Ministerstwo Finansów ogłosiło, że od kwietnia wraca VAT na żywność. A od lipca wyższe będą rachunki za energię (prąd i gaz). Ulga w podatku Belki będzie za to mniejsza, niż się spodziewali niektórzy. No i nie wiadomo, czy i kiedy wzrośnie kwota wolna od podatku PIT i spadnie składka zdrowotna (najbardziej znienawidzona „zdobycz” rządu Mateusza Morawieckiego). Czy nadchodzi koniec podatkowej rozwiązłości? Ile to nam wyjmie z kieszeni? Polacy czują pismo nosem i w badaniach zapowiadają, że w tym roku stawiają na oszczędzanie. Jak to robić?
Ostatnie poczynania rządu Donalda Tuska zaczynają powoli składać się na generalny wniosek, że nadchodzi koniec podatkowej rozwiązłości. Deficyt budżetu państwa ma w tym roku wynieść rekordowe 184 mld zł, zaś niektórzy ekonomiści ostrzegają, że niższe od założeń (o 20-30 mld zł) mogą być dochody z podatków. W 2025 r. będzie trzeba powalczyć o ograniczenie dziury w państwowej kasie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dlatego, po podwyżkach dla nauczycieli i budżetówki, wypłacie 13. i 14. emerytury oraz podwyżce świadczenia na dzieci do 800 zł miesięcznie nadchodzą mniej korzystne dla naszych kieszeni wieści. Najpierw okazało się, że niepewne jest cofnięcie procentowej składki zdrowotnej, wprowadzonej przez premiera Morawieckiego (wynosi od 4,9% do 9% wynagrodzenia, w zależności od formuły). Potem – że nie wiadomo co z podwyższeniem kwoty wolnej od podatku PIT (60 000 zł zarobku miało być wolne od opodatkowania).
VAT na żywność wyższy, a prąd droższy. Koniec balu?
Kilka dni temu minister finansów zdradził, że oczekiwana przez wielu ciułaczy obniżka podatku Belki będzie mniejsza, niż mogłoby się wydawać (nie będzie to zdjęcie podatku z odsetek lub zysków do 100 000 zł rocznie, lecz dwie kwoty wolne od podatku – dla lokat bankowych i inwestycji pozabankowych – po 1000 zł rocznie).
Teraz zaś okazało się, że w górę pójdzie VAT na żywność, który został obniżony do 0% w ramach tarczy antyinflacyjnej rządu Zjednoczonej Prawicy. Wiadomo było, że kiedyś będzie trzeba powrócić do stawki podstawowej 5%. I rząd właśnie ogłosił, że to nastąpi od kwietnia. Jednocześnie rząd zapowiedział, że nie przedłuży – a przynajmniej nie dla wszystkich – zamrożenia cen energii. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zdradził, że być może zamrożenie zostanie zastąpione jakąś „specjalną” taryfą, raczej wyższą od obecnych cen energii.
Podwyżki rachunków za energię może nie będą dojmujące. Z jednej strony ceny prądu na giełdach są dziś niskie, niewiele różnią się od tych zamrożonych ustawą przez poprzedni rząd. Z drugiej strony prąd dziś nam sprzedawany został zakontraktowany rok temu, po zupełnie innych cenach.
Wzrost VAT na żywność możemy odczuć wcześniej i chyba trochę bardziej. Dla przeciętnej rodziny będzie to 500-1000 zł rocznie (dla osób wydających 200 zł tygodniowo na jedzenie – będzie to 500 zł). Z kolei budżet państwa uzyska z tego tytułu dodatkowe 11-12 mld zł.
Podwyżka VAT na żywność kiedyś musiała nastąpić, ale jest szansa na to, że obecny moment wcale nie jest na nią najgorszy. Ceny żywności na światowych giełdach nie rosną, a polskie sieci sklepów toczą coś w rodzaju wojny cenowej, która ogranicza ryzyko, że podwyżka VAT zostanie wykorzystana do pompowania marż.
Wzrost VAT na żywność może spowodować wzrost inflacji, ale – według analityków BNP Paribas Bank Polska – będzie on ograniczony, inflacja nie powinna z tego tytułu wzrosnąć bardziej niż o 1 punkt procentowy. Być może umknie szansa, by zakończyć ten rok z inflacją w granicach 4%, spada też prawdopodobieństwo obniżki stóp procentowych (czyli tańszych kredytów).
Wszystko więc wskazuje na to, że powinniśmy się przygotować na koniec podatkowego balu. Wydatki na zbrojenia oraz na transformację energetyczną będą na tyle wysokie, że nie będzie można pozwolić sobie na obniżanie podatków oraz na bardzo rozbudowane tarcze ochronne, jak ta energetyczna.
Powoli musimy się zacząć przyzwyczajać, że będziemy płacili za rzeczy tyle, ile one kosztują. Notabene za droższą energię i tak zapłaciliśmy, tylko nie w rachunkach, a w podatkach. Firmy energetyczne dostały z państwowego budżetu wyrównanie utraconych dochodów. Każdy z nas zrzucił się na dopłaty do prądu po równo, co było niesprawiedliwe względem tych, którzy zużywają mniej energii niż przeciętny obywatel, albo tych, którzy są bardziej oszczędni.
Bogaty kraj ma bogatych obywateli czy… na odwrót?
A jeśli jesteśmy przy oszczędności… Ta sytuacja może mieć pewne dobre strony – ponownie przypomni nam o konieczności oszczędzania, gromadzenia pieniędzy z myślą o bliższej lub dalszej przyszłości.
Państwa zamożne zwykle mają też zamożnych obywateli. A może odwrotnie – państwa są zamożne, bo mają zamożnych obywateli. Takich, którzy zgromadzili mnóstwo aktywów i inwestują je, kupując akcje i obligacje emitowane przez krajowe spółki. Albo inwestują pieniądze na całym świecie, otrzymując z tego dywidendy.
Zdolność Narodu do gromadzenia pieniędzy ma duże znaczenie dla inwestycji w gospodarce – jeśli kraj nie ma własnych oszczędności (w tym oszczędności własnych obywateli), to nie ma też zdolności finansowania rozwoju własnymi pieniędzmi. Wtedy musi pożyczać je z zewnątrz i płacić innym odsetki. I to inni są „właścicielami” inwestycji w danym kraju.
„Deficyt oszczędności krajowych w stosunku do inwestycji powoduje, że naród jest zmuszony do tego, by korzystać z oszczędności zagranicznych, a to zaś skutkuje wypłatą dywidend i odsetek obcokrajowcom, zmniejszając tym samym przyszłe dochody do dyspozycji w porównaniu z produkcją krajową. Bogacenie się wymaga czasu, dobrej polityki i czasami szczęścia”
– napisał ostatnio prof. Roman Zytek na stronach instytutu WEI. I ma rację, gdyż w Polsce oszczędności są na bardzo niskim poziomie i odbija się to również na poziomie inwestycji. Więcej wykresów i liczb na ten temat we wspomnianym artykule. Tam też kilka recept, co można zrobić, by skłonić nas do akumulowania bogactwa. A ja zajmę się mikroekonomicznym podejściem do tego zagadnienia.
Niedawno wpadły mi w ręce badania zlecone przez BIG InfoMonitor, czyli jedną z firm, która prowadzi bazę dłużników (choć zbiera też informacje pozytywne, które mogą ułatwić ubieganie się np. o kredyt czy pożyczkę). Tematem badania (przeprowadziła je firma Quality Watch) było podejście Polaków do finansów w 2024 r. Wcześniej zadano badanym pytanie o stan ich oszczędności.
39% Polaków na ten rok zaplanowało oszczędzanie
Wnioski wesołe nie są – 19% badanych przyznaje, że nie ma żadnych oszczędności, a kolejne 33% ma nie więcej niż 5000 zł, czyli też prawie nic. 9% ankietowanych mówi, że uzbierało od 30 000 do 50 000 zł. Powyżej 100 000 zł ma niespełna co dziesiąty Polak.
Ale z badania powiało też optymizmem. Ankietowanych zapytano, jakie działania planują podjąć w tym roku w związku z finansami. Aż 39% odpowiedziało: będę oszczędzać. 26% planuje lepiej kontrolować i planować wydatki. Co piąty chciałby stworzyć poduszkę finansową. Sporo deklaracji dotyczyło zaciskania pasa czy powstrzymania się od rozpasanej konsumpcji. 18% ankietowanych planuje w tym roku unikać zaciągania pożyczek i kredytów, a 11% spłacić zadłużenie.
Sposobem na budowanie oszczędności dla wielu Polaków jest potrzeba poprawy sytuacji finansowej. Co dziesiąty chciałby zmienić pracę, 8% chce powalczyć o podwyżkę, a 5% przebranżowić się lub zmienić zawód. A 7% badanych chciałby w tym roku nie tylko oszczędzać, ale też zacząć inwestować.
Podsumowując, plany Polaków na ten rok to: oszczędzanie, zaciskanie pasa, uporządkowanie finansów (spłata długów, terminowe regulowanie należności, np. rachunków) oraz poprawa sytuacji na rynku pracy. Ale jak to zrobić dobrze? Poniżej plan gry.
Audyt domowych finansów to podstawa
Trzeba zacząć od porządnego audytu domowego budżetu. Dzięki tej analizie sporo osób, które brak oszczędzania tłumaczą m.in. tym, że nie mają z czego odkładać, może zmienić zdanie. Jak przeprowadzić taki audyt? Trzeba zmusić się do tego, żeby co najmniej przez miesiąc skrupulatnie zapisywać wszystkie wydatki, również te drobne. Ponad dwa lata temu zacząłem dokładanie monitorować ceny w sklepach. Robię to na potrzeby prowadzonej w „Subiektywnie o Finansach” rubryki o prywatnej inflacji.
Ale jeszcze więcej informacji dał mi udział w badaniu GUS o strukturze wydatków gospodarstw domowych, na podstawie których aktualizowany jest tzw. koszyk inflacyjny. Przez miesiąc co do grosza zapisywałem każdy wydatek. Po zsumowaniu całego miesiąca zobaczyłem, gdzie wyciekają pieniądze i uświadomiłem sobie, że spokojnie mogę zaoszczędzić kilkaset złotych tylko na skasowaniu lub ograniczeniu niektórych produktów spożywczych.
A skoro jesteśmy przy zakupach, przy okazji warto zrobić też „audyt lodówki”, czyli sprawdzić, ile produktów trafia do kosza. To mogą być dziesiątki, a nawet setki złotych wyrzucone w błoto, a które można zamienić na oszczędności. Ale lodówka to tylko początek. Poniżej kilka sprawdzonych sposobów na skuteczne oszczędzanie.
Wpływa pensja? Pieniądze od razu do skarbonki
Sposobem na wyrobienie nawyku oszczędzania jest automatyczne odkładanie części pensji. Strategia zakładająca, że będziemy zaciskać pasa i na koniec miesiąca znajdą się jakieś zaskórniaki, który wrzucimy do skarbonki, szybko może rozczarować.
Warto więc najpierw oszacować tzw. stopę oszczędności domowego budżetu. To oszczędności w relacji do ich dochodu rozporządzalnego, który z kolei definiowany jest jako dochód pomniejszony o podatki czy składki na ZUS. A jeszcze prościej pisząc: stopa oszczędności pokazuje, ile możemy zaoszczędzić z pieniędzy, które zostają nam na życie.
Ostatnie dane dla całej Polski nie są optymistyczne. Jak podaje Eurostat, stopa oszczędności gospodarstw domowych w 2022 r. wyniosła -0,8%, co oznacza, że… więcej wydawaliśmy, niż zarabialiśmy. To był drugi najniższy wynik ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Uplasowaliśmy się przed Grecję, gdzie stopa oszczędności wyniosła aż 4% na minusie. Najwięcej oszczędzają Niemcy – w 2022 r. mogli pochwalić się stopą oszczędzania na poziomie blisko 20%. Średnia dla UE to 12,7%.
Jeśli już z grubsza ustalimy, ile wynosi nasza stopa oszczędzania – 50 zł, może 100 zł, a może więcej – to tę kwotę warto od razu „ukryć” tam, skąd trudno będzie po nią sięgnąć. Powinno to być miejsce, gdzie pieniądze będą pracować.
Kara za wypłatę zmotywuje do oszczędzania?
Pieniądze można dosłownie schować do świnki skarbonki. Niedawno robiłem porządki i trafiłem na metalową puszkę skarbonkę. Mile się zaskoczyłem, bo okazało się, że w środku są pieniądze. Przypomniałem sobie, że kilka lat temu wrzucałem do niej monety: „piątki” i „dwójki”. Robiłem to raczej dla zabawy, żeby mieć pod ręką jakieś drobne na wszelki wypadek. I choć ta zabawa trwała krótko, to udało mi się uzbierać ok. 150 zł.
Problem w tym, że świnka skarbonka nie dodaje procentów. Podobnie jak trzymanie pieniędzy na koncie osobistym w banku. Ono też z reguły nie jest oprocentowane, a poza tym można z niego wypłacać pieniądze w dowolnym momencie, bez żadnych mechanizmów, które by nas przed tym hamowały.
Przed pochopnym wyciągnięciem oszczędności lepiej chroni konto oszczędnościowe. Z takiego konta można wypłacić pieniądze w każdym momencie, ale na rynku przyjęła się zasada: za pierwszą wypłatę w miesiącu nie płacisz, za każdą kolejną opłata wynosi 5-10 zł, a w niektórych bankach nawet 20-30 zł. Opłata ma odstraszać przed ruszeniem oszczędności.
Przeczytaj też: Będzie nowy system zachęt do oszczędzania i obniżka podatku Belki – zapowiada minister finansów. Ale czy to będzie mądre? Sześć wskazówek
Na rynku od lat dostępne są produkty, które w pewnym sensie pozwalają zapomnieć o tym, że oszczędzamy. Mam na myśli programy typu autosaver. Działa to tak: umawiamy się z bankiem, że określona kwota z każdych zakupów opłaconych kartą trafia na specjalny oprocentowany rachunek oszczędnościowy.
Może to być określony procent (np. 5%), określona kwota (np. 5 zł) albo kwota będąca zaokrągleniem. Można ustawić zaokrąglenie np. do pełnych złotych (np. wydaliśmy 5,2 zł, na konto trafi 80 gr, czyli zaokrąglenie do 6 zł) albo dziesiątek złotych (wydaliśmy 24 zł, na konto trafi 6 zł, czyli zaokrąglenie do 30 zł). Kiedy już ustawimy takie autooszczędzanie, najlepiej o nim zapomnieć, żeby pod wpływem impulsu nie ruszyć tych pieniędzy.
Określ cel oszczędzania
W mobilizacji do oszczędzania może też pomóc określenie celu. Jeśli oszczędzamy „na przyszłość”, „nieprzewidziane wypadki”, pieniądze łatwo ruszyć. Ktoś może uznać, że nieprzewidziana potrzeba właśnie się pojawiła. Oszczędzać warto na duże cele, np. dodatkową emeryturę, ale też na te mniejsze: wakacje, remont, nowe AGD.
W kilku bankach można spotkać się z subkontami, portmonetkami czy saszetkami. Są one wydzieloną częścią rachunku osobistego. Można je dowolnie nazwać, np. „na rower”, „na wakacje”. Jak to działa? Załóżmy, że na koncie osobistym mamy 5000 zł i 1000 zł schowamy do takiej saszetki. Wówczas do dyspozycji zostanie nam 4000 zł. Tyle będziemy mogli zapłacić kartą czy wydać z bankomatu.
Co prawda z takiego subkonta można wyciągnąć pieniądze jeszcze łatwiej niż np. z konta oszczędnościowego (bo nie ma żadnych karnych opłat), ale być może świadomość, że zbieramy na konkretny cel, okaże się lepszym strażnikiem pieniędzy niż karna opłata za wypłatę.
Zdjęcie tytułowe: Maciej Bednarek