Bankowcy nie mają już wielkich nadziei na to, że spotka ich coś dobrego w sprawie franków, i wzięli sprawy w swoje ręce. Rusza kampania reklamowa „Ugoda lepsza niż proces” przygotowana na zlecenie Związku Banków Polskich. W kampanii bankowcy przekonują, że lepiej dogadać się z bankiem polubownie niż spędzić kilka najbliższych lat w sądach. Czy ta kampania „prougodowa” może zneutralizować efekt spodziewanych przez banki negatywnych orzeczeń TSUE?
Jacek Jastrzębski, szef Komisji Nadzoru Finansowego, podczas Europejskiego Kongresu Finansowego, który właśnie odbywa się w Sopocie, nie robił bankowcom wielkich nadziei na rozwiązanie ustawowe, które mogłoby odwrócić bieg frankowej historii. I namawiał do ugód z klientami. Po raz kolejny powtórzył, że jego zdaniem przepływ kilkudziesięciu miliardów złotych ze skarbców bankowych do kieszeni frankowiczów nie byłoby ani sprawiedliwe, ani efektywne, bo pozbawi banki możliwości finansowania wzrostu gospodarki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z tym drugim można polemizować, bo frankowicze przecież też nie zakopią wyszarpanych z banków pieniędzy w ogródku, tylko je wydadzą. Z pierwszym też niektórzy się nie zgadzają. Owszem, w klauzulach niedozwolonych problem jest głównie ze swobodnie ustalanymi przez banki spreadami. Bank mógł na tym niesprawiedliwie zarobić kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych, gdy „uzysk” klienta w przypadku orzeczenia nieważności umowy liczy się w setkach tysięcy złotych, a więc wielokrotnie większy.
„Bez takiej nauczki banki będą dalej wymyślały toksyczne produkty” – mówią zwolennicy wpompowania do kieszeni frankowiczów tych pieniędzy. Pojawia się też argument, iż takie rozkminki nie są rolą sądów, które mają rozstrzygnąć konkretny spór pomiędzy stronami. W innych krajach spór o kredyty walutowe na różnych zasadach rozstrzygnęło państwo, u nas naczelnik Jarosław Kaczyński lekkomyślnie wysłał frankowiczów do sądu.
40 mld zł w rezerwach. Ile będzie po orzeczeniach TSUE?
Bankowcy też już się nie łudzą, że przed wyborami może spotkać ich jeszcze coś dobrego. Wygląda na to, że jeszcze przez jakiś czas Polska będzie jedynym państwem, w którym systemowy problem rozwiązywany jest na poziomie indywidualnych procesów poszczególnych osób z bankami. W żadnym innym kraju władze państwowe aż tak nie pokpiły sprawy.
Na razie bilans frankowej afery to 40 mld zł zawiązanych przez sektor bankowy rezerw, które pokrywają w zdecydowanej większości koszty przegrywanych przez banki procesów (większość z nich jest jeszcze nierozstrzygnięta, ale 97% tych z prawomocnymi wyrokami to sprawy przegrane przez banki). Bilans może wzrosnąć po 15 czerwca, gdy europejski trybunał TSUE rozstrzygnie, czy banki – po orzeczeniu nieważności umowy kredytowej – mają prawo do roszczeń o zwrot kosztów kapitału używanego przez klientów.
Będzie też rozstrzygnięta druga sprawa: o to, czy nie ma nic złego w zabezpieczeniu powództwa polegającym na tym, by klient nie musiał płacić rat kredytowych do czasu rozstrzygnięcia sporu o nieważność umowy (i w jakich sytuacjach mogłoby to być możliwe).
Korzystne dla klientów orzeczenia w tych sprawach spowodują z jednej strony kolejną falę pozwów (klienci będą ośmieleni tym, że nie grozi im kontrpozew o korzystanie z kapitału oraz mają szansę nie płacić rat do czasu rozstrzygnięcia sprawy), a z drugiej – wzrost liczby klientów, którzy po prostu przestaną spłacać raty (wychodząc z założenia, że nawet gdyby bank ich pozwał, to i tak wygrają sprawę w sądzie).
To oznacza, że trzeba będzie tworzyć kolejne rezerwy. Dziś banki mają w rezerwach kwoty zakładające, że trzeba będzie unieważnić 30-35% wszystkich kredytów frankowych. Jeśli docelowo będzie ich więcej – również rezerwy pójdą w górę. A te dotychczasowe zjadły bankom ok. dwuletnie zyski.
Bankowcy nie zamierzają czekać na ścięcie i próbują aktywnie działać, by zachęcać klientów do ugód. Każda ugoda oznacza zredukowanie strat banku na danej umowie mniej więcej o połowę, czasem więcej. Oznacza jednocześnie koszt dla klienta, który zrezygnował ze sporu sądowego.
„Ugoda lepsza niż proces” – to hasło przewodnie kampanii. Podczas Europejskiego Kongresu Finansowego bankowcy przechadzali się po korytarzach konferencyjnych z takim właśnie znaczkiem w klapie. Zapewne zobaczycie go też, odwiedzając oddział banku lub spotykając się z bankierem w innym miejscu.
„Ugoda lepsza niż proces”. Kto w to uwierzy?
W spocie „Sąsiedzi” facet podjeżdża samochodem pod dom sąsiada, który postanowił przystrzyc jakieś chaszcze. I się chwali: „podpisałem ugodę bankową, koniec z kredytem frankowym”. Ten z nożycami z niedowierzaniem kiwa głową. „Dogadałem się z bankiem, wynegocjowałem bardzo dobre warunki i po sprawie” – kontynuuje ten, który podjechał samochodem. „Dałeś się nabrać, ja poszedłem do sądu” – mówi ten z nożycami.
„To ty dałeś się nabrać kancelarii frankowej. Pewnie powiedzieli ci, że ugoda jest bez sensu. A co ci mieli powiedzieć? Nie lubią ugód, bo są dla nich nieopłacalne. Pytałeś, ile by ci umorzyli? Mnie umorzyli prawie 100 000 zł”. To jest cios kończący, po którym facet z nożycami już się nie podnosi, wściekle patrząc w domniemany bezsens swojej relacji z kancelarią frankową. A lektor kończy: „Zasługujesz na sprawiedliwe, szybsze i tańsze rozwiązanie. Zawrzyj ugodę z bankiem”.
W drugim spocie – znacznie mniej dowcipnym – facet czyta swojej partnerce artykuł o zaletach ugód frankowych. M.in. peroruje, że „taka ugoda jest szybsza, pewniejsza i łatwiejsza niż proces sądowy”. A partnerka z troską w głosie opowiada, że „Maryśka była w takiej kancelarii frankowej, ale popłynęła z kasą”. Bo „to nie są tanie rzeczy”. A ta kancelaria frankowa „chciałaby jak najwięcej dla siebie, na swoją korzyść”.
Facet dochodzi do konstruktywnego wniosku: „miejmy to już za sobą, zawrzyjmy ugodę, zaoszczędzimy czas, nerwy i pieniądze”. A potem plansza ze statementem: „ugoda lepsza niż proces. Zawrzyj ugodę z bankiem, skończ z frankiem”. Jest też wersja krótka tych przekazów, którą będzie można zobaczyć na Tik-Toku.
Część argumentów powtarzanych w spotach warto rzeczywiście wziąć pod uwagę, zastanawiając się nad losem swojego kredytu frankowego. Już kilka lat temu niektóre kancelarie prawnicze żądały od klientów 40 000 – 45 000 zł za pomoc w uzyskaniu nieważności umowy. Trzeba też zarezerwować sporo czasu na zgromadzenie dokumentacji i rozprawy sądowe (a czas to też pieniądz).
Poza tym mało kto bierze pod uwagę – a frankowi prawnicy nie zawsze to klientom mówią – dodatkowe koszty wynikające z ewentualnego trafienia sprawy do Sądu Najwyższego. Praca prawników na tym etapie jest średnio dwa razy droższa, niż zwykle. Kontrpozew banku (nawet jeśli szybko „uziemiony” też trzeba jakoś obsłużyć. Kilka argumentów za ugodami więc jest. Choć po drugiej stronie jest wysokie prawdopodobieństwo wygranej w sądzie i zgarnięcia całej puli.
Bankowcy nie mają już nic do stracenia, ale pytanie, czy nie wystartowali z takimi działaniami za późno. Za dwa tygodnie może się okazać, że już jest „posprzątane”, bo do klientów pójdzie od kancelarii frankowych jasny przekaz: „teraz pozywanie banku nie wiąże się już prawie z żadnym ryzykiem”.
Choć może nie do końca jest za późno. W ostatnich latach do sądów poszła zdecydowana większość najbardziej zdeterminowanych klientów, teraz gra idzie o tych mniej zdecydowanych, którzy wciąż się wahają, czy warto pozywać bank.
Przekonanie ich, że wytaczanie bankowi procesu jest długotrwałe, kosztowne i czasochłonne – a te argumenty podkreślają bankowcy w swoich spotach – może być łatwiejsze niż w przypadku tych najbardziej zatwardziałych klientów, nawet jeśli wszystko będzie się odbywało przy akompaniamencie zachęt kancelarii frankowych „kto żyw, niech pozywa bank”.
Spiesz się powoli, czyli jak banki zachęcają do ugód
Problem z przekonywaniem klientów do ugód nie wynika wyłącznie z tego, że ci widzą coraz mniejsze ryzyko pozywania banków. Drugi problem polega na tym, że te ugody nie są przygotowane w jednolitym standardzie. Co bank, to obyczaj. Co umowa, to inna ugoda. Klienci banków piszą do mnie coraz częściej z pytaniami i prośbami o pomoc w ocenie, czy oferta ugody jest korzystna.
Czytaj więcej o tym: Banki masowo proponują frankowiczom ugody. Jak ocenić, czy to jest dobry deal? I czy podejrzanie dobra ugoda to pułapka?
Widziałem ugody bardzo niekorzystne dla klientów i takie, które są godne rozważenia. Część banków najpierw przedstawia klientom gorszą wersję ugody, a dopiero potem – jeśli nie da się nabrać – podbija temat nową propozycją. To nie jest dobry pomysł: jeśli chcesz się dogadać z klientem, to nie możesz mu podsuwać pułapki na dzień dobry! Owszem, jeden klient się nabierze, ale drugi może już nie. I do tego zrobi awanturę w social mediach.
To, że ugód na całym rynku jest raptem „małe” kilkadziesiąt tysięcy (niepodważalnym liderem jest PKO BP , który zawarł już 30 000 takich ugód) wynika w głównej mierze z faktu, że te ugody nie są postrzegane przez wielu frankowiczów jako próba załatwienia sprawy tak, żeby obie strony były zadowolone, lecz jako próba wykorzystania naiwności klienta przez bank. To się musi zmienić, aczkolwiek obawiam się, że żadna kampania informacyjna lub reklamowa tego nie załatwią.
Nie oczekuję od banków, że te ugody będą obsypywaniem klientów złotem. Ale powinny być tak urzeźbione, żeby nie było w nich oczywistych pułapek. Być może powinny być uzupełnione o wykres, schemat, który tłumaczy klientowi, na czym polega ugoda. Trzeba to klientom tłumaczyć z otwartą przyłbicą, transparentnie, uczciwie. „Tutaj jest nasza, bankowa korzyść, a tutaj Twoja”.
Być może kilka najbardziej „ufrankowionych” banków powinno opracować jednolity standard ugody i poddać go audytowi niezależnych ekspertów? Właśnie pieczątki „to jest fair” często brakuje tym ugodom, które banki przedstawiają klientom do podpisu. Ponieważ ci ostatni mają kłopot z oceną, czy to jest okazja czy pułapka, to grają na czas. I zwiększa się prawdopodobieństwo, że jednak pójdą do sądu.
Z tego punktu widzenia kampania reklamująca ugody to tylko plan minimum. Banki powinny zrobić kilka kolejnych kroków, jeśli chcą zwiększyć prawdopodobieństwo, że ugody będą masowym sukcesem. Kłopot w tym, że jest już bardzo późno i że branża proponuje ugody niejako przymuszona sytuacją.
Ale nawet przy tych dwóch założeniach walka o jak największą liczbę kompromisów z klientami – pod warunkiem, że to będą rzeczywiste kompromisy, a nie pułapki – nie musi być sprawą z góry przegraną, o ile bankowcy nie będą – jak to często im się zdarza – iść na łatwiznę. I że wezmą na klatę odpowiednio dużą część finansowych skutków pożyczenia klientom pieniędzy w obcej walucie.
————
ZOBACZ OKAZJOMAT SAMCIKOWY:
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
————
Podcast „Finansowe sensacje tygodnia”: nie daj się oszukać fałszywym „pracownikom banku”; czy kredyt hipoteczny na 2% ma sens?
W jubileuszowym 150. odcinku podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” poruszamy problem coraz częstszych oszustw telefonicznych „na pracownika banku”. Czy winna tej sytuacji jest tylko nasza naiwność? A może w poprawę naszego bezpieczeństwa bardziej powinny zaangażować się banki? Zastanawiamy się też, czy kredyt hipoteczny na 2% – czyli nowa propozycja rządu – ma sens. Wskazujemy też pierwsze ofiary nowego kryzysu bankowego. Do wysłuchania podcastu zaprasza skład „4M”, czyli Maciek Samcik, Maciek Danielewicz, Maciek Jaszczuk i Maciek Bednarek.
Zaprasza Maciek Samcik, podcast można odsłuchać pod tym linkiem, jak również na wszystkich popularnych platformach podcastowych ze Spotify, Apple Podcast i Google Podcast na czele.
zdjęcie tytułowe: Maciej Bednarek