Rada Polityki Pieniężnej musi reagować na bieżącą sytuację w gospodarce, a ta zmienia się dość szybko. Ale czy to nie lekka przesada? Jak rozumieć sytuację, w której od zapowiedzi obniżki stóp do wspominania o możliwym powrocie do zacieśniania polityki pieniężnej nie mijają nawet dwa tygodnie? Za zamkniętymi drzwiami w Radzie Polityki Pieniężnej „coś” się kotłuje. Do czego to doprowadzi i jaki ma to związek z wyborami? Analizuję
„Jeśli są jakieś rozważania, to mogą dotyczyć ewentualnych podwyżek stóp procentowych, a nie obniżek” – ogłosił w czwartek prezes NBP Adam Glapiński. Brzmi to całkiem racjonalnie, prawda? Inflacja hula jak wiatr w pustym pokoju, więc bank centralny powinien myśleć, co robić, by ceny przestały tak gwałtownie rosnąć.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Roller-coaster w RPP. W tydzień od wizji obniżek do podwyżek stóp procentowych
Ta wypowiedź jest jednak ciekawa właśnie dlatego, że… brzmi tak racjonalnie. Jeszcze całkiem niedawno z NBP płynęły sygnały, że powinniśmy się szykować raczej na obniżkę stóp procentowych. Członek RPP Ireneusz Dąbrowski 29 kwietnia ogłosił: „już po wakacjach Rada będzie bardzo poważnie rozpatrywała obniżanie stóp procentowych”.
Dąbrowski jest uważany za jedną z najbliższych osób wspierających w RPP Adama Glapińskiego. Mało kto pamięta, że na budzących tyle niezdrowych emocji zdjęciach prezesa NBP sprzed kilku lat towarzyszyły mu trzy osoby: szefowa gabinetu, dyrektor od komunikacji i promocji, a także właśnie Ireneusz Dąbrowski.
Również Gabriela Masłowska, która do Rady Polityki Pieniężnej trafiła prosto z sejmowych ław i która raczej w poczet wybitnych ekonomistów nie zostanie rychło zaliczona, raczyła obwieścić, że jednocyfrowa inflacja pojawi się „nawet wczesną jesienią”, a miesiąc wcześniej zapowiadała, że czas na dyskusję o obniżkach przyjdzie właśnie przy spadku dynamiki cen poniżej 10%.
Dwa dni później Henryk Wnorowski, powołany do RPP przez prezydenta Andrzeja Dudę, również przekonywał, że „pojawia się światełko w tunelu, które pozwoli nam coraz śmielej rozmawiać o obniżkach stop procentowych” – a tym światełkiem jest właśnie spadek inflacji do jednocyfrowych poziomów, który ma nastąpić w III kwartale.
Natomiast w swoim stylu wypowiedział się 2 maja Adam Glapiński, który tak formalnie nie jest członkiem RPP, choć przewodniczy jej obradom jako prezes NBP. Co powiedział? Że ma nadzieję, iż „pod koniec roku będzie możliwa pierwsza obniżka stóp procentowych”.
Co takiego się zmieniło przez ten tydzień, że od roztaczania wizji cięcia stóp procentowych szef banku centralnego przeszedł do ostrzegania przed możliwymi podwyżkami?
Przeczytajcie też: Słuchacie Glapińskiego, potem Koteckiego i macie mętlik w głowie? Oto subiektywny przewodnik po nowej Radzie Polityki Pieniężnej. Co oni wywiną?
Gospodarka hamuje, inflacja spada. A prezes NBP… nagle zmienia zdanie
Inflacja spada. Ten fakt wątpliwości nie budzi. Inna sprawa, że hamowanie inflacji jest w dużej mierze wywołane efektami statystycznymi (ceny mierzymy w stosunku do coraz wyższych poziomów wyjściowych). Martwi też fakt, że inflacja bazowa, czyli bez cen paliw i żywności (najbardziej podatnych na wpływ czynników międzynarodowych) wciąż idzie w górę. Prezes Glapiński stwierdził jednak na ostatniej konferencji, że również inflacja bazowa osiągnie za chwilę szczyt.
Dane pokazują także hamowanie konsumpcji. W marcu sprzedaż detaliczna zmniejszyła o ponad 7% w ujęciu rok do roku, co było najmocniejszym spadkiem od czasu lockdownów. Polacy kupują coraz mniej – czy to wynika ze świadomych oszczędności, czy raczej z braku pieniędzy.
O tym, jak mocno wyhamowała akcja kredytowa, zwłaszcza w segmencie kredytów hipotecznych, wiedzą chyba wszyscy. I trwa to już na tyle długo, że rząd postanowił zainterweniować, by „moce produkcyjne” deweloperów nie zostały trwale uszczuplone.
Wszystko w gospodarce idzie więc po myśli prezesa NBP. Inflacja się zmniejsza, gospodarka hamuje, kredyty są drogie. Te ostatnie miesiące powinny raczej utwierdzać szefa NBP, że coraz bliżej nam do początku łagodzenia polityki pieniężnej (zwłaszcza że szef polskiego banku centralnego uchodzi za „gołębia”, który nie lubi walczyć z inflacją za wszelką cenę). Dlaczego więc Adam Glapiński raz zapowiada obniżki stóp procentowych, a chwilę później ich podwyżki?
Rozdwojenie jaźni, czy pluralis maiestatis?
Prezes Glapiński podkreśla często podczas konferencji prasowych, że w ich trakcie nie przedstawia on własnego zdania, ale wyraża opinię całej Rady Polityki Pieniężnej. Być może tutaj jest klucz do zmian w przekazie płynącym z wystąpień szefa NBP.
Opinia publiczna wie bardzo niewiele na temat tego, co dzieje się w trakcie posiedzeń. Komunikat publikowany bezpośrednio po decyzji jest zazwyczaj lakoniczny i dość ogólny, a ukazujące się kilka tygodni później „opisy dyskusji na posiedzeniu decyzyjnym” także są odpowiednio redagowane i daleko im od prawdziwego protokołu. Może być więc tak, że gołębi lub jastrzębi humor występującego w imieniu RPP prezesa NBP jest wypadkową stanowisk członków i członkiń tego kolegium wyrażanych w trakcie dyskusji.
Wystarczy, by jeden lub dwóch „piwotalnych” (określenie użyte przez ówczesnego prezesa NBP Marka Belkę, nagrane na słynnych „taśmach kelnerów”) członków wstrzymało się z opowieściami, że walkę z inflacją już prawie wygraliśmy i nagle wahadło mogłoby zacząć przechylać się w kierunku podwyżek stóp procentowych. A Adam Glapiński musi się do tego wypracowanego konsensusu stosować (by nie narazić się na krytykę, która – patrząc na to, ile czasu poświęca na konferencjach innym osobom z grona RPP – mu wyraźnie doskwiera).
Uważna obserwacja komunikacji prezesa NBP wskazuje, że pod tą kołderką coś się kotłuje. Nam, maluczkim pewnie nie będzie nigdy dane dowiedzieć się, co dokładnie. Ale jakie konsekwencje mogą mieć dla nas te pałacowe gierki? Całkiem poważne.
Po pierwsze, w ten sposób kształtuje się przyszła polityka pieniężna. Analitycy i ekonomiści na całym świecie starają się opisać tak zwaną „funkcję reakcji” banku centralnego – czyli odkryć, jakie decyzje będzie on podejmował w zależności od sytuacji gospodarczej. Inaczej mówiąc – co skłania tę instytucję do działania.
Na jakie czynniki wrażliwa jest nasza Rada Polityki Pieniężnej? Dziś nie bardzo wiadomo. Prezes raz twierdzi, że podwyżki stóp byłyby szkolnym błędem, by za chwilę chwalić się szybką i stanowczą reakcją w postaci podwyższania stóp. Opisana w konstytucji rola NBP przewiduje w pierwszej kolejności dbanie o stabilność cen, a jednak prezes NBP bardziej troszczy się o bezrobocie, hamowanie wzrostu gospodarczego czy wydatki na obronność.
I tu pojawia się „po drugie”. Biorąc pod uwagę, ile czasu na konferencjach prasowych, w wywiadach i innych wypowiedziach prezes Glapiński poświęca na krytykowanie „pewnego polityka opozycji, który wrócił z Brukseli”, wyłania się prawdziwa – moim zdaniem – funkcja reakcji szefa NBP.
Adam Glapiński sympatyzuje z rządzącą partią. A dla rządzącej partii nadchodzą sądne chwile – jesienią odbędą się wybory. Kampania się rozkręca, rzucane są kolejne obietnice: a to przedłużenie wakacji kredytowych, a to naste emerytury, dopłaty do kredytów i zbóż, laptopy dla uczniów…
Przeczytaj też: Wakacje kredytowe, czyli bardzo droga, ale niewykorzystana szansa. Co poszło nie tak? I czy będzie tego więcej?
Co najmocniej doskwiera tzw. klasie średniej w Polsce? Oprócz inflacji – wysokie raty kredytów. Częściowo złagodzone to zostało wakacjami kredytowymi, ale nie wszyscy z nich korzystają, a do tego nie rozwiązuje to problemu osób, które z powodu podwyższonych stóp procentowych nie mogą kredytu wziąć.
Czyż nie byłoby wspaniałym prezentem, gdyby tuż przed wyborami nastąpiły obniżki stóp procentowych? A wraz z nimi zaczęły spadać raty kredytów? Gdyby premier, prezes i Prezes mogli wspólnie obwieścić, że „inflacja jest już w odwrocie i wysokich stóp procentowych nie trzeba się już bać”?
Czy będzie większość, by przegłosować obniżki stóp?
Pod koniec czwartkowej konferencji prezes NBP stwierdził, że tak uważne wczytywanie się w komunikaty to „egzotyka”, a prawdziwe znaczenie mają tylko decyzje. Niewykluczone, że w ten sposób chciał uspokoić pewien ośrodek decyzyjny, że wszystko jest pod kontrolą. Że, owszem, część członków RPP jest przeciwko obniżaniu stóp, ale jak przyjdzie co do czego, to „wola partii” zostanie wykonana i stopy rzeczywiście obniżone.
Czy rzeczywiście uda się utrzymać większość „gołębi” w RPP do wyborów? I przeforsować obniżki stóp procentowych nawet wtedy, gdy inflacja będzie jeszcze wysoko? Zobaczymy. Prezes Glapiński pokazał, że ma szeroki wachlarz argumentów, którymi mógłby przekonać niepokornych do swojego zdania. Stanowiska doradcze w NBP po zakończeniu kadencji w Radzie otrzymali np. Grażyna Ancyparowicz i Jerzy Kropiwnicki, zaś Rafał Sura trafił nawet do zarządu banku.
Czy trzeba się bać takiego scenariusza, chwytać za portfele i kupować złoto i dolary, by uchronić dorobek życia przed ewentualnymi, motywowanymi politycznie decyzjami RPP?
Z punktu widzenia gospodarki obniżka stóp procentowych – gdyby doszło do niej jesienią – nie musiałaby być całkowicie pozbawiona sensu. Ekonomia to nie fizyka, efekty obecnych działań będzie można ocenić po owocach dopiero za jakiś czas. Ale nawet słuszna decyzja, podjęta na podstawie błędnych przesłanek i uzasadniona w absurdalny sposób, niszczy zaufanie do instytucji i degeneruje zdolność do podejmowania właściwych decyzji w przyszłości.
Wygląda na to, że ostatnia, zaskakująca wypowiedź prezesa NBP, jest odzwierciedleniem wzrostu nastrojów w łonie RPP, zmierzających w kierunku podwyżek stóp procentowych, a przynajmniej ich utrzymania na obecnym poziomie, a nie ich obniżek, co byłoby na rękę rządowi, zwłaszcza przed wyborami. Jednak pewnie niejeden „glapolog” zgodzi się ze mną, że inne wypowiedzi szefa banku centralnego świadczą, że nie można mówić o przełomie i o tym, że zanosi się na zmianę sposobów walki z inflacją na bardziej „radykalne”.
Źródło zdjęcia: Wikipedia Commons, NBP