W poniedziałek rano gruchnęła wiadomość: jest nowy pomysł rządu, idzie likwidacja WIBOR-u! Gdy ujawniono część szczegółów okazało się, że chodzi raczej o zastąpienie WIBOR-u w kredytach hipotecznych inną stawką. Ta nowa ma być niższa. Ale… nie wiadomo, czy będzie. Czy te reformy będą korzystne dla kredytobiorców? I kto za nie zapłaci?
Inflacja, która wymknęła się spod kontroli NBP już pod koniec 2019 r. (o czym już zdążyliśmy zapomnieć, bo pandemia odwróciła naszą uwagę), tak naprawdę zaczęła dawać nam w kość od połowy 2021 r. NBP długo udawał, że problemu nie ma, aż okazało się, że jest już za późno i RPP musiała rozpaczliwie podnosić stopy procentowe.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W górę błyskawicznie ruszył WIBOR, od którego zależą raty naszych kredytów. Przy okazji wyszły na jaw jego ułomności. Podobnie jak nagły wzrost kursu franka szwajcarskiego ujawnił wadliwość kredytów walutowych, tak szybki wzrost WIBOR sprawił, że niektórzy kredytobiorcy i ich prawnicy zaczynają podważać konstrukcję kredytów opartych na stawce WIBOR.
WIBOR istnieje nie od dziś. Ale gdy okazało się, że rośnie znacznie szybciej niż kiedykolwiek, politycy zaczęli się martwić. Rząd już od kilkunastu dni podobno pracował nad jakimiś pomysłami na pomoc kredytobiorcom. A w poniedziałek 25 kwietnia 2022 r. nadeszła wieść, że jedną z recept ma być… „unieszkodliwienie” WIBOR-u, który tak bruździ kredytobiorcom.
„Od 1 stycznia 2023 r., razem z regulatorem rynku, ale przede wszystkim we współpracy z Sejmem, narzucimy obowiązek posługiwania się inną niż WIBOR, transparentną stawką pochodzącą z rynku międzybankowego depozytów overnight”
– ogłosił Mateusz Morawiecki (cytaty za PAP). Premier doprecyzował, że ta nowa stawka ma być „znacząco bardziej korzystna dla wszystkich kredytobiorców”. Potem szef rządu ogłosił, że „banki będą musiały obniżyć swoją marżę mniej więcej o 1/6”. Zastanawiające jest, czy premier – były bankowiec – nie pomylił czasem marży z wysokością oprocentowania.
Bo o ile jestem w stanie sobie wyobrazić ustawową podmiankę WIBOR-u w umowach na jakiś inny wskaźnik (tak było przecież, gdy SARON zastąpił LIBOR), ale majstrowania Sejmu przy marżach pobieranych przez banki – już nie.
Dla porządku dodam, że zaproponowane przez rząd rozwiązanie – likwidacja WIBOR jako miernika oprocentowania kredytów hipotecznych – ma wejść w życie od 2023 r. i obniżyć wartość rat kredytobiorców w sumie o ok. 1 mld zł. Cieszyć się? Najpierw proponuję, żebyście zapoznali się z próbą odpowiedzi na cztery pytania w tej sprawie.
Pytanie 1. Likwidacja WIBOR? A co w zamian? Kilka kandydatur
Według jakiej stawki ma być zatem wyliczane oprocentowanie kredytów hipotecznych? W tej chwili na rynku funkcjonują dwa wskaźniki rynku overnight. Jeden to WIBOR ON (wyliczany przez GPW Benchmark), a drugi to stawka Polonia. Pierwszy z tych wskaźników pokazuje deklarowaną wysokość oprocentowania pożyczek, których banki udzielają sobie na jeden dzień. Z kolei Polonia (wyliczana przez NBP) wyznaczana jest jako średnia (ważona liczbą transakcji) oprocentowania jednodniowych depozytów międzybankowych.
Który z tych wskaźników wybierze rząd, gdy likwidacja WIBOR (jako miernika ceny kredytu) stanie się faktem? Wygląda na to, że… żaden z nich. Paweł Borys, szef PFR i jedna z najważniejszych osób w kształtowaniu polskiej polityki gospodarczej, na Twitterze doprecyzował:
„Likwidacja WIBOR dla kredytów hipotecznych polega na obowiązku banków zastosowania przez banki innej stawki referencyjnej opartej o koszt pieniądza w ramach pożyczek jednodniowych (…). Jeżeli sektor bankowy nie wypracuje takiej stawki w porozumieniu np. z GPW Benchmark do końca roku, to będzie stosowana stawka Polonia”
GPW Benchmark, czyli spółka wyznaczona do ogarniania stawek referencyjnych w Polsce, zapowiedziała już jakiś czas temu, że pracuje nad wskaźnikami o wdzięcznych nazwach WRR (Warsaw Repo Rate) i WIRD (Warszawskiego Indeksu Rynku Depozytowego). Co ciekawe, oba te wskaźniki zostały ocenione przez Radę Rozwoju Rynku Finansowego i wytypowane jako alternatywne wobec WIBOR-u już w na początku 2021 r. Oba miały też być udostępnione w zeszłym roku, ale… nie wyszło.
Co mają odzwierciedlać? WRR ma być stawką mierzącą krajowy rynek transakcji zabezpieczonych Repo (to sprzedaż jakiegoś aktywa z gwarancją jego odkupu w przyszłości po określonej cenie). Z kolei WIRD ma pokazywać stopę, po jakiej są zawierane depozyty pomiędzy instytucjami finansowymi oraz dużymi przedsiębiorstwami.
Jest też inna alternatywa: Wskaźnik Kosztów Finansowania wyliczany dla banków spółdzielczych przez Instytut Rynku Finansowego. Pisaliśmy o nim m.in. tutaj.
Pytanie 2. Czy to się kredytobiorcom opłaci? To wcale nie jest pewne!
Obecnie WIBOR 3M wynosi 5,74%, a WIBOR 6M – 5,93%. Stawka WIBOR ON wynosi zaś tylko 4,25%. A więc różnica między stawkami opisującymi cenę pieniądza w długim i krótkim terminie jest spora. Będzie taniej? Niekoniecznie. Trzeba wziąć pod uwagę, że obecna sytuacja jest wynikiem oczekiwań, że NBP będzie podnosił stopy procentowe. I że będzie to proces znacznie szybszy niż optymalny.
Gdyby rynek spodziewał się stopniowych, łagodnych zmian stóp procentowych, te rozbieżności mogłyby być mniejsze. Żeby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć 10 lat wstecz. W 2012 r. główna stopa NBP też wynosiła 4,5%. Ale NBP był w trybie obniżania stóp procentowych. Pod koniec listopada 2012 r., w oczekiwaniu na kolejną obniżkę, WIBOR ON wynosił 4,65%, a WIBOR 6M… 4,55%.
Może się więc okazać, że zamiana wskaźnika nikomu nie pomoże. Zwłaszcza, że ma ona nastąpić dopiero w 2023 r., kiedy – być może – stopy procentowe będą się zbliżały do szczytu, a rynek będzie oczekiwał ich obniżenia. Wtedy może się okazać, że wskaźnik, który opisuje cenę pieniądza w ramach pożyczek krótkoterminowych (WIBOR ON, Polonia albo jakikolwiek inny) będzie miał wartość… wyższą niż np. WIBOR 6M.
Planowane odejście od WIBOR-u ma zostać „wymuszone” od 2023 r. Mało który ekonomista zakłada, że do tego czasu będzie jeszcze trwał cykl podwyżek stóp procentowych. Nie jest całkiem wykluczone, że za rok, dwa stopy procentowe NBP zaczną spadać. Może tak być z powodu zmniejszającej się inflacji, ale także przez hamujący wzrost gospodarczy.
Propagandowe hasła, że oprocentowanie spadnie, mogą za rok okazać się funta kłaków warte. Będzie tak, gdy okaże się, że stawka ON jest wyższa niż 3M. Czy wtedy premier znów zarządzi, że kredyty mają być oprocentowane według stawki WIBOR 6M?
Jest też inny problem. Mierzenie oprocentowania kredytu zaciąganego na wiele lat ceną pieniądza pożyczanego na jeden dzień (a właściwie na jedną noc) może wzbudzać jeszcze większe kontrowersje prawne niż używanie do tego celu wskaźników WIBOR 3M lub WIBOR 6M (czyli ceny pieniądza w ramach pożyczek na kilka miesięcy). Problem ten wypłynął już przy zamianie wskaźnika LIBOR na SARON, o czym pisaliśmy na „Subiektywnie o Finansach”.
Pytanie 3. Kto za to zapłaci? Niewykluczone, że… kredytobiorcy
Załóżmy, że rząd rzeczywiście zastąpi zmienną część oprocentowania kredytów nową, niższą stawką i więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach kredytobiorców. Ktoś za to będzie musiał zapłacić. A zatem: na kogo zostanie wystawiony rachunek?
Raczej nie na rząd, bo premier wyraźnie dawał do zrozumienia, że to banki mają pokryć koszty karesów dla kredytobiorców. Dodam, że likwidacja WIBOR-u to tylko jeden z czterech punktów programu wsparcia dla kredytobiorców, ogłoszonego przez premiera. Dodatkowe 5 mld zł banki mają wyłożyć w ramach zrzutki na Fundusz Wparcia Kredytobiorców oraz nowo utworzony Fundusz Pomocowy.
Czy banki grzecznie przełkną te koszty? Mówimy o niemałych pieniądzach – łącznie 6 mld zł. Spodziewam się raczej, że banki będą szukały innych źródeł przychodów – począwszy od wyższych opłat i prowizji, poprzez obniżenie (albo wolniejsze podwyższanie) oprocentowania depozytów aż do podniesienia swojej marży przy nowo udzielanych kredytach. Niewykluczone, że samo oczekiwanie na wprowadzenie nowych stawek zahamuje trend podnoszenia oprocentowania depozytów, który właśnie wydawał się rozpoczynać.
Czy skończy się tak jak z innymi reformami? Wielka reforma podatków wytrzymała trzy miesiące, zanim została całkowicie wycofana. Tarcze antyinflacyjne obniżą chwilowo szczyt inflacji, ale wydłużą okres wzrostów cen i zostawią dziurę w budżecie państwa. Mam obawę, że plan obniżenia rat kredytów będzie oznaczał… wyższe raty.
Pytanie 4. Jak likwidacja WIBOR-u przełoży się na stopy procentowe?
Wszelkiego rodzaju rządowe tarcze, programy wsparcia, obniżki podatków – generalnie każdy wydatek z publicznej kasy, który trafia do obywateli – mają działanie proinflacyjne. Im więcej jest pieniądza w rękach konsumentów, tym większy jest popyt w gospodarce i tym większa presja na ceny.
Choć prezes Glapiński tego nie przyzna (a przynajmniej dopóki musi zabiegać o poparcie partii rządzącej w sprawie swojej drugiej kadencji), każde tego typu działanie obniża skuteczność polityki pieniężnej. Dlaczego? Ponieważ podnoszenie stóp procentowych ma boleć. I tylko wtedy działa skutecznie, gdy rzeczywiście w naszych portfelach jest mniej pieniędzy. Niestety, taka jest brutalna prawda.
Do tego dochodzi kwestia, na kim zostaje złożony ciężar walki z inflacją. Teoretycznie powinien rozkładać się równo na wszystkie podmioty gospodarcze – konsumentów, kredytobiorców, pracowników i pracodawców. Ale rząd, otaczając kolejne grupy fiskalną ochroną, sprawia, że silniej inflacja i stopy uderzają w tych, którzy pod kloszem się nie mieszczą.
Tarcze obniżające podatki konsumpcyjne powodują, że łagodniej okres wysokich cen przechodzą konsumenci. Wyższa kwota wolna (jakkolwiek słuszna) chroni – w relatywnie większym stopniu – osoby najmniej zarabiające. A obniżanie rat kredytów i wakacje kredytowe mają zdjąć ciężar z kredytobiorców.
Niektórzy powiedzą – i słusznie. Dlaczego cały ciężar walki z inflacją został zrzucony na tych, którzy zaciągnęli kredyty? To jednak trochę fałszywa teza. Bo im bardziej ogranicza się wpływ NBP na gospodarkę, tym silniej musi on podnosić stopy – żeby uzyskać ten sam wynik.
Przedsiębiorcy zapłacą droższym kredytem (i przerzucą to na nas) za mącenie przy wskaźnikach?
Kto zostaje zatem poza tarczami? Jeśli ten projekt wszedłby w życie, to wychodzi na to, że jedynie przedsiębiorcy nie łapią się pod ochronę. Konsekwencje mogą być naprawdę groźne. Rząd nie planuje przecież całkowitej likwidacji WIBOR-u (a przynajmniej nie wynika to z ogłoszonych planów), ale zastąpienie go inną stawką w kredytach hipotecznych.
Jest jednak cała pula innych transakcji, które są na WIBOR-ze oparte. Np. obligacje korporacyjne. Jeśli więc ziszczą się prognozy, że kolejny program osłonowy sprawi, że stopy procentowe NBP będą wyższe, niż byłyby w normalnych warunkach, to ciężar coraz wyższych kosztów odsetkowych niesprawiedliwie mocno dotknie firmy, które swoje zadłużenie mają indeksowane właśnie do WIBOR-u.
Czy czeka nas fala bankructw? To najgorszy scenariusz. Ten bardziej optymistyczny zakłada, że zatrzymają się wszelkie inwestycje, bo przecież oczekiwane stopy zwrotu znacząco się obniżą przez zwiększenie kosztów finansowania. Bez inwestycji nie będzie nowych miejsc pracy i wzrostu produktywności. Bez wzrostu produktywności nie będzie podwyżek płac. I czeka nas stagnacja. A ta oznacza wielki i długoterminowy koszt dla całego społeczeństwa.
Kredytobiorcom – ze względu na bardzo szybki wzrost rat – trzeba pomagać, choć zapewne nie wszystkim. Stąd niezłym pomysłem są wakacje kredytowe (możliwość niezapłacenia jednej raty w każdym kwartale i bezkosztowego przesunięcia jej na koniec harmonogramu spłat) czy wykorzystanie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, co zaproponował premier Mateusz Morawiecki.
Fundusz Wsparcia Kredytobiorców już od dawna istnieje i jest dobrym rozwiązaniem na trudne czasy. Chronimy tych najbardziej potrzebujących, by nie stracili dorobku życia, ale jednocześnie ustalamy kryteria, by pomoc trafiła rzeczywiście do tych, którzy nie mają już innych opcji. Ale z zamianą wskaźnika referencyjnego na inny tylko dlatego, że ten inny chwilowo jest niższy, rząd może przedobrzyć. I narobić więcej szkód niż pożytku.