Pisałem niedawno o tym, że Polska jest liderem pod względem wysokości oprocentowania kredytów hipotecznych w całej Unii Europejskiej. Składają się na to i wysokie stopy procentowe (choć nie najwyższe), i dość jastrzębie (a jednocześnie – niejasne) stanowisko RPP. Ale jest druga strona tej monety. Oprocentowanie depozytów już tak wysokie w naszym kraju nie jest. A to oznacza, że różnica między tym, ile banki od klientów pobierają, a ile im wypłacają, czyli marża odsetkowa, jest najwyższa w Europie. Z czego to wynika? I co z tym zrobić?
4,3% – tyle wynosiło średnio w Polsce oprocentowanie nowo zakładanej lokaty na okres do 1 roku. To więcej niż średnia dla strefy euro na poziomie 3,2%. I to chyba ostatnia dobra wiadomość, którą mam dla Was w tym artykule.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
To daje naszemu krajowi czwarte miejsce w UE – za Węgrami (6,4%), Rumunią (5,5%) i Czechami (5,2%). Warto odnotować, że na Węgrzech główna stopa procentowa banku centralnego wynosi 7,25%, W Rumunii 7%, a w Czechach 5,25%. RPP utrzymuje swoją stopę na poziomie 5,75% od października zeszłego roku.
Z kolei w strefie euro, gdzie benchmarkowa stopa procentowa wynosi 4,5%, podobnie jak w przypadku kredytów, występują spore rozbieżności. We Włoszech, Estonii czy Francji średnie oprocentowanie depozytów wynosi 3,7-3,8%. Ponad 3% jest w sumie w 12 krajach unii walutowej.
Na drugim końcu jest Bułgaria, gdzie za lokatę na okres do 1 roku banki płacą średni 0,6%. Marnie wygląda to także w Słowenii (1,4%), Grecji (1,8%) oraz Chorwacji (2,1%).
Marża odsetkowa w Polsce na tle UE
Teraz wystarczy dodać dwa do dwóch. To znaczy zestawić oprocentowanie, które banki pobierają od kredytobiorców, z tym, które wypłacają deponentom. Różnica między dochodem z odsetek, który wypracowują banki, a ich kosztami odsetkowymi nazywana jest marżą odsetkową. Im jest ona wyższa, tym większa jest zyskowność sektora bankowego.
Dane, które dostarcza EBC, a które omawiam – czyli o kredytach hipotecznych i lokatach do 1 roku – nie dają oczywiście pełnego obrazu. Jednak dzięki temu, że są to we wszystkich krajach europejskich powszechnie spotykane produkty bankowe, możliwe jest porównanie w większości państw wspólnoty (brakuje aktualnych danych o kredytach z Rumunii i Grecji).
Co nam więc wychodzi? Okazuje się, że Polska jest – gdyby spojrzeć tylko na te dane – najlepszym rynkiem dla banków w całej Unii Europejskiej. Różnica między oprocentowaniem kredytów mieszkaniowych a lokat terminowych to 3,3 pkt proc. na korzyść banków.
Wysoko stoją też kraje bałtyckie – głównie ze względu na relatywnie wysokie oprocentowanie kredytów (o tym pisałem w pierwszej części tego cyklu). Łotwa ma 3,1 pkt proc., Litwa 2,5 pkt proc., a Estonia 2,3.
Gdzie warunki dla klientów banków są najkorzystniejsze? We Francji oprocentowanie nowo zakładanych depozytów jest o 2 pkt proc. wyższe niż udzielanych kredytów hipotecznych! Na podium mieszczą się też Czesi (1,9 pkt proc.) oraz Słowacy (1,3 pkt proc.).
Średnia dla strefy euro też jest ujemna – wynosi -0,75% (a więc na korzyść depozytów). To średnia ważona, więc kraje z większymi sektorami bankowymi (jak Francja czy Niemcy) mają dużo większy wpływ niż te małe. A na tych największych warunki zdecydowanie sprzyjają klientom, a nie bankom.
Bankom w Polsce jest źle?
Z czego zatem wynika to, że banki w Polsce są w stanie utrzymywać tak dużą marżę odsetkową? Często wskazywanym argumentem jest podatek bankowy. Każdy kredyt, którego bank udzieli, kosztuje go 0,44% wartości rocznie. A to dlatego, że ten podatek naliczany jest od aktywów – a kredyt jest dla banku właśnie aktywem – bo generuje przychód.
Czy zniesienie podatku bankowego obniżyłoby oprocentowanie kredytów? Szczerze wątpię. O ostatecznej cenie produktów decydują nie regulacje, ale popyt i podaż. Jeśli sprzedawcy czują, że mają przestrzeń do tego, by podnosić ceny, będą to robić. Jeśli widzą, że konsumenci nie są skłonni płacić więcej, ceny się zatrzymają.
Kiedy w lutym 2022 r. rząd obniżył VAT na żywność, to ceny w tej kategorii spadły o 0,3% w stosunku do stycznia. Ale już w marcu – wzrosły o 3,3%. I był to najwyższy w historii miesięczny wzrost cen żywności. W kwietniu odnotowano o 2%, co wówczas było… drugim najwyższym wynikiem.
Za to w kwietniu 2024 r., gdy wrócił „stary, dobry” VAT, żywność zdrożała o 2,1% w ujęciu miesiąc do miesiąca (w lutym i marcu lekko spadała). W maju, jak wskazują wstępne dane GUS, wzrosty cen żywności wyniosły tylko 0,3%. A to prawdopodobnie oznacza, że na razie podniesienie VAT sklepy „finansują” częściowo z własnej marży.
Dlatego uważam, że usunięcie podatku bankowego nic by nie zmieniło. Klienci pokazali, że są gotowi płacić tak wysokie odsetki, że akceptują opłaty i prowizje i godzą się na relatywnie niskie oprocentowanie lokat.
Brak alternatywy dla depozytów
Inną sprawą jest to, że nawet gdyby Polacy nie chcieli się godzić na taką ofertę depozytową, to… nie mają za bardzo innego wyjścia. Nie mamy funduszy rynku pieniężnego, które pozwalałyby lokować pieniądze wg rynkowej stopy procentowej. Na GPW w końcu zaczęła się hossa, ale patrząc na historyczne dokonania naszej giełdy, ciężko mieć zaufanie, że będzie to trwały trend.
Jedyną prawdziwą alternatywą są detaliczne obligacje skarbowe. I prawdą jest, że cieszą się one sporym wzięciem. Ostatnio argumentowałem nawet, że właściwie w Polsce nie ma sensu inwestować w cokolwiek innego.
Wciąż jednak na rynku bankowym panuje nadpłynność – banki mają gotówki w nadmiarze i nie muszą o nią zabiegać. Promocyjne lokaty, które się od czasu do czasu pojawiają, mają raczej cel akwizycyjny – chodzi o to, by przyciągnąć nowych klientów i oferować im inne produkty.
Przeczytaj też: Kwietniowy wzrost oprocentowania depozytów to był tylko „wypadek przy pracy” czy początek walki banków o nasze pieniądze? Sprawdziłem
Błędne koło pomocy kredytobiorcom
Dużo głębszym problemem jest wypaczenie rynku kredytowego przez programy „pomocy” kredytobiorcom, ale i przez same banki.
Wakacje kredytowe uruchomione w momencie, gdy stopy procentowe zaczęły rosnąć, doprowadziły do tego, że bankom zniknęła nagle spora część przychodów odsetkowych. To oczywiście podniosło ryzyko, a więc i marże. Ostatecznie banki i tak notują rekordowe zyski, ale nie przeszkadza to temu środowisku lamentować nad swoim losem za każdym razem, gdy jakieś (teoretycznie) prokonsumenckie rozwiązania są wprowadzane.
Z drugiej strony programy dopłat do kredytów pompują popyt na finansowanie nieruchomości. Wszyscy skupiają się na wpływie „Bezpiecznego Kredytu 2%” czy proponowanego (lecz stojącego pod znakiem zapytania) programu #NaStart na ceny mieszkań, ale przecież ten sam mechanizm działa także na kredyty.
Stymulowanie popytu pozwala na podniesienie oprocentowania – kredytobiorcy dostają korzyść (płacą mniejsze odsetki, niż płaciliby bez dopłat) i banki dostają korzyść (mogą sprzedawać droższe kredyty). I tak to się kręci.
A wszystko to polane jest sosem zaszłości z ostatnich dwóch dekad. Kredyty frankowe, na których banki początkowo zarabiały bardzo dużo, teraz odbijają im się czkawką. A argumenty sektora przeciw wymierzaniu im sprawiedliwości sprowadzają się do grożenia: jak wyciągniecie konsekwencje, to przestaniemy finansować gospodarkę.
Oczywiście tego nie zrobią. Banki zarabiają na udzielaniu kredytów, więc są to czcze groźby. Ale wzrost „ryzyka prawnego” pozwala na dodanie w modelach kilku punktów do marży.
Powtórzę jednak wcześniej przytoczony argument: ostatecznie to popyt i podaż decydują o cenie produktu. A popyt na kredyty jest wysoki – dodatkowo wspomagany przez państwo dopłatami. I dopóki tak będzie – dopóty oprocentowanie kredytów będzie bardzo wysokie.
Podobnie z depozytami – tutaj towarem jest gotówka. Dopóki jest jej nadpodaż, dopóki klienci nie zaczną nią zarządzać w sposób efektywny, szukać alternatyw – dopóty banki nie będą miały motywacji, by poprawiać ofertę.
Marża odsetkowa jest bardzo wysoka. Banki wyciskają, ile się da z klientów, rząd podejmuje działania, które w deklaracjach mają temu przeciwdziałać, a tylko potęgują to zjawisko. Klienci przez chwilę czują ulgę, ale zaraz sytuacja wraca do „normy”.
I tak to się u nas kręci.
Źródło zdjęcia: Qubes Pictures/Pixabay