Trwa kozacka akcja największej w Polsce firmy, kontrolowanego przez rząd Orlenu, by przed wyborami zapewnić elektoratowi tanie paliwo. „Promocja” na stacjach paliw jest potężna – średnio w Europie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy litr benzyny E-95 podrożał o 10 eurocentów, zaś w Polsce potaniał o 20 eurocentów. W sumie więc Orlen „wziął na klatę” jakieś 1,2 zł różnicy w cenie każdego sprzedawanego litra paliwa. Ile na tym stracił? Jak długo będzie go stać na taką „promocję”? I czy w ogóle jest się czym przejmować?
Od początku lipca hurtowa cena paliwa w Orlenie spadła z 5380 zł za m3 do 4750 zł za m3 (czyli o 13%). Ale od ok. 20 września się ustabilizowała. Może to wskazywać, iż cała akcja kosztuje Orlen zbyt dużo i koncern nie jest w stanie dalej obniżać cen. Jak długo może je utrzymywać na poziomie o 20-30% niższym od ceny rynkowej, a więc (prawdopodobnie) dopłacać do każdego sprzedawanego litra paliwa?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To chyba nie jest kwestia strat ponoszonych przez koncern, tylko braku możliwości obsługiwania klientów. Niedawno w „Subiektywnie o Finansach” opisywałem potencjalne konsekwencje utrzymywania przez Orlen nierynkowo niskich cen paliwa. Wygląda na to, że niektóre z tych konsekwencji już się ujawniają. Paliwo jest tak tanie, że rośnie popyt na nie, a Orlen tego popytu nie jest w stanie zaspokoić (nawet jeśli paliwo jest w magazynach, to zdolności logistyczne przewożenia go do stacji paliw są ograniczone).
Poniżej na wykresie obrazowo pokazana jest „promocja” na stacjach paliw w Polsce. Spadająca różowa linia na wykresie po lewej to efekt obniżania cen hurtowych przez Orlen. A w dwóch tabelkach obok widzicie zmiany cen w ostatnich dwóch miesiącach w różnych krajach. Średnio paliwo podrożało o 10 eurocentów w Europie i potaniało o 20 eurocentów w Polsce.
Nie ma możliwości, żeby brakujące – w wyniku rosnącego popytu – paliwo sprowadzić z zagranicy, bo przy dyktowanych przez Orlen cenach to jest nieopłacalne. A więc mamy sytuację typową dla gospodarki niedoboru – ceny są niskie, ale nie opłaca się po tych cenach dostarczać towaru na rynek i są puste półki.
Jak długo może potrwać „promocja” na stacjach paliw?
Na domiar złego menedżerowie Orlenu strzelili sobie w stopę „tajną” instrukcją dla tych stacji, w których brakuje paliwa – dyspozycja była taka, żeby ogłaszać tam „awarie dystrybutorów”. To naprawdę musiał wymyślić ktoś mocno spanikowany wywołaną przez siebie sytuacją. Z drugiej strony: tabliczki z napisem „paliwa brak” za bardzo przypominałyby późny PRL, więc może „awaria” mimo wszystko brzmi lepiej.
W krótkim terminie to nie ewentualne straty finansowe Orlenu (za to zarząd może odpowiedzieć z paragrafów o działanie na szkodę zarządzanej przez siebie spółki, kara – do 5 lat więzienia), lecz destabilizacja rynku jest największym problemem. Jeśli paliwa zacznie brakować na większą skalę, to pojawi się popyt o charakterze spekulacyjnym, który jeszcze bardziej zwiększy niedobory. I konieczny będzie potężny wzrost ceny, by ten popyt „uspokoić”.
To właśnie ze względu na cenowy „efekt jojo” nie opłaca się wprowadzać cen urzędowych znacznie niższych od rynkowej wartości dowolnego towaru. Im większe to powoduje niedobory, tym trudniej zlikwidować nadwyżki popytu spekulacyjnego oraz tym dłużej trwa dochodzenie do równowagi, okupione wyższymi cenami płaconymi przez konsumentów.
Widać to dobrze na przykładzie Węgier. Tam rząd mroził ceny paliwa na poziomie ok. 450-500 forintów za litr E-95, co oznaczało w przeliczeniu ceny nawet niższe od tych „panujących” dziś w Polsce (1,1-1,3 euro). Paliwa oczywiście brakowało i żeby na stacjach znów niepustych baków cena musiała wzrosnąć do 700 forintów za litr, czyli 1,8 euro – to były wówczas najwyższe ceny w całej Europie. Tylko w Niemczech płaciło się więcej (ok. 2 euro za litr). W innych krajach było to średnio 1,4-1,7 euro za litr.
U nas ceny nie są tak niskie, jak na Węgrzech po wprowadzeniu „ręcznego sterowania”, a niedobory dopiero się zaczynają, więc Orlen ma jeszcze szansę, by zmniejszyć nierównowagę między popytem a ilością paliwa, którą jest w stanie dostarczyć (czyli podwyższyć jego ceny). Jeśli tego nie zrobi, prawdopodobnie też skończy się to odbiciem cen do poziomów jednych z najwyższych w Europie – nie ma innego sposobu „chłodzenia” spekulacyjnie rozgrzanego rynku.
A to oznaczałoby wzrost ceny litra paliwa E-95 do 8,5 zł. Dlatego nawoływania członków zarządu Orlenu do tego, by nie siać paniki i nie kupować paliwa na zapas są poniekąd logiczne. Ale nie są słuszne, bo wywołują efekt odwrotny od zamierzonego, czyli rosnący niepokój ludzi i wzrost popytu spekulacyjnego.
Sam mechanizm zastosowany przez Orlen jest podobnym do tego, który mamy na rynku energii elektrycznej. Tu też rząd zamroził ceny i pokrywa firmom energetycznym straty (łącznie mrożenie cen dla domów i małych firm kosztuje 160 mld zł rocznie). Ale w tym przypadku nie ma ryzyka wzrostu popytu spekulacyjnego, bo energii nie da się kupić „na zapas” (a w każdym razie nie jest to łatwe).
Czymże innym są wakacje kredytowe jak nie urzędową ceną pieniądza, niższą od rynkowej? A czym innym jest „Bezpieczny kredyt 2%”, czyli program rządowy zmniejszający oprocentowanie kredytu na 10 lat do poziomów znacznie niższych od rynkowego? Zapewne gdyby rząd miałby kontrolę nad dużą siecią sklepów spożywczych, to wprowadziłby też urzędowe ceny pieczywa, mięsa oraz nabiału (przy okazji niszcząc jakąkolwiek konkurencję).
To, co robi Orlen, pokazuje jak na dłoni główny powód, dla którego państwo – mając swoje sieci sklepów, banki, firmy paliwowe, czy energetyczne – może być groźne dla naszych portfeli. Jeśli te firmy mają dominującą pozycję na rynku, to mogą „zlikwidować” wolny rynek i wprowadzać ceny urzędowe, które powodują, że różnych rzeczy zaczyna brakować, bo zostaje zachwiana równowaga rynkowa. A jej odzyskanie odbywa się już po znacznie wyższych cenach.
Ile Orlen kosztuje ta „promocja”?
Orlen nie zbankrutuje od „sponsorowania” nam taniego paliwa, choć oczywiście okrada z potencjalnych zysków swoich akcjonariuszy, a to najcięższe przestępstwo, jakie może popełnić ktoś zarządzający cudzym pieniądzem w spółce publicznej. Firma w pierwszej połowie roku pokazała 13,6 mld zł zysku netto. Ile może ją kosztować sztuczne zaniżanie cen?
Wszelkie wyliczenia z natury rzeczy są obarczone dużym ryzykiem błędu. Nie wiemy dokładnie, po jakich cenach Orlen kupował ropę naftową potrzebną do wytworzenia paliwa dziś sprzedawanego dziś 30% poniżej cen rynkowych. Może „tylko” zlikwidował sobie zyski z przerobu ropy oraz marżę hurtową i detaliczną?
Załóżmy, że różnica między ceną rynkową paliwa, a „orlenową” wynosi 1,2 zł na każdym litrze paliwa. Polacy przejeżdżają niespełna 300 mld „samochodokilometrów”, więc mamy jakieś 50 mld „samochodokilometrów” przez dwa miesiące. Orlen ma 70% rynku hurtowego i 30% detalicznego, czyli „jego” część tortu wynosi 35 mld „samochodokilometrów”.
Połowa ceny paliwa to podatki, więc Orlen mógł stracić 60 gr przychodu na każdym „samochodokilometrze”. Mówimy więc o 20 mld zł utraconych przychodów. Orlen podał niedawno, że modelowa marża rafineryjna wynosiła w pierwszym półroczu 18 dolarów przy cenie 80 dolarów za baryłkę ropy – czyli 20%. Pewnie do tego trzeba dorzucić jeszcze 10% marży detalicznej (ale w rynku detalicznym Orlen ma mniejszy udział). Jeśli weźmiemy 20-30% marży z utraconych przychodów – wyszłoby 4-6 mld zł zysku, którego Orlen nie osiągnął.
Dużo, ale po pierwsze to mniej, niż firma zarabia w kwartał, a po drugie jeśli będziemy mieli efekt jojo, to Orlen sobie tę stratę z nawiązką odbije. Wtedy kierowcy będą „zwracać” – prawdopodobnie przez jakiś czas z nawiązką – to, co dzisiaj „zarobili”.
————
RANKING LOKAT – GDZIE DOSTANIESZ NAJLEPSZY PROCENT?
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także kont osobistych, rachunków firmowych i kart kredytowych. Wszystkie tabele znajdziesz w zakładce „Rankingi” na stronie głównej www.subiektywnieofinansach.pl. Zacznij zarabiać w bankach!:
>>> Tutaj ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Tutaj ranking najlepszych kont oszczędnościowych
>>> Tutaj ranking najlepszych kart kredytowych dla konsumentów
>>> Tutaj ranking najlepszych bankowych kont osobistych
>>> Tutaj ranking najlepszych kont dla małej firmy
——————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
zdjęcie tytułowe: platforma X