Czy obligacje korporacyjne, czyli takie, które nie są emitowane przez rząd, tylko przez prywatne firmy, mogą być receptą na niskie oprocentowanie pieniędzy w banku i na słabnące perspektywy rynku nieruchomości? Kiedy warto kupić obligacje korporacyjne? Dziś początek nowego cyklu edukacyjnego, w którym przybliżę blaski i cienie obligacji korporacyjnych. A także opowiem o tym jak ja inwestuję w takie obligacje swoje prywatne pieniądze
Obligacje są pierwszym pomysłem na potencjalną alternatywę dla depozytu bankowego. Można je kupić samodzielnie albo za pośrednictwem funduszu inwestycyjnego. Choć niektórzy chcą to tak widzieć, to nie można porównywać obligacji z lokatą bankową pod względem bezpieczeństwa inwestycji – tutaj nie ma „opieki” Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, więc teoretycznie można „zaliczyć” stratę.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Obligacje to po prostu pożyczka, której udzielasz państwu, samorządowi albo firmie. Emitent obligacji zobowiązuje się, że po określonym czasie – może to być rok albo np. osiem lat – wykupi obligacje, czyli po prostu odda pożyczone pieniądze. W tzw. międzyczasie wypłaca posiadaczom obligacji odsetki. Są one albo stałe albo zmienne (uzależnione od ceny pieniądza na rynku – tzw. stawki WIBOR). Mogą być wypłacane raz na kwartał, raz na pół roku albo tylko raz na rok. Albo dopiero na koniec inwestycji.
Czym obligacje różnią się od bankowego depozytu?
Czym to się w istocie różni od bankowego depozytu? Na pierwszy rzut oka różnice są niewielkie, bo składając w banku depozyt, też de facto pożyczam mu pieniądze na określony procent. Z tym że banku dotyczy państwowa gwarancja. Wspomniany wyżej Bankowy Fundusz Gwarancyjny zwróci pieniądze wraz z odsetkami, gdyby bank okazał się niewypłacalny. Warto jednak pamiętać, że ta gwarancja obowiązuje jedynie do kwoty 100 000 euro. Obligacje takich gwarancji nie mają.
I to oznacza, że nawet inwestując w obligacje emitowane przez rząd, można nie odzyskać pieniędzy, jeśli to państwo okaże się niewypłacalne (vide Grecja czy ostatnio Wenezuela albo regularnie upadająca Argentyna).
Obligacje są zwykle wyżej oprocentowane niż depozyty bankowe. Firmy lub samorządy mogą pożyczać pieniądze w banku (czyli zaciągnąć kredyt) albo od tzw. inwestorów finansowych (czyli emitując obligacje). Z drugiej strony inwestorzy mogą położyć pieniądze w banku na pewny procent i z gwarancją bankową albo zainwestować w obligacje, biorąc na siebie pewne ryzyko, ale oczekując w zamian wyższego zysku.
W mojej filozofii inwestowania pieniędzy, którą nazwałem strategią czterech ćwiartek, obligacje oraz związane z obligacjami produkty finansowe (np. fundusze inwestycyjne, które inwestują w obligacje państw oraz firm) stanowią istotny element inwestycji – obok części ultrabezpiecznej (depozyty, gotówka na koncie), ryzykownej (akcje i fundusze inwestycyjne) oraz alternatywnej (złoto, waluty defensywne, alkohol inwestycyjny).
Kiedy kupić obligacje korporacyjne? I jak ja to robię?
Jak zabrać się do lokowania pieniędzy w obligacje? Naturalnym początkiem są obligacje skarbowe, czyli te emitowane przez polski rząd. Znacznie łatwiej się w nich zorientować niż w obligacjach emitowanych przez firmy lub samorządy. Wybieramy między obligacjami krótkoterminowymi, o stałym oprocentowaniu (trzymiesięczne dające 0,5% w skali roku oraz dwuletnie z oprocentowaniem 1% w skali roku) a długoterminowymi o oprocentowaniu zmiennym.
Wśród długoterminowych obligacji rządowych są takie, których oprocentowanie jest uzależnione od inflacji – m.in. czteroletnie i dziesięcioletnie. Pierwsze dają w każdym roku zysk 0,75% powyżej inflacji z poprzedniego roku, a drugie – 1% powyżej inflacji. W pierwszym roku oprocentowanie jest stałe i dość niskie – 1,3% i 1,7%. A od drugiego wchodzi już indeksacja roczną inflacją. Przy obecnym jej poziomie obligacje rządowe dają 6-7% w skali roku. Godnie.
Więcej o tym, jak kupić obligacje rządowe, piszę tutaj. W tym tekście znajdziesz też porady o tym, jak się można wycofać z inwestycji w obligacje.
Drugi, bardziej zaawansowany element mojego portfela obligacji to obligacje emitowane przez duże firmy. Można je kupić albo na tzw. rynku pierwotnym (czyli wtedy, kiedy sprzedaje je dana firma), albo na giełdzie, odkupując od innego inwestora (ale wtedy trzeba sprawdzić, czy cena jest odpowiednia i inwestycja jest opłacalna). Jako początkujący inwestor kupowałem obligacje głównie na rynku pierwotnym, składając zapisy w biurze maklerskim.
Ofert obligacji jest w każdym miesiącu kilka. Można o nich przeczytać w internecie (polecam serwisy obligacje.pl oraz rynekobligacji.com) oraz w serwisach informacyjnych biur maklerskich.
Prawdziwych perełek, które nadają się do mojego portfela inwestycji, jest niewiele. Dlaczego? Powód jest prosty: w Polsce bardzo często obligacje emitują małe firmy z ryzykownych branż, które straciły z jakichś powodów możliwość finansowania się kredytami bankowymi. Za swoje obligacje są gotowe płacić wysokie odsetki, ale ryzyko wpadki (czyli sytuacji, w której firma nie zwróci pieniędzy) jest spore. Na całym polskim rynku wskaźnik tzw. default rate oscyluje wokół 5%. To oznacza, że co dwudziesta złotówka pożyczona firmom przez Polaków nie wraca do pożyczkodawców. W większości „ofiarami” są ci, którzy zainwestowali pieniądze w obligacje najwyżej oprocentowane, czytaj: najbardziej ryzykowne.
Z tego powodu biorę udział tylko w emisjach przeprowadzanych przez najbardziej wiarygodne firmy – takie, które są liderami w swoich branżach i nie mają problemów z finansowaniem swoich potrzeb, które przez lata pokazały już, że ich model biznesowy się sprawdza i zdążyły porzadnie rozwinąć swój biznes.
Jaki procent, takie ryzyko? Nie zawsze, ale… często
Na rynku obligacji oprocentowanie z reguły idzie w parze z ryzykiem. Obligacje pozwalające zarobić 2-3% w skali roku (czyli takie z marżą rzędu 1-1,5% powyżej stawki WIBOR) niosą za sobą minimalne ryzyko nieodzyskania pieniędzy. Te, które oferują np. 6-7% w skali roku, niosą ryzyko nieproporcjonalnie większe.
Duża część inwestorów na rynku obligacji to profesjonalne fundusze inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe i inni inwestorzy instytucjonalni. Mają oni profesjonalne zespoły do oceny ryzyka obligacji poszczególnych firm i de facto to od nich zależy ostateczne oprocentowanie obligacji. To oni zapewniają powiązanie wysokości procentu z ryzykiem, które wiąże się z danymi obligacjami.
Choć przecież zdarzają się firmy, które emitują obligacje będące poza obszarem zainteresowań inwestorów instytucjonalnych. Wówczas – gdy brakuje weryfikacji „rynkowej” – może się zdarzyć, że nawet bardzo ryzykowne obligacje będą miały oprocentowanie charakterystyczne dla wiarygodnych firm. Po prostu emitent może szukać „jeleni”, czyli inwestorów, którzy mają słabą orientację na rynku i skuszą się na rzekomo „bezpieczną” inwestycję. Jednak w przypadku największych emisji obligacji w Polsce niemal zawsze obowiązuje zasada, że im wyższe oprocentowanie, tym wyższe ryzyko.
Oprocentowanie zależy też od zabezpieczenia obligacji majątkiem firmy, która je emituje. To zabezpieczenie też wpływa na oprocentowanie (ryzykowna firma może sprzedać obligacje przy znacznie mniejszym oprocentowaniu, jeśli zaoferuje inwestorom porządne zabezpieczenie). O tym, jak są zabezpieczone obligacje, opowiem – wspólnie z ekspertami Domu Maklerskiego Michael / Ström – w kolejnych odcinkach naszego cyklu.
———–
ZAPROSZENIE:
Myślisz o tym, jak ochronić oszczędności przed inflacją? Rozważ ulokowanie niewielkiej części pieniędzy w obligacje największych polskich firm. Pomaga w tym dom maklerski Michael / Ström, największe niebankowe biuro maklerskie na rynku obligacji korporacyjnych. Jeśli masz chrapkę na obligacje emitowane przez firmy, to zapraszam do zainwestowania za jego pośrednictwem. Ja też to robię i wkrótce opiszę swój portfel oraz opowiem o tym, jak go zbudowałem z pomocą mojego opiekuna w domu maklerskim (więcej szczegółów o ofercie Michael / Ström pod tym linkiem).
Michael / Ström Dom Maklerski S.A. specjalizuje się w następujących obszarach rynku kapitałowego:
- usługi bankowości inwestycyjnej dla firm – przede wszystkim w zakresie pozyskiwania finansowania dłużnego,
- produkty inwestycyjne dla zamożnych inwestorów – koncentruje się na rozwiązaniach o umiarkowanym ryzyku inwestycyjnym i powtarzalnej stopie zwrotu,
- zarządzanie aktywami – w ramach autorskiego funduszu obligacji korporacyjnych,
- obrót na rynku wtórnym obligacjami korporacyjnymi, skarbowymi oraz certyfikatami inwestycyjnymi.
———–
Ile można zarobić na obligacjach korporacyjnych? I od czego to zależy?
Oprocentowanie obligacji zwykle ustalane jest w odniesieniu do stawki WIBOR, czyli ceny pieniądza na rynku. WIBOR 3M dziś wynosi ok. 1,9%. Do tej stawki dolicza się marżę, która oznacza orientacyjny zysk netto inwestora.
Największe i najbardziej wiarygodne firmy oferują oprocentowanie obligacji na poziomie WIBOR 3M plus 0,7-1%. Można więc zarobić więcej niż w banku (ok. 2,5-3% w skali roku), ale inflację trudno pobić. Jest za to bezpiecznie. Wśród największych korporacji, które obligacje już emitowały, są np. PKN Orlen czy Giełda Papierów Wartościowych. Wśród banków najwięksi emitenci obligacji dostępnych dla zwykłych ludzi to Alior Bank, Getin Bank oraz Bank Pocztowy. Wśród firm windykacyjnych – Kruk, może też jeszcze Best. Wśród deweloperów: Ghelamco, Dom Development, Robyg czy Ronson.
Ostatnio Best sprzedawał pięcioletnie obligacje z oprocentowaniem WIBOR 3M plus 4%. Firma budowlana Dekpol, która jest także notowana na giełdzie, oferowała w sierpniu br. trzyipółletnie obligacje z oprocentowaniem WIBOR 3M plus 4,70%, a Profbud – trzyletnie z oprocentowaniem WIBOR 3M plus 5,25%. Zdarzają się też emisje obligacji na stały procent. Windykator Kruk niedawno sprzedawał na pięć lat obligacje z oprocentowaniem 4% w skali roku, a deweloper White Stone Development pożyczał pieniądze na niecałe trzy lata na 6,6% w skali roku.
Stałe oprocentowanie to dobry pomysł, gdy spodziewamy się spadku stóp procentowych, ale teraz – gdy szykuje się ich wzrost – mogą ograniczyć zysk inwestora, bo oprocentowanie obligacji opartych na stawce WIBOR będzie coraz wyższe.
Różnice w oprocentowaniu obligacji bardzo często wynikają z tego, że niektóre emisje są zabezpieczone, a inne niezabezpieczone. Victoria Dom (drugi największy deweloper w Warszawie) ostatnio płacił za obligacje niezabezpieczone stawkę WIBOR 6M plus 5,5% (co oznacza zysk rzędu 7% rocznie po ostatnich podwyżkach stóp procentowych i wskaźników WIBOR).
Z drugiej strony mamy np. spółkę Inpro, jednego z największych deweloperów w Gdańsku, który emitował obligacje zabezpieczone nieruchomością hotelową „Dom Zdrojowy”. Dzięki porządnemu zabezpieczeniu obligacje udało się sprzedać z marżą tylko 2,75% powyżej stawki WIBOR. Te obligacje można kupić na rynku Catalyst. Niemal wszystkie ostatnie emisje obligacji znajdziecie na tej stronie.
Obligacje korporacyjne: jakie jest ryzyko?
Obligacje korporacyjne stanowią tylko część mojego portfela inwestycji. Co więcej, w żadne, nawet najbardziej „wiarygodne” obligacje nie wkładam więcej niż 5% moich oszczędności (oczywiście można sobie wyobrazić mniej restrykcyjne podejście, ale maksymalna bezpieczna koncentracja to, moim zdaniem, 10%). Pamiętam, że nawet najbardziej renomowana firma może wpaść w tarapaty z powodu błędów w zarządzaniu. Przypominam sobie upadek Ganta, drugiej największej firmy deweloperskiej w kraju, albo SK Banku, największego w Polsce banku spółdzielczego. Żadna z nich nie wykupiła swoich obligacji. O GetBacku nawet nie ma co przypominać.
Warto pamiętać, że gdy emitent obligacji ma kłopoty finansowe, to sytuacja obligatariuszy może być (choć nie musi, o czym dalej) zero-jedynkowa. Albo dostają pieniądze z odsetkami, albo tracą wszystko. I właśnie wynagrodzeniem za to ryzyko jest znacznie wyższe niż w banku oprocentowanie. Nawet duże firmy, liderzy w swoich branżach, płacą za obligacje 2-4% powyżej stawki WIBOR w skali roku.
Utrata wszystkich pieniędzy zainwestowanych w obligacje to najczarniejszy, lecz rzadki scenariusz. Nawet obligatariusze Getbacku po kilku latach odzyskają część swoich pieniędzy w ramach postępowania upadłościowego firmy. Wskaźnik „odzyskiwalności” pieniędzy z obligacji firm, które wpadły w kłopoty finansowe, obrazuje wskaźnik recovery rate. Takie firmy jak Biomed czy Action przeprowadziły ze swoimi wierzycielami – w tym obligatariuszami – postępowania układowe, dzięki którym straty inwestorów były ograniczone.
Np. w przypadku postępowania sanacyjnego firmy Action (trwało przez cztery lata) obligatariusze otrzymali 57,5% pieniędzy zainwestowanych w obligacje (w tym 40% w gotówce, niecałe 10% w akcjach i ponad 7% w obligacjach zamiennych na akcje). Firma przetrwała kryzys, uniknęła upadłości i znów jest rentowna. Ten rynek nie jest więc do końca czarno-biały.
Ryzyko niewypłacalności emitentów obligacji rośnie wtedy, gdy gospodarka rozwija się gorzej (lub wpada w recesję), oraz w czasie podwyżek stóp procentowych (bo wówczas rośnie oprocentowanie obligacji i koszty obsługi długów mogą okazać się zabójcze dla najsłabszych firm).
Czytaj więcej o tym: Obligacje korporacyjne: idzie wielki kryzys i… okazja do zarobku (subiektywnieofinansach.pl)
Ale z drugiej strony to właśnie w takich czasach największe i najbardziej wiarygodne firmy są skłonne płacić za obligacje większy procent. Poza tym jeśli prawdą jest, że światowej gospodarce grozi stagflacja (czyli niski wzrost i wysoka inflacja), to każdy inwestor poszukujący szansy na realny zysk będzie zmuszony do podejmowania mniejszego lub większego ryzyka, bo pieniądze w banku będą szybko traciły na wartości.
Po prostu inwestowanie stanie się trudniejsze, bo będzie trzeba wybierać tylko największe, najbezpieczniejsze firmy z branż najmniej narażonych na wahania wynikające z cykli koniunkturalnych w gospodarce (o tym gdzie i jak takie spółki i branże znaleźć, opowiem w kolejnych odcinkach tego cyklu).
Oprocentowanie obligacji, poza wiarygodnością samej firmy-emitenta oraz „ryzykownością” branży, w której działa (np. rynek szybkich pożyczek jest narażony na duże zmiany prawne, politykę rządu, jest też ogromnie konkurencyjny i podatny na wahania koniunktury w gospodarce), zależy też od okresu, na jaki firma chce pożyczyć pieniądze (im dłuższy, tym więcej musi płacić) oraz od tego, czy obligacje są zabezpieczone np. hipoteką na nieruchomościach. Część obligacji ma charakter niezabezpieczony lub też zabezpieczenie jest iluzoryczne, np. wekslami albo zastawem na jakichś zapasach itp.
Czy przygodę z obligacjami korporacyjnymi można zacząć od funduszu?
Początkujący inwestorzy często pierwszy krok w inwestowaniu w obligacje robią z pomocą funduszy inwestycyjnych. To nie jest zła myśl. Ja też w ten sposób wchodziłem na rynek obligacji korporacyjnych.
Fundusze inwestycyjne są z jednej strony bezpieczniejszą formą inwestowania w obligacje – automatycznie rozkładają ryzyko na wielu emitentów, więc ewentualna pomyłka w ocenie którejś z firm nie oznacza straty wszystkich pieniędzy, a tylko niewielkiego ich kawałka. Z drugiej jednak strony oznaczają dodatkowe koszty, które z punktu widzenia rentowności inwestycji w obligacje mogą oznaczać odcięcie części zysków.
Z funduszami wiąże się też takie ryzyko, że zyski, które generują, nie zależą tylko od tego, jak są oprocentowane obligacje, ale też od tego, jakie są ich notowania rynkowe. A więc po jakiej cenie inwestorzy handlują obligacjami w okresie pomiędzy ich wyemitowaniem a wykupieniem. Z tego powodu mimo dodatniego zawsze oprocentowania obligacji będących w portfelu funduszy – notowania samych funduszy mogą przejściowo spadać.
Fundusze obligacji dzielą się z grubsza na trzy grupy. Pierwsza grupa to fundusze, które inwestują wyłącznie w obligacje rządowe, a więc najmniej ryzykowne (i potencjalnie najmniej dochodowe). W dobrych czasach można tam znaleźć 5-6% zysku, w słabych – kilka procent straty.
Nieco bardziej ryzykowną grupą funduszy są te, które inwestują pieniądze w obligacje emitowane przez rządy krajów rozwijających się. Czołowy przedstawiciel tego gatunku, fundusz Black Rock Emerging Markets Bond Fund, miewał w swojej historii 13% rocznej straty, ale i 13% rocznego zysku. Przeciętnie rośnie o 4-8% w skali roku, ale oczywiście bez żadnej gwarancji.
Ostatnią grupą funduszy obligacji są te, które lokują w obligacje największych firm z całego świata. Tutaj zakres potencjalnych zysków i strat zależy wyłącznie od poziomu ryzyka przyjętego przez zarządzających funduszem – czy inwestuje wyłącznie w obligacje największych światowych korporacji (np. McDonalds’a czy Coca-Coli) czy częściowo w tzw. junk bonds, czyli „obligacje śmieciowe” emitowane przez firmy o niskim ratingu, czyli ocenie wiarygodności inwestycyjnej.
———————
ZAPROSZENIE:
Masz trochę grosza przy duszy i nie wiesz, w co je ulokować, żeby było w miarę bezpiecznie i trochę zyskownie? Myślałeś/myślałaś o nieruchomościach, ale trochę boisz się, że już nie zdążysz do tego pociągu? Rozważ inwestycję w fundusz M/S Obligacji Korporacyjnych FIZ. Podstawowe informacje o nim znajdziesz pod tym linkiem. W ciągu ostatnich pięciu lat przyniósł ponad 16% zysku (aktualny skład jego portfela inwestycji zobaczysz w tym pdf-ie, szukaj od strony 8. do 16.).
——————–
Artykuł powstał w ramach cyklu edukacyjnego poświęconego obligacjom korporacyjnym realizowanego wspólnie przez „Subiektywnie o Finansach” oraz Dom Maklerski Michael / Ström, lidera na rynku obligacji korporacyjnych wśród niebankowych domów maklerskich.
M/S Dom Maklerski od 2015 r. oferuje profesjonalne usługi bankowości inwestycyjnej dla firm i unikalne produkty inwestycyjne dla osób indywidualnych. Ponad 2 000 klientów prywatnych i firm zainwestowało z M/S Dom Maklerski ponad 3,5 mld zł.