#deletefacebook, czyli przedsionek rewolucji? Będą musieli płacić nam „dywidendę” od handlu danymi?

#deletefacebook, czyli przedsionek rewolucji? Będą musieli płacić nam „dywidendę” od handlu danymi?

Wygląda na to, że dane, które zostawialiśmy (a może i te, które dziś zostawiamy?) w największym na świecie portalu społecznościowym Facebook ciekły (a może i wciąż ciekną) jak przez durszlak. Najpierw pojawiły się doniesienia o firmie analitycznej Cambridge Analitica, która uzyskała podstępnie – i wykorzystała w celach kampanii politycznej – dane milionów użytkowników.

Teraz Facebook musi tłumaczyć się z tego, że zbierał dane o SMS-ach i rozmowach telefonicznych i wideo w których pośredniczył. Problem co prawda dotyczy tylko „starych” odmian systemu Android, ale i tak zagęścił atmosferę.

Zobacz również:

Zachodnie media rozpisują się o zdziwieniu, którym podzielił się na Twitterze pewien Nowozelandczyk Dylan McKay, który zażądał swoich danych z Facebooka, a po rozpakowaniu pobranego pliku odkrył, że Facebook przechowywał metadane z jego rozmów telefonicznych, wykonał lub odebranych przez Facebooka, z ostatnich dwóch lat.

Czy Facebook robił z tej wiedzy jakiś użytek – nie wiadomo. Ale nie ma wątpliwości, że afera ma już charakter globalny i jest najlepszą lekcją na temat ochrony i wartości naszych danych, jaką mogliśmy odebrać.

Czytaj: Wiarygodność finansowa rodem z Facebooka? Na czym polega social scoring?

Czytaj też: Bezgotówkowa Szwecja i cień Facebooka. Bank centralny boi się, że banki komercyjne będą nadużywać danych klientów i… chce im zrobić konkurencję

Zuckerberg ma problem. Większy, niż myśli?

Sądzę, że wiarygodność Facebooka została trwale i nieodwracalnie nadszarpnięta. Niezależnie od tego, czy „tylko” źle pilnował naszych danych, czy też używał ich i analizował nie pytając o zgodę – ma przerąbane. Przynajmniej tak wynika z drastycznego spadku zaufania do firmy. Może przejściowego, a może nie.

I chyba Mark Zuckerberg, którego majątek w ciągu tygodnia stopniał o 10 mld dolarów, zdaje sobie z tego sprawę. Wartość całego Facebooka spadła o kilkadziesiąt miliardów „zielonych” (aktualnie wynosi 460 mld), jednak największą stratą było to, że konto na Fejsie zamknął Elon Musk (wszystko w ramach akcji #deletefacebook, która ma szansę pobić popularnością #metoo 😉

„Jesteśmy odpowiedzialni za ochronę twoich danych. Jeśli nie jesteśmy w stanie jej zapewnić, to nie zasługujemy na nie” – takie przepraszalne reklamy zamieścił Facebook w największych światowych mediach, ale moim zdaniem największe korporacje, handlujące naszymi danymi, mogą uratować swoją wiarygodność tylko w jeden sposób – zacząć dzielić się z nami zyskiem, który osiągają dzięki zbieraniu i wykorzystywaniu naszych danych.

Nikt dzisiaj nie uwierzy Zuckerbergowi, ani innemu magikowi z firm, których głównymi aktywami są dane użytkowników, że te dane nie są sprzedawane na zewnątrz, że nikt ich nie wykorzystuje dla zysku (choćby poprzez targetowanie reklam), że służą wyłącznie poprawianiu jakości usług. Mam nadzieje, że obserwujemy właśnie początek końca modelu biznesowego pt. „korzystaj za darmo w zamian za swoją prywatność”. Ludzie naprawdę się wkurzyli.

Czytaj też: Banki ostrzegają przed oszustwem metodą „na wnusia z Facebooka”. Na czym polega ta metoda?

Niech płacą nam „dywidendę” od obrotu naszymi danymi

Jaka jest alternatywa? To proste: model biznesowy, w którym każda firma gromadząca nasze dane będzie dzieliła się z nami tym, co dzięki owym danym wypracuje. Żadne tam „lepiej dopasowane usługi”, żadne tam „podaj dane i korzystaj za daemo” – żywy cash na konto (może być w kryptowalucie).

Jeśli firmy obracają – za naszą zgodą – naszymi danymi (nawet w formule agregatów, bez przypisywania konkretnej danej do znanej z imienia i nazwiska osoby), to przecież nic nie szkodzi na przeszkodzie, by każdemu użytkownikowi przypisać jakąś część zysków z tego wynikających. Coś w rodzaju „dywidendy” płaconej przez operatora danych. To byłoby uczciwe – oddawalibyśmy swoje dane, ale w zamian za „prowizję” od zysków, które firma obracająca tymi danymi osiągnie.

Sądzę, że prędzej czy później do tego modelu dojdziemy. Atmosfera wokół firm, których rdzeniem działalności jest zbieranie danych na nasz temat (w tym wyszukiwarek, portali społecznościowych, może też częściowo pośredników w płatnościach, firm finansowych) będzie się stale pogarszać. Na jaw wychodzić będą coraz większe błędy i przekręty z naszymi danymi w tle. Regulatorzy będą coraz bardziej patrzyli na ręce korporacjom, a klienci coraz mniej chętnie będą korzystali z usług firm obiecujących wyłącznie „lepsze dopasowanie usług”.

Aż w końcu coś pęknie i to napięcie między korporacjami, konsumentami i regulatorami doprowadzi do zaoferowania pierwszych usług w modelu „twoje dane – twoj zysk”.

Wiadomo, że nasz, konsumencki udział w obracaniu naszymi danymi nie będzie dominujący. W końcu to firmy takie jak Facebook dyspinują narzędziami, które są w stanie zamienić dane na pieniądze. Ale niech wolny rynek ukształtuje wysokość „dywidendy” za obracanie naszymi danymi.

Czytaj też: Facebook w końcu zajmie się też usługami finansowymi. Co to dla nas oznacza? Znów będą kłopoty?

Czytaj też: Facebook uruchamia w Europie przelewy przez Messengera. Będzie rewolucja?

Konsument „koszerny” i konsument „komercyjny”

W jakimś sensie dziś też rynek działa (przecież nikt nas nie zmusza do oddawania danych Facebookowi za darmo, sami doszliśmy do wniosku, że to jest takie fajne), ale ta równowaga rynkowa właśnie się kruszy.

Być może na końcu tej drogi są dwa rodzaje relacji konsumenta z firmą posiadającą jego dane. Pierwsza, „koszerna”, polegająca na całkowitym zakazie jakiegokolwiek wykorzystywania tych danych do czegokolwiek innego, niż oferowanie usługi, którą klient zakupił. I druga, pozwalająca na marketingowe użycie danych, ale tylko na warunkach „prowizyjnych”, opisanych w umowie. I z ochroną tych danych (tzn. to klient decyduje w jaki sposób będą użyte).

Piękna wizja? Najbliższe tygodnie – w tym skala kryzysu, jaki spotyka Facebooka – zadecyduje jak daleko znajdziemy się na drodze to tej przyszłości. Moim zdaniem punkt końcowy jest oczywisty, pytanie dotyczy tylko tempa, w jakim będziemy do niego dochodzić.

Czytaj też: Fintechy poproszą cię o dane z Facebooka. Zgodzisz się? 

 

Subscribe
Powiadom o
7 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Leszek
6 lat temu

I o co tu cała afera? Jeśli ktoś beztrosko dawał swoje dane dla zamulającej apki fejsa to jego problem. Ja nigdy nie instalowałem w smartfonie tego badziewia, a jak mi producent „wspaniałomyślnie” instalował w pakiecie startowym to od razu blokada i wyłączenie. Co prawda mam konto na FB, aczkolwiek raczej „incognito”, bo udostępniania informacji o sobie nie mam w zwyczaju, a konto przydaje się właśnie do sprawdzenia co inni w swojej nieświadomości udostępniają ;). Ewentualnie sprawdzić kto należy do szlachty niepracującej… Z drugiej strony interfejs FB jest niepraktyczny i użyteczność serwisu jest znikoma. Stąd od zawsze się dziwię ekscytacją tym… Czytaj więcej »

Adrian
6 lat temu
Reply to  Leszek

W tym przypadku wystarczyło, że jeden z Twoich znajomych wypełnił ankietę, by również Twoje dane trafiły do tej firmy.

Podobnie z Twoim imieniem, nazwiskiem, numerem telefonu – wystarczy, że ktoś, kto ma Ciebie w swojej książce telefonicznej, da dostęp zainstalowanym aplikacjom do kontaktów, i znowu Twoje dane osobowe trafią na handel.

zeek
6 lat temu

Ale przecież taki model działa tam od dawna. Nikt chyba nie powie, że Facebook świadczy swoje usługi za darmo. Płaci nam właśnie przez świadczenie określonych usług w formie takich czy innych aplikacji. My w zamian za taką „opłatę” zgadzamy się na przetwarzanie naszych danych.

Marcin
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Zamknięta (płatna) wersja portalu społecznościowego? Bez efektu masy medium społecznościowe traci swoją siłę – utrzymanie zaangażowania tych, którzy by zapłacili będzie pochłaniało mnóstwo energii (Płacę = Wymagam), gdzie na Facebooku treści generują i udostępniają sami użytkownicy.

Koniec końców właściciel takiego płatnego portalu dojdzie do wniosku, że i tak więcej zarobi na sprzedaży bazy danych i będzie „atak hackerów” tak robią banki, ubezpieczalnie, portale.

Jak ktoś daje Ci coś za darmo…to Ty jesteś towarem (Twoje dane). Przyznać się, ile regulaminów przeczytaliście rejestrując się na różnej maści portale lub podpisując umowy?

Zeen
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Jeśli komuś się nie podoba – droga wolna, niech kasuje swoje konto i utworzy własny portal społecznościowy.

oxo
6 lat temu

Dywidenda już jest, w postaci darmowego używania systemu – przecież nie stworzyły go krasnoludki i nie utrzymują go elfy gwiezdnym pyłem. #deletefacebook przyzwyczaił ludzi do darmochy w zamian za „content”. Tak samo jak google (damy Ci „za darmo” wyniki wyszukiwania, które My chcemy, żebyś dostał, przy okazji zanotujemy wszystkie twoje zapytania i aktywność ), mnóstwo innych korpów robi to samo, takie czasy. Zasada jest jedna: „Jeśli coś jest za darmo, to TY jesteś produktem”. albo „Jeśli produkt jest za darmo, to produktem jesteś ty” jak kto tam woli. W taki interes można wejść, albo dostawcę zignorować. Natomiast obecne bicie piany… Czytaj więcej »

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu