Pandemia Covid-19 sformatowała na nowo wiele zawodów i naszych aktywności. Okazuje się, że w wielu zawodach praca z domu, albo praca zdalna, przed erą koronawirusa uznawana za szczególny przywilej oraz rzadkość, staje się podstawową lub dominującą formą zatrudnienia. Że nikt nie oczekuje od nas przychodzenia do biura, ani wysiadywania godzin na zebraniach. Zamiast biura jest Google Drive, a zamiast zebrać – wideocall na Zoomie. Skoro praca może być zdalna, to dlaczego nie wykonywać jej naprawdę z dala? Na przykład w jakimś miłym miejscu? Dziś trzy przykłady i wyliczenia, ile trzeba zarabiać, żeby to się opłacało
Informatycy już to znają. Skoro mogę swoją pracę wykonywać gdziekolwiek, to nie ma potrzeby kupować mieszkania na kredyt i przywiązywać się do konkretnego miejsca na Ziemi na 30 lat. Lepiej po taniości wynająć coś „na mieście”, a raz na jakiś czas przenosić się do nowego kraju, żeby po pracy nie wracać wciąż do tego samego mieszkania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Praca zdalna. Naprawdę z dala
Wśród młodych, niezależnych, dynamicznych, nie posiadających rodziny, ani kredytu osób – to już dziś bywa sposób na życie. Ale w erze koronawirusa, gdy rynek pracy przechodzi prawdziwą rewolucję, możliwość wykonywania pracy zdalnej z jakiegoś milszego miejsca, niż kawiarnia na rogu, albo sypialnia we własnym mieszkaniu, zaczyna dotykać większą liczbę osób.
W drugiej połowie marca, czyli po ogłoszeniu stanu epidemii, udział osób, które wykonywały swoją pracę w domu wzrósł do 14,2% z poprzedniego poziomu 4,3%. Mówimy o 2,3 mln osób. Czy praca z domu jest fajna? Według firmy doradczej CBRE prawie połowa z nas ma poczucie, że „work-life balance” (czyli równomierne rozłożenie proporcji między życiem prywatnymi zawodowym) jest obecnie zaburzony. 55% osób posiadających dzieci wskazuje, że są teraz bardziej zmęczeni po dniu pracy, niż wykonując swoje obowiązki w biurze, a 42% tęskni za wyraźnym oddzieleniem pracy i domu.
Podobny obraz wyłania się z badań Nationale-Nederlanden. Wśród rodziców wykonujących swoje zadania poza biurem czterech na dziesięciu przyznaje, że trudno im je godzić z opieką nad dziećmi. Z kolei blisko 70% badanych potwierdza, że musi dzielić swoje zastępcze biuro z pozostałymi domownikami. Pomimo tych przeszkód ponad jedna czwarta ankietowanych deklaruje, że mogłaby pracować w takim trybie na stałe. Oznaczałoby to, że pracować w domu chce 4,1 mln osób.
Ale dlaczego w domu? Wśród najważniejszych wartości dla wielu z nas jest wolność.. A wiatr we włosach i słońce to miła alternatywa dla biurowych open space’ów. Postanowiliśmy sprawdzić ile trzeba zarabiać, żeby móc utrzymać się i spokojnie żyć w trzech ciekawych miejscach na świecie i stamtąd za złotóweczki spędzać czas w wariancie „praca zdalna plus zwiedzanie okolicy w wolnym czasie”.
Chorwacki spin na Split
Znany pociąg Polaków do spędzania czasu nad Adriatykiem nabiera dodatkowego sensu. Praca zdalna w jakimś miłym chorwackim kurorcie przez okrągły rok: co na to powiecie? Do Chorwacji aktualnie wjedziemy bez żadnych przeszkód i bez dodatkowych badań na Covid-19. Split jest znakomitą bazą wypadową dla żeglarzy i daje bezproblemowy dostęp do chorwackich wysp jak Hvar, Vis czy Korcula. Autem dotrzemy tu np. z Warszawy w 14-15 godzin, a z południa Polski jeszcze szybciej. Koszt to około 350 zł w jedną stronę (1.400 km).
Jeśli ktoś woli szybciej, to polski LOT dociera tu z warszawskiego Okęcia z przesiadką we Frankfurcie za podwojenie tej stawki, a więc za około 700 zł w jedną stronę. A co na miejscu? Łódka 10-osobowa za 8.000 zł za tydzień (3 200 zł za osobę na miesiąc) albo kwatera. Booking.com we Wrześniu ulokuje nas tu na miesiąc za około 2.000 euro, a więc za równowartość 9.000 zł.
Zakładając pobyt 12-miesięczny pod hasłem „praca zdalna” mamy dwa możliwe budżety: auto w dwie strony i zakwaterowanie na łódce za łączną kwotę 3.250 zł miesięcznie na osobę, albo lot w dwie strony i apartament za ok. 9.100 zł miesięcznie na osobę. Zakładając, że na wyżywienie przeznaczymy kwotę 500 euro miesięcznie, nasz roczny pobyt zamkniemy w kwocie od 5.500 zł do 11.350 zł miesięcznie. Wyżywienie jest kwestią indywidualną, więc suwak kwoty możecie przesuwać dowolnie. Jeśli komuś dziś płacą tyle – albo więcej – za pracę zdalną, to przypominamy, że w Chorwacji też jest internet, Google Drive i Zoom. Jest też słońce i ciepły klimat przez cały rok.
Praca zdalna, czyli Polak udaje Greka
To opcja dla miłośników Morza Jońskiego i Greka Zorby. Dostaniemy się na Greckie Wyspy polskim LOT-em z Lotniska Chopina, lecąc np. na wyspę Zakynthos w cenach od 210 euro w obie strony (ceny na wrzesień 2020). Przed przylotem musimy się zarejestrować na greckiej stronie rządowej (www.travel.gov.gr) jako turysta przybywający do Grecji drogą lotniczą i po podaniu danych w dniu wylotu otrzymamy QR kod uprawniający nas do wjazdu do Grecji.
Na lotnisku przechodzimy wyrywkową kontrolę na obecność wirusa. Jeśli przekraczamy granicę Grecji drogą lądową musimy mieć ważne badania na Covid-19. Koszt zakwaterowania na Zakynthos wynosi od 900 euro za miesiąc. W tej sytuacji, zakładając pobyt 12-miesięczny (lot w dwie strony i zakwaterowanie) zamykamy się w budżecie 11.000 euro rocznie, a więc 4.200 zł miesięcznie. Zakładając, że na wyżywienie przeznaczymy kwotę 500 euro miesięcznie (jak na Grecję to wypas) taka praca zdalna wymaga od nas przyjmowania przelewów z kraju w wysokości co najmniej 6.450 zł miesięcznie. Wyżywienie jest kwestią indywidualną, więc granica ta jest płynna.
Barbados: ojczyzna Rihanny i… mekka pracy zdalnej?
Znany dowcip mówi: „moje życie jest, jak piosenka Rihanny: Work, work, work.. a dalej nic nie rozumiem”. Aby tak się nie stało, jeszcze ciekawszą, bardziej egzotyczną propozycję ma dla nas Barbados. Dzięki inicjatywie „Barbados Welcome Stamp” możemy się tam przenieść z całą rodziną i to nawet na cały rok. Tamtejsza pani Premier Mia Amor Mottley, mając na uwadze, że wyspa w dużej mierze opiera swoją gospodarkę na turystyce, wpadła na pomysł, by w dobie Covid-19 rozpropagować Wyspę na świecie.
Opracowana została specjalna wiza „Barbados Welcome Stamp”, ważna na okres do 12 miesięcy, na podstawie której obcokrajowcy pracujący zdalnie mogą mieszkać i pracować na wyspie bez dodatkowych zezwoleń – sami lub z całymi rodzinami. Nie jest to przywilej tani, bo dla osoby indywidualnej wiza ta kosztuje 2.000 dolarów amerykańskich, a dla całej rodziny 3.000 dolarów. Ale za to formalności są sprowadzone do minimum. Logujemy się na stronie rządowej przesyłając w formie elektronicznej zdjęcie w formacie paszportowym, kopię paszportu i aktu urodzenia towarzyszących członków rodziny, którzy ukończyli 18 lat.
Następnie, po akceptacji wniosku, dokonujemy wyżej wspomnianej opłaty i już możemy przylatywać na wyspę. Przed przylotem należy wykonać test na obecność koronawirusa (w zależności od kraju, z którego przylatujemy – test powinien być wykonany najpóźniej na tydzień lub 72 godziny przed przylotem). Dostaniemy się tu lotami łączonymi np LOT-em, Air Canada i British Airways z międzylądowaniami. Ceny? Od 700 dolarów amerykańskich (ceny lotów na wrzesień 2020 według serwisu fly4free.com.
Zakwaterowanie na miejscu w stolicy Bridgetown można zorganizować od 1.800 dolarów na miesiąc (przez Booking.com). Zakładając pobyt przez rok – w wariancie praca zdalna i wypoczynek w wolnych chwilach – wychodzą nam koszty (wiza, lot w dwie strony, pobyt) w granicach 25.000 dolarów amerykańskich.
Dzieląc to przez 12 miesięcy otrzymujemy około 8.000 zł miesięcznie. Zakładając, że na wyżywienie przeznaczymy kwotę 600 dolarów miesięcznie, zamkniemy pracę zdalną w tym miłym miejscu budżetem ok. 10.400 zł miesięcznie. Jeśli za swoją pracę zdalną dostajecie dziś więcej, to zastanówcie się, czy na pewno nie wolelibyście jej wykonywać nad ciepłym morzem, niż z kawiarni na rogu.
A co z kosztami internetu? Nie wszędzie jest tak tanio, jak w Polsce
Jeśli martwicie się kosztem połączeń telefonicznych i internetu w ramach kraju, w którym będziecie przebywać, to najrozsądniejszym rozwiązaniem jest telefon dual SIM (czyli z możliwością zainstalowania dwóch kart SIM jednocześnie) i zakup tuż po przylocie, jeszcze na lotnisku, karty SIM w ofercie prepaid lokalnego operatora.
Pozwoli to na elastyczne zarządzanie kosztami w lokalnej walucie i uniknięcie opłat roamingowych. A po rozejrzeniu się po okolicy i tak trzeba będzie zainstalować sobie jakieś w miarę szybkie łącze od lokalnego dostawcy usług telekomunikacyjnych.
Tak, czy owak – warto się spieszyć z decyzjami, bo jesienna fala koronawirusa zaczyna powoli się rozpędzać i poruszanie się po świecie w celu znalezienia miłego miejsca dla pracy zdalnej może wkrótce nie być już takie proste.
Podatki? To tylko długie wakacje czy trzeba zaprzyjaźnić się z lokalną skarbówką?
Na Barbadosie – w ramach oferty dla osób, które chciałyby tam pracować zdalnie – jest jeszcze jedna zachęta – regulacja, która mówi o tym, że w czasie pobytu na wyspie z wizą Barbados Welcome Stamp nie trzeba lokalnie płacić podatków dochodowych. W przypadku dwóch opisywanych wcześniej krajów ze względu na brak oferty „pakietowej” obowiązują standardowe przepisy podatkowe dla osób przebywających w nich czasowo.
Ale generalnie dopóki nie przeniesiesz do takiego kraju centrum swojego życia „dochodowego”, to można próbować traktować pobyt jako po prostu dłuższe wakacje, nie wymagające zmiany rezydencji podatkowej. Tym niemniej niniejszym wzywamy doradców podatkowych do wyrażenia swojej opinii w kwestii: gdzie jest granica między długimi wakacjami „na pracy zdalnej”, a sytuacją, w której trzeba zarejestrować się w danym kraju jako obywatel przebywający w nim de facto na stałe i chcący płacić podatki według lokalnej skali?
zdjęcie tytułowe: praca zdalna na Barbadosie, Pixabay