Ukraina nie będzie odbudowywana. Ona będzie „wymyślana” na nowo. Za pieniądze z zamrożonych rosyjskich aktywów i za miliardy dolarów od państw zachodniej koalicji. Obserwując na żywo i na miejscu to, jak dziś zarządza się pieniędzmi przekazywanymi z Zachodu do Ukrainy, nie mam wątpliwości – jeśli mamy skorzystać na odbudowie Ukrainy, musimy sami wymyślić, sfinansować i w pełni kontrolować polskie inwestycje na tym terenie. Inaczej jest duże ryzyko, że te pieniądze zostaną zmarnowane
Odbudowa Ukrainy to na razie plany, bo wojna wciąż trwa. Ale są to plany, które są coraz częściej publicznie prezentowane i dyskutowane w coraz bardziej konkretnych propozycjach. Ukraina stara się sprawę odbudowy powojennej przedstawiać nie jako wołanie o pomoc. Udział w odbudowie kraju na razie ogarniętego wojną ma być szansą na dobry interes. Czy polskie firmy będą mogły i umiały się w ten biznes wkręcić?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Gigantyczna skala zniszczeń spowodowanych rosyjskim najazdem sprawia, że odbudowa Ukrainy potrwa wiele lat. A wciąż słyszymy o nowych zniszczeniach i to bardzo poważnych, obejmujących gigantyczne obiekty takie jak np. zniszczona przez wojska rosyjskie tama na Dnieprze w Nowej Kachowce. W tym przypadku premier Ukrainy oszacował straty gospodarcze i dla środowiska na ok. 1,5 mld dolarów. Pytanie, czy trzeba tamę odbudować czy wymyślić cały region na nowo?
Związanych z odbudową kraju inwestycji nie pociągną firmy z Ukrainy. To za duża skala. Ukraiński rząd szacuje potrzeby finansowe kraju zniszczonego rosyjskim najazdem na ok. 600-750 mld dolarów, ale międzynarodowe i ukraińskie ośrodki analityczne są oszczędniejsze. Mimo wszystko najniższe szacunki i tak mówią o kwotach sięgających kilkuset miliardów dolarów.
To duża szansa dla firm z innych krajów, tym bardziej że największe instytucje finansowe świata, np. Bank Światowy i MFW, deklarują swoje wsparcie finansowe, pieniądze więc powinny się znaleźć. Odbudowa Ukrainy to też szansa dla polskich przedsiębiorców.
Trzeba będzie jednak chłodnej kalkulacji i rozeznania w realiach administracyjnych i biznesowych naszego wschodniego sąsiada. I warto się trzymać za kieszeń. Nie szastać pieniędzmi i przeznaczać je tylko na te projekty, które służą polskim firmom.
Czytaj też: Odbudowa Ukrainy będzie jeszcze droższa niż wcześniej szacowano
Czytaj też: Jak w czasie działań wojennych Ukraińcy płacą za zakupy, gotówką czy kartami?
Dawać pieniądze Ukrainie? Lepiej ich pilnować
Jakie są potencjalne źródła finansowania odbudowy Ukrainy? W grę wchodzą reparacje, jednak do tego potrzeba jeszcze wygranej wojny, traktatu pokojowego i skutecznej egzekucji zapisanych w nim kwot. A odbudowę trzeba zaczynać już teraz. Na dziś realne źródła finansowania to zamrożone na Zachodzie aktywa rosyjskie i wsparcie finansowe z międzynarodowych instytucji finansowych oraz budżetów państw proukraińskiej koalicji, w tym Polski.
Czy w ślad za miliardami dolarów napływającymi nad Dniepr pojawią się firmy, które zaczną po prostu odbudowywać poszczególne fragmenty infrastruktury transportowej, energetycznej, publicznej czy zasobów mieszkaniowych? Takie rozwiązanie zupełnie nie przystaje do ukraińskiej specyfiki, a przekazanie pod opiekę ukraińskich urzędników jakichkolwiek pieniędzy, to – niestety – niemal gwarantowana ich strata.
Przykłady defraudacji i marnotrawienia gigantycznych kwot w czasie wojny na wszystkich szczeblach już teraz idą w tysiące. Wszystko zgodnie z zasadą – im drożej, tym lepiej, bo wtedy i suma „otkatów”, czyli tego, co ląduje w kieszeni urzędnika czy polityka, robi się odpowiednio wysoka. Odbudowa Ukrainy to często będzie niestety okazja do prywatyzowania środków z zagranicy.
I tak np. liceum w Kijowie „w trosce o dobro uczniów” kupuje jako wyposażenie schronu robota kuchennego za ponad 770 000 hrywien, czyli ok. 70 000 zł. Przy takim robocie modny Thermomix to zabawka dla przedszkolaków. Z kolei we wsi pod Odessą nagle pojawia się potrzeba wybudowania na wiejskim cmentarzu toalety za kilka milionów hrywien. W 15-tysięcznych Kiwercach na Wołyniu koniecznie trzeba wyremontować stadion z towarzyszącą mu rozbudowaną infrastrukturą za jedyne 75 mln hrywien, czyli ok, 2 mln dolarów.
Oczywiście, wszystko to zgodnie z prawem, w oparciu o plik wymaganych dokumentów, za pośrednictwem stworzonej z zachodnich dotacji elektronicznej platformy zamówień publicznych Prozorro.
Ukraińscy urzędnicy metody wyprowadzania publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni, tak by zachować pozory legalności, mają opracowane do perfekcji. Kiedy kilkanaście lat temu zakładałem firmę w Sewastopolu, to za prawo jej założenia musiałem zapłacić łapówkę, która oczywiście formalnie łapówką nie była.
Po prostu zgłoszenie do rejestru przedsiębiorców należało złożyć na urzędowym formularzu, a urząd oczywiście ich nie miał. Urzędnicy z uśmiechem odsyłali petentów do pani, która siedziała w korytarzu urzędu i z którą należało zawrzeć umowę wypełnienia druczka i uiścić stosowną opłatę. Korupcja? Ależ skąd. Przecież nikt nikogo do zawarcia umowy nie zmuszał… A że bez tego nie dało się zarejestrować firmy? No cóż…
Wojna? Wciąż kwitną nieprzejrzyste reguły biznesowe
Gdy na początku roku tygodnik „Dzerkało Tyżnia” ujawnił gigantyczną aferę z zakupem żywności dla wojska w firmie-krzak za ponad 13 mld hrywien, czyli ok. 350 mln dolarów, po kilkukrotnie zawyżonych cenach, minister obrony Ołeksij Reznikow bez mrugnięcia okiem opowiadał, że cen nikt nie zawyżał, bo on ma ekspertyzę mówiącą o tym, że kilogram ziemniaków kosztuje 36 hrywien. „Przecież są różne gatunki ziemniaków” – twierdził minister, mimo że cały kraj w sklepach i na bazarach kupował je po 8-10 hrywien.
Skoro ukraińscy urzędnicy spokojnie napychają sobie kieszenie publicznymi pieniędzmi, kiedy ukraińscy żołnierze giną na froncie, to raczej nie przestaną tego robić, kiedy ucichną strzały. Logicznie można się spodziewać, że będą to robić z jeszcze większą energią, wprost proporcjonalną do kwot, po które można będzie wyciągnąć rękę.
I o ile losem rosyjskich aktywów nie ma powodu się przejmować, o tyle los pieniędzy przekazywanych do Kijowa przez państwa wspierające Ukrainę to zupełnie inna sprawa, bo nie biorą się one z niczego, tylko są wynikiem ciężkiej pracy podatników z tych krajów.
Nie ma się więc co oszukiwać – jeśli polskie firmy mają uczestniczyć w odbudowie Ukrainy, a polscy podatnicy mają nie zostać przy tym okradzeni, trzeba wymyślić i zrealizować własny program i finansować go samemu, opierając się na własnych siłach, a domagając się od ukraińskich władz tylko jednego – żeby nie przeszkadzały.
Polskie pieniądze na odbudowę powinny od początku do końca znajdować się w polskich rękach – Ukrainie wystarczyć powinno to, że będzie korzystać na tym, jak one zostaną wydatkowane. Nie ma co się bać przy tym zdrowego protekcjonizmu, skoro to pieniądze podatników. Powinny one trafić do polskich firm, ale w ideale, te firmy powinny dać przy tym pracę polskim pracownikom i w maksymalnym stopniu wykorzystywać przy inwestycjach polskie materiały.
Również polskie banki powinny prowadzić finansową obsługę naszego udziału w odbudowie. Taki sposób działania z pewnością znajdzie zrozumienie u zwykłych Ukraińców, którzy tego, co robią skorumpowani urzędnicy znad Dniepru, mają serdecznie dość.
Opublikowany w czerwcu sondaż Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii pokazał, że aż 73% Ukraińców chce po wojnie wymiany skorumpowanych i nieudolnych rządzących. „Ukraińcy zjednoczyli się w celu odparcia wroga, ale to nie oznacza zamknięcia oczu na nadużycia czy niekompetencję pewnych polityków i członków rządu” – konstatują socjologowie.
Czytaj też: Polski bank wymyślił usługę dla Ukraińców wysyłających pieniądze do rodzin
Czym konkretnie można się zająć w czasie odbudowy? Mieszkaniówką
Rosyjskie ostrzały zniszczyły tysiące domów jednorodzinnych i bloków mieszkalnych. Wstępne szacunki mówią o 156 000 budynków. Większości z nich nie da się już po prostu wyremontować – trzeba będzie na ich miejsce postawić nowe. Ale to nie wszystko – już kilkanaście lat temu nad Dnieprem zastanawiano się, co zrobić z tzw. chruszczowkami – budowanymi masowo na przełomie lat 50. i 60. XX w.
Są to czteropiętrowe bloki, które dziś spotkać można na każdym kroku. Budowano je szybko, z tandetnych materiałów i byle jak. Już dawno przeżyły czas, na jaki je zaprojektowano. Snuto plany wyburzania całych dzielnic i stawiania na ich miejsce nowych bloków, jednak wszystkie te plany pozostały na papierze. Teraz jest szansa, by zabrać się i za ten problem. Nie tyle będzie to odbudowa Ukrainy, ile często – przebudowa lub wręcz – budowa na nowo – kraju, który nie miał tyle szczęścia co Polska do sensownych inwestycji w ciągu ostatnich 30 lat.
Budownictwo mieszkaniowej jest tym sektorem, w którym z powodzeniem mogłyby się odnaleźć polskie przedsiębiorstwa. I to zarówno większe firmy deweloperskie, jak i małe firmy budowlane, których pełno na polskiej prowincji.
Mieszkaniówka na Ukrainie to przy tym prawdziwy samograj finansowy. Wystarczy, żeby środki na budowę mieszkań przeznaczyć np. na kredyty hipoteczne dla Ukraińców. Byłoby to o wiele lepsze rozwiązanie niż przekazywanie środków władzom ukraińskim. Kredytów hipotecznych udzielać mógłby z powodzeniem działający na Ukrainie polski Kredobank, którego właścicielem jest polski państwowy PKO BP. Z zastrzeżeniem, że kupowane z tych kredytów mogłyby być wyłącznie domy i mieszkania budowane przez polskie firmy.
Odbudowa Ukrainy potraktowana w ten sposób, jako pieniądze przekazane obywatelom, trafiłyby z powrotem do Polski i to z naddatkiem w postaci oprocentowania. A nawet, gdyby kredyty w jakiejś części nie zostały spłacone, to i tak byłby to finansowo układ znacznie bardziej dla Polski korzystny niż po prostu przekazanie pieniędzy polskich podatników ukraińskiej administracji, czyli – niestety – wrzucenie ich w otchłań ukraińskiej korupcji.
Co z energetyką? Ukraińcy mają know-how, ale i dla Polaków znajdzie się miejsce
Wśród priorytetów inwestycyjnych powojennej odbudowy Ukrainy jest zbudowanie właściwie od podstaw nowoczesnej sieci energetycznej. Fala rosyjskich ataków rakietowych na ukraińską infrastrukturę energetyczną jesienią i zimą doprowadziła do zniszczenia, jeśli wierzyć oficjalnie podawanym danym, 30-40% sieci energetycznej kraju.
Odbudowa Ukrainy w tym sektorze? No cóż… Zniszczenia starano się naprawiać na bieżąco, korzystając z pomocy udzielanej przez firmy energetyczne z Zachodu, ale polegało to raczej na łataniu dość mocno wysłużonych i zdekapitalizowanych fragmentów infrastruktury. Nie powstała natomiast żadna nowa jakość.
Sieć energetyczna Ukrainy z małymi wyjątkami pochodzi jeszcze z czasów ZSRR, a prywatni dystrybutorzy regionalni, tzw. obłenerho, należący do oligarchów i państwowy operator sieci Ukrenerho nigdy w nią nie inwestowali. Pierwsi zajęci byli ściąganiem renty z przejętego za kopiejki państwowego majątku i wyprowadzaniem jej do rajów podatkowych, a inni po prostu nie mieli środków na inwestowanie ogromnych pieniędzy.
Symbolem patologii, jakie są w tym sektorze, jest sytuacja, do jakiej doszło zimą tego roku. W czasie, kiedy rosyjskie rakiety niszczyły ukraińską energetykę, właściciel największego prywatnego koncernu energetycznego DTEK oligarcha Rinat Achmetow wodował w stoczni w Bremie luksusowy jacht warty 500 mln dolarów, a miesięcznik Forbes podliczał, że w czasie wojny oligarcha wzbogacił się o, bagatela, 1,5 mld dolarów.
Równolegle DTEK z wyciągniętą ręką chodził po zachodnich firmach energetycznych, prosząc o pomoc, zamiast kupować nowy osprzęt w miejsce zniszczonego. Niestety, na ten numer dały się nabrać i polskie firmy energetyczne. W ramach hasła „odbudowa Ukrainy” za darmo przekazały DTEK-owi urządzenia, za które w rachunkach za prąd zapłacili polscy konsumenci. Można więc powiedzieć, że mieszkańcy Warszawy, Poznania czy Krakowa zrzucili się na to, za co powinien zapłacić z własnej kieszeni „efektywny prywatny właściciel”.
Polska z powodzeniem mogłaby się włączyć w program stworzenia na Ukrainie nowoczesnej sieci przesyłowej, bo mamy wiedzę i możliwości techniczne, a i kapitał na ten cel zapewne by się znalazł. Jednak powinniśmy postawić sprawę jasno – żadnych kolejnych prezentów, czy to dla prywatnych, czy to dla państwowych firm.
Po prostu – zwykły układ biznesowy, w którym polskie firmy wchodzą na ukraiński rynek operatorów, otrzymują swoją część sieci i zajmują się doprowadzeniem jej do nowoczesnych standardów. Nie ma powodów, dla których prawo posiadania obłenerho i zarabiania na dostawach prądu ukraińskim odbiorcom miałoby być zastrzeżone dla ukraińskich oligarchów.
Myśleć – i wymyślać projekty – samodzielnie, nie liczyć na ukraińskich urzędników?
Czy polskie firmy powinny sceptycznie podchodzić do projektów podrzucanych przez ukraińskich urzędników? Lepiej zrobią, jeśli włożą wysiłek w samodzielne identyfikowanie problemów do rozwiązania i przedstawianie własnych planów. Powinny stawiać sprawę jasno. Skoro to nasze pieniądze, to my decydujemy, co i jak będziemy z nimi robić.
Najnowszy przykład to sytuacja z wysadzoną przez Rosjan na początku czerwca tamą w Nowej Kachowce. Z rządowych gabinetów niemal od razu zaczęły się sypać miliardowe kwoty, by tamę odbudować. Towarzyszą im obrazy światowego kataklizmu żywnościowego i gigantycznej pustyni tam, gdzie do niedawna rosły łany słonecznika i kukurydzy.
Do boju ruszyli lobbyści oligarchów, właścicieli hut rozlokowanych w regionie i zaopatrywanych w wodę ze Zbiornika Kachowskiego, straszący wizją upadku przemysłu i wymierających w związku z tym miast – Krzywego Rogu, Marganca, Nikopola. Wszystko to w założeniu ma otworzyć serca i kieszenie zachodnich donatorów.
A jak się ma sytuacja w rzeczywistości? Przemysł i miasta spokojnie dadzą sobie radę, jeśli właściciele hut, zamiast wyprowadzać zyski z ich produkcji za granicę, zainwestują w rurociągi doprowadzające wodę z Dniepru. Bez tamy nie będzie też katastrofy żywnościowej, bo na terenach, które nawadniano wodą ze Zbiornika Kachowskiego, zbierano rocznie ok. 4 mln ton ziarna. To mniej więcej tyle, ile trafiło w ub. roku do Polski zamiast do krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. W tamtych regionach jakichś specjalnych konsekwencji braku nie zauważono.
Nie będzie też pustyni tam, gdzie dotychczas dzięki sztucznemu nawadnianiu rosły, wymagające ogromnych ilości wody, kukurydza i słonecznik, tak jak nie było jej, zanim w latach 50. XX w. tamę postawiono. Trzeba będzie zmienić sposób gospodarowania. Zamiast gigantycznych latyfundiów należących do agroholdingów, mogą powstać tysiące rodzinnych gospodarstw rolnych prowadzących zróżnicowaną działalność wykorzystującą tylko takie zasoby wodne, jakie są dostępne. Czyli byłby to powrót do sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat. Nie było ona może nadzwyczajna, ale też nie była katastrofalna.
I tu znów ogromna szansa dla Polski. Na odbudowie tamy nie zarobimy nic, bo to inwestycja dla wielkich graczy, a poza tym nie mamy w tej dziedzinie wystarczającego doświadczenia. Dobre samopoczucie właścicieli hut i agroholdingów, to także nie jest nasza sprawa.
Natomiast w naszym interesie jest wspieranie, wbrew wezwaniom płynącym z gabinetów ukraińskiego rządu, idei ukraińskich pozarządowych ekspertów gospodarki lokalnej i ekologów, chcących rezygnacji z odbudowy tamy, bo tysiące budowanych od zera gospodarstw rolnych, to rynek dla producentów sprzętu rolniczego, usług okołorolniczych, przetwórstwa owocowo-warzywnego, na którym polskie firmy mogłyby nieźle zarobić.
——————————
FINANSOWE PUZZLE, CZYLI JAK OSIĄGNĄĆ DOBROBYT
Jak ochronić się przed inflacją? Jak zapewnić dobrą przyszłość dziecku? Jak zaprojektować domowy budżet? Jak wyjść z długów? Jak znaleźć się na autostradzie do bycia rentierem? Ekipa „Subiektywnie o Finansach” przygotowała pakiet e-booków, w których znajdziesz konkretne odpowiedzi na te pytania, a także rady, tipy, wykresy, wyliczenia. Dla zarejestrowanych klubowiczów specjalna promocja! Zobacz i ułóż z nami finansowe puzzle. Kliknij i zamów, to może być Twoja najlepsza inwestycja w wiedzę!
——————————
Źródło zdjęć: Viktor Hesse, Unsplash, Glib Albowski, Unsplash