Gigantyczny spadek cen ropy naftowej! Pokłosiem epidemii koronawirusa i rywalizacji naftowych potęg jest przecena notowań tego surowca do 32 dolarów za baryłkę (w przypadku ropy WTI) lub 35 dolarów za baryłkę (w przypadku rosyjskiej ropy Brent). Gdy ostatni raz ropa była tak tania, za litr benzyny płaciliśmy… 3,8 zł. Ale dziś na stacjach paliw ciągle widać cenę ok. 5 zł za litr! Dlaczego ceny nie spadają i kiedy wreszcie zaczną?
Koronawirus sieje strach na rynkach. Baryłka europejskiej ropy naftowej Brent potaniała w poniedziałek o 30% i kosztuje w niecałe 35 dolarów. To najmniej od czterech lat. Tak dramatycznego jednodniowego spadku nie było od czasu pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, czyli od 1991 r. Czy kierowcy mogą zacierać ręce z zadowolenia? Czy wkrótce będziemy tankować za pół-darmo? A może nie ma się z czego cieszyć?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Koronawirus już tu jest. Czy jesteśmy gotowi do walki z epidemią?
Cena ropy ostro w dół, ale tym razem to nie tylko koronawirus
Ceny ropy naftowej spadały już od kilku tygodni z powodu obaw o spodziewany kryzys gospodarczy z powodu epidemii koronawirusa. Coraz bardziej realny staje się scenariusz globalnego załamania gospodarczego, a nie jedynie spowolnienia. Wiele chińskich fabryk stoi, samoloty są uziemione, podwykonawcom wkrótce zacznie brakować części do produkcji. To, że jest kiepsko, wiadomo nie od dziś. Ale na początku tygodnia rynek ropy naftowej ogarnęła regularna panika! Co leży u jej podstaw?
Po pierwsze: spadek popytu. Ropy jest na rynku za dużo od końca ubiegłego roku. Już wtedy ekonomiści prognozowali, że w 2020 r. gospodarka zaciągnie hamulec ręczny, co będzie się wiązało z tym, że spadnie popyt na ropę. Produkcja szła jednak pełną parą.
Od tamtego czasu pojawił się koronawirus, który lęki o stan gospodarki jeszcze pogłębił. Ale bezpośrednia przyczyna poniedziałkowej wyprzedaży to zerwanie porozumienia między drugim i trzecim co do wielkości procentem ropy, czyli Arabią Saudyjską i Rosją (liderem od kilku lat dość nie spodziewanie stały się Stany Zjednoczone, które sięgnęły po ropę zgromadzoną w łupkach).
Arabia Saudyjska, żeby zatrzymać spadek ceny ropy, chciała ograniczenia wydobycia. Rosja – wprost przeciwnie. Efekt jest taki, że skoro nie ma globalnego porozumienia w sprawie zmniejszenia popytu, ropy w najbliższych kwartałach będzie za dużo. Ani Arabia Saudyjska, ani Rosja nie będą ograniczały produkcji. Przeciwnie – zaczną walczyć o klientów coraz niższymi cenami.
Czytaj więcej: Z czego wynika cena paliwa na stacjach benzynowych? Tłumaczymy!
Taniość na rynkach, ale „drogość” na stacjach. Kiedy to się skończy?
Będzie więc tania ropa. To powinno cieszyć i kierowców i ekonomistów. Podstawowa rzecz, której świat potrzebuje do wzrostu gospodarczego, to tania energia – mówi wielu ekonomistów. Problem w tym, że gdy ta energia staje się za tania, to państwa-eksporterzy nie zarobią tyle, by się z tego wydobycia utrzymać. I same mogą mieć problemy gospodarcze.
Ropa jest najtańsza od czterech lat. Ostatni raz baryłka kosztowała 30 dolarów w pierwszym kwartale 2016 r. Ile wtedy płaciliśmy za benzynę? Cztery lata temu litr benzyny kosztował 3,8 zł, a oleju napędowego 3,7 zł. Tym razem historia nie chce się powtórzyć, bo według prognoz serwisu e-petrol w nadchodzącym tygodniu będziemy płacić na paliwo i tak o około złotówkę więcej niż 4 lata temu. Dlaczego?
Po pierwsze: reakcja cen na stacjach paliw jest spóźniona w stosunku do sytuacji na giełdach. Rafinerie za zakupioną ropę rozliczają się na różne sposoby, na podstawie podpisanych wcześniej kontraktów i transakcji zabezpieczających przed ryzykiem walutowym. To powoduje, że rafineria w Płocku, czy w Gdańsku jeszcze przez kilka tygodni będzie przerabiać ropę kupioną po wyższych cenach. Dobra wiadomość dla kierowców jest taka, że ceny powinny w nadchodzących tygodniach spadać. Bank inwestycyjny Goldman Sachs w najnowszej prognozie szacuje, że w całym drugim kwartale cena ropy będzie się utrzymywać w okolicach 30 dolarów za baryłkę.
Po drugie: różnice kursowe robią swoje. Ropę naftową wycenia się w dolarach i płaci za nią również dolarami, więc kiedy amerykańska waluta się umacnia, to kraj, którego waluta jest słabsza, musi zapłacić więcej za tę samą ilość surowca. W tym tekście sprawdziliśmy jednak, że dużo większy wpływ na ostateczną cenę na stacjach ma cena ropy na giełdach, która podlega większym wahaniom, niż kurs dolara, który w ostatnich czterech latach kosztował między 3,4 zł, a 4,2 zł.
Czytaj też: Jak lokować oszczędności w niepewnych czasach?
Czytaj też: Coś ci mówi, że lepiej już było i czas uciekać w złoto? Co kupić? Jak kupić?
O ile powinna spaść cena paliwa na polskich stacjach?
W 2016 r., gdy ropa kosztowała 30 dolarów. kurs amerykańskiej waluty wynosił 3,9 zł, co oznacza, że baryłka w przeliczeniu na naszą walutę kosztowała ok. 117 zł. Dziś dolar kosztuje 3,78 zł, a baryłka ropy – 35 dolarów, czyli 132 zł.
W tej sytuacji różnica między ceną ropy z 2016 r., a tą w 2020 r. wynosi tylko 15 zł. Jak policzyliśmy w podlinkowanym powyżej tekście, każde 20 zł różnicy ceny baryłki ropy oznaczać powinno 10 groszy różnicy ceny paliwa na stacjach benzynowych. Cena paliwa na stacjach powinna więc wynosić tylko o niecałe 10 gr. na litrze więcej, niż cztery lata temu. Tymczasem ceny na polskich stacjach są aż ok. o 1 zł wyższe.
Niewykluczone, że firmy sprzedające nam paliwo zatrzymały część marży na litrze dla siebie, szykując się na gorsze czasy. Poza tym w ostatnich latach zwiększyło się opodatkowanie paliwa – od roku obowiązuje opłata emisyjna (ok. 10 groszy na litrze), z której pieniądze mają być przeznaczone na dopłaty do samochodów elektrycznych – jak dotąd nie ruszyły. Przez cztery lata zapewne wzrosły też koszty utrzymywania stacji paliw i przetwarzania ropy naftowej na paliwo. Ale na pewno nie w takim stopniu, by uzasadnić 1-złotową różnicę na litrze paliwa.
Spadek cen ropy na pewno więc przełoży się na spadek cen litra paliwa na stacjach. Może nie z 5 zł do 4 zł – jeśli mówimy o najpopularniejszej E-95 – ale być może należy spodziewać przeceny o kilkadziesiąt groszy na litrze. Chyba, że… znów zaobserwujemy działanie zasady, że gdy ropa drożeje, to ceny na stacjach idą w górę niemal natychmiast, a gdy tanieje – ceny spadają wolno i leniwie.
Warto też pamiętać, że może dojść do sytuacji, w której – choć paliwa będą tanie – nie będzie gdzie na nim jeździć. Praca będzie zdalna, a urlop poza miejscem zamieszkania będzie się wiązał z dodatkowym ryzykiem zarażenia wirusem. To byłby najczarniejszy scenariusz.
źródło zdjęcia: PixaBay