Aplikacje do zarządzania paragonami już nie tylko pomagają nam utrzymać porządek w papierach, ale też zajmują się organizowaniem domowego budżetu. Oto najlepsze funkcje aplikacji „paragonowych”! Która z tych aplikacji wygrywa?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Inflacja się nie zatrzymuje, a więc wszyscy szukamy oszczędności. Jednym z lepszych (i prostszych) sposobów na przyoszczędzenie paru groszy jest umiejętna kontrola domowego budżetu. A pierwszy krok to odpowiednie zarządzanie wydatkami, bo niektórzy nawet nie wiedzą, ile i na co wydają pieniędzy. Na szczęście są aplikacje mobilne, które nam w tym pomogą.
Aplikacje do zarządzania paragonami: co mamy do wyboru?
Wbrew pozorom w sklepach z aplikacjami mobilnymi nie ma aż tak dużo propozycji umożliwiających zarządzanie paragonami (więcej jest aplikacji do analizy budżetu – tu je opisywała Monika Madej – ale tam wszystko wprowadzamy ręcznie). Do porównania wziąłem najpopularniejsze aplikacje mobilne dostępne w Polsce (sugerowałem się liczbą pobrań w sklepie Google).
Są to kolejno: PanParagon (ponad 100 000 pobrań), MintCloud (ponad 50 000 pobrań), Billy (ponad 10 000 pobrań), e-Paragony (ponad 1000 pobrań) i na koniec – tego nie znajdziecie w sklepie Google Play – arkusz kalkulacyjny w excelu. Nie jest łatwo wskazać najlepsze z rozwiązań, bo każde ma jakieś wady i zalety.
Sprawdziłem też kilka innych aplikacji, ale albo pozwalały jedynie zrobić zdjęcie paragonu i nic więcej (np. Paragonapp lub Paragon-Twoje Gwarancje), albo były aplikacjami zagranicznymi, które nie radziły sobie zupełnie z polskimi paragonami (np. Plutos – screen poniżej).
Ile kosztują takie aplikacje do zarządzania paragonami? Część jest bezwarunkowo darmowa, a część ma darmowe funkcje oraz dodatkowe płatne funkcjonalności (w formie abonamentu lub jednorazowej opłaty). Sami musicie zdecydować, za które z nich warto zapłacić.
Największy problem? Poprawne zaczytanie danych
Moim głównym utrapieniem podczas zabawy ze wspomnianymi aplikacjami była konieczność ręcznej edycji danych. Zdarzało się, że dane z paragonu nie zostały w ogóle rozpoznane lub nie odczytywały się poprawnie i musiałem je edytować. Ponadto część aplikacji nawet nie jest wspierana przez OCR (ang. optical character recognition).
Takie ręczne poprawki znacznie zmniejszają przyjemność korzystania z aplikacji. Na szczęście wszyscy producenci obiecują, że ich aplikacje stale się uczą i będą działać coraz lepiej. I muszę szczerze przyznać, że osobiście doświadczyłem tego, że algorytmy się uczą z każdym zaczytanym paragonem.
Recenzując aplikację Billy w 2021 r., miałem sporo problemów z przypisywaniem produktów do odpowiednich kategorii lub odczytywaniem kwot. Obecnie aplikacja działa dużo lepiej, a główny problem to odczytanie daty. Twórcy aplikacji PanParagon twierdzą, że w ich testach wyszła skuteczność rozczytania danych na poziomie 97% (ale oni odczytują tylko kwotę, datę, sklep i przyporządkowują kategorię).
PanParagon powiadomi nas o wycofanym produkcie, wskaże datę końca gwarancji i ubezpieczy nasz sprzęt
Aplikacje do zarządzania paragonami zmierzają w stronę wszechstronnej pomocy w naszych zakupach. Nie chodzi już tylko o to, aby sumować wydatki i dzielić je na kategorie (to oczywiście też potrafią), ale żeby być naszym zakupowym asystentem.
W aplikacji PanParagon (tutaj dłuższa recenzja) odpowiednie algorytmy przypomną nam o tym, że upływa okres gwarancji lub kończy się możliwość darmowego zwrotu zakupionych produktów. Skąd są te dane? Podajemy je przy skanowaniu paragonu. Mam nadzieje, że w przyszłości będzie to bardziej zautomatyzowane i wyciągane bezpośrednio ze sklepów.
Jeszcze ciekawiej wygląda opcja powiadamiania nas o niebezpiecznych produktach. Główny Inspektorat Sanitarny co jakiś czas ostrzega na swojej stronie przed takimi produktami, które powinniśmy zwrócić do sklepu (np. kurczak z salmonellą, bakteria w fabryce albo szkło w burakach).
Nie znam nikogo, kto regularnie przegląda takie ostrzeżenia, a to może przecież nawet uratować życie. Z pomocą przychodzi aplikacja PanParagon. Jeżeli wykryje na paragonie niebezpieczny produkt, to otrzymamy stosowne powiadomienie i link do strony GIS-u.
Jeżeli na naszym paragonie znajdzie się sprzęt elektroniczny, to PanParagon automatycznie przygotuje ofertę dodatkowego ubezpieczenia (we współpracy z Wartą). Czy to aby na pewno zaleta, to już sami musicie sobie odpowiedzieć. Dla mnie to po prostu kolejny pośrednik próbujący nam wcisnąć polisę przy zakupie: najpierw sklep, potem bank, a teraz aplikacja do paragonów. Ale może dla kogoś to wygoda.
W aplikacji PanParagon przechowamy też swoje karty lojalnościowe, sprawdzimy aktualne gazetki sklepowe i stworzymy prywatne listy zakupów. Jest też płatna wersja, za którą trzeba zapłacić jednorazowy datek w wysokości 4,99 zł, 13,99 zł lub 23,99 zł. W zamian otrzymamy możliwość korzystania ze statystyk, tworzenia własnych kategorii oraz eksportu statystyk jako pliku CSV.
MintCloud pomaga analizować wydatki i przyznaje punkty
MintCloud to darmowa aplikacja, która daje większe możliwości. Niestety w zamian pozbywamy się kawałka prywatności. Musimy założyć konto, zalogować się. Możemy też podać płeć, datę urodzenia i kod pocztowy, aby otrzymywać bardziej spersonalizowane oferty.
MintCloud odczytuje z paragonu zaledwie łączną kwotę, a resztę danych możemy (lub nie) wprowadzić samemu. Nie ma tu żadnych standardowych kategorii i wszystkie wydatki musimy przypisać do stworzonych przez nas folderów. To więcej pracy na początku, ale w zamian łatwiejsza analiza w przyszłości i bardziej realne dane.
Możemy też stworzyć cały budżet (z przychodami, wydatkami, celami oszczędnościowymi) i zaprosić do niego innych domowników. Dzięki temu dokonamy analizy wydatków całego gospodarstwa domowego.
Ciekawym rozwiązaniem jest połączenie aplikacji do zarządzania paragonami z programami lojalnościowymi. Użytkownicy MintCloud biorą udział w programach partnerów i mogą zdobywać punkty za samo zeskanowanie paragonu. Niestety dostępność partnerów jest bardzo uboga i nie udało mi się zebrać jeszcze ani jednego punktu. Nie zmienia to jednak faktu, że pomysł jest bardzo dobry, tylko na razie wykonanie średnie.
Aplikacja MintCloud pozwala też na stworzenie personalizowanych list zakupów, przejrzenie gazetek zakupowych, sklepów w pobliżu i aktualnych promocji.
Billy to wspólny budżet wszystkich domowników i analiza poszczególnych wydatków
Billy to aplikacja (tutaj moja recenzja), która zaczytuje nie tylko łączną kwotę na danym paragonie, ale też poszczególne pozycje. Czyli poza tym, że dowiemy się, ile wydaliśmy w dyskoncie, to będziemy też wiedzieć, ile – w skali miesiąca – kosztują nas np. owoce. Dla niektórych będzie to pomocne (dogłębniejsza analiza), a dla innych to niepotrzebny kłopot.
Niestety nie ma opcji wgrywania paragonów elektronicznych np. z pliku PDF (trzeba je dodawać ręcznie). To może być czasochłonne, biorąc pod uwagę obecną skalę zamówień internetowych. Plusem jest możliwość ręcznego dodania wydatków, bo dzięki temu możemy stworzyć prawdziwą analizę wydatków. Łącznie z czynszem, opłatami za media czy telefon. Takie wydatki możemy dodać tylko raz i zaznaczyć jako cykliczne. Resztę wykona za nas aplikacja.
Interesującą funkcją w aplikacji Billy jest możliwość stworzenia wspólnego budżetu. Rzadko w którym gospodarstwie domowym pieniądze wydaje tylko jedna osoba. Dzięki wspólnemu budżetowi każdy z domowników będzie mógł fotografować paragony swoim telefonem. Analiza będzie kompletna, a my przy okazji nauczymy innych domowników kontroli finansów.
Billy może nam też pomóc w ograniczeniu wydatków. Możemy ustalić swój limit wydatków i otrzymać powiadomienia o jego realizacji, dostępnym budżecie i prognozowanych oszczędnościach. Możemy też uszczegółowić oczekiwane wydatki o kategorię, by nie oszczędzać na zakupach spożywczych, ale np. na zachciankach lub alkoholu.
Billy w wersji darmowej jest niestety trochę ograniczone. Rozwiązaniem jest wersja płatna (koszt: 9,99 zł miesięcznie lub 89,99 zł rocznie). W zamian otrzymamy dostęp do wspomnianego wspólnego budżetu i do możliwości przechowywania zdjęć paragonów w chmurze (np. w celu zwrotu produktu).
Ministerstwo Finansów zaprasza: zarządzanie paragonami, skargi i paragony elektroniczne
Swoją aplikację do zarządzania wydatkami stworzyło też… Ministerstwo Finansów. Biorąc po uwagę doświadczenia z aplikacją e-TOLL (tutaj recenzja), byłem trochę sceptyczny, ale postanowiłem zaryzykować i potestować. Szczególnie, że to aplikacja w pełni darmowa.
Na pewno przyłożono się do zabezpieczenia przed utratą telefonu. Aby rozpocząć testy, musiałem ustalić PIN oraz hasło. Można też włączyć (dodatkowo) logowanie biometryczne. Każdorazowe logowanie może być jednak dla niektórych uciążliwe. Szczególnie gdy i tak mamy zabezpieczony telefon.
Dodawanie wydatków jest czasochłonne, bo aplikacja nie jest wspierana przez żaden OCR (ang. optical character recognition) i musimy wszystko wpisać ręcznie. Ma to swoje plusy, bo dzięki temu możemy część paragonów wprowadzić jako łączną kwotę, a w innych podzielić wydatki na interesujące nas części.
Niestety minusów jest więcej, bo każdorazowo musimy wprowadzać kwoty, daty, ewentualne nazwy, ustalać kategorię itd. To wszystko jest bardzo czasochłonne i nie zawsze intuicyjne. Na szczęście możemy skorzystać z wygodnych widgetów na ekranie startowym telefonu i zapisywać zdjęcia paragonów z wydatkami.
Minusem jest też brak możliwości dodania swoich kategorii. Statystyki możemy analizować tylko z podziałem na miesięczne okresy i tylko dla z góry ustalonych kategorii. Zawsze coś, ale mogło być lepiej (mam nadzieję, że w przyszłości będzie).
Bardzo ciekawą funkcją jest możliwość zgłaszania nieprawidłowości przy zakupach. To może być pomocne, bo sporo osób nawet nie wiedziało, gdzie zgłosić brak otrzymania paragonu. Co z tego, że chcieli paragon, jak po jego nieotrzymaniu nie mieli żadnego pola manewru. Ta aplikacja, podobno, ma to poprawić.
Możemy wysłać zgłoszenia z kilku powodów. Najczęściej będzie to sytuacja, w której sprzedawca nie wystawił paragonu po sprzedaży. Oprócz tego są takie opcje jak: paragon wystawiony, ale nie wydany; nieprawidłowe pozycje na paragonie; sprzedawca wydał nam coś, co nie jest paragonem; zaniżona stawka VAT; dane sprzedawcy są niepoprawne; paragon został anulowany.
Niestety sposób zgłaszania jest trochę… nieintuicyjny. Podajemy datę, nazwę i adres sprzedawcy oraz opcjonalnie kwotę i NIP sprzedawcy. Tylko że paragonów najczęściej nie otrzymujemy np. w turystycznych miejscowościach na straganach albo parkingach. Nawet nie wiadomo, czy tam jest adres. Przecież nie poprosimy sprzedawcy o adres, bo chcemy go zgłosić do ministerstwa.
Aplikacja e-Paragony pozwala też sprawdzać paragony po kodach QR z kas wirtualnych, ale, mówiąc szczerze, przez cały miesiąc nie udało mi się na taki paragon natrafić, aby przetestować tą opcję. Wierzę jednak, że działa.
Aplikacja na pewno ma potencjał, bo już zapowiedziano, że zostanie rozbudowana o funkcjonalność, która umożliwi pobrania paragonu elektronicznego bezpośrednio z kasy. Bardzo prawdopodobne, że będzie to pierwsza aplikacja z taką funkcjonalnością na rynku.
Aplikacje do zarządzania paragonami, a może własny arkusz kalkulacyjny lub aplikacja bankowa?
Aplikacje do zarządzania paragonami miały być pewnego rodzaju ułatwieniem dla leniwych osób, które z czasem traciły motywację do zarządzania swoimi wydatkami. I faktycznie, gdyby działały idealnie, to tak by było. Wystarczy przecież zrobić zdjęcie paragonu, a wszystkie dane się zaczytają i pogrupują w odpowiednie kategorie. Nam pozostanie tylko analiza wydatków i szukanie oszczędności. Brzmi pięknie.
Niestety, jak widzieliście wyżej, nie jest tak kolorowo. Bardzo często paragonu nie uda się poprawnie zaczytać nawet po kilku próbach. W rezultacie i tak musimy ręcznie poprawiać kwoty, daty, kategorie itd.
Różne aplikacje mają też swoje unikalne możliwości i mamy małe pole manewru w dopasowaniu odpowiednich funkcji dla siebie. A skoro i tak tracimy na to czas, to może lepiej wszystko zrobić samemu?
Tutaj przygotowaliśmy dosyć rozbudowany arkusz kalkulacyjny pomagający analizować wydatki, ale tak naprawdę każdy z Was może stworzyć narzędzie z prostymi formułami, które zliczy Wasze wydatki.
Taki arkusz kalkulacyjny ma jeden ogromny plus – można go dostosować pod swoje potrzeby. Niektóre aplikacje mają za dużo funkcji, a inne za mało. Żadna z nich nie będzie aż tak przystępna jak coś, co sami stworzymy i co będziemy mogli edytować w trakcie używania.
Szczególnie że korzystając z zewnętrznej aplikacji, nigdy nie mamy pewności, jak długo będzie ona wspierana, rozwijana i czy pojawią się np. aktualizacje na nową wersję systemu operacyjnego. W najgorszej sytuacji nasze dane mogą po prostu zniknąć, a tego byśmy nie chcieli.
Wreszcie, można rozważyć skorzystanie z aplikacji mobilnej swojego banku lub fintechu. Takie aplikacje też kategoryzują wydatki i pozwalają analizować statystyki (jedni robią to lepiej, inni gorzej). Niestety, do pełnej kontroli potrzebowalibyśmy jeszcze jednego nawyku – musielibyśmy za wszystko płacić kartą, a to jest trudne. Wciąż problemem będą płatności gotówkowe i wydatki innych członków gospodarstwa domowego.
Wprawdzie dzięki dyrektywnie PSD2 nie musi to już być jedna karta, bo coraz więcej banków pozwala na wgląd do naszych innych rachunków. Pomocna może być aplikacja Curve (tutaj Maciek ją opisywał), do której możemy podpiąć wszystkie karty, które posiadamy w portfelu. W ten sposób chociaż trochę zsumujemy statystyki wydatków z różnych źródeł.
Niezależnie od tego, co wybierzemy, musimy pamiętać o jednej zasadzie. Najważniejsze są: wytrwałość i regularność, bo nawet najlepsze aplikacje do zarządzania paragonami nic nam nie pomogą, jeżeli będziemy spisywać co drugi wydatek. Przyjemnych oszczędności!
Zdjęcie główne: Alexas_Fotos / pixabay