Moich czytelników coraz bardziej drażnią ogromne różnice między oprocentowaniem pieniędzy zdeponowanych w banku i tych, które bank pożycza. W czasie, gdy inflacja jest wyższa, niż średnie oprocentowanie lokat – to boli podwójnie. Zwłaszcza, gdy z poziomu dużych liczb przejdzie się na konkrety dotyczące jednego klienta
Jeden z moich czytelników ostatnio z wielkim oburzeniem relacjonował mi swoją wizytę w banku PKO BP, która odbyła się – czytelnik podał to z aptekarską dokładnością – w dniu 5 kwietnia przed południem. Wizyta była spowodowana wygaśnięciem umowy dotyczącej sześciomiesięcznej lokaty terminowej o wartości 50.000 zł.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Mój czytelnik z tytułu pozostawienia w banku swoich pieniędzy zainkasował oprocentowanie w wysokości 0,8% (a więc znacznie poniżej inflacji, nie mówiąc już o podatku Belki). Odsetki netto wyniosły 161,55 zł (dodatkowo obciążono klienta kwotą 0,87 zł za operację wypłaty pieniędzy).
Klient poczuł się trochę jak główny bohater filmu „Dzień świra” w momencie odbierania wypłaty. Z czystej ciekawości poszedł do sąsiedniego okienka i – podając się za klienta zainteresowanego kredytem – zapytał jakie byłyby warunki, gdyby chciał pożyczyć na kilka miesięcy 50.000 zł. Powiedziano mu, że na tak krótki okres nie da rady, ale chętnie pożyczą mu tę kwotę na półtora roku.
Czytaj też: Co się musi stać, żeby banki przestały zmniejszać oprocentowanie lokat? Tylko tych kilka rzeczy
Zysk z obracania pieniędzmi: 7% dla klienta, 93% dla banku
Po przeprowadzeniu kalkulacji okazało się, że łączny koszt takiego kredytu wyniósłby 7786 zł. Prowizja plus oprocentowanie wygenerowało roczną stopę oprocentowania RRSO na poziomie 18,4%. Klient wziął kartkę i przeprowadził prostą kalkulację:
„Za lokatę półroczną w wysokości 50.000 zł, oprocentowaną standardowo i rolowaną trzykrotnie, otrzymam po opodatkowaniu kwotę 540 zł. Za obracanie moimi 50.000 zł przez ten okres poprzez udzielenie w ciężar tych pieniędzy kredytu bank otrzyma od kredytobiorcy 7786 zł. Podział dochodu z tytułu obracania pieniędzmi jest następujący: ja, dawca środków finansowych – 7%, bank PKO BP – 93%. Pytanie: czy jest to uczciwe, że obracając pieniędzmi klienta bank zyskuje 13 razy więcej niż klient, z którego żyje bank?”
Oczywiście pytanie ma charakter retoryczny. Mój czytelnik zauważa przy okazji, że PKO BP jest bankiem państwowym, w którym podstawowe decyzje strategiczne w pewnym sensie są uzależnione od rządu. I że rząd powinien dbać o sprawiedliwe traktowanie swoich obywateli, a zamiast tego w sposób niewspółmierny dba o zyski sektora bankowego.
Czytelnik ma sporo racji utyskując na nierówny podział zysków z pośrednictwa w obracaniu pieniędzmi. Z drugiej jednak strony jest to niestety w dużym stopniu cecha strukturalna gospodarki: coraz częściej pośrednicy i dystrybutorzy, mający dostęp do klientów, zgarniają największą część marży, niż „producenci” jakiejś usługi.
Czytaj też: To ostatnia rzecz, której mogliśmy spodziewać się po bankach. A jednak się dzieje!
Kto wspiera chory system?
Bankowcy dzielą się pieniędzmi z klientami w sposób niesprawiedliwy, ale w pewnym sensie wykorzystują sytuację. Mój czytelnik nie musiał przychodzić z pieniędzmi akurat do banku PKO BP, który zapłacił za nie 0,8% w stosunku rocznym. Mógł pójść do innego banku, który zapłaciłby np. 2,5%. Gdyby zrobiła tak duża rzesza klientów, bank PKO BP musiałby zmienić proporcje dzielenia zysków z obracania pieniędzmi. Albo ściąć własne koszty (placówki, pracownicy, reklama).
Wiecie co jest najgorsze? Że banki mają wciąż pozycję monopolistyczną, którą nadzór bankowy pieczołowicie pielęgnuje. Otóż rodziła się w Polsce (w bólach) koncepcja pożyczek społecznościowych, zakładająca, że ludzie będą sami pożyczać sobie nawzajem pieniądze, nie korzystając z pośrednictwa banków. W USA tzw. social lending ma już 10% rynku małych pożyczek konsumpcyjnych. U nas w zasadzie został skasowany przez regulatora.
Spójrzcie na powyższy wykres. Pochodzi sprzed kilku lat, ale obrazuje podział dochodów z obracania pieniędzmi w największym serwisie social lending w krajach anglosaskich oraz w bankach. Proporcje na pewno nie zdziwiłyby mojego czytelnika, który do dziś nie może wyjść z szoku po wizycie w banku PKO BP.
Tak to niestety wygląda. Tam gdzie pośrednik ma monopol na obracanie pieniędzmi – jest drogo. Tam, gdzie można w sposób bezpieczny i dobrze zorganizowany (oraz ograniczając do minimum ryzyko) ominąć banki – jest taniej.
Na pocieszenie mam dla Was też drugi wykres. Według ostatnio ujawnionych przez Komisję Nadzoru Finansowego planów finansowych banków na ten rok ich zysk z odsetek – czyli różnica między oprocentowaniem depozytów i kredytów – ma w 2018 r. rosnąć wolniej, niż w poprzednich. Dobra wiadomość, że wolniej (bo też trudno wyobrazić sobie, by odsetki od depozytów mogły jeszcze spaść…), zła wiadomość, że nadal ma rosnąć.
ilustracje: kadry z filmu „Dzień świra”