14 stycznia 2024

Mam na imię (odwrócona) Jenny, czyli jak pasja filatelistyczna może uczynić cię milionerem. O inwestowaniu w znaczki pocztowe

Mam na imię (odwrócona) Jenny, czyli jak pasja filatelistyczna może uczynić cię milionerem. O inwestowaniu w znaczki pocztowe

Wiele osób ma znaczki pocztowe, niekiedy dawno zapomniane, spoczywające w klaserach, na przykład na strychu. Niektóre z nich mogą mieć dużą wartość, która rośnie wraz z upływem czasu. Dlatego o znaczkach pocztowych można mówić jako o inwestycji alternatywnej. Niedawno na aukcji w Nowym Jorku egzemplarz znaczka o nazwie „Odwrócona Jenny” został wylicytowany za ponad 2 mln dolarów

Istnieją różne rzeczy, w które można inwestować, bo z czasem najczęściej zyskują na wartości. Z grubsza można je podzielić na klasyczne i alternatywne. Klasyczne to akcje, obligacje oraz waluty. Alternatywne to nieruchomości, surowce (w tym kruszce takie jak złoto i srebro) czy kryptowaluty. Istnieją jednak również dość niszowe aktywa alternatywne, nienotowane na giełdach, do inwestycji w które niezbędne jest posiadanie pokaźnego kapitału i specjalistycznej wiedzy.

Zobacz również:

Inwestycje alternatywne trafiają pod strzechy

Jest ich multum. Są to inwestycje związane ze sportem i luksusem (jachty, konie), pięknem (dzieła sztuki i antyki), kosztownościami (diamenty i inne kamienie szlachetne, biżuteria, zegarki, monety), alkoholami (whisky, wino), unikatowymi przedmiotami (samochody klasyczne, autografy, książki, instrumenty muzyczne, memorabilia, znaczki pocztowe) i mnóstwo innych.

Zamożni ludzie inwestują w przedmioty rzadkie, piękne, cenne i unikatowe, by przechować lub pomnożyć wartość swoich pieniędzy. Wierzą, że coś, czego nie da się „dodrukować”, jak pieniędzy, będzie odporne na inflację.

Inwestycje alternatywne są generalnie domeną zamożnych ludzi, ale nie zawsze. W zasadzie kolekcjonować można wszystko. Ludzka wyobraźnia niemal nie zna granic. Ostatnio przeglądałem stronę internetową jednego z bardziej znanych brokerów pośredniczących w obrocie obiektami kolekcjonerskimi. Moją uwagę przykuło wiele unikalnych przedmiotów, które można tam kupić. Przykłady?

Odręcznie napisany list przez Muhammeda Ali kosztuje 8800 dolarów, koszulka Leo Messiego, w której występował w barwach Barcelony w sezonie 2010/2011 z autografem piłkarza jest wystawiona za 2500 dolarów. Kolekcja listów stworzonych przez Claude’a Moneta kosztuje 15 700 dolarów. Napisany na maszynie przez Alberta Einsteina list z osobistym podpisem tego wybitnego naukowca jest oferowany za 12 500 dolarów. Kubańska flaga podpisana przez Che Guevarę z czasu inwazji w Zatoce Świń – 12 500 dolarów. Osobista maczeta Fidela Castro – 7500 dolarów.

Ponoć muzyka łagodzi obyczaje. Chcesz czarny top, w którym występowała podczas koncertu Madonna z jej podpisem? Proszę bardzo – wyłóż 3800 dolarów. Gitara akustyczna Stagg (model SW20CS) z podpisami członków zespołów Pink Floyd, The Rolling Stones i Led Zeppelin kosztuje 12 600 dolarów. Za pukiel włosów Elvisa Presleya – pozostałość po królu rock and rolla – trzeba wyłożyć 188 400 dolarów.

Czytaj też: Coraz więcej ludzi, chcąc walczyć z inflacją, ucieka w… alkohol. Ale nie chodzi o to, że piją. Czy inwestowanie w whisky i wino jest antyinflacyjne?

Czytaj też: Monety kolekcjonerskie to popularne hobby. Ale kiedy budowanie kolekcji może stać się również dochodową lokatą kapitału? Ciekawe historie ze świata monet

Czytaj też: Używane samochody są dziś na wagę złota. Niektóre drożeją szybciej niż mieszkania! Które modele będą dobrą inwestycją?

Tak osobliwe trofea nie są jednak przedmiotem tej analizy, choć jeżeli czytelnicy będą zainteresowani tą tematyką, to może pomeandruję również w tym kierunku w następnej odsłonie artykułów o nieoczywistych inwestycjach alternatywnych – dajcie znać. Bohaterem tego artykułu są znaczki pocztowe. Niewiele się o nich pisze, a całkiem niedawno doszło na tym rynku do ciekawego wydarzenia.

Najcenniejsze znaczki pocztowe świata i… „Odwrócona Jenny”

Nie każdy znaczek pocztowy nadaje się na inwestycję. Jest kilka parametrów, które mogą przyczynić się do większego zainteresowania inwestorów konkretnym znaczkiem. Istotne jest, by był rzadki (to dobrze wpływa na wzrost cen), unikatowy, modny, niósł ze sobą jakąś historię.

Samoloty raczej nie są przeznaczone do lotu podwoziem do góry. Zapewne miał to na uwadze William T. Robey, który 14 maja 1918 r. kupił arkusz 100 znaczków przedstawiających dwupłatowiec Curtis JN-4HM o numerze identyfikacyjnym 38262, płacąc 24 centy za każdą sztukę. Inverted Jenny (Odwrócona Jenny), bo tak został nazwany uwidoczniony na znaczku samolot, pokazywał go w nietypowej pozie – „do góry nogami”.

Pocztowiec, który sprzedawał mu znaczki, nie miał świadomości, że coś jest nie tak, gdyż – jak później powiedział – nigdy w życiu nie widział samolotu. Arkusz znaczków został błędnie wydrukowany i nikt się nie połapał. Jeszcze w tym samym roku arkusz został sprzedany znanemu brokerowi z Filadelfii – Eugene Klein dał za płachtę znaczków z Inverted Jenny 15 000 dolarów. Według parytetu siły nabywczej to równowartość ok. 305 000 dolarów w cenach z 2023 r.

Minęło już ponad stulecie od tego zdarzenia, a do naszych czasów zachowało się niewiele egzemplarzy Jenny. Splot minimalnego dostępnego wolumenu i błędu drukarskiego spowodował, że jest ona uważana za nie lada rarytas w świecie filatelistycznym.

Źródło: domena publiczna

Odwrócona Jenny jest niewątpliwie wciąż obiektem pożądania wielu kolekcjonerów. W listopadzie 2007 r. znaczek został sprzedany podczas aukcji w słynnym nowojorskim domu filatelistycznym Robert A. Siegel Auction Galleries za niespełna milion dolarów. Minęło kilkanaście lat, gdy świat obiegła informacja, że Inverted Jenny znalazła szczęśliwego nabywcę za nieco ponad 2 mln dolarów.

Progres cenowy z 24 centów do ponad 2 mln dolarów wydaje się całkiem przyzwoity. Nie bez znaczenia jest fakt, że znaczek jest w doskonałym stanie. Guma na znaczku została opisana jako „mint never-hinged”, co oznacza, że znajduje się w takim samym stanie, jak w chwili opuszczenia urzędu pocztowego przed dekadami. Kupujący, zdaniem wielu specjalistów, przepłacił za Jenny. Ale dzięki temu znaczek znalazł się na liście dziesięciu najcenniejszych w historii.

Źródło: opracowanie własne na podstawie LD

Najdroższe polskie znaczki pocztowe

Takich cen nie osiągnął jakichkolwiek rodzimy znaczek. Nasze znaczki pocztowe mają dość krótką historię. Polskie znaczki zaczynają swoją historię tak naprawdę w 1860 r., choć ze względów historycznych (okres zaborów) niektórzy powątpiewają w to, że to właściwa data. Gdyby jednak się do niej przywiązywać, to wówczas został wyemitowany pierwszy znaczek, który przedstawia herb Królestwa Polskiego – dwugłowego orła ze słabo widocznym orłem białym na piersi. Został opatrzony napisem „Za łót kop.10” (miał nominał 10 kopiejek). W 2018 r. egzemplarz z pierwszej polskiej serii osiągnął w trakcie licytacji cenę przeszło 150 000 zł.

Zdjęcie: polski znaczek nr 1 z kolekcji Marcina Kęska

Innym przykładem drogiego, jak na nasze warunki, znaczka jest tzw. Odwrotka bokserów, już w 1985 r. wyceniana na 150 000 zł, co odpowiadało wartości połowy samochodu. To egzemplarz błędnodruku, który został zaprojektowany z okazji Igrzysk Olimpijskich w Melbourne w 1957 r. Widnieją na nim dwaj pięściarze, a nominał – wraz z napisem „Poczta Polska” – został nadrukowany odwrotnie.

Jeszcze wyższe kwoty można przypisać do kolekcji zawierających wiele egzemplarzy. W 2010 r. zbiór polskich znaczków „Polska nr 1”, który należał do Włodzimierza Rachmanowa, został sprzedany w 2010 r. w brytyjskim domu aukcyjnym Warwick&Warwick za 1 mln dolarów. Spory wydatek poniosło też Muzeum Powstania Warszawskiego. Instytucja kupiła zbiór „Powstanie Warszawskie” obejmujący unikatowe znaczki i ich projekty, a także listy i koperty, za kwotę 190 000 euro.

Nie każdego będzie stać, aby wyłożyć „grube” tysiące dolarów na kupno pojedynczych znaczków. Jak więc znaleźć takie znaczki pocztowe, które będą dobrą lokatą kapitału? Rozmawiam z Marcinem Kęskiem, który prowadzi serwis aukcjefilatelistyczne.pl.

Marcin Kuchciak: Czym się różnią znaczki pocztowe inwestycyjne od pozostałych?

Marcin Kęsek: Znaczki inwestycyjne powinna cechować unikalność. Jeżeli znaczek wyszedł w nakładzie zaledwie kilku tysięcy sztuk, możemy się spodziewać, że z czasem jego wartość będzie rosła. Po roku 1960, kiedy filatelistyka zyskała na popularności, Poczta Polska rozpoczęła drukowanie znaczków specjalnie dla kolekcjonerów, od tego czasu są one rozprowadzane w tzw. “abonamentach”. Znaczki te są bardzo ładne pod względem tematycznym i wizualnym, problem polega na tym, że zostały wydane w milionowych nakładach, konsekwencją tego jest fakt, że na przestrzeni lat, zamiast zyskiwać na wartości – tracą.

Jakim budżetem startowym powinien dysponować ktoś zainteresowany filatelistyką w wydaniu inwestycyjnym?

Zanim skupimy się na budżecie i inwestowaniu, warto zdobyć solidną dawkę wiedzy. Filatelistyka jest dość specyficzną dziedziną, łatwo popełnić błąd, który może nas sporo kosztować. Na początek trzeba zapoznać się z katalogiem znaczków i tzw. cenami katalogowymi poszczególnych pozycji. Kolejnym krokiem będzie śledzenie aukcji znaczków i poznanie relacji ceny katalogowej wobec ceny rynkowej – w niektórych przypadkach różnice mogą sięgać nawet kilkuset procent. Dopiero z pozycji pewnego doświadczenia możemy powiedzieć, że to właściwy czas na inwestowanie.

W jakich miejscach najlepiej kupować znaczki pocztowe? Czasami pojawiają się w sieci informacje, że domy aukcyjne „sztucznie” zawyżają cenę oferowanych eksponatów. Jak nie dać się złapać w pułapkę?

Odpowiedzi na pierwszą część pytania nie da się zamknąć w szablonie. Chcąc zdobyć rzadkie i cenne walory, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Zdarzają się renomowane domy aukcyjne, które oferują bogate kolekcje naszpikowane falsyfikatami. Bywa też tak, że na lokalnym kiermaszu kolekcjonerskim trafimy na unikaty, które kilkadziesiąt lat przeleżały na strychu.

Znaczki możemy nabyć w domach aukcyjnych, sklepach filatelistycznych, popularnych serwisach sprzedażowych typu Allegro, eBay oraz na giełdach filatelistycznych. Kupowanie w formacie licytacji wiąże się z większym ryzykiem, ale jednocześnie daje okazję do nabycia danej pozycji w okazyjnej cenie. Z kolei sklepy filatelistyczne oferują już pewny, sprawdzony materiał z gwarancjami ekspertów i możliwością ewentualnego zwrotu, wiąże się to jednak z koniecznością zapłacenia wyższej ceny.

Co do zawyżania cen to takiego niebezpieczeństwa nie widzę. Jest pewien poziom cenowy w filatelistyce, powyżej którego licytują już tylko specjaliści w tej branży. Czasami licytacja między zbieraczami o najcenniejsze pozycje doprowadza do bardzo wysokich cen, ale tak właśnie kształtują się tzw. “ceny rynkowe”. Kiedy w tym roku na aukcji pojawił się niekasowany egzemplarz znaczka z tzw. wydania “krakowskiego” o nominale 10 koron wydany w 1919 r. nakładem 440 sztuk, jego cena osiągnęła kwotę 160 000 zł, co znacznie przekroczyło cenę katalogową i wyznaczyło nowe granice.

Jak się wystrzec oszustwa? Niektórzy zachęcają do poddania przedmiotu transakcji ocenie rzeczoznawców z dziedziny filatelistyki. W przypadku droższych egzemplarzy mowa jest nawet o możliwości uzyskaniu atestu przez znaczki pocztowe. Jakie koszty wiążą się z tym i na ile zabiegi weryfikacyjne są w stanie wyeliminować ryzyko kupna „fałszywki”?

Rynek filatelistyczny jest pełen fałszywych znaczków. Zdarzają się prymitywne podróbki, ale są też falsyfikaty bardzo wysokiej jakości, nie do odróżnienia dla przeciętnego filatelisty. Najlepiej trzymać się z daleka od atrakcyjnych znaczków w podejrzanie niskich cenach. Już sam fakt próby zbycia drogiej pozycji zobowiązuje niejako sprzedawcę do przedstawienia gwarancji lub atestu eksperta PZF. Koszt takiej ekspertyzy to 120 zł za atest + 5% wartości katalogowej znaczka. Listę aktualnych ekspertów PZF można znaleźć w katalogu Fischera.

Zdarzają się jednak zagraniczni “eksperci”, którzy bez odpowiednich uprawnień atestują polskie znaczki. Jeden z włoskich rzeczoznawców podjął się ekspertyzy znaczków II wydania poznańskiego z 1919 r. zwanego potocznie wydaniem ”gnieźnieńskim”, popełniając rażące błędy – uznał za prawdziwe znaczki będące prymitywną reprodukcją, po czym trafiły one do domu aukcyjnego. Ile takich atestów wyszło z Włoch – tego nie wie nikt. Wskazana jest więc ostrożność i spoglądanie z dystansem na wszystko, co znacząco odbiega od ogólnie przyjętych norm.

Na jaką średnią stopę zwrotu w segmencie znaczków polskich może liczyć inwestor?

Porównując historyczne dane z katalogu Fischera na przestrzeni 10 lat, na przykładzie znaczka nr 1 z 1860 r. I wydania “krakowskiego” z 1919 r., wzrost cen poszczególnych walorów kształtował się na poziomie 30-40% w skali dekady. Aby dany znaczek nazwać inwestycyjnym, powinien on być w nienagannym stanie, potwierdzony atestem eksperta PZF. Stan i unikalność danej pozycji dają pewność, że na przestrzeni lat będzie ona zyskiwała na wartości.

Znaczki mają to do siebie, że wraz z upływem czasu ich stan może się pogorszyć, co wpływa na ich wycenę. Jakie najczęstsze błędy popełniają kolekcjonerzy w tym zakresie?

Spotkałem już wiele rzadkich znaczków, które uległy zniszczeniu z powodu braku odpowiedniej wiedzy filatelisty. Najczęściej znaczki ulegają przyklejeniu do kart klasera. Powody tego mogą być różne: niska jakość samych klaserów, zbyt wysoka temperatura i wilgotność w pomieszczeniu czy przetrzymywanie klaserów w pozycji leżącej. Droższe pozycje należy umieszczać w tzw. hawidach. Warto również nie oszczędzać na klaserach i wybierać te z najwyższej półki jakościowej.

Od lat trwa spór w środowisku – zbierać znaczki stemplowane czy niestemplowane? Jakie ma Pan podejście do tego?

Rzeczywiście są zwolennicy znaczków stemplowanych, dla których tylko znaczek z prawdziwą pieczęcią pocztową ma “duszę”. Więcej jest jednak tych, którzy stawiają na znaczki czyste pocztowo. Śledząc rynek filatelistyczny, również można zauważyć, że znaczki czyste osiągają znacznie wyższe ceny od stemplowanych. Myślę, że warto w swoim zbiorze zachować odpowiednią równowagę, ponieważ z obu rodzajów znaczków można zbudować naprawdę piękną kolekcję.

Dziękuję za rozmowę.

Kiedy znaczki pocztowe mogą być inwestycją?

Niektóre z pewnością. Na to wskazują m.in. podane statystyki powyżej. Są one jednak ograniczone do niewielkiego ułamka całej zbiorowości dostępnych egzemplarzy. Literatura tematu niestety jest bardzo uboga – z moich obserwacji wynika, że o wiele więcej napisano o innych klasach aktywów alternatywnych o charakterze kolekcjonerskim (głównie dzieła sztuki i wina).

W zasadzie jedynym obszernym badaniem jest praca „Ex post: The investment performance of collectible stamps”, za którą stoją Elroy Dimson z London Business School i Christophe Spaenjers z CentER, Tilburg University. Niestety opracowanie już liczy sobie kilkanaście lat, dlatego nie uwzględnia najnowszych danych. A ponadto dotyczy jedynie znaczków brytyjskich. Choć niewątpliwym pozytywnym jego walorem jest to, że obejmuje niezwykle długi szereg czasowy – ponad 100 lat (licząc od 1900 r.). Z opracowaniem tych naukowców zapoznasz się tutaj.

Z wyliczeń Dimsona i Spaenjersa wynika, że w latach 1900-2008 średnioroczna skumulowana stopa zwrotu w funcie brytyjskim wyniosła 7% nominalnie i 2,9% realnie. W tak długim interwale czasowym jedynie czterokrotnie nominalne ceny poszły w dół w rozmiarze co najmniej 1%. Chodziło o lata: 1925 (-1,0%), 1981 (-1,8%), 1982 (-8,8%) i 1992 (-1,2%).

Naukowcy dokonali również porównania, jak wyglądają znaczki na tle innych klas aktywów. Co się okazało? Cechują je niższe realne stopy zwrotu niż w przypadku akcji. Zachowują się porównywalnie do dzieł sztuki. I są lepsze niż obligacje czy złoto. Należą przy tym do aktywów o umiarkowanym poziomie zmienności wyceny. Odchylenie standardowe plasuje je w dolnych rejonach – mniej zmienne były tylko bony skarbowe (6,3%). Podobnie wahliwe jak znaczki są dzieła sztuki i obligacje.

Źródło: Dimson i Spaenjers (2008)

A jak to wygląda w przypadku Polski? Jest jeszcze gorzej z dostępem do odpowiednich statystyk. W Internecie można wprawdzie znaleźć jedno opracowanie, lecz dotyczy ono lat 2000-2011, a przede wszystkim autor wyciąga konkluzje na podstawie zbiorowości 7 znaczków. Dla mnie to o wiele za mało, żeby wyciągać z tego wnioski i zaprzątać nimi głowy czytelników „Subiektywnie o Finansach”.

Warto jednak sięgnąć po tę lekturę, gdyż można tam znaleźć kilka interesujących wskazówek dla osób zainteresowanych filatelistyką. Skoro mowa o wskazówkach i radach, jak się poruszać inwestycyjnie w świecie znaczków, warto wziąć sobie do serca poniższe zasady Lehmanna.

Pięć złotych zasad Lehmanna

Środowisko znaczków inwestycyjnych rządzi się swoimi prawami. Kilka zasad mówiących o tym, co należy uwzględniać, sformułował Richard Lehmann, znany amerykański ekspert w zakresie filatelistyki, który prowadzi fachowy serwis stampfinder.com.

Zasada 1. Kupuj znaczki najbardziej niedowartościowane

Zdaniem Lehmanna największy potencjał niedowartościowania charakteryzuje znaczki z przedziału 100-1000 dolarów. Specjalista uważa, że ich cena jest zbyt niska, aby dealer mógł przeprowadzić wiele badań na temat atrakcyjności ich wyceny. Co do zasady prace pośredniczącego w transakcji ograniczają się do sięgnięcia po ceny z różnych katalogów.

Istnieje szereg tego typu opracowań. W Polsce „biblią” fanów filatelistyki jest dwutomowy katalog Fischera. W innych państwach kopalnią wiedzy na temat teoretycznych cen znaczków są m.in. takie katalogi jak: Michel (Niemcy, choć jest też edycja ogólnoświatowa), Yvert (Francja), Scott (Stany Zjednoczone), Gibbons (Wielka Brytania), Facit (Skandynawia), Ferchenbauer (Austria) czy Zumstein (Szwajcaria).

Do tego domy aukcyjne napotykają w tym przedziale cenowym sporą konkurencję w postaci sprzedawców internetowych. To zwiększa konkurencję, czego skutkiem jest to, że segment 100-1000 dolarów jest potencjalnie mniej lukratywny dla zawodowców. A to oznacza, że właśnie w tym segmencie można najłatwiej znaleźć okazje.

Zasada 2. Im droższy znaczek, tym szybciej zyskuje na wartości

W ocenie Lehmanna najlepszą inwestycją są znaczki pocztowe z ceną od 1000 dolarów do 1 mln dolarów. A zatem im droższy znaczek, tym bardziej zyskuje na wartości, co potwierdzają badania amerykańskiego eksperta przeprowadzone na 60 000 pozycji obserwowanych przez stampfinder.com.

Kupowanie często odbywa się za pomocą aukcji, w tym holenderskich (cena wyjściowa w nich jest ustalana na wysokim poziomie, a następnie stopniowo obniżana do chwili, gdy pojawi się pierwsza oferta). Liczy się też liczba przystępujących do licytacji. Tutaj Lehmann ma prostą radę – jeśli jest więcej niż jeden kolekcjoner noszący się z zamiarem kupna, to nie ma sensu konkurować, ponieważ prawie na pewno się przepłaci. Do tego warto uważać na aukcje internetowe, które zapewniają anonimowość, gdyż może zdarzyć się, że na przykład dwóch „zaprzyjaźnionych” licytujących zmówi się, aby podbić cenę znaczka.

Zasada 3. Trend jest twoim przyjacielem

Pewnie o tej zasadzie nie zapominają zwłaszcza zwolennicy analizy technicznej, powszechnie znanej na rynku finansowym – choćby akcji czy walut. Lehmann uważa, że im szybciej znaczek zyskuje na wartości, szczególnie w najbliższej przyszłości, tym większe jest prawdopodobieństwo, iż będzie tak dalej. Pozostając przy terminologii z rynku finansowego czy kapitałowego ważne jest zatem momentum. Czyli to, jak zachowuje się cena waloru, w jakim pędzie się znajduje.

Zasada 4. Patrz na pochodzenie

Znaczki bywają określane mianem inwestycji emocjonalnych, dlatego nie bez znaczenia jest ich pochodzenie. Pewnie niewiele osób wie, że w sierpniu 1966 r. w Londynie wybuchły zamieszki z powodu nowej, a przy tym stosunkowo ograniczonej emisji znaczków, które świętowały zwycięstwo dumnych synów Albionu w mundialu w piłce nożnej. Doszło nawet do tego, że arkusze znaczków były przez krótki czas notowane na londyńskiej giełdzie papierów wartościowych (LSE).

Z tym odpowiednim pochodzeniem jest trochę jak z podejściem niektórych do psów. Wielu ceni jedynie zwierzaki rasowe. Podobnie jest w przypadku znaczków. Max Johl, jeden z największych autorytetów w obszarze filatelistyki, napisał w 1932 r., że bez historii znaczek jest jedynie kolorową kartką papieru.

Na temat najsłynniejszych walorów – Penny Black i Gujana Brytyjska – wydano niejedną książkę. Stąd stanowią one obiekty pożądania praktycznie każdego kolekcjonera. Ważna jest tematyka, która towarzyszy znaczkom – wiele z nich upamiętnia np. wydarzenia o znaczeniu historycznym. A wśród kryteriów związanych z pochodzeniem liczy się też, kto wcześniej był posiadaczem waloru.

Jeżeli była to słynna z różnych względów osoba, to dodaje to do ceny pewną premię nadzwyczajną. Domy aukcyjne mają tego świadomość. Z tego powodu dokładają starań, aby ustalić w sposób wiarygodny pochodzenie oferowanych przedmiotów.

Zasada 5. Wykorzystaj fakt, że podaż, wraz z upływem czasu, spada

Kolekcje filatelistyczne podatne są na uwarunkowania popytowo-podażowe. Wraz z upływem czasu maleje liczba dostępnych znaczków. Przyczyny są różnorakie. Kolekcje są wrażliwe na czynniki fizyczne (np. substancje chemiczne, ogień, wilgotność). Znaczki można zgubić lub stracić w inny sposób, a do tego dość łatwo je uszkodzić. Lehmann podał nawet dwa ciekawe parametry opisujące podaż. Wskaźnik przeżycia wynosi prawdopodobnie najwyżej 20% w przypadku używanych przedmiotów i może 80% w przypadku nieużywanych.

Miłość do znaczków pocztowych oznacza zyski

Część inwestorów będzie zdania, że warto rozszerzyć krąg zainteresowań filatelistycznych o znaczki zagraniczne. Z pewnością takie podejście powoduje, że mamy więcej możliwości lokowania kapitału, niż gdybyśmy się ograniczyli wyłącznie do polskiego rynku. O tym, jak to wygląda z perspektywy zagranicznej, opowiedział mi Mike Hall, prezes zarządu Paul Fraser Collectibles z Jersey, dependencji korony brytyjskiej.

Marcin Kuchciak: Czym się zajmuje Paul Fraser Collectibles?

Mike Hall: Specjalizujemy się w budowaniu kolekcji na poziomie inwestycyjnym dla naszych klientów, wykorzystując dziesięciolecia doświadczenia i znajomość rynku. Skupiamy się na pozyskiwaniu najwyższej jakości rzadkich przedmiotów kolekcjonerskich, aby zapewnić klientom przyjemność i zysk przez całe życie. Każdy sprzedawany przez nas przedmiot objęty jest dożywotnią gwarancją autentyczności jako standardowym warunkiem sprzedaży.

Znaczki pocztowe jako przedmiot inwestycji różnią się od popularnych klas aktywów – akcji, obligacji, walut. Na czym polega najważniejsza różnica?

Wyjątkowe znaczki pocztowe wyróżniają się przede wszystkim rzadkością występowania. Jako inwestycja korzystają w szczególności ze swojej łatwości przenoszenia z miejsca na miejsce i faktu, że można nimi handlować na całym świecie we wszystkich walutach, a ich ceny są w dużej mierze stałe, niezależnie od miejsca sprzedaży. Jako przenośne aktywa materialne rzadkie znaczki pocztowe mogą być wykorzystywane jako waluta alternatywna i stanowić zabezpieczenie przed ryzykiem kursowym.

Historyczne średnie stopy wzrostu w bardzo długim okresie (ponad 50 lat) wynoszą średnio ok. 10% rocznie i charakteryzują się znacznie mniejszą zmiennością niż większość tradycyjnych inwestycji. Rzadkie znaczki pocztowe wykazały również wyższy poziom wzrostu w czasach wysokiej inflacji, zapewniając zabezpieczenie przed ryzykiem inflacyjnej erozji majątku.

Załóżmy, że przychodzę do ciebie z cennym znaczkiem. Niech to będzie Inverted Jenny w świetnym stanie. Kto ponosi koszty transakcji – sprzedawca czy kupujący? O jakich kosztach mówimy (rodzaj, wysokość)?

Zależy to od wybranej ścieżki sprzedaży. Aukcje zazwyczaj pobierają od sprzedającego prowizję w wysokości 5-15%, a następnie 15-25% prowizji od kupującego. Te duże spready handlowe utrudniają inwestorom czerpanie zysków z inwestowania w rzadkie znaczki.

Nasz model biznesowy jest inny. Po pierwsze wykorzystujemy naszą wiedzę w zakresie zakupów, aby pomóc inwestorom w zakupie najwyższej jakości rzadkich znaczków po cenach niższych niż uczciwe wartości rynkowe. Kiedy w przyszłości będą chcieli je sprzedać, pomożemy im znaleźć nabywców na przedmioty z ich kolekcji przy znacznie niższej stawce prowizji, minimalizując w ten sposób koszty transakcyjne dla naszych klientów inwestycyjnych.

Jakie inne usługi oferuje dom aukcyjny? Usługi wyceny, wydania atestu, przechowywania znaczków w skarbcu? 

Oferujemy bezpłatną usługę wyceny i zapewniamy inwestorom bezpłatne, w pełni ubezpieczone, bezpieczne przechowywanie w klimatyzowanych skarbcach na Wyspach Normandzkich. Wielu klientów preferuje fizyczne posiadanie swoich znaczków pocztowych, a my zapewniamy również bezpłatną, w pełni ubezpieczoną dostawę do dowolnego miejsca na świecie. Wszyscy inwestorzy odnoszą korzyści z posiadania własnego osobistego menedżera portfela jako bezpośredniej linii kontaktu i otrzymują roczne raporty z wyceny w celu śledzenia wyników swoich inwestycji.

Jakie najdroższe znaczki sprzedał Paul Fraser Collectibles w swojej historii? 

W ciągu ponad 40 lat naszej działalności sprzedaliśmy wiele rarytasów, w tym najsłynniejszą brytyjską kolekcję znaczków pocztowych wartą ponad 10 mln dolarów. W ostatnich latach sprzedaliśmy np. Hong Kong 1862 96c Olive-Bistre Unique Block of Four Postage Stamps (za ok. 1,2 mln dolarów) czy kolekcję 25 najrzadszych znaczków brytyjskich za ok. 2,5 mln dolarów.

Porozmawiajmy o zyskach, jakie można osiągnąć z inwestycji w znaczki. Na dobrą sprawę jedyne cenne opracowanie badawcze napisali Elroy Dimson z London Business School i Christophe Spaenjers z CentER, Tilburg University – „Ex post: The investment performance of collectible stamps”. Policzyli oni, że w latach 1900-2008 na znaczkach brytyjskich można było średniorocznie zarobić 7% nominalnie i 2,9% realnie. Na jaką stopę zwrotu może Twoim zdaniem liczyć inwestor, jeżeli uwzględni się nowsze dane, czyli od 2008 r. do chwili obecnej?

Przyczyniłem się do powstania badania przeprowadzonego przez Elroya Dimsona. Należy zwrócić uwagę, że w badaniu tym uwzględniono wszystkie kolekcjonerskie znaczki pocztowe. W rezultacie te zyski są niższe, niż można by się spodziewać, skupiając się wyłącznie na najrzadszych znaczkach na świecie.

Warto zauważyć, jak rzadkie znaczki pocztowe mogą zapewnić sposób dywersyfikacji w kierunku nieskorelowanej klasy aktywów, co udowodniono w 2008 r. W tym roku, kiedy większość inwestycji odnotowała znaczne straty, rzadkie brytyjskie znaczki pocztowe odnotowały wzrost wartości rzędu 38% według GB30 Rarities Index.

Inwestowanie w znaczki wydaje się dość konserwatywną dziedziną, którą omijają różne nowinki związane z rozwojem rynków finansowych. Czy tak jest w istocie?

Inwestowanie w znaczki zrewolucjonizował gwałtowny rozwój handlu internetowego w ciągu ostatnich 20 lat. Stworzyło to znacznie bardziej płynny i przejrzysty rynek. Prawdopodobnie kolejnym etapem tej ewolucji będzie własność cząstkowa. Niedawno uruchomiliśmy nową usługę umożliwiającą inwestorom inwestowanie we własność cząstkową za pośrednictwem internetowej platformy transakcyjnej strony trzeciej.

Nasza rozwiązanie jest wyjątkowe ze względu na połączenie każdej frakcji z NFT oraz wykorzystanie technologii blockchain do rejestrowania jakiejkolwiek transakcji własności cząstkowej. Każda frakcja jest zamknięta w łańcuchu bloków i nie można nią manipulować. Zapewnia to pełną przejrzystość, w pełni identyfikowalną księgę publiczną i dostęp do światowych rynków wtórnych.

Moją uwagę przykuła oryginalna transakcja, którą przeprowadził jeden z brytyjskich domów aukcyjnych całkiem niedawno. Polegała ona na tym, że prawo własności do znaczka 1c Magenta zostało wystawione na sprzedaż poprzez wypuszczenie online 80 000 ułamkowych „sztuk” po początkowej cenie 100 funtów. To trochę przypomina akcje – gdy je kupisz, stajesz się właścicielem części korporacji. Czy to zapowiedź nowego trendu w filatelistyce inwestycyjnej, który umożliwi kupowanie najbardziej wartościowych znaczków osobom mniej zamożnym?

Wierzę, że własność cząstkowa w oparciu o przejrzyste rynki internetowe to przyszłość inwestowania w rzadkie znaczki. Jednakże rozwój obrotu wtórnego, aby zapewnić poziom płynności powodujący wzrost cen na tych rynkach, prawdopodobnie zajmie jeszcze kilka lat. Uważam, że posiadanie rzadkich znaczków pocztowych jako inwestycji w aktywa materialne, które można przenosić i które charakteryzują się długoterminową historią wzrostu cen, niesie ze sobą niezaprzeczalne korzyści.

Co wpływa najbardziej na wartość znaczka? Jaka cecha?

Zasadniczo to unikalność, a nie rzadkość, decyduje o wartości znaczka. Na przykład taki, którego istnieją tylko trzy egzemplarze, może być wart mniej niż Odwrócona Jenny, której jest setka, ze względu na poziom zainteresowania i popytu na nią. Unikalność jest najważniejszym czynnikiem wpływającym na wartość znaczka pocztowego i jest zwykle powiązana ze sławą, jaką dany znaczek zyskał.

Stan znaczka może mieć ogromny wpływ na wartość. Na przykład Odwrócona Jenny niskiej jakości może zostać sprzedana za 10% wartości egzemplarza najwyższej jakości, z których jeden został niedawno sprzedany za 2 mln dolarów. Pochodzenie może dodać dodatkową wartość, jeśli znaczek ma poprzednich znanych właścicieli, takich jak członkowie rodziny królewskiej, lub był kiedyś częścią dużej, dobrze rozpoznawalnej kolekcji znaczków.

Dziękuję za rozmowę.

Subscribe
Powiadom o
20 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
dzis
10 miesięcy temu

Przydałoby się zebrać kiedyś w jakąś listę i odpalić tu alternatywne, bo jest co. Materiał na artykuł: alll-in-one.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  dzis

To prawda, mamy sporo takiego kontentu, ale można by go zebrać w jedno miejsce

dzis
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Tylko taki artykuł, to może by 'stokenizować’, bo za jednym zamachem, to by jak 'książka-cegła’ wyszła, almanach.
Trzeba jednak przyznać, że w obliczu zawirowań na rynkach ludzie szukali i szukają alternatyw. Będą mieli 'komplex witamin’.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  dzis

Obawiam się, że to mimo wszystko materiał dla 5% posiadaczy kapitału, bo większość nie dysponuje jeszcze „klasycznym” portfelem inwestycyjnym

dzis
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Nie będę z tym polemizował. Pan ma zdecydowanie większe doświadczenie, jednak wydaje mi się – wg mojej obserwacji – że ten % jest większy.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  dzis

Oby miał Pan rację 😉

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

A wystarczy tego kontentu, aby Pan Redaktor spróbował zgadnąć (może być tak na czuja) czy kariera zawodowego poszukiwacza skarbów Śląska itp. to dobry pomysł?

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  jsc

Za duże ryzyko

Jacek
10 miesięcy temu

Jenny zwyczajnie została uchwycona w trakcie wykonywania tzw. beczki 😉

Belbeniusz
10 miesięcy temu

Ciekawy artykuł, z tym moje wrażenie w jest takie że filatelistyka, razem z tradycyjnymi metodami korespondencji umiera. Zwłaszcza, że wraz z rozwojem technologii staje się pomału możliwe produkowanie „nowych oryginałów” nieodróżnialnych od prawdziwych. Na forum dotyczącym numizmatyki jest dość ciekawy wpis na ten temat, ogólnie wnioski sprowadzają się do jednego z postów OP-a. Do sprzedaży mojej kolekcji finalnie nie doszło. Po 2 miesiącach rozpoznawania bojem wnioski mam następujące: 1. Rynek filatelistyczny to jest jakaś obca planeta. Zamieszkują ją stworzenia o zupełnie innej niż ludzka logice i moralności. 2. Rynek filatelistyczny kurczy się, mimo rosnącej podaży znaczków. Mechanizm jest następujący: filateliści umierają… Czytaj więcej »

Wiedzmon
10 miesięcy temu
Reply to  Belbeniusz

przecież teraz monetomedale au/ag z wiedźminem rules i ceny to the moon… Ciekawe ile lat zajmie im powrót do cen spot…

Belbeniusz
10 miesięcy temu
Reply to  Wiedzmon

Ciekawe ile lat zajmie im powrót do cen spot…

No ciekawe i nie wiadomo czy w ogóle wrócą. Te „monety” z wiedźminem czy gołą babą trudno podciągnąć pod numizmatykę (tak samo zresztą jak błyszczące „kolekcjonerskie” krążki emitowane przez NBP moim skromnym zdaniem), ale o ile są ładne to mogą dalej drożeć jako ciekawostki.
Jak najbardziej można na nich zarobić. Chodziło mi raczej o to, że traktując hobby czysto inwestycyjnie można się na tym finansowo przejechać, zwłaszcza podążając za modami.

Wiedzmon
10 miesięcy temu
Reply to  Belbeniusz

cyfrowe krzyżowanie wirtualnych wizerunków znudzonych małp to przyszłościowy kierunek monetyzacji naiwności przyszłych pokoleń kolekcjonerów…

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Belbeniusz

(…) „inwestor traci na monetach, kolekcjoner nigdy” (przesada, ale przesłanie jest jasne).(…)
W takim razie pasjonat zarabia. Ktoś ze smykałką do ekskloratorki na pewno zysko zdrowego ducha w zdrowym ciele, a jak do tego trafi 1-2 depozyty to i finansowy bilans tej zabawy może być na plusie. W tej branży nawet barachło jest warte trochę grosza byle było w dobrym stanie. W tym interesie można monetyzować też po prostu ciekawe historie.

Last edited 10 miesięcy temu by jsc
jsc
10 miesięcy temu

Widzę, że tego typu aktywa znajdują w oczach redakcji uznanie w przeciwieństwie do krypto, tuszę zatem, redakcja widzi w nich jakaś warość wewnętrzną. Skoro tak to pozwolę sobie na prowokację intelektualną: Gdyby teoretycznie pojawiło się zamówienie na analizę fundamentalną branży zawodowego poszukiwania skarbów Śląska itp. i tej ścieżki kariery oczywiście za odpowiednią sumę pieniędzy to byśćie się na nią porwali?

Last edited 10 miesięcy temu by jsc
Admin
10 miesięcy temu
Reply to  jsc

Nie sądzę, żeby miały wartość wewnętrzną. Tutaj też decyduje moda

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Widzę, że w końcu Pan Redaktor przyznał mi rację, że w takich znaczkach pocztowych jest tyle sensu co w NFT.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  jsc

Tylko rynek na znaczki jest większy, bo są materialne 😉

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Hmm… na rynku strukturyzowania danych cyfra wygrywa z materią. Zatem musi chodzić o coś innego… może znaczki są po prostu starsze?

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  jsc

Kolekcjonowanie cyfry wbrew pozorom nie jest zbyt wygodne…
Tak, to pewnie głównie kwestia wieku

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu