Rząd zajął się walką ze skutkami pandemii, a tymczasem zwykłych konsumentów w najbliższej przyszłości będzie martwił nie tylko wirus, ale też coraz wyższe kwoty w domowych rachunkach. Od lutego płacimy średnio o kilkanaście procent więcej za prąd, a wkrótce na rachunkach pojawi się dodatkowa opłata. Ale to nie koniec – warszawiacy dostają właśnie informacje, że od nowego sezonu grzewczego podrożeje ciepła woda i ogrzewanie. Jedna ze spółdzielni wywiesiła nawet „ogłoszenie” w tej sprawie i tłumaczy – „nie mamy z tym nic wspólnego”
Z każdym tygodniem wracamy do „nowej normalności” pandemicznej i do starych problemów – także tych związanych z wysokimi cenami energii: prądu i ciepłych kaloryferów. Od lipca w Warszawie, ale też innych miastach, wzrosły opłaty za ogrzewanie i ciepłą wodę. O ile? Jak się bronić? Jaki będzie bilans podwyżek na koniec roku?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Droższe ogrzewanie mieszkań i wody? O ile więcej zapłacimy?
Ceny ciepła – zwłaszcza latem – nie rozpalają tak konsumentów, jak ceny prądu, które rząd był gotów urzędowo zamrozić. A powinny. To na ogrzewanie wydajemy statystycznie większą część naszego domowego budżetu, niż na prąd. To ok. 2.200-2700 zł rocznie, w zależności od tego, czy mieszkamy w bloku, czy w domu. Górna granica może się przesunąć w górę, jeśli mamy niedocieplony dom.
Ogrzewanie, podobnie jak prąd drożeje, bo rosną ceny węgla i uprawnień do emisji CO2. W ostatnich tygodniach prawo do wyemitowania tony CO2 zdrożało do rekordowego poziomu ponad 29 euro za tonę. A ponieważ zarówno prąd, jak i ciepło produkujemy w Polsce z węgla, którego spalanie emituje sporo CO2, to koszty produkcji muszą pokryć odbiorcy, czyli my wszyscy.
Ile wyniosą podwyżki cen ogrzewania i podgrzania wody? To zawiłe – nie ma jednego, ani nawet kilku dostawców ciepła, jak w przypadku prądu. W każdym mieście jest jakiś lokalny dostawca, a każda firma, która wytwarza ciepło ma swój cennik i zatwierdzaną przez Urząd Regulacji Energetyki taryfę. Do zatwierdzenia jest prawie 400 wniosków taryfowych rocznie, więc proces kształtowania cen trwa przez cały czas.
Ale po pierwszym półroczu – jak dowiadujemy się w URE – po zatwierdzeniu 165 taryf stan gry jest taki, że średni wzrost cen wytwarzania ciepła, wynikający z decyzji urzędu, wyniósł ok. 10%.
„Analizując otoczenie rynkowe oraz sytuację przedsiębiorstw tworzymy tzw. modelowe przedsiębiorstwo i w odniesieniu do takiego modelu oceniamy działalność firm, które regulujemy. Analizujemy jakie ich koszty oraz w jakiej wysokości mogą w uzasadniony sposób zostać przeniesione na odbiorców, a więc uwzględnione w taryfie”
– mówi nam prezes URE Rafał Gawin. Wiemy już, że np. podwyżki w stolicy będą spore. Tutaj ciepło produkują zakłady PGNiG Termika i w niewielkim stopniu spalarnia odpadów należąca do MPO. – Są to czynniki całkowicie niezależne od przedsiębiorstw, jednak koszty z nimi związane są niezbędne do poniesienia w celu zapewnienia ciągłości wytwarzania ciepła i bezpieczeństwa energetycznego – tłumaczy PGNiG Termika.
O nadchodzących podwyżkach dowiedzieliśmy się od czytelnika, a czytelnik… od swojej spółdzielni mieszkaniowej, która – uprzedzając ataki rozwścieczonych lokatorów – oświadczyła, że „będzie drożej, ale to nie nasza wina”.
Z komunikatu wynika, że cena ciepła wzrośnie o 12,6% a moc cieplna zamówiona o 9,6%. To oznacza, nie zagłębiając się w techniczne meandry, że dla przeciętnego konsumenta stawki wzrosną o 10%. Firma Veolia, która to ciepło z zakładów dostarcza „w miasto” poinformowała nas, że ona swojego, oddzielnego cennika dostaw nie zmienia.
Co to oznacza w konkretnych złotówkach? Jeden z analityków rynku energetycznego, emerytowany pracownik jeden z firm ciepłowniczych, mówi tak: „To 30 zł na miesiąc dla mieszkania wielkości 80 m2. Borówki amerykańskie zdrożały o wiele bardziej. Nie mówiąc o koperku”. Idąc tropem tej analogii, można powiedzieć, że w mniejszych mieszkaniach wzrost wyniesie 15-25 zł miesięcznie, czyli tyle, ile kosztuje kilogram dobrych czereśni.
Gdy spojrzy się w dane URE, to okaże się, że cena energii na Mazowszu była do tej pory trzecią najniższą w Polsce (po woj. Lubuskim i Świętokrzyskim). W zeszłym roku wyniosła 39,81 zł za GJ. Najdrożej było na Dolnym Śląsku – 48,22 zł za GJ.
Rady na opady, czyli co zrobić, by nie odczuć podwyżek
Sama zmiany ceny ciepła nie oznacza jeszcze, że nasze rachunki za ogrzewanie wzrosną. To ostatecznie zależy od trzech rzeczy.
Po pierwsze – od pogody. Klimat się ociepla i statystycznie potrzebujemy z roku na rok mniej ciepła. Koszty ogrzewania spadają, o czym pisaliśmy już w ubiegłym roku. Ostatnia zima była kolejną, rekordowo ciepłą i bezśnieżną, więc de facto płaciliśmy za ogrzewanie mniej. Zapotrzebowanie na ciepło potrzebne do ogrzania 150-metrowego domu jest w ostatnich dwóch latach o jedną piątą mniejsze, niż wynosiła średnia z ostatnich 30 lat.
Po drugie – od zużycia. Na rachunek za ciepło składają się dwie rzeczy: ilość i cena. Jeśli cena rośnie, a nie chcemy płacić więcej za ogrzewanie, powinniśmy ograniczyć zużycie. Z analiz Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że tzw. ubóstwo energetyczne, czyli oszczędzanie na cieple, dotyka 12% mieszkańców Polski (z roku na rok spada). Drugi sposób, długofalowy – to inwestycja w termomodernizację. Polska „tkanka” bloków jest stara i ciągle nie docieplona, co oznacza, że sporo energii ucieka przez nieszczelne okna i niedocieplone ściany. Inwestycja w ocieplenie zwraca się w ciągu kilku lat.
Po trzecie – od efektywności. Czyli częściej i mądrzej korzystać z termostatów, a być może zainwestować w termostaty inteligentne, sterowane smartfonem. Chodzi o to by, mieszkanie dogrzewać tylko wtedy kiedy trzeba i wyłączać ogrzewanie w czasie, gdy domowników nie ma w domu. Taki „bajer” kosztuje 200-300 zł, a wyposażenie wszystkich grzejników w domu to już spory wydatek. To rozwiązanie ma sens dopiero wtedy, gdy mieszkamy w docieplonym domu. Instalacja inteligentnych termostatów w starym budownictwie jest bez sensu, bo więcej pieniędzy tracimy na tym, że ciepło ucieka przez ściany, niż zaoszczędzimy dzięki termostatowi.
Na cieple świat się nie kończy? Ziarno do ziarnka i uzbiera się 1200 zł podwyżek rocznie
Nasze finansowe zobowiązania nie kończą się na ogrzewaniu mieszkań oraz „konsumowania” podgrzanej wody w kuchni i łazience. Do opłacenia mamy całą paletę innych rachunków, które także rosną. A przecież ziarnko do ziarna i zbierze się miarka. Ile ona wyniesie w tym roku?
Po pierwsze: wyższe ceny prądu. URE poinformował, że największe firmy energetyczne chciały podnieść ceny konsumentom, ale urząd się na to nie zgodził. Trzeba jednak pamiętać, że byłaby to już druga w tym roku podwyżka. Prąd już podrożał średnio w skali kraju średnio z 62 groszy za kWh do 73 groszy za kWh. Przekłada się to na wzrost rocznych opłat o 130-150 zł względem 2019 r.
Po drugie: opłata za moc w rachunku za prąd. Od października rachunki za prąd wzrosną o nową pozycję – opłatę za moc – na utrzymanie przy życiu przestarzałego systemu energetycznego i inwestycje. Średnio wyniesie ona 10 zł miesięcznie.
Po trzecie: droższy wywóz śmieci – do niedawna była to pozycja wręcz pomijalna w domowym budżecie. Od tego roku, z powodu wprowadzonych przez rząd nowych zasad segregacji śmieci, firmy odbierające śmieci narzuciły rekordowe podwyżki. W przeliczeniu na gospodarstwo domowe nowe ceny wynoszą 20-60 zł miesięcznie dla przeciętnego gospodarstwa domowego w bloku oraz do 150 zł w przypadku domów jednorodzinnych. To średnio dwa razy tyle, co przed rokiem.Najbardziej drakońskie podwyżki były w Warszawie. Według nowych przepisów warszawiacy mieszkający w budynku jednorodzinnym płacą za wywóz śmieci 94 zł miesięcznie, a mieszkańcy budynków wielorodzinnych – 65 zł. Jeszcze rok temu był oto niecałe 10 zł.
Czytaj też: Co z cenami wody? Nie powinny się zmienić przez najbliższe dwa lata, choć susza może zmienić ten harmonogram.
W sumie statystyczne, warszawskie gospodarstwo domowe już płaci – albo w najbliższych miesiącach zacznie płacić – więcej o 12-13 zł miesięcznie za prąd, jakieś 20 zł więcej za ogrzewanie, 10 zł miesięcznie za opłatę mocową na rachunku za prąd oraz 55-60 zł więcej za wywóz śmieci . Razem to już o 100 zł miesięcznie więcej, niż w zeszłym roku. W skali roku robi się z tego pokaźna suma ok. 1200 zł. W zależności od miasta i od kosztów wywozu śmieci i ogrzewania wyliczenia mogą się różnić. Wiadomo za to, że nigdzie te koszty nie spadną.
Na pocieszenie: od 1 lipca średnio o 9,8% staniał gaz. Ale przecież nie wszyscy korzystają z gazu: PGNiG ma 7 mln klientów, a gospodarstw domowych jest 15 mln, więc dla wiele osób ta wiadomość na neutralny charakter.
Rząd do tej pory miał na głowie walkę z koronawirusem, ale czas wrócić do spraw bardziej przyziemnych i zacząć dbać o portfel obywateli. Nie wiadomo czy w przyszłym roku będzie w budżecie kasa na 500+ i 13. emeryturę, dzięki którym wiele rodzin „amortyzowało” wzrost kosztów życia, a to oznacza, że podwyżki mogą być jeszcze bardziej bolesne. Prostych recept nie ma, ale w pierwszej kolejności trzeba przyspieszyć rozwód z węglem, który paradoksalnie staje się największym obciążeniem firm, które produkują z niego energię.
Będzie gaz – będą niższe rachunki za media?
Pewną nadzieją jeśli nie na spadek, to na powstrzymanie drożejących rachunków jest przejście z węgla na gaz. To coraz bardziej popularny w Polsce temat: nowe elektrownie mają być na gaz – to samo dotyczy elektrociepłowni, które stoją blisko centrów miast. To ma zwiastować koniec ze smogiem i emisjami pyłów. Gaz to paliwo droższe w zakupie od węgla, ale uwzględniając koszt emisji CO2 różnica prawie się wyrównuje. Wartość dodana to czyste powietrze, bo gaz to paliwo czyste, które nie emituje smogu.
„Dusimy się w smogu i nawet bez interwencji Unii, sami powinniśmy usunąć węgiel z naszego ekosystemu” – mówi nam Bogusław Regulski, wiceprezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Ale jeśli ceny uprawnień CO2 jeszcze wzrosną, ponad obecny poziom 30 euro za tonę, to czekają nas kolejne podwyżki cen mediów. I tak w kółko, dopóki towarzyszyć będzie nam węgiel. A więc jeszcze jakieś 20-30 lat.
Porzucenie węgla będzie wymagało gigantycznych inwestycji, których koszty na końcu i tak będą musieli pokryć konsumenci (chyba, że wielką zmianę sfinansuje nam częściowo Unia). Na przykład budowana na warszawskim Żeraniu przez PGNiG Termika najnowocześniejsza elektrownia gazowo-parowa w Polsce kosztuje 1,3 mld zł netto – ruszy z opóźnieniem w przyszłym roku, ale zastąpi część pieców węglowych.
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”:
O RYNKACH PO WIRUSIE
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem jest jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce analityków rynku kapitałowego – Wojciech Białek. Opowiada o tym jak widzi przyszłość naszych portfeli w najbliższych latach, miesiącach, a nawet dziesięcioleciach. Przepraszamy za niską jakość nagrania, z przyczyn „społeczno-dystansowych” nagrywaliśmy przez internet i niestety akurat z łączami nie było w tym czasie najlepiej. Aby posłuchać wejdź w ten link
źródło zdjęcia: PixaBay