Bank zablokował firmie z Wrocławia konta na miesiąc, bo podejrzewał pranie brudnych pieniędzy. Gdy sprawę udało się odkręcić właściciel stwierdził, że z powodu blokady stracił całkiem sporo pieniędzy. I że tak tego nie zostawi. Zażądał od banku 42.000 zł odszkodowania
W modzie i ze względu na higienę umysłu popularne staje się rezygnowanie ze smartfona, czy z internetu na dzień, dwa, tydzień. Ale żeby rezygnować z banku? To byłaby lekka przesada. A co jeśli spróbowalibyśmy zafundować sobie taki finansowy detoks na całe 30 dni? Trudno to sobie wyobrazić, ale właśnie coś takiego mimowolnie spotkało naszego czytelnika, jego firmę i częściowo jej pracowników. Co poszło nie tak i jak to się skończyło?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Blokada konta jak blokada na koła. Nikt tego nie lubi
Napisał do nas pan Marcin, przedsiębiorca związany z branżą farmaceutyczną. Pierwsza jego wiadomość brzmiała dramatycznie:
„Pewnego dnia, przy próbie płatności kartą, dowiedziałem się, że konta firmowe prowadzące przez bank Santander zostały zablokowane – nikt z pracowników nie mógł się zalogować do bankowości elektronicznej, a cała firma nagle została bez pieniędzy i bez działających dostępów do konta. Zablokowano też osobiste karty pracowników, w tym te, które nie były powiązane ze spółką!”
Gdyby żył Franz Kafka, miałby gotowy materiał do kontynuacji „Procesu”. Błyskawiczna wizyta klienta w banku ani odrobinę nie zmieniła jego stanu wiedzy w sprawie kont.
„Po wizycie w banku nadal nic nie było wiadomo. Na pytanie: „kto zablokował i dlaczego” – nie dostaję odpowiedzi. Złożyłem więc reklamację. Po 7 dniach otrzymałem informację od doradcy, że blokada jest na wniosek banku i że musimy wytłumaczyć transakcje na koncie”.
Czytelnik pomyślał, że jest częścią jakieś grubej afery. Może chodzi o STIR? System Teleinformatycznej Izby Rozliczeniowej pozwala szefowi Krajowej Administracji Skarbowej na wgląd w informacje na temat kont firmowych. A może to GIIF? Czyli Generalny Inspektor Informacji Finansowej, który również monitoruje duże transakcje, a gdy wyłapie coś, co może być praniem brudnych pieniędzy, wnioskuje o blokadę na rachunku?
Trudno się tłumaczyć, gdy nie do końca wiadomo o co chodzi. Ale wyjaśnienia dotyczące inkryminowanych transakcji zostały napisane, przekazane do banku, ale okazało się, że młyny bankowej sprawiedliwości wolno mielą. Sytuacja spółki stawała się coraz bardziej podbramkowa.
„Spółka nie spłaciła pożyczki, pracownikom nie było jak wypłacić pensji. Ostatnie pismo jakie mam z banku to takie, że jak nie wytłumaczę podejrzanych transakcji to bank rozwiążę ze mną „stosunek gospodarczy”. Ale nie ma w tym piśmie nic o podstawie blokady środków”
Czytaj też: Bolesny przypadek pana Jerzego. Skarbówka chciała ściągnąć drobną sumę, bank zrobił mu kipisz. Czy musiał?
Czytelnik wysyła wezwanie do zapłaty. Chce 42.000 zł
Zamrożenie pieniędzy naszego czytelnika trwało prawie 31 dni, w trakcie których przedstawiciele firmy dobijali się do różnych bankowych drzwi, żeby wszystko wyjaśnić i doprowadzić do cofnięcia blokady. W końcu wyjaśnienia zostały przyjęte. Nie wiemy tylko czy na tak długi czas załatwiania sprawy wpłynęła mętność tychże wyjaśnień (klient oczywiście zaprzecza) czy też ospałość banku (bank oczywiście milczy).
Dla czytelnika i jego firmy sprawa się jednak nie zamknęła. Dostaliśmy kopię wezwania do zapłaty przygotowaną na jego zlecenie przez jedną z renomowanych kancelarii prawnych. W treści spółka domaga się odszkodowania w związku z nienależytym wykonaniem umowy o prowadzenie rachunku bankowego. Jeśli bank nie zapłaci, sprawa może trafić do sądu. Firma swoje finansowe szkody podliczyła na (przytaczam tylko najważniejsze liczby):
- 6.500 zł – dodatkowe koszty nie spłaconej w terminie pożyczki
- 5.000 zł – koszty prawników w związku z prowadzeniem sprawy
- 30.000 zł – utracone korzyści w związku z wypowiedzeniem umowy przez jednego z kontrahentów
- 500 zł – ustawowe odsetki za leżącą na rachunku kwotę
W sumie 42.000 zł. Nasz czytelnik twierdzi, że bank nie miał prawa zablokować kont na tak długo. O ile nam wiadomo, żaden organ państwowy nie został powiadomiony o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez naszego czytelnika lub spółkę. To nie oznacza jeszcze, że procedura blokady była przeprowadzona nieprawidłowo. Tyle, że trwała bardzo długo.
Nie wykluczamy, że sprawa jednak ma jakieś drugie dno. Siłą rzeczy jesteśmy skazani na informacje z jednej strony barykady. Ale jeśli nawet spółka miała coś na sumieniu, to dlaczego jej pracownicy nie mogli poznać uzasadnienia decyzji o blokadzie? Jedynym uzasadnieniem mogłoby być działanie banku na zlecenie „skarbówki” – wtedy rzeczywiście można odciąć przedsiębiorcy nie tylko od pieniędzy, ale i od informacji. Zapytaliśmy o to jak bank Santander skomentuje historię i zapowiedź pozwu. Odpowiedź była krótka: „no comments”.
Cokolwiek nie działo się między przedsiębiorcą i bankiem, w głowie się nie mieści, że mogło trwać aż 31 dni w sytuacji, gdy ostatecznie nie zostało stwierdzone żadne nadużycie (a nic nam o tym nie wiadomo). Tym się różni poważny kraj od papierowego, że jeśli są jakieś wątpliwości co do działania przedsiębiorcy, to bank – zobowiązany, by je wyjaśnić – stara się działać tak, by nie robić przedsiębiorcy dodatkowych kłopotów i nie wpędzać go w tarapaty.
W tym kontekście bardzo jestem ciekaw spojrzenia bankowych prawników – a być może również Wysokiego Sądu – na kwestię roszczeń przedsiębiorcy. Nie ma w Polsce zbyt wielu przykładów, gdy klientowi udało się wycisnąć od banku odszkodowanie w tego typu sytuacji.