Opłacalność pompy ciepła: za i przeciw. Czym ogrzewać dom w zimowe wieczory i jesienne słoty? Warto o tym pomyśleć już teraz. Węgiel jest passe, gazu Unia Europejska chce zabronić, a prąd jest drogi. Dla posiadaczy fotowoltaiki ciekawą alternatywę rysują pompy ciepła. Gdyby poważną część energii potrzebnej do jej zasilania udało się pozyskać ze słońca, można by zdecydowanie ograniczyć koszty i być w zgodzie z „zielonym ładem”. Jest jednak pewne „ale”.
To „ale” dzieli użytkowników pomp ciepła na dwie grupy: tych z czasów net-meteringu – systemu rozliczeń prosumentów funkcjonującego do 31 marca 2022 r. – oraz tych żyjących w erze net-billingu. W czym problem? I jak to rzutuje na opłacalność pompy ciepła?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Użytkownicy sprzed „naszej ery” mogą spać spokojnie – ich rachunki za korzystanie z pomp ciepła są i będą niskie, bowiem prąd, który wyprodukują, a nie wykorzystają w miesiącach słonecznych, mogą odebrać wtedy, kiedy pompa ciepła pracuje najwięcej, czyli zimą. Nowa era to jednak inne zasady – trzeba wykręcić, ile się da z autokonsumpcji, a ta w czasie zimy jest niska.
Gdy jesteśmy zmuszeni kupować energię od firm energetycznych po cenie rynkowej (a nie „odbierać” za darmo tego, co wyprodukowaliśmy latem, a nie zużyliśmy), sytuacja jest mniej klarowna. Ceny energii w Polsce wprawdzie są obecnie zamrożone, ale prędzej czy później pójdą w górę. Czy zatem należy zapomnieć o pompach ciepła? To zależy… z jakiej perspektywy na tę inwestycję popatrzymy.
Od kilku miesięcy opowiadam Wam o życiu prosumenta, który postanowił przynajmniej część energii potrzebnej do zasilania domu pozyskiwać ze źródeł odnawialnych. Fotowoltaika w nowym systemie wsparcia ma tym więcej sensu, im większą część energii ze słońca możemy wykorzystać od razu albo zbunkrować na kilka godzin i użyć wieczorem.
Instalacja – o ile nie jest za duża, czyli nie była horrendalnie droga – może dać nam przez pół roku jakieś 20 kWh darmowej energii dziennie, a to będzie około o wartości 10 zł przy obecnych cenach i 20 zł przy cenach, które wkrótce przyjdzie nam płacić. W skali roku wartość tej energii to 1800-3600 zł, co daje szansę na zwrot z inwestycji po kilku latach, nawet w takim kraju jak Polska, w którym przez drugie pół roku słońca jest mało.
Oczywiście: tu nie ma żadnej gwarancji. Żaden prosument wchodzący w nowy system rozliczania cen energii nie może mieć pewności czy i kiedy inwestycja mu się zwróci. Ale może być pewny jednego: będzie częściowo niezależny od cen energii na wolnym rynku w kraju, w którym tę energię produkuje się w 70% z węgla, a pierwsze elektrownie atomowe będą mogły zmienić ten stan dopiero za 10-15 lat.
Prosument kompletny, czyli…
Prosument może też korzystać z możliwości rozbudowy systemu. W tym kontekście pisałem ostatnio o magazynach energii. Taki magazyn oczywiście nie jest opcją pozwalającą przechować energię aż do zimy (te urządzenia pracują w trybie dzień-noc i nie magazynują energii długoterminowo), ale może być rozwiązaniem pozwalającym „przesunąć” część konsumpcji prądu ze słońca ze środka dnia (gdy często nie ma nas w domu i nie jesteśmy w stanie zużyć tej energii) na wieczór, gdy słońce już nie świeci.
Odmianą mobilnego magazynu energii jest też samochód elektryczny. Jeśli jest możliwość, by ładować go wtedy, gdy nie korzystamy z innych urządzeń elektrycznych (umówmy się, elektryk to jest „smok” energetyczny) i jeśli regularnie przemieszczamy się po mieście, to możemy zaoszczędzić kilkaset złotych miesięcznie i kilka tysięcy złotych rocznie na tankowaniu paliwa. Inna sprawa, że trochę z tego uzysku stracimy przez to, że auto elektryczne szybciej się amortyzuje i jest droższe w ubezpieczeniu. Ale to inna sprawa.
Dziś dwa słowa o ostatnim elemencie „domykającym” system, czyli o pompie ciepła. To kontrowersyjny temat z dwóch powodów. Po pierwsze pompa ciepła działa na prąd i tego prądu „zjada” całkiem dużo. A to oznacza, że dla osób, które prądu same nie wytwarzają, może to być rozwiązanie wymagające dokładnego policzenia rentowności. Znacznie lepiej sytuacja wygląda w przypadku posiadaczy fotowoltaiki.
Po drugie – i tu jest już grubsza sprawa – ciepła przeważnie potrzebujemy późną jesienią, przez całą zimę i na przedwiośniu. Czyli dokładnie w tych miesiącach, gdy słońca jest mniej i fotowoltaika praktycznie nie produkuje energii. A to właśnie zasilanie pompy ciepła darmowym prądem ze słońca czyniłoby tę inwestycję megahitem. Opłacalność pompy ciepła bez taniego lub darmowego prądu nie byłaby łatwa do osiągnięcia.
Na szczęście są poważne okoliczności łagodzące. Przede wszystkim pompa ciepła to urządzenie, które potrafi ogrzać nie tylko dom, ale i wodę, której używamy np. do kąpieli (a myć się trzeba nie tylko zimą, zgodzicie się chyba). Pompa ciepła może natomiast też chłodzić, czyli działać jako klimatyzacja.
Przy zeszłorocznych cenach węgla, oleju opałowego i pelletu oraz drewna kominkowego nawet pompa ciepła byłaby opłacalna (ogrzanie węglem domu o powierzchni 150 m2 kosztowało 12 000 zł – trzy tony węgla po 4000 zł za tonę). Gaz jest tańszy (dom o o podobnej kubaturze dałoby się ogrzać pewnie za 7000 zł), ale ma być zabroniony przez Unię Europejską. Prąd wydaje się być niekoniecznie najtańszym, ale najbardziej „bezpiecznym” źródłem ogrzewania dla osób, które nie korzystają z usług elektrociepłowni.
Opłacalność pompy ciepła: kiedy to się zwróci?
Pompa ciepła to wydatek od 40 000 zł do ok. 55 000 zł. Z tego mniej więcej połowę (no może „większą połowę”) da się odzyskać z rządowych programów dofinansowania „Mój Prąd” lub „Moje Ciepło”. Mamy więc inwestycję rzędu 15 000 – 20 000 zł i w zamian otrzymujemy nowoczesne źródło ciepła. Ile zapłacimy za jego używanie? Policzmy.
Zapotrzebowanie na prąd dla pompy ciepła na każde 100 mkw. wynosi 2000–3000 kWh. Do tego trzeba doliczyć energię przeznaczoną na podgrzanie wody użytkowej, czyli kolejne ok. 1000 kWh. Razem to 3000-4000 kWh na 100 mkw., w domu 150-metrowym pewnie bliżej 5000-6000 kWh. Ile to będzie w rachunkach za prąd?
Załóżmy, że cena prądu wynosi dla nas ok. 1 zł za kWh (pewnie taki próg cen za prąd w przyszłym roku zostanie osiągnięty). Oznaczałoby to, że koszty ogrzewania wyniosą do 5000-6000 zł rocznie w zależności od metrażu. Prawdopodobnie nie będzie to dużo mniej niż w przypadku ogrzewania węglem czy gazem.
Posiadacze fotowoltaiki część tego zużycia „sfinansują” własnym, czyli darmowym prądem. Pewnie nie będzie to bardzo duży procent, bo zimą instalacje fotowoltaiczne produkują mało energii, ale zawsze jakieś 10-20% zużycia (np. podgrzanie wody, która jest potrzebna nie tylko zimą, chłodzenie latem) da się włączyć do własnej produkcji prądu. Mówimy o oszczędności na rachunkach rzędu 1000–1500 zł w skali roku.
Oznacza to, że inwestycja w pompę ciepła nie zwróci się bardzo szybko (a opłacalność pompy ciepła pozostanie nieziszczalnym marzeniem). No chyba że realny stanie się scenariusz uruchomienia specjalnych taryf dla posiadaczy pomp ciepła, tak by system rozliczeń fotowoltaiki aż tak nie dzielił społeczeństwa, które używa tych samych rozwiązań, w ten sam sposób chroni klimat, ale płaci diametralnie różne rachunki.
Niezależnie od tego, biorąc pod uwagę, że ceny energii w Polsce przez najbliższych 10 lat najprawdopodobniej pozostaną wysokie, dla każdego posiadacza fotowoltaiki jest to dodatkowy element systemu zwiększającego niezależność energetyczną. Prędzej czy później pompy ciepła staną się standardem, a może i obowiązkiem. Mogą być droższe niż dziś i nie wiadomo, jak długo będą dostępne w ramach dofinansowania przez państwo. Z tego punktu widzenia opłacalność pompy ciepła jest większa przy inwestycji dziś, a nie np. za pięć lat.
Nawet przy założeniu zwrotu z inwestycji za 7-8 lat i przyjmując tezę, że korzystanie z pompy ciepła na „wysokości przelotowej” nie musi być dużo tańsze niż np. z węgla, to nowoczesne i ekologiczne źródło ciepła na lata można dziś mieć dużo taniej i z dużo większą dopłatą od państwa niż za kilka lat.
Dla posiadaczy fotowoltaiki produkcja własnego prądu jest tylko środkiem, a nie celem samym w sobie, więc rozbudowa źródeł „odbioru” tego prądu w pewnym sensie jest naturalnym krokiem – smart home „zaprogramowany” na użycie energii ze słońca, magazyn energii, samochód elektryczny i pompa ciepła to przyszłość, którą właściciele domów prędzej czy później wdrożą w swoje życie. Opłacalność pompy ciepła jest tu istotna, ale tempo dochodzenia do tego celu nie jest jedynym parametrem.
Skąd wziąć pieniądze na pompę ciepła?
Po pierwsze: „Czyste powietrze” (jeśli chcesz zmodernizować dom lub mieszkanie) – program, który ma wspierać termomodernizację budynków oraz wymianę starych i nieefektywnych źródeł ciepła na bardziej nowoczesne. Kluczowa jest tu termomodernizacja, w ramach której można otrzymać dodatkowe pieniądze np. na wymianę okien czy ocieplenie budynku, ale program obejmuje również zakup pomp ciepła. Budżet całego programu to 103 mld zł.
Dopłaty w programie uzależnione są od wysokości dochodów. W zależności od tego, do jakiej grupy dochodowej się załapiemy, możemy otrzymać od 40% do 100% zwrotu kosztów kwalifikowanych dotyczących pomp ciepła. W przypadku pomp powietrze/woda maksymalna kwota dofinasowania znajduje się w przedziale 12 600 zł – 31 500 zł. Dopłata do pomp powietrze/powietrze jest niższa i może wynieść maksymalnie 4400 zł – 11 100 zł (w zależności od zarobków inwestora).
Od jakiegoś czasu istnieje również zmodyfikowany program „Czyste Powietrze Plus” dla rodzin o niższych dochodach. Różnica polega na tym, że można szybciej otrzymać prefinansowanie, do 50% kwoty objętej programem. Więcej o tym, jak można powiązać inwestycję w ramach programu z kredytem bankowym pisaliśmy w „Subiektywnie o Finansach” niedawno.
Po drugie: „Moje Ciepło” (jeśli budujesz dla siebie dom). To program działający od zeszłego roku, który dobrze uzupełnia „Czyste Powietrze”, z którego mogli korzystać właściciele tylko starych budynków. „Moje Ciepło” jest z kolei przeznaczone dla właścicieli nowych budynków jednorodzinnych o podwyższonym standardzie energetycznym.
W ramach programu „Moje Ciepło” możemy otrzymać zwrot 30% kosztów kwalifikowanych lub 45% w przypadku posiadaczy karty dużej rodziny. Dopłata może wynieść miedzy 7000 zł a 21 000 zł. Nabór wniosków trwa do końca 2026 r. lub do wyczerpania puli środków. Jeśli właśnie planujesz skorzystać z programu „Moje Ciepło”, to najpierw dokładanie przeczytaj regulamin, bo kryje się w nim pewna pułapka, o której pisałam więcej tutaj.
Budżet programu to 600 mln zł, co jak podaje Narodowy Funduszu Ochrony Środowiska, wystarczy na dotacje do zakupu i montażu pomp ciepła w ok. 57 000 domach. Póki co wypłacono 73 mln zł, a więc ponad 10% całego budżetu.
Po trzecie: „Ciepłe Mieszkanie” (jeśli mieszkasz w budynku wielorodzinnym). Na dofinansowanie mogą liczyć również osoby mieszkające w budynkach wielorodzinnych. Choć program skierowany jest do gmin, to ostatecznymi beneficjentami są osoby fizyczne. Podobnie jak w przypadku „Czyste Powietrze”, środki można dostać na termomodernizację, ale też na wymianę źródła ciepła, w tym na pompę ciepła. Budżet programu wynosi 1,4 mld zł.
W tym programie również obowiązuje kryterium dochodowe. Osoby, które zarabiają do 120 000 zł rocznie mogą liczyć na podstawowy poziom dotacji, maksymalnie 15 000 zł (do 30% kosztów kwalifikowanych). Osoby, u których dochód na osobę w gospodarstwie wieloosobowym nie przekracza 1673 zł lub gospodarstwie jednoosobowym 2342 zł, mogą dostać maksymalnie 25 000 zł (do 60% kosztów kwalifikowanych).
Trzecia grupa to osoby, u których dochody na osobę nie przekraczają 900 zł na osobę w gospodarstwie wieloosobowym lub 1260 zł w gospodarstwie jednoosobowym – one mogą dostać 37 500 zł na lokal (do 90% kosztów kwalifikowanych). Kwoty dofinansowania są wyższe dla osób, które mieszkają w najbardziej zanieczyszczonych gminach naszego kraju.
Czy będziemy skazani na pompy ciepła?
O konieczności odejścia od stałych źródeł ogrzewania mówi się w naszym kraju od lat. Między innymi za sprawą zanieczyszczenia powietrza. Piece na węgiel to w Polsce ogromny problem, ale niestety to wciąż podstawowe źródło ogrzewania dla wielu gospodarstw domowych. W 2019 r. aż 87% węgla spalanego w domach Unii Europejskiej przypadało na Polskę.
Aż 55% budynków jednorodzinnych wyposażonych jest w kotły na paliwa stałe, które nie spełniają wymogów uchwał antysmogowych! To wszystko sprawia, że każdej zimy wdychamy ogromne ilości pyłów zawieszonych, które wpływają negatywnie na nasze zdrowie. Polskie miasta należą do najbardziej zanieczyszczonych na świecie.
To dlatego od kilku lat uchwalane są w Polsce uchwały antysmogowe, które wprowadzają ograniczenia w wykorzystywaniu pieców na paliwa stałe. Zakazywane są tzw. kopciuchy, ale niektóre miasta idą o krok dalej. W Krakowie od września 2019 r. panuje całkowity zakaz palenia węglem i drewnem w kotłach, nie można też palić w kominku. Zakaz palenia w kominkach obowiązuje teoretycznie w całej Polsce, ale tylko w dni, kiedy powietrze jest mocno zanieczyszczone.
Drugi powód, dla którego nasze piece muszą w końcu stać się bardziej ekologiczne, jest związany z unijnymi wymogami. Do 2030 r. wszystkie nowo budowane domy muszą być zeroemisyjne, czyli będą musiały spełniać rygorystyczne normy energetyczne i nie będą mogły wytwarzać dwutlenku węgla. Od 2050 r. takie zasady mają dotyczyć wszystkich istniejących domów.
Wygląda na to, że transformacja energetyczna jest nieunikniona i w przyszłości nie będzie możliwości korzystania z pieców, które emitują dwutlenek węgla. Obecnie w nowych domach często instalowany jest kocioł gazowy, który charakteryzuje się zdecydowanie niższą emisyjnością niż węgiel. Jednak za kilka lat również instalacja kotłów gazowych w nowych budynkach stanie się niemożliwa. Ma to nastąpić od 2027 r., a więc już za 4 lata.
Od 2030 r. zakaz montażu kotłów gazowych ma obowiązywać w budynkach modernizowanych. Póki co, kto już piec gazowy ma, to będzie mógł z niego korzystać. Możemy się jednak domyślać, że wraz z biegiem lat, piece gazowe zostaną wykluczone również w pozostałych budynkach, skoro mamy dążyć do całkowitej zeroemisyjności.
Zwrot ku pompom ciepła obserwujemy na całym świecie. Europejskie Stowarzyszenie Pomp Ciepła wskazuje, że w 2022 r. nastąpił wzrost sprzedaży pomp ciepła o 38%. W całej Europie podłączonych jest łącznie 20 mln pomp i zaspokajają one zapotrzebowanie na ciepło w 16% europejskich budynków mieszkalnych i komercyjnych. W Szwecji pompy ciepła pokrywają 29% zapotrzebowania na ciepło.
—————————-
Artykuł powstał w ramach cyklu edukacyjnego Go Green realizowanego wspólnie z firmą Polenergia Fotowoltaika, która dostarcza innowacyjne rozwiązania z zakresu fotowoltaiki, ciepła i optymalizacji zużycia energii. Spółka oferuje również w 100% zieloną energię wytworzoną w farmach wiatrowych i farmach fotowoltaicznych Grupy Polenergia z gwarancją ceny prądu na okres nawet 8 lat. Więcej szczegółów znajdziesz TUTAJ.