3 października 2023

Czy zboże z Ukrainy zasypie Polskę? Niektórzy przepowiadają, że powstanie wspólny rynek żywności z Ukrainą, ale… kto zarabia na ukraińskim zbożu?

Czy zboże z Ukrainy zasypie Polskę? Niektórzy przepowiadają, że powstanie wspólny rynek żywności z Ukrainą, ale… kto zarabia na ukraińskim zbożu?

Zboże z Ukrainy: to problem, który trzeba będzie rozwiązać, zanim Unia Europejska przyzna temu krajowi  uczestnictwo we wspólnym rynku rolnym. Potencjał produkcyjny rolnictwa ukraińskiego jest ogromny. To mniej więcej jedna trzecia sektora żywności w Unii Europejskiej! Wielkie przedsiębiorstwa rolne w Ukrainie są we władzy oligarchów-miliarderów. Czy ewentualne wpuszczenie ukraińskiej żywności na unijny rynek nie będzie zbyt kosztowne dla Polski oraz zbyt niekorzystne dla… Ukrainy?

Polska od początku inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. wspiera dążenia tego kraju do wejścia w struktury europejskie. To nasz interes geopolityczny. Jednak ostatnie dwa miesiące pokazały, że coraz więcej myślimy też o zagrożeniach dla polskiego rynku. Zboże z Ukrainy stało się powodem sporu Polski z Ukrainą, a także Polski z Unią Europejską. Polska wraz z kilkoma krajami naszego regionu obawia się, że zboże z Ukrainy może skutecznie załamać lokalne rynki żywności.

Zobacz również:

Polska mimo tego, że jest największym rynkiem w regionie, nie może się równać ze skalą produkcji żywności w Ukrainie. Tam ten sektor jest wyjątkowo duży i jest we władaniu oligarchów, którzy są nie tylko miliarderami, ale jednocześnie wpływowymi politykami. W dodatku władze Ukrainy popierają interesy swoich wielkich koncernów rolnych i w ich obronie ryzykują nawet polityczne i gospodarcze starcie z wielkimi orędownikami niepodległości Ukrainy w regionie.

Czytaj też: Odbudowa Ukrainy już się rozpoczęła, ale cieniem kładą się korupcja i malwersacje

Czytaj też: Jak polskie firmy mogą zarobić na odbudowie Ukrainy? Będziemy umieli wejść na ten rynek?

O co chodzi? I kto ma rację w tym sporze o (ukraińskie) zboże?

Rolnicy w Polsce obawiają się niekontrolowanego importu z Ukrainy nie tylko zboża, ale i innych produktów żywnościowych. Ewentualne otwarcie na żywność ze wschodu to potencjalne zagrożenie także dla całego europejskiego rolnictwa, które od dekad funkcjonuje w warunkach silnego protekcjonizmu gospodarczego i gigantycznych dopłat z budżetu UE.

Z czym tak naprawdę mamy do czynienia w Ukrainie, dlaczego zboże z Ukrainy jest tak silnym straszakiem? W Ukrainie nie istnieje coś takiego oddzielenie funkcji państwowych od biznesu. Mianowany na swoje stanowisko w marcu zeszłego roku minister rolnictwa i polityki żywnościowej Mykoła Solskyj to jeden z większych ukraińskich latyfundystów.

W 2007 r. Solskyj był jednym z założycieli Ukraińskiego Holdingu Rolnego (UAH), który według ratingu miesięcznika Focus z września 2020 r. miał 51 000 ha ziemi i rocznie produkował 300 000-350 000 ton kukurydzy oraz 50 000-60 000 ton soi. Ale nie tylko – UAH w zeszłym roku potężnie zaczął skupować ziarno od drobnych producentów i eksportuje je za granicę.

Kiedy więc ukraiński minister rolnictwa Solskyj mówi coś o „sytuacji rolników” lub wypowiada się na temat polskiego zakazu wwozu ziarna znad Dniepru na nasz rynek, to w rzeczywistości o swoich interesach mówi biznesmen Solskyj. I tak też trzeba traktować wszelkie jego i ukraińskiego rządu wypowiedzi dotyczące ukraińskiego zboża i polskiego zakazu jego wwozu do nas.

Powierzchnia gruntów rolnych w Ukrainie to 35 mln ha. Jest to ponad jedna trzecia tego, czym dysponują wszystkie kraje Unii Europejskiej łącznie. W dodatku ziemia w Ukrainie to w znacznej mierze najlepszy na świecie czarnoziem. Kto na tej ziemi zarabia?

W ukraińskim sektorze rolnym rządzi garstka agroholdingów, które kontrolują w sumie ok. 4 mln ha. Okruchami z ich lobbingu żywi się kilka tysięcy farmerów, z których każdy kontroluje średnio po kilkaset do kilku tysięcy ha. Obraz uzupełnia wielomilionowa masa drobnych właścicieli kilkuhektarowych działek. To byli pracownicy kołchozów i sowchozów oraz nieliczni szczęśliwcy, którym udało się skorzystać z zapisanego w ukraińskiej konstytucji prawa do bezpłatnego otrzymania gruntu rolnego na własny użytek.

Największe agroholdingi to zarejestrowany w Luksemburgu (notowany na warszawskiej GPW) Kernel – 600 000 ha, zarejestrowany na Cyprze MHP – 300 000 ha, zarejestrowane w USA TNA Corporate Solutions LLC i NCH Capital – po 300 000 ha, zarejestrowany w Niderlandach Astarta Holding N.V. – 260 000 ha, zarejestrowany w Luksemburgu IMC S.A. – 200 000 ha, PIF Saudi z Arabii Saudyjskiej – 200 000 ha oraz zarejestrowany na Cyprze Agroton Public Limited.

Ale nie tylko powierzchnia posiadanych gruntów decyduje o wpływach, jakie agroholdingi mają nad Dnieprem. Przyjrzyjmy się największemu z nich – Kernelowi, pamiętając, że podobne związki można znaleźć w zdecydowanej większości działających w Ukrainie firm rolniczych.

Zboże z Ukrainy. A w tle układy, korupcja, polityka

Głównym udziałowcem Kernela jest oligarcha Andrij Wieriewskyj, niegdyś wpływowy deputowany ukraińskiego parlamentu z Bloku Julii Tymoszenko, a potem prorosyjskiej Partii Regionów Wiktora Janukowycza. Kiedy zasiadał w parlamentarnym komitecie do spraw polityki rolnej, skutecznie zwiększał powierzchnię posiadanej ziemi, przejmując kontrolę nad kolejnymi tysiącami hektarów.

W 2015 r. dołączył do Wieriewskiego, kupując 5% akcji Kernela, a w dwa lata później powiększając udział do 6,59%, jeden z czołowych polityków z okresu prezydenta Wiktora Janukowycza i szef młodzieżówki Partii Regionów, Witalij Chomutynnik.

Chomutynnik, który kierował w czasach Janukowycza parlamentarnym komitetem ds. polityki celnej, był uznawany przez ukraińskie media za jednego z głównych rozgrywających, jeśli chodzi o działania korupcyjne w zakresie rozliczania ukraińskiego cła. Ten segment gospodarki zdominowany został przez tzw. „modne firmy”, czyli brokerów celnych, którzy przejęli odprawę celną m.in. na polsko-ukraińskiej granicy i pośredniczyli w zbieraniu łapówek za odprawę towarów.

Bez skorzystania z ich usług odprawa celna potrafiła się ciągnąć miesiącami albo w ogóle nie dochodziła do skutku. Zebrany przez “modne firmy” od eksporterów i importerów haracz trafiał potem do kieszeni ludzi Janukowycza. Po obaleniu Janukowycza i przejęciu sterów przez Petra Poroszenkę, który był swego czasu współzałożycielem Partii Regionów, a w 2012 r. ministrem gospodarki czasów Janukowycza, Chomutynnik doskonale odnalazł się w nowym układzie.

Razem z innym wpływowym oligarchą, aresztowanym ostatnio Ihorem Kołomojskim, prowadził interesy w sektorze paliwowym. W 2016 r. tygodnik „Nowoje Wriemia” ogłosił listę 100 najbogatszych Ukraińców, na której ten polityk z majątkiem wycenianym na 269 mln dolarów zajął 14. miejsce. Jak wyjaśniała redakcja, w ciągu roku aktywa Chomutynnika wzrosły o 356%!

„Równolegle ze wzrostem wartości aktywów rośnie polityczny wpływ Chomutynnika” – zauważały „Nowoje Wriemia”, przytaczając opinię ukraińskiego politologa Wołodymyra Fesenki, który określił oligarchę mianem „załatwiacza”, który łatwo może dogadać się z Państwowa Służbą Fiskalną – celnikami i skarbówką. „On 10 lat budował system kontroli nad fiskałami i zbudował”  – podsumowywał Fesenko.

Może warto byłoby więc, by polski nadzór finansowy przyjrzał się, skąd wziął się gigantyczny majątek prorosyjskiego oligarchy z Ukrainy szacowany w zeszłym roku już na 490 mln dolarów i pochodzące z niego kapitały zainwestowane na GPW?

Chomutynnik to jednak nie tylko wieloletnie związki z Rosją i oskarżenia o korupcję, ale dzisiaj też członek nowego politycznego klanu związanego z czeskim oligarchą Tomaszem Fialą uznawanym w Kijowie za człowieka do specjalnych poruczeń George’a Sorosa – jest szwagrem Siergieja Prytuły, prezentera telewizyjnego, który był kandydatem na mera Kijowa ze wspieranej przez Fialę partii Hołos.

Wielkie i nieefektywne kontra małe i produktywne

Ukraińska wieś znajduje się dziś w opłakanym stanie, ale embargo na sprzedaż zboża znad Dniepru na polskim rynku nie ma z tym nic wspólnego. Katastrofa to wynik rabunkowej działalności wielkich latyfundystów korzystających z politycznych wpływów w połączeniu z nieudolnością.

„Najbardziej rozpowszechniony w naszym czasie dogmat stalinizm, to większa efektywność wielkich przedsiębiorstw rolnych w porównaniu z niewielkimi gospodarstwami rodzinnymi. Towarzysz Stalin pisał, że zadanie pięciolatki w rolnictwie polegało na tym, żeby przekształcić ZSRR z kraju rolnictwa opartego na drobnych gospodarstwach w kraj wielkich przedsiębiorstw rolnych, które zabezpieczają największą produktywność. ZSRR zdecydowanie dowiódł błędności tego postulatu”

– tak kilka lat temu oceniał sytuację nad Dnieprem branżowy portal Latifundist zastanawiający się nad efektywnością ukraińskiego rolnictwa. Kolejne ekipy rządzące w Kijowie konsekwentnie podążają tą drogą wytyczoną dawno temu przez Stalina. Tyle że komunistyczną retorykę zastąpiły dziś neoliberalne hasła. A jak wygląda rzeczywistość opisuje to Latifundist:

„Mimo współczesnych technologii, możliwości wielkich inwestycji w infrastrukturę, silnych zasobów i zabezpieczenia zbytu, wielkie przedsiębiorstwa rolne nie nadążają za gospodarstwami rodzinnymi pod względem wysokości plonów w warzywnictwie, sadownictwie i uprawie jagód oraz mają mniej więcej takie same wskaźniki plonów w przypadku uprawy kultur towarowych: pszenicy, słonecznika, rzepaku – tych kultur, gdzie wysoka mechanizacja powinna dawać największe przewagi produkcyjne”

W ostatnim roku sytuacja jeszcze bardziej się zaostrzyła. Częściowo jest to skutek zniszczenia gleby uprawami monokultur bez stosowania płodozmianu. Nawet czarnoziemu nie można w ten sposób bezkarnie eksploatować w nieskończoność. Było w miarę dobrze, dopóki tanie były nawozy. Obecnie ta możliwość zniknęła – żeby zebrać przyzwoite plony, trzeba sypać nawozy, a to kosztuje coraz więcej. Rezultat – w 2022 r. ukraińscy latyfundyści, według Ukraińskiego Klubu Biznesu Rolnego, zakończyli rok ze stratą. Kolejne lata zapowiadają się jeszcze gorzej.

Jeśli więc ktoś zasługuje na opinię mającego dwie lewe ręce w ukraińskim rolnictwie, to są to wielcy feudałowie najgłośniej dziś krzyczący o „krzywdzie” wyrządzanej ukraińskiemu rolnictwu przez polski zakaz wwozu ziarna. A że wciąż mimo wszystko mają czym zalewać rynek? No cóż, nawet przy totalnej niekompetencji i nieudolności wielcy producenci korzystają z premii setek tysięcy hektarów.

A jak to możliwe, że niedysponujące techniką ani kapitałem małe gospodarstwa na stepowej głuszy dają sobie radę znacznie lepiej niż naszpikowane nowoczesną techniką gospodarstwa agrobaronów? Odpowiedź ekspertów Latifiundista jest prosta – uprawa własnej ziemi przez rodzinę zawsze da lepszy rezultat niż praca robotników najemnych na cudzej ziemi, a grunt o mniejszej powierzchni jest zawsze dokładniej uprawiany niż wielkie połacie ziemi.

Przykład pierwszy z brzegu – na Krym, po wypędzeniu stamtąd w 1944 r. rdzennej ludności, czyli Krymskich Tatarów, zwieziono i osiedlono Rosjan. I nagle okazało się, że kwitnące ogrody zaczęły zamieniać się w pustynię, a „kartoszka” nie chciała rosnąć. Dlaczego?

Cóż, pracujący z pokolenia na pokolenie Tatarzy znali swoje skrawki ziemi na pamięć. Wiedzieli, gdzie pod ziemią cieknie woda, gdzie można liczyć na trochę więcej wilgoci po deszczach, a gdzie wody nie ma i nie będzie. I do tych konkretnych warunków w mikroskali dostosowywali uprawy – tu bakłażany, tu arbuz, tu papryka, a tu miejsce na wypas owiec.

Wielcy producenci rolni podobnie jak rosyjscy kolonizatorzy na Krymie zamiast takiego podejścia stosują urawniłowkę, która niczym dobrym nie może się zakończyć. Gospodarcze efekty ich działań mogą budzić tylko śmiech – ukraińskie agroholdingi całkiem serio chwalą się uzyskiwaniem plonów pszenicy rzędu 40 kwintali z hektara na najlepszych na świecie czarnoziemach, odpowiedniku polskiej I klasy gruntów rolnych, w idealnych warunkach klimatycznych z nieograniczonym dostępem do kapitału, podczas kiedy polscy rolnicy podobne plony otrzymują na nieporównanie gorszych gruntach IV klasy.

Rodzinne gospodarstwo rolne orientowane jest na produktywność – w odróżnieniu od niego wielkie agroholdingi interesuje zysk, bo z tego są rozliczane przez właścicieli. Mogą więc marnotrawić potencjał, o ile w excelu w rubryce „czysty zysk” pojawią się ładne liczby. A że wyrządzą przy okazji szkodę interesom całego kraju i jego obywateli? A cóż to obchodzi ich właścicieli – zachodnich inwestorów albo ukraińskich feudałów, którzy już dawno zadbali o wygodne wille dla siebie i swoich rodzin nad Morzem Śródziemnym, a ich dzieci rodzą się w USA, żeby zapewnić im obywatelstwo tego kraju.

Współcześni „wrogowie ludu” chcą zdominować zboże z Ukrainy

Aż 22 mln ha ukraińskiej ziemi pozostaje w rękach drobnych rolników. Ale tylko na papierze. Po rozpadzie ZSRR zlikwidowano kołchozy i sowchozy, a ich pracownicy otrzymali ziemię. Jednak tej ziemi w zdecydowanej większości nie wydzielono im fizycznie. Mają więc w ręku papier opiewający na hektary, jakich nie wydzielono nawet na mapach hipotecznych.

Ci, którzy doczekali się wydzielenia geodezyjnego, bardzo często nie mogą samodzielnie gospodarować, bo nie zadbano przy podziale działek np. o dostęp do drogi. Do tego trzeba dodać brak sprzętu rolniczego niezbędnego do pracy na roli, bo sprzęt pokołchozowy-posowchozowy przywłaszczyli sobie byli kierownicy. Rezultat jest taki, że to eksszefowie kołchozów i sowchozów kierują pracą na tych ziemiach, które przekształciły się w gospodarstwa farmerskie. Wykorzystują przy tym nieciekawą prawnie sytuację „pajowików”, czyli prawowitych tych ziem właścicieli, których pozbawiono możliwości samodzielnego gospodarowania.

Niekompetencja i nieudolność wielkich przedsiębiorstw rolnych sprawiły, że ich właściciele, którzy korzystają z politycznych wpływów, rzucili się na drobnych posiadaczy ziemi, chcąc wyrugować ich z ich własności i zwiększyć swój areał, a tym samym – metodą ekstensywną – uzupełnić malejące dochody.

W tym procederze niestety pomaga państwo. Zamiast pomóc w odbudowie sieci rodzinnych gospodarstw rolnych i wesprzeć je doradztwem rolniczym, nie ma drobnych rolników wsparcia merytorycznego, są za to coraz to nowsze podatki. Żeby odliczyć podatek VAT, właściciel ziemi rolnej musi zapłacić podatek od posiadania ziemi znacznie wyższy niż podatek gruntowy płacony przez polskich rolników, natomiast od sprzedanych produktów rolnik ukraiński musi zapłacić podatek dochodowy, który jest faktycznie podatkiem od przychodu bez uwzględniania kosztów produkcji.

Rząd nie kryje swoich intencji. Celem jest wyrzucenie drobnych posiadaczy z ziemi i umożliwienie przejęcia jej przez latyfundystów. Kiedy w 2021 r. znoszono moratorium na obrót ziemią rolną, robiono to pod skierowanym do „pajowików” hasłami w stylu – „wreszcie będziesz mógł pozbyć się ziemi i kupić lekarstwa”, a w kanałach telewizyjnych emitowano finansowane przez rząd reklamy mówiące nie o tym, jak dokupić hektarów od sąsiada i gospodarować na nich, ale o tym, jak sprzedać ziemię wielkim posiadaczom. Zboże z Ukrainy miało być efektem wielkiej własności.

Ukraińskie rolnictwo doskonale sobie poradzi bez latyfundystów

W sumie nic więc dziwnego, że eksperci znający od podszewki ukraińskie rolnictwo i analizujący gospodarkę na poziomie realnego życia lokalnego, a nie makroekonomii, widzą w decyzji Polski zakazującej wwozu ziarna agroholdingów szansę na odrodzenie wsi, gdzie podstawą będą rodzinne gospodarstwa, jakie mogłyby powstać na gruzach nieefektywnych gigantów.

Najlepszym przykładem na różnicę pomiędzy latyfundystami niezdolnymi dostosować się do zmian sytuacji a drobnymi rolnikami jest sytuacja z arbuzami. Co roku sezon rozpoczynała obserwowana przez cały kraj podróż w górę Dniepru z Chersonia do Kijowa barki z setkami ton tych owoców.

W zeszłym roku arbuzów niemal nie było – w sklepach i na bazarach osiągały ceny w szczycie sezonu 20 i więcej hrywien za kilogram, podczas gdy rok wcześniej można je było kupić na każdym rogu, płacąc 2-3 hrywny za kilogram. A to dlatego, że rosyjska okupacja południa Ukrainy odcięła od reszty kraju tradycyjne obszary uprawy tych owoców.

Kiedy latyfundyści lamentują i domagają się międzynarodowej pomocy, bo nie radzą sobie ze swoim ziarnem, drobnym rolnikom wystarczył jeden sezon, by przystosować się do nowej sytuacji. Dziś arbuzy uprawiane są nawet na Wołyniu tuż za polską granicą i na dalekiej północy Ukrainy w obwodach czernihowskim, charkowskim czy sumskim. Owoców jest w bród, a ceny są o połowę niższe niż rok temu.

Źródło zdjęć: Eugene/Unsplash Rodion Kutsaiev/Unsplash Marina Yalanska/Unsplash

Subscribe
Powiadom o
29 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
koko
1 rok temu

nie ma żadnego ukrainskiego rolnictwa sa tylko międzynarodowe potęzne korporacje o niejasnych powiązaniach wykorzystujące ukraińska ziemię ….

Jacek
1 rok temu

Dzięki za szczegółowe i ciekawe informacje. Nie dziwi mnie, że tak wielu zdolnych do służby wojskowej prysnęło za granicę.
Fakt, że niedawno Ukraina pochwaliła się rekordowymi rezerwami złota każe się zastanowić, czy oby na pewno całe uzbrojenie z międzynarodowych darów rzeczywiście trafia na front.

Admin
1 rok temu
Reply to  Jacek

Na ich miejscu też bym oszczędzał. Bo Europa i USA nie będą bez końca finansować wojny…

jsc
1 rok temu
Reply to  Maciej Samcik

Błąd… Ukraina nie jest w stanie wygrać wojny materiałowej.

koko
1 rok temu
Reply to  Jacek

przecież te dary można czesto kupic na olx , nie wiedziałeś ?

ksystof
1 rok temu

Solidny artykuł. Jest on niestety dobrym obrazemcałości ukraińskiej gospodarki. Dziedzictwo sowietów jest silniejsze niż u nas. Największym problemem Ukrainy jest brak myślenia w kategoriach wspólnotowych a tym samym jakość ich elit. Ludzie budujący u nas demokrację, którzy często oddali za to życie jak Falzmann, stworzyli naszą przewagę. Na wschodzie uważają że to tylko pieniądze z USA i UE. Nie wszystko da się załatwić pięniędzmi…

Admin
1 rok temu
Reply to  ksystof

Z jakichś powodów my potrafiliśmy prześlizgnąć się do Unii Europejskiej i NATO, a oni nie. Moim zdaniem to jest właśnie główny powód

WoW
1 rok temu

Niespotykana na tym portalu pośrednia pochwała taktyki rządowej. I to tuż przed wyborami!

Admin
1 rok temu
Reply to  WoW

Gdybym miał na drugie Max, to bym powiedział: „Mówimy jak jest”

jsc
1 rok temu
Reply to  Maciej Samcik

Ten od wyroku śmierci na Dudę?

jsc
1 rok temu
Reply to  WoW

Może wyjaśnienia trzeba szukać w USA… wsparcie wojskowe zostało utrącone razem ze speakerem Kongresu.

Jacek
1 rok temu
Reply to  WoW

Jaka taktyka rządowa? Oddali już wszystko i Ukraina pokazała jak traktuje sługi swego narodu, które ze strachu przed spadnięciem ze stołków zaczęły udawać polskich patriotów.

jsc
1 rok temu

Ehhh… czwarta władza. Dopiero teraz wywlekacie temat oligarchów*? Trudno mi znaleźć inne wyjaśnienie, niż szykowanie sceny dla aktora rosyjskiego.

Jeśli są podjęte jakieś decyzje polityczne to powiedzcie o nich wprost, bo nie chce mieć dymów na dzielni.

* (…)Ale nie tylko – UAH w zeszłym roku potężnie zaczął skupować ziarno od drobnych producentów i eksportuje je za granicę.(…)
A temat ten tak stary jak sprawa Umowy Czarnomorskiej… Zatem nie ma co się dziwić, że wrzaski z okolic WTO i UE są głośniejsze niż wybuchy w portach Odessa, Izmaił i Remi.

Last edited 1 rok temu by jsc
jsc
1 rok temu

(…)W sumie nic więc dziwnego, że eksperci znający od podszewki ukraińskie rolnictwo i analizujący gospodarkę na poziomie realnego życia lokalnego, a nie makroekonomii, widzą w decyzji Polski zakazującej wwozu ziarna agroholdingów szansę na odrodzenie wsi, gdzie podstawą będą rodzinne gospodarstwa, jakie mogłyby powstać na gruzach nieefektywnych gigantów.(…)A
A gdzie, do […] nędzy, byli rok temu? Ronili krokodyle łzy nad głodującymi murzynami? Co się stało, że nagle wrócili z emigracji na Madagaskar?

Last edited 1 rok temu by jsc
Stef
1 rok temu
Reply to  jsc

Nie efektywne giganty? Nie efektywne to są polskie gospodarstwa średnia 15 ha ( w 30 kawałkach).
1.ukrainska gleba nie wymaga nawozów, bo jest to czarnoziem kl. I, tylko lanie glikofosfatu żeby chwasty nie rosły.
2. Zobaczcie na filmach jaki sprzęt ma Ukraina. Kombajny koszace na raz 3x tyle szerokości co nasze. Są one tak wydajne że nie mają zbiorników tylko sypią odrazu na ciężarówki. Pola po 1000 ha w jednym kawałku.

Tam są gospodarstwa wysoko towarowe i nasze rolnictwo nie ma z nimi żadnych szans.

jsc
1 rok temu
Reply to  Stef

Dlaczego wciskasz mi coś czego nie powiedziałem? Powiedziałem tylko, że w zeszłym roku ekspertów mających takowe zastrzeżenia było trzeba szukać wśród onuc na stronach w stylu neon24.

qqq
1 rok temu

Ciekawe porównanie wydajności. Pojawia się sugestia, że duże gospodarstwo ukraińskie = słaba wydajność, małe gospodarstwo polskie = lepsza wydajność.
Zastanawiam się czy wielkość jest tutaj najważniejszym czynnikiem. W USA i Europie też dominują duże gospodarstwa.

jsc
1 rok temu
Reply to  qqq

Przy czym rugowanie gospodarstw rodzinnych było w USA równie brutalne jak w (…)republikach(…). A co do tego czy gospodarstwa rodzinne są skazane na los biedagospodarstw to uważam, że niekoniecznie… ale tu trzeba działać, czyli:

  • zakładać grupy producenckie i/lub szukać dojść do spółdzielni żywnościowych
  • robić agroturystykę
  • iść w ekoprodukcję
  • uprawy leśne itp.
Hmm
1 rok temu
Reply to  qqq

A gdzie w Europie dominują gospodarstwa o areale choćby kilku tysięcy hektarów, nie mówiąc już o kilkudziesięciu, czy kilkuset tysiącach jak na Ukrainie?

Stef
1 rok temu
Reply to  qqq

Moim zdaniem ukraińskie gospodarstwa fauszuja statystykę żeby nie płacić podatków. Niemożliwe żeby duże gospodarstwo na Ukrainie, że sprzętem na światowym poziomie i glebą klasy I. dawało tak niskie plony. Ewentualnie ich glebą może być za żyzna na pszenicę i lepiej by się kukurydza sprawdziła?

ksystof
1 rok temu
Reply to  qqq

Nie małe a średnie, rodzinnne są najbardziej wydajne. Małych nie stać na zabawki bo są za drogie. Bez zabawek jest średniowiecze. Latyfundia bez niewolników albo pozycji monopolu są za drogie w utrzymaniu, a i tak nie mają wydajności.

pol
1 rok temu

U nas tak to wpływa na rodzimą produkcję: 1. Kalafiory były po 6 zł, dokoptowano od sąsiadów i są po 3. Nie wiadomo tylko czy kupuje się PL w takim młynie. 2. Jabłka przemysłowe były ponad 60 gr, dotarły transporty ze wschodu i już cena spada. A ile takich jest produktów, co po czasie się dowiemy. No ciastka itp. można w PL sklepach kupić z Ukr. Ci biedniejsi, co do PL przybywają za pracą, mają małe gospodarstwa, nabywają u nas nawet sprzęt do ich uprawy, nawet z demobilu – u nas nie używany, przestarzały. Naiwne kraje 'pomagają’ korpo zachodu –… Czytaj więcej »

Stefan
1 rok temu

Jakie ukraińskie zboża, te zboże jest kilku facetów z ukraińskimi paszportami którzy w ostatnich 10 latach nie byli nawet w ukrainie tylko siedzą w ciepłych krajach i cieszą się z wojny

Michał
1 rok temu

Ciekawe że lata płyną, a nic się nie zmienia. Problem ten sam co za I RP. Magnaci – oligarchowie. Radziwiłłowie-Kolomojscy. Nadal władza oparta na tym samym- łapówkach i sile, braku poszanowania dla prawa. I RP upadła, jak wschodni magnaci ostatecznie przemogli polskich. Początkowo nasi dominowali inteligencją,wiedzą. W starciu z brutalną siłą polegli. Potem padło całe Państwo. Ale jak dla mnie utrata kresów, to był powód do radości. Wycielismy raka z gangreną. Wpuszczenie Ukrainy do UE będzie prawdziwym początkiem końca cywilizacji europejskiej jaką znamy. Wystarczy pogadać z jakimkolwiek ukraincem w Polsce. Zwykły prosty robotnik budowlany, czy pracownik banku,ma wręcz we krwi… Czytaj więcej »

Admin
1 rok temu
Reply to  Michał

Ludzie z Ukrainy w zdecydowanej większości pracują bardzo uczciwie i rzetelnie, natomiast z elitami w Ukrainie jest duży problem

Michał
1 rok temu
Reply to  Maciej Samcik

Dla mnie uderzające jest, że ten sam problem był 500 lat temu. Tego że ludzie z Ukrainy pracują uczciwie nie kwestionuję,
Z wydajnością jest jednak gorzej. Są mniej wydajni od Polaków, tak jak Polacy są mniej wydajni od Niemców. Im dalej na wschód i zachód od Renu tym gorzej.
Natomiast stosunek do przestrzegania zasad, procedur i ogólnie poszanowania prawa jest u Ukraińców słaby, a wiara w łapówki jest powszechna

Admin
1 rok temu
Reply to  Michał

Zjawisko do zbadania przez socjologów. Jeśli ktoś widział takie badania – niechaj podrzuci

jsc
1 rok temu
Reply to  Michał

A co rozumiesz przez pojęcie bardziej wydajni?

Roman
1 rok temu
Reply to  Michał

To nie jest problem wydajności, a dostępu do nowych technologii i jej powszechności. Im dalej na Zachód tym nowocześniejszy sprzęt i problemem nie jest to czym pracujesz, a co było wykorzystywane przy nauce. Jeśli uczyli Cię pracować wkrętakiem i jesteś rzetelnym i wydajnym użytkownikiem tego narzędzia, wcale nie oznacza, że tak samo będzie jeśli dostaniesz w ręce wkrętarkę. I tak to działa mniej więcej w praktyce, zwłaszcza w zderzeniu z bardziej zaawansowanym sprzętem i narzędziami, których obsługi trzeba nauczyć ludzi nie mających z nimi nigdy styczności. Ten sam problem mieli pracownicy z Europy wschodniej po otwarciu zachodnich granic, ten sam… Czytaj więcej »

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu