Karta kredytowa Banku Pekao zaskoczyła naszego czytelnika. Pan Paweł aktywnie i świadomie korzysta z karty kredytowej: kontroluje wyciągi, sprawdza saldo i spłaca zadłużenie. Ostatnio jednak wydarzyło się coś, co go przerosło i o czym musiał nam opowiedzieć. Bank naliczył prawie 150 zł odsetek w momencie, gdy saldo karty było wyzerowane. „Matematyka w tym banku nie istnieje” – żali się czytelnik. Kto ma rację: bank czy klient?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zacznijmy od tego, że tytuł artykułu jest delikatnie klikbajtowy, bo tak naprawdę bank kredytu udzielił. Problem pojawił się w momencie, gdy klient ten kredyt spłacił. A w zasadzie myślał, że spłacił, bo bank zaksięgował sobie wpływ na konto jako… nadpłatę. Powiem szczerze, że ta historia zaskoczyła nawet mnie, czyli osobę, która lubi czytać regulaminy i umowy. Całkiem możliwe, że też bym się załapał na takie odsetki. Ale po kolei.
Zadłużenie, nadpłata i odsetki, czyli co tu się odbankowiło?
Napisał do mnie pan Paweł, który rozumie, z czym się „je” karty kredytowe. Posiadał takie plastiki w przynajmniej pięciu bankach i wie, jak one działają. Zna zalety karty kredytowej („darmowy kredyt”, okres bezodsetkowy itd.) i wie, w których miejscach czyhają pułapki (opłata za kartę, minimalna kwota do spłaty, transakcje gotówkowe itd.).
Wydawałoby się, że takiego świadomego klienta nic nie powinno zaskoczyć, ale… od czego mamy banki. W lipcu Bank Pekao naliczył naszemu czytelnikowi niemal 150 zł odsetek w sytuacji, gdy całe saldo było uregulowane zgodnie z terminem. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, gdyż suma wpłat i wypłat wynosiła zero.
„Chciałbym podzielić się dość dziwną historią. Posiadam kartę kredytową z żubrem (karta kredytowa w Pekao). Dokonałem zakupu na kwotę 4099 zł, produkt został zwrócony, płatność wróciła na kartę. Nie została ona jednak zaksięgowana jako spłata karty i wciąż widniała jako wymagana do spłaty. Pomyślałem, że to po prostu błąd. Niestety po pewnym czasie na mojej karcie pojawiły się dwie pozycje: „Odsetki” na kwoty 98,05 zł i 47,96 zł”
– pisze pan Paweł. Sytuacja rzeczywiście wygląda dziwnie. W zupełności rozumiem, że czytelnik pomyślał, że to zwykły błąd. Sam wielokrotnie zauważyłem, że systemy bankowe potrafią działać z opóźnieniem (dostępna kwota na karcie nie pokrywa się z historią transakcji). To normalne i klienci się do tego przyzwyczajają. Niestety to nie był błąd.
„Zadzwoniłem do banku z pytaniem, czy to jakiś błąd. Usłyszałem, że wszystko jest prawidłowo i muszę nadpłacić kartę (spłacić brakującą kwotę), żeby wszystko się zgadzało i kwotę nadpłaty będę miał do wykorzystania na karcie”
– dodaje czytelnik. Kiedyś słyszałem, że w ZUS-ie można mieć jednocześnie nadpłatę i niedopłatę, ale żeby w banku? I to tak dużym i znanym jak Bank Pekao? Sytuację czytelnika można uprościć i przedstawić, na chłopski rozum, w następujący sposób:
- ktoś kupuje coś drogiego (np. za 5000 zł), płaci kartą kredytową i odstępuje od umowy (ustawowo ma na to 14 dni);
- w międzyczasie kończy się okres rozliczeniowy w banku i bank wystawia wyciąg karty kredytowej;
- kwota transakcji wraca na rachunek karty;
- bank oczekuje spłaty 5000 zł, aby nie naliczyły się odsetki, ale w zamian umożliwia… wydanie 5000 zł kartą kredytową.
Przyznajcie sami – niecodzienna sytuacja. Po pierwsze suma wpływów i wydatków na rachunku karty kredytowej wynosi zero. Po drugie posiadacz karty dopilnował, aby pieniądze wpłynęły w tzw. terminie bezodsetkowym. Pomimo tego bank i tak naliczył odsetki.
Karta kredytowa Pekao – jak spłacać bez odsetek?
W tym miejscu pozwolę sobie na krótki przerywnik i skrótowo przypomnę (a niektórym pewnie wyjaśnię), jak działa karta kredytowa (Pekao i innych banków). Jest to rodzaj limitu kredytowego, z którego korzystamy w formie karty płatniczej. Karty kredytowe mają wielu zwolenników, bo – po spełnieniu określonych warunków – są najtańszym (darmowym) rodzajem kredytu.
Banki intensywnie reklamują karty kredytowe (a nawet hojnie dopłacają nam za korzystanie z nich), ale otrzymanie takiej karty wcale nie jest proste. Najpierw musimy przejść przez skomplikowany wniosek kredytowy i podpisać umowę z bankiem. Jeżeli znajdziemy się w gronie „szczęśliwców” zaakceptowanych przez bank, to musimy wybrać swój limit kredytowy oraz okres rozliczeniowy (zwykle 30-dniowy, ale niekoniecznie pokrywający się z miesiącem kalendarzowym, co bywa problematyczne). Następnie możemy płacić pieniędzmi banku.
Zasada jest prosta – każda płatność zmniejsza dostępny limit kredytowy, a każde zasilenie rachunku ponownie go odbudowuje. Kiedy okres rozliczeniowy się skończy, to bank wystawia nam wyciąg (sumuje dokonane transakcje, sumuje wpływy) i określa: termin płatności (wynikający z umowy), całkowite saldo zadłużenia oraz minimalną kwotę do zapłaty (jakieś 3%-5% zadłużenia, minimum 30-50 zł).
Jeżeli spłacimy całe zadłużenie w terminie, to bank nie naliczy nam żadnych odsetek (ale pamiętajcie, że okresowi bezodsetkowemu nie podlegają transakcje gotówkowe, czyli wypłaty z bankomatu i przelewy z rachunku karty!). Problem w tym, że banki mają różne systemy i wyciągi z różnych banków wyglądają inaczej.
Interfejsy w bankach też są różne. Niektóre aplikacje mobilne (i bankowości elektroniczne) są bardziej przyjazne i lepiej wytłuszczają, ile i do kiedy powinniśmy spłacić, a inne wymagają od nas samodzielnego sprawdzania tych informacji. Sprawy nie ułatwia fakt, że okresy rozliczeniowe rzadko kiedy pokrywają się z miesiącami kalendarzowymi i dla każdej karty kredytowej mogą być inne. Różnią się też umowy i regulaminy, co zgubiło naszego czytelnika.
„Matematyka w tym banku nie istnieje”, czyli pytam u źródła
Teraz wróćmy do historii pana Pawła, który myślał, że spłacił kartę kredytową, a według banku jej nie spłacił tylko… nadpłacił. Subtelna różnica, która wystarczyła, aby bank naliczył sobie odsetki.
Moje doświadczenia z kartami kredytowymi są zbieżne z doświadczeniami czytelnika (ale nigdy nie miałem karty kredytowej w Pekao Banku). Ostatnio miałem podobną sytuację w Citibanku i nie naliczyły mi się żadne odsetki. Dla pewności zapytałem też konsultantów BNP Paribas, Alior Banku i mBanku, którzy potwierdzili mi, że w ich banku, w analogicznej sytuacji, zwrot pieniędzy zmniejszyłby zadłużenie.
W drugiej kolejności przeczytałem więc regulamin kart kredytowych (z Żubrem) dla osób fizycznych w Banku Pekao. I faktycznie z rozdziału 11 dowiadujemy się, że:
„Kwoty zwróconych transakcji bezgotówkowych i inne wpłaty na numer karty w bieżącym cyklu rozliczeniowym, powiększają środki dostępne w ramach limitu karty. Nie pomniejszą one jednak kwoty minimalnej do spłaty i kwoty całkowitej do spłaty w danym cyklu rozliczeniowym, którą wskazaliśmy w zestawieniu transakcji za poprzedni cykl rozliczeniowy”.
Taki zapis może nas łatwo wpędzić w pułapkę. Konsumenci są w Polsce dobrze chronieni i jednym z ich praw jest możliwość odstąpienia od umowy zawartej na odległość lub poza lokalem przedsiębiorstwa (bez podania przyczyny i bez ponoszenia kosztów). W skrócie – w ciągu 14 dni możemy odstąpić od umowy, odesłać produkt i otrzymać zwrot pieniędzy.
Problem w tym, że w zdecydowanej większości przypadków zwrot pieniędzy będzie przeprowadzony tą samą metodą, którą dokonywaliśmy płatności (sklepy zwykle tego przestrzegają). Czyli jeżeli zakup sfinansowaliśmy kartą kredytową, to sklep zwróci nam środki na kartę kredytową. Teoretycznie to nie powinien być żaden problem (zwrot pieniędzy zmniejszy nasze zadłużenie), no chyba że płacimy kartą kredytową Pekao Banku, a w międzyczasie niefortunnie zakończy się okres rozliczeniowy. Wtedy bank zaksięguje sobie taki wpływ jako nadpłatę.
Mały zakup pewnie zaginąłby w gąszczu transakcji, ale jakaś elektronika za kilka tysięcy może już stworzyć turbulencje na wyciągu. Tak jak w przypadku naszego czytelnika, który pożyczył i oddał 4099 zł, ale teraz musi je jeszcze raz oddać, a potem będzie mógł sobie jeszcze raz pożyczyć. Kuriozalne. Jest taki kawał, który pozwoli Wam zrozumieć sytuację pana Pawła:
„Trzech mężczyzn obserwuje dom. W pewnym momencie do domu wchodzą dwie osoby. Za pół godziny wychodzą trzy. Biolog mówi: rozmnożyli się. Fizyk: nie, to błąd pomiaru. Matematyk: jak do środka wejdzie jeszcze jedna, to dom będzie pusty”.
Problem w tym, że czytelnikowi wcale nie jest do śmiechu z powodu niespodziewanych odsetek. Postanowiłem zapytać w biurze prasowym Pekao Banku o to, czy faktycznie wszystko tak miało wyglądać, dlaczego tak jest i co mogą zrobić klienci w takiej sytuacji. Czego się dowiedziałem?
„Kwota zwróconej transakcji nie pomniejsza kwoty do spłaty z zakończonego właśnie cyklu. Natomiast pomniejsza zadłużenie w bieżącym cyklu. To wynika ze sposobu obsługi kart w danym systemie kartowym. Banki mogą mieć różne rozwiązania w zależności od systemu, który obsługuje karty.”
Czyli system Pekao właśnie tak rozlicza transakcje, a nasz czytelnik po prostu miał pecha, że w międzyczasie skończył się okres rozliczeniowy. Na szczęście istnieje jeden sposób na wyjście z tej sytuacji bez płacenia odsetek i bez uszczuplania domowego budżetu. Można złożyć dyspozycję przeksięgowania tych środków i taką nadpłatę skompensować z kwotą do spłaty:
„Jeżeli zwrot nastąpił przed zakończeniem cyklu rozliczeniowego, w ramach którego była wykonana transakcja, to nie trzeba robić nic. Zwrot pomniejszy najbliższą kwotę do spłaty. Jeśli zwrot zostanie dokonany po zakończeniu cyklu, w ramach którego zaksięgowano transakcje, to klient może złożyć taką dyspozycję np. poprzez infolinię. Dyspozycja zostanie zrealizowana bezpłatnie.”
Wszystko fajnie, tylko po co tak komplikować sytuację? Wydawałoby się, że matematyka jest prosta – klient w terminie zapewnił, aby na rachunku karty kredytowej nie było zadłużenia. Niestety dla banku jest to niewystarczające i w rezultacie klienci muszą pamiętać o kolejnej rzeczy. Nie chce mi się wierzyć, że zostało to zrobione celowo, aby nabijać odsetki. Wydaje mi się, że takie sytuacje są stosunkowo rzadkie. Raczej ktoś zawczasu nie przemyślał tego systemu, a cierpią, jak zwykle, klienci.
Kilka rad dla posiadaczy kart
Na koniec kilka rad dla posiadaczy kart kredytowych (nie tylko w tym banku). Po pierwsze kontrolujcie swoje wyciągi. Rozumiem, że to może być czasochłonne, szczególnie przy większej liczbie kart kredytowych, ale naprawdę warto jest znać swoje limity kredytowe, okresy rozliczeniowe, warunki bezpłatności karty i kwoty zadłużenia.
Po drugie karta kredytowa jest najbardziej opłacalna, jeżeli dokonujemy wyłącznie transakcji bezgotówkowych i całe zadłużenie spłacamy w terminie. Wtedy nie naliczą się żadne odsetki. Dobrze jest też zaglądać do historii transakcji i sprawdzać, czy wszystko się poprawnie zaksięgowało (szczególnie w przypadku jakichś dziwnych transakcji w stylu zwrotów, ofert promocyjnych itd.).
Po trzecie jeżeli w danym banku posiadacie również konto osobiste, to można rozważyć skorzystanie z opcji automatycznej spłaty zadłużenia karty kredytowej. Wtedy wystarczy, że na naszym koncie będą zapewnione środki, a zadłużenie „samo się spłaci” w terminie. Możemy nawet ustawić, jaka część zadłużenia będzie się spłacać (np. wyłącznie kwota minimalna).
Po czwarte starajcie się w miarę możliwości czytać umowy i regulaminy. Ja naprawdę rozumiem, że są długie i pisane skomplikowanym językiem, ale podpisywanie czegokolwiek bez wcześniejszej lektury jest średnim pomysłem. Czasami banki nie muszą nawet mieć złych intencji (jak w powyższej historii), a zwyczajnie mogły zaimplementować inne systemy do rozliczania transakcji.
Zdjęcie główne: Freepik