż obligacji GetBack i nałożyła 5 mln zł kary. Po kolejnych kilkunastu miesiącach audyt ksiąg funduszu wykazał, że dochodziło do wyprowadzenia pieniędzy do spółek powiązanych z założycielami, a 1100 inwestorów, którzy weszli w fundusz inwestujący w nieruchomości, nie dostanie swoich 200 mln zł. Na koniec dnia okazało się, że w funduszu nie ma żadnych realnych inwestycji. I nie ma też pieniędzy.
Chcą 90 mln zł od depozytariusza. Bo nie upilnował Saturn TFI. Ale czy musiał?
Obecnie fundusz jest w likwidacji, a zadanie to zostało powierzone bankowi BNP Paribas, który z kolei wyznaczył zarządzanie „masą upadłościową” funduszowi Ipopema. Ten stwierdził, że certyfikaty wyceniane do niedawna na ok. 160 zł za każdy, warte są… 1,6 zł za sztukę. Inwestorzy zostali bez pieniędzy. Mają żal do instytucji państwa, że nie wzięły ich w obronę.
„Funduszem zarządzało TFI nadzorowane przez KNF, a wszystko miał kontrolować bank-depozytariusz, również nadzorowany przez KNF.Wycena aktywów funduszu puchła w oczach. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej katastrofy, która objawiła się, gdy ktoś w końcu sprawdził, co ten fundusz właściwie ma i ile to jest warte”
– relacjonuje pan Andrzej. I dodaje, że z odpowiedzi na różne pisma wysyłane do decydentów (wśród nich także do polityków) wynika jedynie, że toczy się śledztwo w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, ale jest na wstępnym etapie. Poszkodowani nie mają już nic do stracenia. Chcą iść do sądu i pozwać bank, który był depozytariuszem funduszu. Czyli właściwie kim? Zgodnie z ustawą, to taki bank, który prowadzi rachunek funduszu, rejestr aktywów, rozlicza transakcje, ale też kontroluje rzetelność wyceny udziałów.
„Z powodu rażących zaniedbań osób zarządzających funduszem oraz banku-depozytariusza, który miał stać na straży bezpieczeństwa powierzonych funduszowi środków, zapewniać jego prawidłową wycenę i nadzorować czy fundusz działa zgodnie z prawem i interesem inwestorów, straciliśmy pieniądze. Analiza sprawy dokonana przez naszych prawników wskazuje, że trudno w ogóle wyobrazić sobie gorszego depozytariusza i większą skalę zaniedbań”
Grupa wysłała pismo przedsądowe, w którym domaga się 90 mln zł odszkodowania. Inaczej będzie pozew zbiorowy. Gdyby tak się stało, to byłby precedens. Ale czy to dobry trop?
Czytaj też: Kupiłeś w banku „bezpieczny” fundusz, a on okazał się przekrętem. Kto pilnuje funduszowych nielotów?
Echa bankowej fuzji na sali sądowej: inwestorzy pozywają BNP Paribas… bo przejął Raiffeisen Bank
Grupa poszkodowanych powierzyła przygotowanie pozwu zbiorowego oraz reprezentację grupy kancelarii Matczuk Wieczorek i Wspólnicy – to kancelaria zaprawiona w bojach z bankami-depozytariuszami – reprezentowała poszkodowanych w aferze W Investments. Ale bank nie ma sobie nic do zarzucenia. A to dlatego, że BNP Paribas został depozytariuszem funduszu przejmując w 2018 r. Raiffeisen Bank Polska. Twierdzi, że od razu, gdy zorientował się, że w papierach są nieścisłości, zareagował.
„BNP Paribas Bank wszedł w rolę depozytariusza funduszu RPF FIZAN wraz z przejęciem działalności podstawowej Raiffeisen Bank Polska, tj. od listopada 2018 r. I na bieżąco wykonywał obowiązki określone przepisami ustawy o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi. Z uwagi na niespójności stwierdzone w wyjaśnieniach dotyczących wyceny aktywów funduszu, jak i w przekazanej przez Saturn TFI dokumentacji, Bank wstrzymał w 2019 r. potwierdzanie wycen do czasu zadowalającego wyjaśnienia pojawiających się rozbieżności.
Część przedstawianych przez Saturn TFI danych, informacji i dokumentów, stanowiących podstawę do wyceny funduszu RPF FIZAN, było niekompletnych lub nie przedstawiały rzetelnie sytuacji aktywów. Nieprawidłowości te zostały wstępnie zidentyfikowane w toku działań kontrolnych prowadzonych przez Depozytariusza, co znalazło potwierdzenie w decyzji KNF o odebraniu Saturn TFI licencji i nałożeniu na towarzystwo 5 mln zł kary”
Z Raiffeisen Bank Polska została tylko wydmuszka odpowiadająca m.in. „obsługę” kredytów frankowych i … roszczenia niesławnego W Investment. Cała reszta przeszła do BNP Paribas. Czy zatem to właściwy adresat? Rozmawialiśmy w tej sprawie z adwokatem z kancelarii Matczuk Wieczorek i Wspólnicy, który, reprezentuje poszkodowanych i nie ma co do tego wątpliwości: transakcja była transakcja połączenia, a nie przejęcia banku. Ten drobny niuans – zdaniem prawników – pozwala na pozwanie banku, który powstał z połączenia.
Jakie są szanse na wygraną? Czy wszystkim poszkodowanym starczy sił i środków?
Zapytaliśmy niezaangażowanego w tę sprawę prawnika, mec. Wojciecha Chabasiewicza, który specjalizuje się m.in. w kwestii ochrony praw inwestorów, o to czy taki pozew ma sens i jaka jest odpowiedzialność depozytariusza. Okazuje się, że taki proces nie jest precedensem: obecnie toczą się co najmniej dwa procesy o odszkodowanie od depozytariusza w głośnych sprawach upadku funduszy „W Investments” i BPH TFI (więcej na ten temat tutaj). W żadnym nie zapadł wyrok.
Po drugie, właśnie po tych aferach KNF – wraz z rządem – doszli do wniosku, że trzeba zwiększyć odpowiedzialność… depozytariusza. Jego obowiązki opisane są w art. 72 ustawy o funduszach inwestycyjnych. I w reakcji na wspomnienie przypadki zwiększono obowiązki banku, który zyskał uprawnienia kontrolno-nadzorcze. Z czasem wykładnię tych przepisów potwierdziła KNF.
Można się zastanawiać dlaczego KNF sama nie zwiększyła swoich uprawnień, albo po prostu nie zwiększyła nadzoru nad funduszami, skoro działają na rynku regulowanym na podstawie wydanych przez urząd licencji. Ale nie oszukujmy się – KNF to nie „Wielki Brat”, który siedzi w księgach każdej instytucji i prześwietla każdy większy lub mniejszy przelew. Czasami straty to kwestia złych decyzji, błędów w zarządzaniu.
„Nie chcę odnosić się do tego konkretnego przypadku. Ale nowelizacja ustawy o funduszach ułatwiła dochodzenie odszkodowań od depozytariusza. Zmiana nie została przyjęta na rynku dobrze. Niektóre banki wycofały usługi depozytariusza właśnie ze względu na nowe ryzyko prawne. Ale uzyskanie odszkodowania i tak będzie trudne. Inwestor musi wykazać swoją szkodę oraz udowodnić, że depozytariusz działał bezprawnie, np. nie reagował na nieprawidłowości, albo niewłaściwie monitorował działania funduszu. I na koniec najtrudniejsze: trzeba wykazać, że pomiędzy działaniem lub zaniechaniem depozytariusza, a szkodą inwestora istnieje związek przyczynowy”
– mówi mec. Wojciech Chabasiewicz. Zwykle jest tak, że zaraz po wybuchu afery chęć inwestorów do walki w sądzie jest największa. Emocje buzują, chęć zemsty i wola uzyskania zadośćuczynienia jest ogromna. Ale z czasem ludzie się wykruszają, po roku, czy dwóch poszkodowani inwestorzy robią się zmęczeni ciągłymi procesami, wezwaniami, brakiem perspektyw na wydanie wyroku. To trochę taka celowa gra pozwanych na zmęczenie przeciwnika, ale też kwestia wydłużających się terminów rozpraw – do niedawna na wyznaczenie rozprawy czekało się trzy miesiące teraz nawet dziewięć miesięcy. Tak mówią mi przedstawiciele palestry.
źródło zdjęcia:Unsplash/PixaBay