Narzekamy na wzrost cen i spadek naszych realnych wynagrodzeń. Część z nas dostaje podwyżki, ale w większości przypadków nie pokrywają one inflacji. I na razie nie widać szansy, żebyśmy wyszli na plus. Pomysł na to ma Korea Południowa. Rząd tego kraju znalazł sposób na podniesienie zarobków ludzi – to wprowadzenie możliwości pracy do… 69 godzin w tygodniu, czyli prawie 14 godzin dziennie. I to ma zwiększyć dzietność w tym kraju oraz pomóc młodym pracownikom ułożyć sobie proporcje między czasem w pracy i odpoczynkiem. Dobry pomysł czy herezja?
Na swojej ostatniej konferencji prasowej Adam Glapiński, prezes NBP, pochwalił Polaków za to, że wciąż chce im się ciężko pracować, by gonić pod względem zamożności bogaty Zachód. Dzięki temu podobno już za 10 lat będziemy mieli taki dochód narodowy przypadający na mieszkańca jak Francuzi (co wcale nie musi oznaczać, że będziemy tak samo zamożni, o czym pisałem tutaj). Jako przykład innej pracowitej nacji prezes Glapiński podał Koreę Południową.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
A może by tak… jeszcze więcej pracować?
Czy to powinien być nasz wzorzec na przyszłość? Jeśli tak – a to zdaje się sugerować prezes NBP – czas przyjrzeć się tamtejszym sposobom na budowanie zamożności. I, zamiast zrzędzić o czterodniowym tygodniu pracy i ciągłym zwiększaniu liczby świąt narodowych oraz dni wolnych od pracy, zacząć budować drugą Koreę (zwłaszcza że z budowaniem drugiej Japonii nam nie wyszło).
Korea Południowa w obowiązujących tam regulacjach dotyczących czasu daje obecnie możliwość wydłużenia etatu do 52 godzin tygodniowo, przy czym jest to opcja, a nie obowiązek. Standardowy wymiar czasu pracy wynosi, tak jak w Polsce, 40 godzin w skali pięciodniowego tygodnia pracy. Te 12 godzin można legalnie przepracować za dodatkowe pieniądze. Teraz rząd proponuje, żeby limit zwiększyć do 69 godzin w tygodniu, czyli o kolejnych 17 godzin.
Propozycja rządu koreańskiego, gdyby została zaakceptowana przez parlament, oznaczałaby, że pracownicy mogliby pracować, jak obliczyły tamtejsze związki zawodowe, od 9:00 rano do 11:00 wieczorem. Łatwo policzyć, że 69 godzin rozłożonych na 5 dni to 13,8 godzin pracy dziennie, czyli zupełnie tak jak pod koniec XIX w. w Łodzi w fabrykach włókienniczych, o czym możemy przeczytać w powieści „Ziemia obiecana” (jak ktoś nie lubi czytać, to może też obejrzeć film).
Czytaj też: Narzekacie na spadek wartości wynagrodzeń? Są kraje, w których dochody spadają od wielu lat.
Czytaj też: Co Polacy muszą zrobić, żeby dogonić Francję w poziomie życia i dochodach? Więcej pracować!
Koreańczycy z Południa to i tak jeden z najbardziej pracowitych narodów. Pokazują to dane OECD, z których wynika liczba faktycznie przepracowanych godzin w ciągu roku podzielona przez średnią liczbę osób zatrudnionych w tym okresie.
Prawie 14 godzin dziennie w pracy? I to ma zwiększyć dzietność?
Koreański dziennik „The Korea Times” przytoczył w ostatnim wydaniu pewną anegdotę. Paul Krugman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla, odwiedził Koreę w 2018 r., kiedy kraj ten skrócił legalny tydzień pracy z 68 godzin do 52. „Pięćdziesiąt dwie godziny tygodniowo?” – zapytał zdziwiony występując w talk show w Seulu. „To niesamowite, przecież Korea jest krajem uprzemysłowionym! To nie jest dobre dla zrównoważonego życia”. Co powie Krugman, gdy usłyszy, że Korea wraca do 69 godzin tygodniowo?
Koreańskie Ministerstwo Pracy uważa, że podniesienie tygodniowego limitu godzin pracy z 52 do 69 da – uwaga – pracującym matkom (i ogólnie młodym rodzicom) większy wybór dotyczący zarządzania własnym życiem i pomoże im wychowywać dzieci. Chodzi o to, że umożliwienie pracownikom wypracowania większej liczby godzin nadliczbowych później da możliwość „odbierania” ich, gdy pracownik potrzebuje długiej przerwy w pracy.
Oznacza to, że osoby, które chcą dłużej, niż w ramach tradycyjnego urlopu rodzicielskiego, opiekować się dzieckiem, będą mogły to zrobić. A więc skumulować czas pracy, by mieć większą swobodę odpoczynku po urodzeniu dziecka. Na ministra pracy Lee Jung-sik posypały się gromy, bo w kraju od dawna trwa debata nad tym, jak pogodzić intensywną pracę zawodową z macierzyństwem i ojcostwem. Tym bardziej jest to ważne, że Korea Południowa ma obecnie najniższy wskaźnik przyrostu naturalnego na świecie. Wyniósł on w 2022 r. tylko 0,78.
Zgodnie z naszymi przyzwyczajeniami i wyobrażeniami, zachętą do posiadania większej liczby dzieci powinno być raczej skrócenie czasu pracy przy zachowaniu tego samego wynagrodzenia, a po urodzeniu dziecka – jak najdłuższy okres urlopu macierzyńskiego i wychowawczego.
W Polsce wskaźnik dzietności również jest niski, systematycznie spada, ale wynosi jednak obecnie 1,37. Poniżej dane OECD dotyczące wskaźnika dzietności w Polsce i w Korei Południowej. U Koreańczyków (niebieska linia) spadek jest rzeczywiście dramatyczny, Polska (czerwona linia) notuje od lat 90. XX w. duży spadek, ale procesy prowadzące do zmniejszania średniej liczby dzieci w rodzinie przebiegają łagodniej.
Krytycy nowego pomysłu uważają jednak, że projekt raczej zaszkodzi, a nie pomoże pracującym matkom i ogólnie kobietom. Może się zdarzyć np. tak, że cały ciężar wychowywania dzieci spadnie na kobiety, a mężczyźni czas będą spędzać w pracy. Przy umożliwienia tak intensywnego tygodnia pracy nie będzie mowy o tym, żeby ojcowie wykonywali zadania w domu, odciążając swoje partnerki.
A może to nie jest taki zły pomysł? „Niektóre branże i niektórzy ludzie tego potrzebują”
Ale są i zdania ekspertów, którzy chwalą pomysł zwiększenia elastyczności pracy. Ich zdaniem np. pracownicy firm informatycznych lub rozrywkowych powinni intensywnie pracować przez pewien czas, a potem mieć długi odpoczynek. Ankieta przeprowadzona przez grupę wielkich koreańskich firm wykazała również, że połowa pracowników w wieku 20-30 lat chce skoncentrować swoją pracę w niektórych dniach w tygodniu.
Nowy system miałby dać większe możliwości osobom, które chcą np. mieć czterodniowy tydzień pracy i relatywnie często cały miesiąc urlopowy. Pracownik może oszczędzać nadgodziny jako dni płatnego urlopu i wykorzystywać je kolejno z płatnymi dniami urlopu, przedłużając urlop do jednego miesiąca.
Jednak na tym obrazie jest sporo rys. Najwyraźniejsze są związane z tym, jak obecnie wygląda praca w takim kraju, jak Korea Południowa. Według oficjalnych danych, tylko w czterech na każdych dziesięć firm pracownicy wykorzystują urlop wypoczynkowy w całości. Pozostałe 60% bierze tylko… tydzień urlopu w roku.
Jest to efekt tamtejszej kultury pracy. Pracownicy nie mogą w pełni wykorzystać przysługujących im urlopów, ponieważ w biurach stale brakuje personelu. Dodatkowo tylko 14% pracowników należy do związków zawodowych, więc nie ma kto upominać się o prawa pracowników. Statystyki pokazują, że nawet w systemie 52-godzinnego tygodnia pracy Koreańczycy przepracowali 1915 godzin w 2021 r., co jest piątym najdłuższym wynikiem wśród 38 państw-członków OECD.
W latach 2019-2021 aż 196 pracowników popełniło samobójstwo, co zostało uznane za wypadki przy pracy. Z tego 58 przypadków, czyli 36%, było spowodowanych przepracowaniem. Statystyki jednocześnie pokazują, że wydajność pracy Korei Południowej pozostaje daleko w tyle za krajami europejskimi. Jak komentuje to dziennik „The Korea Times”?:
„Elastyczna siła robocza jest niezbędna dla czwartej rewolucji przemysłowej, charakteryzującej się coraz bardziej zróżnicowanymi tygodniami pracy i kulturami pracy. Mimo to produktywność pochodzi z kreatywności w nowej epoce przemysłowej, a kreatywność nie może rosnąć, gdy ludzie muszą spędzać długie godziny w biurach.”
Czy w Polsce można tak „uelastycznić” rynek pracy?
Obecnie w Polsce standardowy czas pracy w tygodniu to 40 godzin z możliwością dłuższej pracy w ramach nadgodzin, ale tylko do 8 godzin w tygodniu. Czyli maksymalny czas pracy w tygodniu w Polsce to 48 godzin. Są oczywiście pewne wyjątki zapisane w Kodeksie Pracy i związane z charakterem różnych zadań pracowników, ale wszelkie ustalenia z pracodawcą muszą respektować zasadę, że nie można przekroczyć limitu 416 godzin nadliczbowych w ciągu roku.
Limit nadgodzin powoduje, że co do zasady możemy pracować dziennie maksymalnie ok. 9,6 godziny, z tym że mamy prawo do odpoczynku, który nie powinien być krótszy niż 11 godzin między jednym a drugim dniem pracy. Oczywiście, gdyby zwiększyć limity godzin nadliczbowych, to moglibyśmy więcej zarobić i tym samym próbować nadgonić spadek realnej wartości naszych wynagrodzeń, nadgryzany przez galopującą inflację.
Dane OECD pokazują, że jeśli chodzi o wydajność pracy w Polsce i w Korei Południowej, czyli PKB liczone w dolarach na przepracowaną godzinę pracy, to oba kraje mają podobną sytuację:
Nasze wynagrodzenia realne od co najmniej roku mocno spadają i będzie tak aż do czasu, kiedy inflacja nie zejdzie do poziomów co najmniej jednocyfrowych. Prezes NBP na ostatniej konferencji prasowej powiedział, że jego zdaniem stanie się to już w ostatnim kwartale tego roku. O ile wzrost PKB utrzyma się na poziomie kilku procent w skali roku, o tyle firmy będą mogły podnosić płace.
W gorszym scenariuszu, w którym ceną za spadek inflacji może być wyhamowanie dynamiki wzrostu gospodarczego, firmy nie będą skłonne do podnoszenia wynagrodzeń pracownikom. Gdyby udało się obniżyć inflację, a jednocześnie zachować wzrost gospodarki, perspektywa wyższych realnie płac byłaby już prawdopodobna. Zanim to nastąpi, musimy pogodzić się z koniecznością zaciskania pasa, albo… wziąć przykład z Koreańczyków z Południa i starać się pracować dłużej.
Źródło zdjęcia: Unsplash