W czasie pierwszej fali pandemii towarem deficytowym były maseczki i środki do dezynfekcji. Podczas drugiej fali, którą teraz przechodzimy, „towarem” pierwszej potrzeby staje się… łóżko w szpitalu. Czy tę sytuację uratują szpitale polowe? A może rząd – przewidując trzecią czy czwartą falę pandemii – powinien postawić na budowę nowych szpitali, np. modułowych? Ile kosztuje taki szpital? I czy mamy jeszcze szansę, żeby zdążyć?
Każda służba zdrowia ma granice wydolności. To dlatego tak ważne w czasie pandemii jest rozproszenie zakażeń w czasie. Dzięki temu – nawet jeśli zachorujemy na Covid-19 – będziemy mieć szansę na to, że nie zabraknie dla nas miejsca w szpitalu. I że będzie miał się kto nami zaopiekować.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Obserwując „narodowe rozluźnienie” podczas wakacji, kiedy faktycznie koronawirus nieco odpuścił, można było się spodziewać, że kwestią czasu jest uderzenie drugiej, znacznie silniejszej fali pandemii. Dziś nie mówimy już o kilkudziesięciu nowych przypadkach zakażeń dziennie, a o 7.000-8.000. To rzecz jasna tylko przypadki potwierdzone, które należy przemnożyć przez trzy lub cztery, żeby poznać rzeczywisty obraz sytuacji (a niektórzy epidemiolodzy mówią, że nawet przez dziewięć-dziesięć).
Przypominamy: Michał Dworczyk prosi, żeby nie straszyć Polaków, że zabraknie miejsc w szpitalach (3 października)
Przedstawiciele resortu zdrowia cały czas (jeszcze?) zapewniają o wolnych miejscach na „oddziałach covidowych”. 8 października ministerstwo informowało o tym, że dla pacjentów chorych na Covid-19 dostępnych jest ponad 9.500 łóżek i 838 respiratorów, z tego zajętych było 4.138 łóżek i 296 respiratorów. A premier chwalił się, że w magazynach czeka jeszcze ponad 500 urządzeń.
19 października minister zdrowia mówił, że mamy już 15.000 łóżek (z tego 9.000 zajętych) oraz 1.200 respiratorów (niecałe 900 zajętych). Tyle statystyki, bo obraz nie jest tak kolorowy, jak rząd maluje. W ostatnich dniach media opisywały sytuacje, kiedy karetki z chorymi krążyły po województwie albo stały wiele godzin przez szpitalami w oczekiwaniu na wolne miejsce. Może i one są, tylko akurat nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne.
Kiedy zabraknie covidowych łóżek?
Powagę sytuacji w końcu poczuł rząd, który – mimo zapewnień, że „wszystko jest pod kontrolą” – ogłosił plan budowy szpitali polowych. Pierwszy – na 500 łóżek – ma powstać na Stadionie Narodowym w Warszawie. Spróbowałem oszacować, kiedy może zabraknąć covidowych łóżek w tradycyjnych szpitalach i kiedy będzie trzeba uruchomić plan awaryjny.
Ministerstwo Zdrowia podaje, że mamy obecnie 15.000 łóżek dla chorych na Covid-19, z czego 9.000 jest zajętych. Oficjalnie chorych jest ok. 86.000 osób (dane na 20 października), a więc hospitalizowani stanowią 10% oficjalnie zdiagnozowanych. Jeśli przyjmiemy, że co dziesiąty chory wymaga hospitalizacji, system zapcha się, gdy liczba chorych wzrośnie o ok. 60.000, a więc kiedy będziemy mieć ok. 146.000 oficjalnie chorych.
Kiedy dojdziemy do ściany? W ostatnich dniach liczba nowych zakażeń oscyluje wokół 8.000, ale minister zdrowia oświadczył właśnie, że jeszcze w tym tygodniu lub na początku przyszłego dziennie przybywać będzie 15.000-20.000 osób z Covid-19. Nie można zapomnieć o ozdrowieńcach, a więc część osób wyleczonych zwalania covidowe łóżka. Można więc założyć, że w ciągu dwóch, może trzech tygodni możliwości polskiej służby zdrowia dojdą do ściany.
Ale rząd ma plan. Zapowiedział przekształcenie niektórych szpitali powiatowych w placówki zajmujące się tylko pacjentami z Covid-19. Konkretów jeszcze nie znamy. Ma być tak, że gdy dwa szpitale powiatowe znajdą się stosunkowo blisko siebie, jeden przekształcony zostanie w „covidowy”, a drugi przejmie pozostałe obowiązki tego pierwszego. Na tej operacji rząd chce „zarobić” ok. 10.000 covidowych łóżek.
Podobnie ma być z niektórymi szpitalami wojewódzkimi, dzięki czemu liczba łóżek zwiększy się o kolejne 3.000. W planach jest też zaangażowanie w walkę z koronawirusem prywatnych szpitali, choć one nie dysponują jakąś oszałamiającą liczbą łóżek. Wydaje mi się, że w tym przypadku rządowi bardziej zależy na personelu medycznym, niż na łóżkach.
Przekształcenie niektórych szpitali zwiększy liczbę covidowych łóżek – zgodnie z planami resortu zdrowia – o jakieś 13.000, czyli w sumie do 28.000. Trzymając się wskaźnika 10% chorych wymagających hospitalizacji, wydolność polskiej służby zdrowia osiągnie kres przy ok. 280.000 potwierdzonych chorych, a więc gdy ich liczba będzie trzykrotnie wyższa niż obecnie. Przy wykładniczym wzroście liczby przypadków Covid-19 nie jest to niestety nierealny scenariusz.
Ale jak już wspomniałem, rząd dopiero mówi o planach tworzenia dodatkowych miejsc w szpitalach, a przecież takiej operacji nie przeprowadza się w ciągu jednego dnia. I chyba dlatego postanowił wyciągnąć asa z rękawa – chce budować szpitale polowe.
Szpital polowy? To nie takie proste i tanie
Pierwszy ma powstać na Stadionie Narodowym w Warszawie. Do przyjęcia chorych zaadaptowane mają być przestrzenie biznesowe i konferencyjne. Szpital na Narodowym ma pomieścić około 500 łóżek, a pacjenci – co podkreśla rząd – mają mieć dostęp na miejscu do tlenoterapii. Kolejne szpitale polowe mają powstawać – w miarę rozwoju sytuacji – również w innych województwach.
Ile kosztuje taki szpital? To trudne do oszacowania, bo rząd zapewne będzie sięgał po dostępne jeszcze zasoby np. z Agencji Rezerw Materiałowych. W takim szpitalu potrzebne są łóżka. Proste modele kosztują 1.500-2.000 zł, a takie do intensywnej terapii nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. W szpitalu na 500 łóżek potrzebnych może być 10-20 respiratorów (przez założeniu, że ok. 2% chorych ich wymaga), a to koszt ok. 100.000 zł za sztukę.
Większość hospitalizowanych chorych na Covid-19 przede wszystkim potrzebuje dostępu do tlenu. Jak dużo? Lekarz, z którym o tym rozmawiałem, mówi, że ok. 4-5 l na minutę. Bywa że pacjent może być pod tlenem nawet tydzień. A jeśli w „szpitalu na Narodowym” jednocześnie dostępu do tlenu potrzebować będzie 200-300 pacjentów?
Ile kosztuje medyczny tlen? Np. w firmie Linde Healthcare 50-litrowa butla ciekłego tlenu to koszt rzędu 300 zł. Po rozprężeniu otrzymamy ok. 11 m. sześć. tlenu, co wystarczy mniej więcej jednemu pacjentowi na dwie doby ciągłego podawania tlenu. Fakt, że jest to cennik detaliczny.
Szpital zamawiający ogromne ilości z pewnością zapłaci mniej, ale warto pamiętać, że nie jest to tania zabawa. Trzeba też pamiętać, że samo zbudowanie szpitala polowego nie rozwiązuje wszystkich problemów. Pacjenci wymagają stałej opieki lekarzy i pielęgniarek, których po prostu brakuje.
Przeczytaj też: Rząd ogłosił „mały lockdown”. Aż 70% Polaków odczuje bolesne ograniczenia. Ale nie takie jak wiosną. Ile to będzie kosztowało? Podliczam straty
Swoją drogą, zastanawiające jest, dlaczego rząd uparł się przy lokalizacji szpitala polowego akurat na Stadionie Narodowym. Już w marcu prezes Ptak Warsaw Expo deklarował nieodpłatne udostępnienie hal targowych na potrzebę stworzenia szpitala polowego. Tę propozycję właśnie ponowił. Chodzi o blisko 150.000 mkw. powierzchni w sześciu targowych halach i aż 500.000 mkw. przestrzeni na zewnątrz w podwarszawskim Nadarzynie.
Hale targowe przerobiono na szpitale polowe m.in. w Mediolanie, Madrycie, Nowym Jorku, a obecnie taki szpital na pół tysiąca łóżek budują Czesi na terenie centrum wystawowego w Pradze.
Czy powinniśmy budować szpitale?
Niedawno jeden z prominentnych senatorów PiS pytany był w TVN24 m.in. o to, czy rząd dobrze wykorzystał wakacyjne miesiące (kiedy pandemia nie była tak groźna jak dziś), by przygotować się na drugą falę. Senator z rozbrajającą szczerością stwierdził: „co mieliśmy zrobić, budować szpitale?”.
Ta wypowiedź skłoniła mnie do tego, by sprawdzić, czy stać nas na budowę nowych szpitali z prawdziwego zdarzenia. Koszt to jedno. Druga sprawa to realny czas realizacji inwestycji, a więc czy jest w ogóle sens budować. Zapytałem o to w firmie budowalnej Budimex, która ma na swoim koncie inwestycje szpitalne. Mały szpital lub dobudowany do szpitala nowy oddział o powierzchni 33.000 m. kw. może pomieścić ok. 150 łóżek. Jego budowa to koszt rzędu 100 mln zł – mówią mi ludzie z Budimeksu. Budowa większego szpitala o powierzchni 130.000-150.000 m. kw. na mniej więcej 700 łóżek kosztować może już ok. 250-300 mln zł.
Pisząc o kosztach tego typu inwestycji, trzeba oczywiście zaznaczyć, że „wszystko zależy”. Czynników wpływających na ostateczną cenę może być bardzo wiele, zwłaszcza jeśli chodzi o wyposażenie. Cena zależy od tego, w czym dany szpital się specjalizuje, a więc jakiego sprzętu potrzebuje.
Przeczytaj też: „Respiratory są na wyczerpaniu” – ostrzega premier. Czy można kupić sobie własny? Czy to ma sens? Ile kosztuje? Sprawdzam dostępne opcje
Przeczytaj też: Jak zmienia się kibicowanie w czasie pandemii? Wyślij krzyk przez aplikację, skacz jako hologram i posłuchaj… reżysera kibiców
Poszperałem w sieci. Koszt wyposażenia oddanego kilka lat temu szpitala we Wrocławiu oscylował wokół 130 mln zł. Szpital ma 15 oddziałów i 550 łóżek. Koszt wyposażenia „per łóżko” wyniósł więc w tym przypadku ok. 240.000 zł. Trzymając się tej średniej, do kosztu budowy szpitala na 150 łóżek (100 mln zł), należy doliczyć ok. 36 mln zł na sprzęt (nie tylko medyczny, ale też biurowy). Wartość inwestycji w szpital z 700 łóżkami (250-300 mln zł) należy powiększyć o ok. 170 mln zł na jego wyposażenie.
Podsumowując: budowa małego szpitala lub dobudowa nowego oddziału to koszt rzędu 150 mln zł, a większego – na 500-700 łóżek – to 400 mln zł wzwyż. Ten koszt nie uwzględnia oczywiście ceny gruntu, który rząd może w szczytnym celu przekazać ze swoich zasobów.
Załóżmy, że mamy gdzie budować i kasę na tę inwestycje. Ile realnie może potrwać budowa? Mój rozmówca z Budimeksu mówi, że formalności, a więc uzyskanie niezbędnych zgód, kwestie związane z projektem, mogą pochłonąć 8-10 miesięcy. W przypadku mniejszego obiektu (150 łóżek) czas budowy to 14-15 miesięcy. Czas budowy większego szpitala to 20-25 miesięcy. Dlatego nie wydaje mi się, żeby ktoś w rządzie zaprzątał sobie teraz głowę czymś, co może dać efekt, czyli dodatkowe łóżka, za dwa czy trzy lata.
Ale można prościej i szybciej, czyli – podobnie jak Chińczycy – budować szpitale w technologii modułowej. Kiedy pandemia w chińskim Wuhan szalała w najlepsze, szpital modułowy na 1000 łóżek powstał w zaledwie 10 dni. Ale takie szpitale mają pewne ograniczenia.
„Systemy kontenerowe, czy modułowe umożliwiają tworzenie obiektów o dowolnej pojemności, ale wymagają dużej zajętości terenu, ponieważ mają ograniczoną wysokość. Przy czym nie są to całościowe szpitale, a więc z salami operacyjnymi i pełną diagnostyką, a jedynie pomieszczenia wzmacniające liczbę łóżek na oddziałach intensywnej terapii czy innych oddziałów”
– mówi Michał Wrzosek, rzecznik prasowy Budimeksu. Jedną z inwestycji szpitalnych realizowanych w technologii modułowej jest oddział zakaźny przy szpitalu w Bolesławcu. Ma być on oddany do użytku na początku listopada. W „kontenerowcu” leczeni będą pacjenci z Covid-19, a w „starym” gmachu pozostali chorzy. Ile to kosztuje?
Kamil Kowalczyk, dyrektor handlowy firmy Climatic, która realizuje tę inwestycję i specjalizuje się w technologii budownictwa modułowego, zdradził mi, że koszt w pełni wyposażonego oddziału bądź szpitala na 60 łóżek mieści się w granicach 10-12 mln zł, a więc trzeba liczyć mniej więcej 200.000 zł za jedno łóżko w szpitalu modułowym. Zaletą takich szpitali jest krótki czas budowy. Obecnie termin realizacji inwestycji podobnej do tej, jaka powstaje w Bolesławcu, to około pół roku. Poza tym takie szpitale są mobilne i elastyczne. Kiedy pandemia minie, może służyć do leczenia innych chorych.
Źródło zdjęcia: Pixabay