Szefowie największych na świecie krajów rozwijających się skupionych w sojuszu BRICS spotkali się w Johannesburgu, żeby porozmawiać o kolejnym etapie tworzenia alternatywnego bloku gospodarczego i politycznego. Do BRICS przystępują najwięksi producenci ropy naftowej, zainteresowana członkostwem jest też część Afryki. Czy USA i Unia Europejska powinny czuć się zagrożone? Czy dolar może stracić dominację w światowym handlu? Czy kraje BRICS ograniczą nam dostęp do surowców strategicznych?
Przywódcy krajów BRICS (Brazylia, Rosja, Chiny, Indie i RPA) nie od dziś marzą o odebraniu władzy nad światem zachodnim potęgom z USA i Unią Europejską na czele. A także o zbudowaniu sojuszu potężniejszego i trwalszego niż grupa G7 (są w niej USA, Wielka Brytania, Kanada, Niemcy, Francja, Włochy i Japonia). Marzą o wspólnej walucie, która miałaby większe znaczenie w światowym handlu niż dolar amerykański.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Spotkanie liderów BRICS w Johannesburgu miało być pod tym względem przełomowe. Rzeczywiście są nowości – sojusz wzbogacił się m.in. o naftowe potęgi z Zatoki Perskiej oraz Iran. A więc będzie teraz skupiał trzech największych producentów ropy naftowej na świecie (i w sumie – łącznie z Iranem – kraje kontrolujące 80% produkcji ropy). Zapowiedziano (choć mgliście) działania na rzecz zwiększania BRICS na świecie oraz o wspólnej strategii wobec państw Zachodu.
Ale czy sojusz mógłby rzucić bogaty Zachód na kolana, tak jak kraje arabskie zatrzęsły gospodarkami Zachodu w latach 70., powodując dwa wielkie kryzysy naftowe? Wówczas świat opierał się bardziej na surowcach, dziś na zaawansowanych technologiach. A w tej dziedzinie przewaga G7 nad krajami BRICS jest wciąż niezaprzeczalna. Ale zachodnie technologie potrzebują surowców i chipów. Ewentualny wspólny front państw BRICS byłby dla Zachodu problemem.
Pierwsze zakusy już są. Rosja podporządkowała sobie organizację producentów ropy naftowej OPEC i jako OPEC+, wraz z Arabią Saudyjską, stara się ograniczać wydobycie i produkcję tego strategicznego surowca, żeby podbijać jego cenę. Tegoroczne działania OPEC+ jednak nie były już tak skuteczne, jak działania Rosji sprzed 2 lat i ceny ropy się ustabilizowały. Co prawda sam prezydent Rosji Władimir Putin nie pojawił się w RPA, ale wiadomo, że Rosja gra w BRICS pierwsze lub co najmniej drugie skrzypce (po Chinach).
Z kolei dla Chin – które są nie tylko posiadaczem, ale i wielkim „konsumentem” surowców – BRICS to narzędzie dla ekspansji przemysłu i zapewnienia sobie tańszych surowców energetycznych, np. ropy naftowej, ale też próba zbudowania pozycji geopolitycznej („negocjacyjnej”) w konfrontacji z USA. Dlatego Chiny też są zainteresowane przyjmowaniem nowych członków. Wokół BRICS kręci się sporo nowych państw, które się z USA – delikatnie mówiąc – nie lubią.
BRICS urośnie: Afryka i kraje arabskie w grze
Już wiadomo, że do BRICS dołączą od początku przyszłego roku Argentyna, Egipt, Iran, Etiopia, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Będzie to więc sojusz bardzo rozległy. Jeśli wspólny front miałyby tworzyć tak duże i ludne kraje jak Rosja, Chiny, Indie oraz główne państwa arabskie, mówimy o sojuszu gromadzącym 40% światowego PKB oraz połowę populacji świata.
Ale kolejka dalszych chętnych jest długa. Chcą przystępować takie kraje jak: Algieria, Kuwejt, Bangladesz, Wenezuela i Tajlandia. Nie wszystkie są potęgami gospodarczymi, ale każda „para rąk” się przyda, by próbować przycisnąć do muru arogancką Amerykę i wyniosłą Europę – mówią w BRICS.
Na pierwszy rzut oka wygląda to nieciekawie z naszego punktu widzenia, punktu widzenia ludzi bogatego Zachodu. BRICS na papierze wygląda na sojusz na tyle potężny, że byłby w stanie rzucić wyzwanie Zachodowi. Ale to nie takie jasne i proste. Nie wiadomo nawet, czy szumnie ogłoszone poszerzenie składu BRICS dojdzie do skutku.
Najpoważniejszy kandydat na prezydenta Argentyny Javier Milei odrzuca plan przystąpienia kraju do BRICS, promuje dolaryzację gospodarki i deklaruje współpracę tylko z krajami ceniącymi wolność i demokrację. Przystąpienie Argentyny do bloku nie jest więc takie pewne. Z kolei Arabia Saudyjska i ZEA chcą grać na dwa fronty i nie chcą rezygnować ze współpracy z USA, która przecież obejmuje gwarancje bezpieczeństwa wojskowego dla półwyspu arabskiego.
Uczestnictwo Iranu w grupie może być prztyczkiem dla USA, ale do tego chyba Stany Zjednoczone są już przyzwyczajone i bez Iranu mogą się obyć. Indie są jednym z głównych graczy w grupie, ale… przecież nie są wielkim przyjacielem Chin, a swój rozwój chcą opierać głównie na współpracy technologicznej z potęgami Zachodu, które jako jedyne mogą zapewnić skok gospodarczy Indii. Indie chętnie kupią od Rosji tańsze surowce, jak ropę i gaz, ale nie staną murem przeciw Stanom Zjednoczonym kosztem własnego rozwoju.
Zaproszenie dla krajów Afryki jest zrozumiałe. Ten kontynent to nie tylko źródło ropy naftowej, ale także jedna wielka kopalnia metali i minerałów krytycznych niezbędnych do zielonej transformacji (np. Niger, w którym niedawno doszło do przewrotu politycznego, to źródło niezbędnego dla energetyki jądrowej uranu).
Egipt to druga co do wielkości afrykańska gospodarka (po Nigerii, która mocno wzbogaciła się na eksporcie ropy naftowej). Kair kontroluje szlak transportowy przez kanał sueski, kluczową drogę transportu towarów z Chin do Europy (alternatywa dla szlaku lądowego przez Rosję). Z kolei Etiopia jest siedzibą Unii Afrykańskiej, zrzeszającej 55 krajów kontynentu, z których 22 utworzyło strefę wolnego handlu. Jest to więc dla Chin partner strategiczny w regionie, który Chiny od wielu lat bardzo intensywnie gospodarczo i politycznie podporządkowują swoim interesom.
Czy kraje BRICS znajdą wspólny mianownik?
Analitycy skrzętnie podliczają potencjał takiego bloku państw, zwłaszcza potencjał produkcji surowców strategicznych (ropa naftowa, gaz ziemny, metale strategiczne). Ale rozszerzenie sojuszu, by zwiększyć jego znaczenie strategiczne, może się okazać dla BRICS strzałem w kolano. Im więcej państw będzie liczył taki blok, tym większe będzie miał problemy wewnętrzne i tym trudniej będzie w nim ustalać spójne działania.
Różne kraje mają różne cele udziału w BRICS. Te mniejsze i biedniejsze będą chciały podłączyć się pod potencjał rozwojowy takich potęg jak Chiny. Dla producentów ropy naftowej to po prostu przystąpienie do kolejnej edycji OPEC. Dla innych krajów ważne jest polityczne poparcie Rosji wbrew Zachodowi. Część krajów chce leczyć antyzachodnie frustracje, a część – ugrać swoje i zarobić najwięcej, jak to możliwe, więcej niż na to pozwalają obecne umowy dwustronne.
Jedno jest pewne – kolejka chętnych do BRICS pokazuje, że Rosja nie jest na świecie izolowana, tak jak często chcielibyśmy na Zachodzie sądzić, a sporo odległych od Europy krajów nie jest specjalnie wrażliwych na okrucieństwa wojny prowadzonej przez Moskwę na terytorium Ukrainy. I o to prawdopodobnie Rosji najbardziej chodziło.
Czy Rosja, wspólnie z Chinami, osiągnie kolejne cele – skupienie producentów surowców strategicznych pod wspólnym szyldem, stworzenie wspólnej waluty rozliczeniowej konkurującej z dolarem, wywieranie wspólnego politycznego nacisku na Zachód? To okaże się w przyszłym roku, kiedy w rosyjskim Kazaniu państwa BRICS spotkają się ponownie.
Jednym z celów strategicznych Rosji, co wielokrotnie deklarował prezydent tego kraju, jest powrót do sytuacji sprzed rozpadu systemu komunistycznego, czyli do świata dwubiegunowego, z dwoma głównymi graczami. Sama Rosja jest obecnie zbyt słaba, żeby myśleć o sobie jako jednym z biegunów, ale w połączeniu z BRICS staje się to realne. Świat miałby być więc dwubiegunowy w nowy sposób – Zachód na czele z USA, a z drugiej strony – BRICS z Rosją i Chinami na czele.
Czy głęboki sojusz Chin i Rosji jest możliwy? Dotychczas Chiny nie były znane jako kraj, który oddaje część możliwych korzyści innym partnerom. To odrębny subkontynent, przekonany o tym, że jest centrum świata, zazdrosny o swoją pozycję. Na horyzoncie jest raczej perspektywa podporządkowania sobie osłabionej Rosji przez Chiny i kolonizacji Syberii
Rosja straciła w oczach Chin pozycję mocarstwa po tym, jak nie może uporać się z zakończeniem wojny w Ukrainie, a nawet zapewnić bezpiecznego transportu chińskich towarów do bogatej Europy. Jedyny obecnie rosyjski atut to dostęp Chin do tanich surowców – ropy naftowej i gazu ziemnego. Rosja jest jednak nie tyle hegemonem na tym rynku, ile petentem, dla którego sprzedaż surowców jest ekonomicznym być albo nie być. Chiny nie mogą tego nie wykorzystać.
Czytaj też: Europa kontra USA. Jak walczą z inflacją dwie wielkie globalne gospodarki?
Czytaj też: Jaką rolę może odegrać polityka Banku Japonii na rynku finansowym w USA?
Czy powstanie „OPEC metali strategicznych”?
Pod kierunkiem Rosji i Chin kraje wschodzące – których przywódcy są przekonani, że bogaty Zachód ich wykorzystuje i na nich żeruje – miałyby połączyć siły, żeby rzucić najbardziej rozwinięte gospodarki świata na kolana, podnosząc ceny surowców strategicznych (tak jak to zrobiły kraje arabskie niemal 50 lat temu z ropą naftową) i żądając rozliczeń w „swojej” walucie (która automatycznie stałaby się najważniejszą walutą rozliczeniową świata).
Jest tylko jeden problem. Jeśli dotychczas w wąskiej grupie 4-5 krajów nie udało się pójść do przodu np. z ustanowieniem wspólnej waluty, to jak to się może udać w grupie dwa razy większej i złożonej z krajów o zupełnie różnych celach?
Atutem krajów BRICS rzeczywiście są surowce. I to nie tylko tradycyjne surowce energetyczne, którymi można było szantażować Zachód w latach 70. i później, jak ropa naftowa i gaz ziemny. Ich czas powoli mija, bo na arenę weszły inne surowce strategiczne – metale rzadkie konieczne do transformacji energetycznej i budowania podstaw gospodarki opartej na zielonej energii. Większość metali strategicznych znajduje się nie w krajach Zachodu, ale w krajach, które garną się do BRICS.
Organizacja OPEC, a następnie OPEC+, służąca łączeniu interesów producentów ropy naftowej na świecie, ostatnio zdominowana faktycznie przez Rosję i Arabię Saudyjską, próbowała podbić ceny ropy naftowej w tym roku, ale nie było to skuteczne, bo poza OPEC+ jest wielu innych producentów skłonnych wykorzystywać ograniczenie podaży przez głównych graczy do sprzedaży swojej produkcji. O nieskutecznych tegorocznych działaniach OPEC plus pisałem tu.
Czy teraz czas na kolejną organizację, tym razem zrzeszającą producentów metali strategicznych? To w dużej części obecne kraje BRICS, ale też te, które zgłosiły akces w trakcie spotkania grupy w RPA. To może być silna waluta przetargowa, tak jak walutą przetargową w latach 70. były petrodolary. Ekonomiści już jakiś czas temu zastanawiali się, czy kraje będące potentatami w wydobyciu metali i minerałów krytycznych nie powinny założyć nowego kartelu na wzór OPEC, np. coś w rodzaju OMEC (Organizacja Krajów Eksportujących Metale).
Zielona transformacja będzie więcej kosztować?
Czy takim „kartelem” może być BRICS? Gdyby kraje bogate w metale i minerały połączyły siły, mogłyby wstrząsnąć światowymi rynkami na kilka sposobów, zaczynając od tradycyjnej manipulacji cenami. Podobnie jak OPEC również BRICS mógłby więc wykorzystać limity produkcyjne lub eksportowe, aby podnieść ceny, co z kolei spowodowałoby podrożenie technologii czystej energii, potencjalnie spowalniając transformację ekologiczną na Zachodzie.
Taki „kartel” mógłby dążyć do strategicznych zakłóceń w dostawach, aby uzyskać przewagę geopolityczną nad krajami w dużym stopniu uzależnionymi od metali krytycznych. Mógłby także zawierać umowy handlowe na wyłączność ze strategicznie wybranymi partnerami, jeszcze bardziej regulując globalną podaż według własnego uznania. Wszystkie kraje uznane przez kartel za „nieprzyjazne” mogłyby mieć problemy z zabezpieczeniem potrzebnych zasobów.
To wymarzona sytuacja dla Rosji, ale i dla Chin, które w swojej rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi miałyby silny oręż strategiczny. Dwa lata temu widzieliśmy działania Rosji, która manipulowała podażą i cenami ropy naftowej i gazu ziemnego. Ceny w Europie eksplodowały i spowodowały gigantyczne problemy gospodarcze i społeczne w wielu krajach europejskich, ale również niemal na całym świecie. Do tego doszła manipulacja podażą i cenami zbóż.
Chiny kontrolują prawie wszystkie ciężkie metale ziem rzadkich potrzebne do zielonej transformacji – do produkcji baterii elektrycznych i urządzeń fotowoltaicznych. Demokratyczna Republika Konga odpowiada za ponad 60% światowego rynku kobaltu, a Republika Południowej Afryki kontroluje 71% światowych dostaw platyny, Rosja jest liderem w wydobyciu niklu itp. Metale i minerały krytyczne mają kluczowe znaczenie dla transformacji ekologicznej, ponieważ wykorzystuje się je praktycznie we wszystkim.
Dodatkowym problemem jest to, że Rosja i Chiny faktycznie skolonizowały w ostatnich latach wiele krajów afrykańskich. Najczęściej są to kraje o sporym potencjale bogactw naturalnych. To, że jakieś metale czy minerały wydobywa się w konkretnym afrykańskim kraju, nie oznacza, że to ten kraj decyduje o ich eksporcie. Często są to przedsiębiorstwa kontrolowane przez Chiny lub Rosję.
USA starają się to równoważyć i pozyskać w Afryce partnerów gotowych współpracować z firmami zachodnimi. Ta rywalizacja jeszcze się nie skończyła. Kolejne akcesje do BRICS pokażą, jak skuteczne są Rosja i Chiny, a jak skuteczne są na tym polu USA. Kraje Europy Zachodniej są tutaj niestety na straconej pozycji ze względu na swoją kolonialną przeszłość, z którą Afryka chce zdecydowanie zerwać, nawet kosztem wpadnięcia w sidła kolejnych wielkich kolonizatorów z Moskwy czy Pekinu.
Nie ma mowy o wspólnej walucie BRICS, ale…
Ostatnio dużo emocji budziły zapowiedzi o możliwym powołaniu do życia wspólnej waluty BRICS. Nawoływał do tego prezydent Brazylii, który uważa, że narody, które mają swoje waluty, nie powinny być zmuszane do handlu rozliczanego w dolarach. „Waluta BRICS zwiększa nasze możliwości i zmniejsza nasze słabości” – powiedział na sesji plenarnej otwierającej szczyt.
Ale wygląda na to, że to jeszcze potrwa. „Nikt nie podnosił kwestii waluty BRICS, nawet podczas nieformalnych spotkań” – zadeklarował minister finansów RPA Enoch Godongwana na marginesie dorocznego szczytu bloku w Johannesburgu. „Utworzenie wspólnej waluty zakłada utworzenie banku centralnego, a to zakłada utratę niezależności w zakresie polityki pieniężnej. Nie sądzę, aby jakikolwiek kraj był na to gotowy”.
Tyle minister finansów RPA. Oczywiście w przypadku wszelkich inicjatyw, w których bierze udział Rosja, niczego do końca nie możemy być pewni, ale ta deklaracja wygląda na prawdopodobną. Utworzenie wspólnej waluty w dosłownym wymiarze na razie wydaje się niemożliwe. Jednak od czego są wielkie potęgi, jak nie od osiągania swoich własnych celów.
Chiny od dawna marzą o tym, żeby ich waluta stała się jedną z głównych walut rozliczeniowych na rynkach surowcowych, na wzór dolara, o czym pisałem tutaj. Na razie to niemożliwe, ale kto wie, czy BRICS nie będzie się tego domagał od partnerów handlowych (uzgodnił już takie rozliczenia w niektórych kontraktach z krajami arabskimi). BRICS może również domagać się od Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego uznania juana za walutę rezerwową.
Budowanie waluty BRICS byłoby „projektem politycznym”, powiedziała w lipcu w wywiadzie radiowym prezes południowoafrykańskiego banku centralnego Lesetja Kganyago cytowana przez Reutersa. „Jeśli tego chcesz, musisz najpierw uzgodnić unię bankową, unię fiskalną, musisz uzyskać konwergencję makroekonomiczną różnych krajów, potrzebny jest mechanizm dyscyplinujący dla krajów, które nie trzymają się zasad. A na koniec potrzebujesz wspólnego banku centralnego” – powiedziała Kganyago. Na tym tle widać, jak wielkim projektem jest Unia Europejska i strefa euro.
„Nieodwracalny proces dedolaryzacji naszych więzi gospodarczych nabiera tempa” – mówił podczas telekonferencji z liderami BRICS Putin. Ale fakty są takie, że choć udział dolara w oficjalnych rezerwach walutowych spadł do najniższego od 20 lat poziomu 58% (albo 47% po skorygowaniu o zmiany kursu walutowego, zgodnie z danymi Międzynarodowego Funduszu Walutowego), to dolar nadal jednak dominuje w światowym handlu. Prawie 90% globalnych transakcji forex jest z udziałem dolara (dane Banku Rozrachunków Międzynarodowych).
Dedolaryzacja wymagałaby przekonania do obracania nową walutą niezliczonych eksporterów i importerów, kredytowania tego handlu w nowej walucie przez pożyczkodawców, wymagałaby też wielu inwestorów handlujących taką walutą na całym świecie. Oni wszyscy, niezależnie od siebie, musieliby chcieć używać innej waluty niż dolara. Musiałoby się stać coś bardzo złego z dolarem, żeby doszło do takiej wolty.
BRICS to na razie niewypał „strukturalny”
Moim zdaniem jest pięć powodów, dla których BRICS nie wypali jako organizacja, która mogłaby przejąć kontrolę nad światową gospodarką albo przynajmniej stać się drugim biegunem dla dominacji USA oraz sprzymierzonych z Ameryką państw Zachodu:
- Rosja będzie chciała urządzić BRICS na swój obraz i podobieństwo i zapędzić wszystkich uczestników do wspólnej rywalizacji z USA i Zachodem i do popierania jej ambicji imperialnych i terytorialnych w Europie Wschodniej. Wśród uczestników BRICS są oczywiście kraje, które nie kochają Zachodu i Ameryki, ale niektórym wygodniej jest być trochę tu, trochę tu i nie zdecydują się na jednoznaczną konfrontację pod szyldem Rosji;
- Chiny rywalizują z USA o pozycję lidera globalnej gospodarki, ale nie zgodzą się na bycie numerem dwa w BRICS, po Rosji. Ostatnio coraz więcej jest dowodów na to, że rywalizacja z USA się nie powiedzie, a Chiny będą musiały rywalizować raczej z… Indiami, które chcą przesuwać się coraz wyżej na drabinie rozwoju gospodarczego i przejmować zachodnie inwestycje kosztem Chin. Rosja zejdzie w tym układzie na plan dalszy i stanie się dla Chin tylko narzędziem dla budowania własnej pozycji;
- Do BRICS dołączają kraje o różnym potencjale i z różnych kontynentów. Co je spaja? Otóż mają bardzo różne motywacje i nie są to do końca te same motywacje, którymi kierują się Rosja i Chiny. Część krajów chce się po prostu podłączyć do kartelu, który będzie dbał o interesy producentów surowców strategicznych, żeby uzyskiwać wyższe ceny. Motywy geopolityczne będą w wielu przypadkach na drugim albo trzecim planie;
- Arabia Saudyjska i ZEA jednocześnie współpracują z USA i krajami europejskimi i nie poświęcą tej korzystnej współpracy dla ambicji imperialnych Rosji czy Chin. Udział w BRICS, podobnie jak udział w OPEC+, to dla tych krajów raczej kolejna karta przetargowa, żeby uzyskać lepsze warunki współpracy z Zachodem. Ten motyw uczestnictwa mogą mieć również kraje z innych kontynentów, np. Brazylia czy Argentyna;
- Najmniejsze kraje, które będą się garnąć do BRICS, rozbiją spójność grupy. Co ma tak naprawdę spajać grupę krajów z kilku kontynentów, mających inne systemy polityczne, niektóre demokratyczne, inne autorytarne, o innej strukturze gospodarki i kierunkach współpracy handlowej? O ile OPEC+ to organizacja działająca na rynku ropy naftowej, o tyle BRICS działałby na wielu różnych rynkach rządzących się różnymi prawami i podlegającym różnym trendom koniunktury.
Zachód będzie bardzo dokładnie przyglądał się dalszym losom BRICS. A szczególnie Europa jako organizm gospodarczy najbardziej uzależniony od surowców strategicznych. Jednak na nasze życie BRICS jeszcze długo nie wpłynie. Sojusz nie ma jeszcze możliwości spójnego działania i nie ma pewności, czy kiedykolwiek je uzyska.
Skutki za to powinny przynieść sankcje importowe i eksportowe nałożone na Rosję, i częściowo na Chiny w zakresie nowych technologii i eksportu do Chin np. chipów najnowszej generacji. Żaden z krajów BRICS nie posiada potencjału technologicznego, który zapewniałby mu przyzwoity rozwój. A kraje zdecydowanie wrogie USA, jak Iran, nie mają wystarczającej siły, żeby stać się poważnym graczem.
Trudno też spodziewać się, że spotkania dyskusyjne krajów BRICS – odbywające się raz na rok, w przyszłym roku w Rosji – będą jakimś efektywnym polem współpracy i podejmowania decyzji w kontrze do Zachodu. Będą to raczej próby przeciągania liny przez niektóre kraje BRICS i wymuszania wyższych cen surowców. A efektywna polityka wojskowa i gospodarcza będzie prowadzona samodzielnie przez największe kraje zgodnie z ich własnymi interesami.
Źródło zdjęcia: Keenan Constance/Unsplash