W ostatnich tygodniach klasa średnia zrobiła prawdziwa furorę. Premier Mateusz Morawiecki – ogłaszając „Polski Ład” – postanowił obłożyć wyższymi podatkami przedsiębiorców, samozatrudnionych i ludzi o dochodach przekraczających 7 000 zł miesięcznie na rękę. Jednocześnie ogłosił, że… chce wspierać klasę średnią. A wiceminister finansów Piotr Patkowski ogłosił, że za klasę średnią uważa… ludzi zarabiających 3 000 zł na rękę. No dobra, koniec żartów. Czy klasa średnia w ogóle istnieje? Ile zarabia klasa średnia? I ilu Polaków naprawdę się do niej zalicza?
Klasa średnia od zawsze kojarzyła mi się z amerykańską rodziną. Prawdopodobnie to wpływ amerykańskiej popkultury, filmów. Przedstawiciele klasy średniej mają dom, co najmniej dwa dobre samochody, oszczędności gwarantujące spokojną przyszłość i mieszkają w „dobrej” dzielnicy. To prawnicy, lekarze, architekci, właściciele firm. Tych ludzi stać na to, by posłać dzieci na studia w renomowanych uczelniach. Ale ich majątek i styl życia odbiega jeszcze od stylu życia bogaczy (willa i dwa samochody to jednak nie jacht, ranczo i helikopter).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wiceminister finansów: masz 3000 zł na rękę? Jesteś już…
W polskich realiach pojęcia „klasa średnia” używa się potocznie, żeby opisać grupę osób nie za biednych i jednocześnie jeszcze niezbyt bogatych (w sensie: nie multimilionerów). Premier Mateusz Morawiecki mówi, że chce wspierać klasę średnią. Ale kogo konkretnie ma na myśli? Raczej nie ludzi zarabiających powyżej 10 000 zł miesięcznie, bo to oni mają wyższymi podatkami zapłacić za „Polski Ład”, nowy program gospodarczy rządu.
Nieco światła na sprawę rzucił wiceminister finansów Piotr Patkowski, który w wywiadzie dla Radia Wnet wypalił, że według urzędników klasa średnia zaczyna się od… dochodów 4 000 zł brutto. Czyli 2 900 zł na rękę. A więc wystarczy zarabiać tylko nieco więcej, niż wynosi płaca minimalna, żeby być uznanym przez urzędników za „klasę średnią”.
„W Ministerstwie Finansów na klasę średnią patrzymy pod kątem średnich zarobków. Z danych wynika, że 10% najlepiej zarabiających Polaków uzyskuje dochody miesięczne powyżej 10 000 zł, więc ich spokojnie można uznać za klasę wyższą. Natomiast klasa średnia, patrząc na dominantę średnich zarobków, zaczyna się powyżej 4 000 zł brutto. Od tego poziomu dochodów ludzie zwykle mają odczucie, że należą do klasy średniej”
– stwierdził wiceminister Patkowski. Wiceminister chyba dawno nie był na zakupach, skoro wydaje mu się, że komfortowe, w miarę beztroskie życie (restauracje, kino, teatr, wakacje, city-breaki) i zgromadzony kilkusettysięczny majątek (nieruchomość, oszczędności) to domena osób zarabiających poniżej 3 000 zł. Choć oczywiście nie ma jednej definicji tej grupy, o której mówi się „klasa średnia”. Zwykle jednak uznaje się, że to grupa, która potrafi kumulować kapitał i inwestuje, a nie tylko przejada oszczędności.
„Osłabiając tę grupę trzeba liczyć się ze spadkiem inwestycji. Efektem „dociskania” klasy średniej może być też zwiększenie skłonności do unikania opodatkowania. Mam na myśli ucieczkę kapitału do kraju, który stwarza lepsze warunki do prowadzenia biznesu. Ryzykujemy też utratę kapitału ludzkiego, a więc emigrację specjalistów. Kolejnym skutkiem może być rozrost płacowej szarej strefy. Gros dochodów Polacy otrzymują pod tzw. stołem. Jeżeli jakaś grupa ma płacić więcej, istnieje ryzyko, że to zjawisko jeszcze bardziej się nasili”
– mówi dr Anna Czarczyńska z Katedry Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego. Po wypowiedzi premiera w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja na temat „przynależności klasowej”. Ludzie spierają się np. o to, czy jeśli ktoś zarabia np. 5000 zł na czysto, to już jest „klasą średnią”, a ten, co ma 15 000 zł na rękę, załapuje się do „klasy wyższej”. I czy tylko zarobki powinny definiować tę grupę? W poszukiwaniu definicji zajrzałem do kilku raportów, opracowań, a nawet do specjalistycznych prac doktorskich z dziedziny socjologii.
5 000 zł miesięcznie na rękę. Drugi próg podatkowy to już klasa średnia?
Nawet jeśli za przepustkę do klasy średniej przyjmiemy kryterium dochodowe, to jednym ruchem „administracyjnym” możemy pozbawić część społeczeństwa przynależności do tej grupy. Podam przykład. Jedną z definicji „klasy średniej” są dochody, które wpadają do wyższego progu podatkowego.
W Polsce drugi próg zaczyna się od rocznych dochodów na poziomie ok. 85 000 zł brutto. Ale w ramach „Polskiego Ładu” rządzący chcą podnieść ten próg do 120 000 zł. Kiedy (jeśli) nowe przepisy podatkowe wejdą w życie, z dnia na dzień część Polaków przestanie spełniać kryteria przynależności do klasy średniej.
Na razie, według szacunkowych danych, liczba podatników, którzy płacą wyższą stawkę PIT – a więc zarabiają na rękę więcej niż 5 100 zł na rękę – może sięgnąć 1,5 mln osób. Tylko tylu! Czy można powiedzieć, że z zarobkami ponad 5 100 zł miesięcznie na rękę jest się klasą średnią? Mając partnera, który zarabia tyle samo i budżet wydatkowy rzędu 10 000 zł miesięcznie, być może można się pokusić o aspiracje charakterystyczne dla amerykańskiej klasy średniej: czyli niezbyt drogi dom, samochód, raz w roku wakacje zagraniczne i odkładanie pieniędzy na fundusz emerytalny.
Ale definicja klasy średniej oparta na progach podatkowych ma pewną słabość. Dr Anna Czarczyńska uważa, że ta definicja nie uwzględnia różnego rodzaju pośrednich transferów do grup społecznych.
„Mam na myśli choćby program 500+ czy zwolnienia podatkowe, które też są formą transferu, a więc subsydiowaniem pewnych grup. Z tego też powodu trudno precyzyjnie oszacować wielkość klasy średniej na podstawie kryterium dochodowego”
Przeczytaj też: Rząd chce ułatwić młodym ludziom dostęp do kredytów hipotecznych. Komu pomoże, a komu zaszkodzi gwarancja kredytowa z programu „Polski Ład”?
1 500 zł netto miesięcznie i już jesteś w klasie średniej?
Dyskusja o klasie średniej, która rozgorzała po wypowiedziach premiera, dała drugą młodość raportowi opublikowanego w 2019 r. przez Polski Instytut Ekonomiczny. Jego autorzy spróbowali zdefiniować i oszacować wielkość polskiej klasy średniej. I zrobili to w następujący sposób: co najmniej 1 500 zł dochodu rozporządzalnego na jednego członka rodziny. Chodzi o pieniądze, które zostają w kieszeni po opłaceniu podatków i składek. Np. w przypadku czteroosobowej rodziny, przepustką do klasy średniej byłoby więc 6 000 zł „po opodatkowaniu”.
Eksperci PIE oparli się na metodologii, która zalicza do klasy średniej osobę, której rozporządzalny dochód znajduje się w przedziale od 67% do 200% mediany dla całego społeczeństwa, czyli w polskich warunkach 1 500 – 4 500 zł. W ten sposób zdefiniowana przynależność „klasowa” dawała w 2019 r. następujący obraz społeczeństwa: ok. 30% Polaków stanowiła klasa niższa, 16% klasa wyższa, a najliczniejsza – 54% całego Narodu – była klasa średnia. Licząc w ten sposób zaliczałoby się do niej nie 1,5 mln osób (jak wynikałoby z podejścia „podatkowego”), lecz aż 11-12 mln osób.
Pocieszeniem może być to, że stosując tę samą metodologię, mniej więcej połowa mieszkańców USA czy rozwiniętych krajów europejskich należy do klasy średniej. Problem w tym, że mówimy o zupełnie innym poziomie zarobków. Średnie europejskie pensje netto w 2019 r. wynosiły 4 000 euro, równowartość 17 000 zł miesięcznie. W Polsce to nieco ponad 1 000 euro. Oczywiście przy tego typu porównaniach trzeba wziąć pod uwagę siłę nabywczą. Choć np. Niemiec zarabia więcej niż Polak, to w Niemczech większość usług jest droższych niż w Polsce. Ale nadal stać go na więcej.
Przeczytaj też: „Polski ład”, czyli… „bykowe”. Liczę, jaki rachunek za hojność rządu dla rodzin dostaną do zapłacenia bezdzietni single
Klasa średnia to nie zarobki, tylko pozycja społeczna?
Z raportu PIE wynika też, że blisko połowa polskiej klasy średniej ma na karku kredyty. Ale najciekawsze jest to, że prawie połowa nie ma żadnych oszczędności! I tu pojawia się słabość opisanej wyżej definicji klasy średniej. Mówi się, że to właśnie klasa średnia jest „driverem” gospodarki. Jeżeli osoba, która formalnie przynależy do tej grupy, nagle straci pracę i nie ma odłożonych żadnych pieniędzy, to automatycznie spada do klasy niższej i potencjalnie ustawia się w kolejce po zasiłek. Nie tak wyobrażam sobie przedstawicieli klasy średniej.
Dlatego takie badania czy określenia klasy średniej nie powinny opierać się tylko na kryteriach dochodowych. Przepustką do klasy średniej powinien być nie tylko określony osad na koncie czy zgromadzony majątek, ale też wykształcenie, pozycja społeczna, autorytet, zaangażowanie w życie społeczne kraju czy lokalnej społeczności. Patrząc przez pryzmat „społeczny”, do klasy średniej powinniśmy zaliczyć np. nauczycieli, kadrę akademicką czy ludzi kultury. Problem w tym, że – poruszając się w kategoriach dochodowych – spora część tych osób, czyli elity intelektualnej naszego kraju, nie łapie się na drugi próg podatkowy.
A może jest tak, jak uważa prezes NBP Adam Glapiński, który w niedawnym wywiadzie stwierdził, że w Polsce klasa średnia po prostu jeszcze… nie istnieje? Glapiński zebrał wszystkie cechy, które charakteryzują klasę średnią na Zachodzie i orzekł: „to jeszcze nie my”:
„W Polsce nie ma jeszcze klasy średniej. Osoby, które pobierają nawet wyższe [niż średnia krajowa] wynagrodzenie, to jeszcze nie jest klasa średnia. Klasa średnia to są ludzie, którzy są niezależni finansowo, majątkowo, którzy mają poczucie pewności, nie boją się utraty pracy, mają pewne zasoby, mają pieniądze na wykształcenie następnego pokolenia, mają wyposażone mieszkania, a przede wszystkim są to posiadacze dobrze prosperujących niewielkich i średnich przedsiębiorstw. U nas większość przedsiębiorców ma mikroprzedsiębiorstwa, z których zysk jest na poziomie przeciętnej pensji.”
35% Polaków uważa: „klasa średnia to my!”
Niedawno w serwisie Ciekaweliczby.pl znalazłem badania, z których wynika, że aż jedna trzecia Polaków widzi siebie w klasie średniej. Zaskakujące, prawda? To mniej więcej po środku tego, co wynikałoby z podejścia „podatkowego” i z mnożnika mediany dochodów, co zaproponował PIE.
Jedna trzecia Polaków (35%) zalicza siebie do klasy średniej, a 30% uważa, że trochę do niej należy, a trochę nie. 23% nie zalicza siebie do klasy średniej, a 12% badanych odpowiedziało, że nie wie, czym jest klasa średnia.
Według 36% Polaków klasę średnią tworzą osoby zarabiające od 4 000 zł do 6 000 zł miesięcznie na rękę. Prawie co czwarty badany (24%) uważa, że do klasy średniej należą osoby zarabiające między 2 000 zł a 4 000 zł na rękę, ale również prawie co czwarty (23%) sądzi, że przynależność do klasy średniej definiuje poziom między 6 000 zł a 8 000 zł netto na rękę. Tylko 7% uważa, że osoby z klasy średniej zarabiają powyżej 10 000 zł netto. A to właśnie ten poziom dochodów powoduje, że można myśleć o domku za miastem i drugim samochodzie w rodzinie.
Ile zarabia klasa średnia? Polacy rozminęli się z rzeczywistością
Badanie pokazuje, że w kontekście zarobków klasa średnia jest inaczej rozumiana przez osoby, które do niej zaliczają siebie, a inaczej przez osoby, które uważają, że do niej nie należą. Wśród osób, które zaliczyły się do klasy średniej, najwięcej, bo 38% uważa, że klasa średnia zarabia między 4 000 zł a 6 000 zł miesięcznie na rękę, ale już wśród tych osób, które nie zaliczyły się do tej klasy, przeważają odpowiedzi, że klasa średnia zarabia więcej, bo między 6 000 zł a 8 000 zł.
No i wychodzi na to, że Polacy są mocno rozstrzeleni między marzeniami i rzeczywistością. Jedna trzecia z nich uważa, że należy do klasy średniej, ale jednocześnie poziom dochodów, jaki wskazują w definicji klasy średniej to kwota osiągalna dla kilku procent z nas.
Jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie? Czy klasa średnia to raczej 1-1,5 mln osób z dochodami powyżej 5 000 zł na rękę miesięcznie? A może raczej ta garstka – zaledwie 3-4% Polaków – którzy mają te 10 000 zł na rękę miesięcznie i stać ich na domek z ogródkiem, dwa samochody w rodzinie oraz egzotyczne wakacje latem i narty zimą?
Zdjęcie: Pixabay