Polska giełda nie ma łatwo. Nie szanują jej politycy, zmęczeni są nią inwestorzy, a firmy chętniej z niej uciekają, niż na nią wchodzą. Czy na GPW jest coś, co mogłoby zainteresować inwestora indywidualnego? Postanowiłem zapytać u źródła. Odpowiada Marek Dietl, prezes GPW
Gdyby spojrzeć na WIG w perspektywie ostatnich czterech miesięcy, to można się zachwycić – ceny akcji poszły w górę średnio o 35%. W dłuższej perspektywie jest gorzej. Indeks WIG jest na niemal tym samym poziomie, co rok temu, 35% niżej niż 5 lat temu, a przez dekadę stracił ponad 20%. Trudno uznać to za dobry przykład sensowności długoterminowego inwestowania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przez ostatnie lata polscy inwestorzy nie mieli powodów do zadowolenia. Połowiczne zaoranie OFE odcięło regularny dopływ kapitału na rynek akcji, a uruchomienie PPK zrekompensowało jedynie niewielką część tych strat. Kolejne pomysły kolejnych rządów na wykorzystywanie notowanych na GPW spółek z udziałem Skarbu Państwa do realizowania programów wyborczych, ciążyły notowaniom indeksów.
Przez cały 2022 r. nie było ani jednego IPO na głównym rynku, czyli debiutu spółki połączonego z ofertą akcji. A kursy większości z tych spółek, które weszły na GPW w 2021 r., straciły na wartości mocniej niż główny indeks. Nie dziwne zatem, że inwestorzy indywidualni uciekają z polskiej giełdy – w 2020 i 2021 r. ich udział w obrotach przekraczał 20%, a w 2022 r. spadł poniżej 18%.
Przyznam, że ciężko mi znaleźć jakieś solidne argumenty za tym, żeby budowę swojego portfela inwestycyjnego oprzeć na akcjach z warszawskiej giełdy (choć niskie wyceny spółek z warszawskiej giełdy mogą zasiać w tej sprawie dylemat, który ostatnio Maciek Samcik rozkminiał wspólnie z ekspertami Wealthseed). Dlatego w ich poszukiwaniu zwróciłem się do Marka Dietla, prezesa GPW.
Dla kogo jest inwestowanie na polskiej giełdzie?
Zacząłem od podstawowego pytania – czy inwestor indywidualny ma czego szukać na giełdzie? Odpowiedź była tylko na pozór kontrowersyjna.
„Działalność inwestycyjna jest działalnością arystokratyczną”
– powiedział Marek Dietl. I dodał, że on sam siebie do tej arystokracji nie zalicza. Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Inwestowania w akcje – ale rozumianego jako samodzielne dobieranie spółek do portfela – większość ludzi powinna unikać. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego nie przepisujemy sobie sami leków, nie piszemy sami programów komputerowych i nie prowadzimy własnych spraw sądowych. To znaczy – oczywiście możemy próbować, ale skutki tego prawdopodobnie będą marne.
Do inwestowania polegającego na samodzielnym dobieraniu spółek do portfela, do tradingu o wysokiej częstotliwości trzeba mieć odpowiednie cechy charakteru, a nawet – budowę mózgu. Tak przynajmniej twierdzi Marek Dietl. Wybór spółek i momentu ich zakupu lub sprzedaży to rzecz trudna nawet dla profesjonalistów – argumentuje prezes giełdy.
Nawet większość funduszy inwestycyjnych nie jest w stanie w długim terminie uzyskiwać wyników lepszych od średniej. Każdemu zdarzają się lepsze i gorsze lata, ale funduszy, które regularnie wypadają lepiej niż indeksy giełdowe, jest garstka. Inwestor indywidualny, z ograniczonym dostępem do informacji, zasobami finansowymi i czasem nie ma praktycznie żadnych szans. Prezes GPW uważa, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest inwestowanie pasywne. Ale jak to robić?
Pasywna rewolucja nie dotarła na GPW
Do inwestowania pasywnego – w cały rynek, bez wybierania spółek – służą, jak wiadomo, ETF-y. Na świecie takich ETF-ów są tysiące. Ale nie u nas. Obecnie warszawska giełda może „poszczycić się”… jedenastoma ETF-ami notowanymi na jej parkiecie. Dwa z nich są obecne od lat – to emitowane przez firmę Lyxor ETF-y na amerykański indeks S&P 500 oraz na niemiecki DAX.
Pozostałe dziewięć pochodzi od krajowego dostawcy – Beta Securities. I trzeba przyznać, że jeśli chodzi o polski rynek, to te produkty dają wiele ciekawych możliwości. Jest ETF na WIG20 – w wersji „klasycznej”, total return (a więc uwzględniającej dywidendy), z dźwignią x2 oraz „short”, czyli zyskujący na spadkach – na mWIG40, na sWIG80, a także, co bardzo ciekawe, na indeks TBSP, który pokazuje zmiany wycen rządowych obligacji.
Na dobrą sprawę, można z tych instrumentów zbudować strategię dającą ekspozycję na większą część polskiego rynku. Problem jednak w tym, że mało kto z tego korzysta. Chociaż łączne obroty na ETF-ach od Beta Securities w 2022 r. podwoiły się, to nadal sięgnęły niecałych 900 mln zł. To jest mniej więcej tyle, ile wynoszą obroty na całej GPW w ciągu jednego dnia. Ile pieniędzy ulokowano w tych instrumentach? Ledwie 428 mln zł (z tego 176 mln zł napłynęło w 2022 r.).
„Nie ma obrotu, więc nie ma produktów. Ale nie ma obrotu, bo nie ma produktu”
– tak Marek Dietl spointował zamknięte koło rozwoju rynku pasywnego inwestowania w Polsce. Dopóki nie ma większego zainteresowania inwestorów, dopóty nie opłaca się rozszerzać oferty. A bez szerokiej oferty – nie ma zainteresowania inwestorów. Pytanie, czy giełda nie powinna być w pewnym sensie „sponsorem” rozwoju tego rynku, czyli wspomagać wprowadzanie nowych ETF-ów na rynek, żeby budować zainteresowanie inwestorów.
Dodatkowym, jeśli nie pierwszorzędnym, problemem jest, jak to zwykle w Polsce bywa – prawo. Przepisy nie przewidują takiej konstrukcji jak otwarty fundusz portfelowy, którego jednostki uczestnictwa notowane są na giełdzie. Dlatego ETF-y od Beta Securities działają jako FIZ, czyli fundusze inwestycyjne zamknięte – a to wiąże się z wieloma ograniczeniami i wysokimi kosztami. Co jest przecież zaprzeczeniem idei inwestowania pasywnego, które ma być tanie.
„Tak się nigdzie na świecie nie robi ETF-ów” – podkreślił Dietl i dodał, że przez tak nietypową formę prawną, inwestorzy zagraniczni pomijają te produkty. Co się musi stać, by oferta funduszy pasywnych zaczęła się w Polsce rozwijać? Prezes GPW uważa, że potrzebna jest zmiana prawa. Projekt ustawy, który zbliżałby przepisy dotyczące ETF-ów do standardów rynków rozwiniętych, w listopadzie 2022 r. skierowano do konsultacji publicznych (tutaj ich stan), czekamy teraz, aż Ministerstwo Finansów pokaże projekt, który będzie te uwagi uwzględniał.
Nie mamy dużo polskich ETF-ów, więc może trzeba je… „importować”?
Jedna sprawa to tworzenie nowych pasywnych funduszy. Ale Marek Dietl ma jeszcze drugi pomysł – wykorzystać otwartą niedawno platformę Global Connect do „importowania” zagranicznych ETF-ów na polski rynek.
Czym jest Global Connect? W założeniach – to kolejny, obok NewConnect czy Catalyst, rynek GPW. Na niego trafiać mają notowane na zagranicznych giełdach akcje. Dla inwestorów indywidualnych korzyść jest taka, że uzyskują do nich dostęp na takich samych zasadach (i przy tych samych kosztach transakcyjnych) jak do innych akcji z GPW.
Niektóre biura maklerskie oferują możliwość handlu akcjami z giełdy w Londynie, Frankfurcie czy Nowym Jorku, zwykle jednak opłaty za taką usługę są wyższe niż za krajowy rynek.
Dotychczas Global Connect nie okazał się sukcesem, mówiąc delikatnie. Notowanych jest pięć niemieckich spółek – Allianz, Siemens, BMW, Mercedes i Volkswagen. Widać silne skrzywienie motoryzacyjne z jakiegoś nieznanego mi bliżej powodu. Obroty… pojawiają się na sporej części sesji, ale są liczone w tysiącach złotych. Przypuszczam, że mój lokalny sobotni bazarek wykręca wyższe liczby niż Global Connect.
Może jednak oferta światowych ETF-ów rozkręciłaby ten rynek? Kilku brokerów oferuje inwestorom indywidualnym dostęp do kilku tysięcy ETF-ów z głównych zachodnich giełd – jednak wiąże się to z dodatkowymi opłatami. A przy pasywnym inwestowaniu każde 0,1% opłat robi różnicę w długim terminie. Marek Dietl zapowiada, że od drugiej połowy tego roku co miesiąc, co sześć tygodni na Global Connect może pojawiać się nowy ETF, a docelowo ma ich być około 30.
To, jego zdaniem, powinno wystarczyć, by zaspokoić potrzeby inwestycyjne małych i średnich inwestorów indywidualnych. Bo w wizji szefa GPW każdy powinien zacząć od produktu, który daje ekspozycję na globalny rynek akcji. A potem ewentualnie ETF-ami na poszczególne regiony, kraje albo sektory gospodarki budować strategię pasującą do indywidualnych przekonań i akceptacji ryzyka.
Nie jest to wizja, z którą bym się sprzeczał. To prawda, że DM BOŚ, DM mBanku czy XTB oferują dostęp do tysięcy ETF-ów. Ale tak na dobrą sprawę, ile z nich przeciętny inwestor może mieć w portfelu? Jeden na światowe akcje, drugi na światowe obligacje, trzeci na surowce, czwarty na WIG20 (bo to jak z meczami naszej reprezentacji piłkarskiej – cierpimy, ale oglądamy) i piąty na jakąś dodatkową kategorię, w którą mocno wierzymy (technologie, japońskie akcje, uprawnienia do CO2 itp.).
Na debiuty jest za tanio, twierdzi Marek Dietl
Wspomniałem już, że w 2022 r. na GPW nie było żadnej pierwszej oferty publicznej (IPO). Kilka firm przeniosło się z NewConnect na rynek główny, jednak na podstawowym parkiecie nie pojawił się żaden nowy emitent. Ta przypadłość dotknęła także inne rynki. Na amerykańskich giełdach w 2022 r. wartość ofert publicznych spadła o 95%, na europejskich – o 55%, wynika z badania firmy EY.
Niektórzy komentowali, że w zeszłym roku giełdy przechodziły kaca po rozpasanym (i rekordowym) 2021 r. Na warszawskiej giełdzie także sporo się wtedy działo. Wartość trzynastu ofert sięgnęła ponad 9 mld zł, z czego 1,5 mld zł trafiło do spółek, a 7,7 mld zł do wprowadzających je na GPW dotychczasowych akcjonariuszy.
Z perspektywy czasu widać jednak, że jako średnioterminowe inwestycje, te debiuty były kiepskim wyborem. Tylko cztery z tych spółek są dzisiaj powyżej ceny z oferty publicznej. Reszta jest na minusie – i to minusie większym niż WIG w tym samym czasie. Czy IPO wrócą na naszą giełdę w tym roku? To zależy, odpowiada Marek Dietl, od mnożników wycen. A mówiąc prościej – na razie na GPW jest za tanio.
Właściciele firm i fundusze venture nie bardzo kwapią się do tego, żeby oferować akcje swoich spółek akcjonariuszom, jeśli na rynku publicznym można dostać za nie tylko 10-krotność rocznego zysku, a na rynku pozagiełdowym – więcej. Smutna konstatacja jest więc taka, że dopóki wyceny nie wzrosną na tyle, by można było inwestorów znowu „ubierać” w przewartościowane akcje, dopóty nikt na giełdę nie będzie się pchał.
Co Marek Dietl poleca inwestorom indywidualnym?
ETF-ów nie ma, ale może kiedyś będą. Debiutów nie ma, ale może kiedyś będą. Czemu inwestor indywidualny miałby się interesować GPW? Pomysły prezesa giełdy zaskakują.
Zaczęliśmy od arystokracji finansowej – i odradzania prób budowania własnego portfela akcji przez osoby, które się tym profesjonalnie nie zajmują. Jednak na pytanie, co GPW ma w tej chwili dla „ludu”, Marek Dietl wymienił katalog egzotycznych, jak na moje wyczucie, produktów.
Po pierwsze – obligacje stałokuponowe (głównie skarbowe i gwarantowane przez Skarb Państwa), które można kupić przez rynek Catalyst – o ile trafimy tam na jakąś płynność. Po drugie – kontrakty terminowe. Po trzecie – instrumenty strukturyzowane z dźwignią. Po czwarte – w przyszłości tokenizowane dzieła sztuki i akcje spółek niepublicznych.
Dostrzegam tu, mówiąc delikatnie, niespójność. Jeśli kupowanie pojedynczych akcji wymaga specjalnie ukształtowanego mózgu, to jak skonstruowane są umysły ludzi, którzy mają inwestować w skomplikowane i bardzo ryzykowne instrumenty na niepłynnych rynkach? Na koniec jednak przytoczę radę, która jest całkiem rozsądna:
„Jeśli chce się tanio kupić, to trzeba robić to systematycznie”
– powiedział Marek Dietl. I myślę, że te słowa trzeba sobie przede wszystkim wziąć do serca, jeśli myśli się o budowaniu oszczędności na rynku kapitałowym. Można pobawić się ułamkiem portfela, obstawiając jakieś alternatywne inwestycje, ale jedynym potwierdzonym sposobem na zwiększanie wartości swoich pieniędzy jest systematyczne ich odkładanie i inwestowanie w tanie i zdywersyfikowane instrumenty. Szkoda tylko, że na naszej giełdzie tak ich mało.
——————-
Całej rozmowy Macieja Jaszczuka z Markiem Dietlem, prezesem Giełdy Papierów Wartościowych, posłuchaj w podkaście „Finansowe Sensacje Tygodnia”. Szef Giełdy Papierów Wartościowych zdradza w nim swoją strategię inwestycyjną i wyjaśnia, co się musi wydarzyć, żeby na nasz rynek dotarła pasywna rewolucja. Do wysłuchania rozmowy zaprasza Maciej Jaszczuk. Można to zrobić pod tym linkiem albo na jednej z popularnych platform podcastowych: Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, Amazon Music, Overcast, CasgBox, PocketCast, Stitcher i na kilku innych. Jeśli jesteście ich użytkownikami – szukajcie na nich podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”.
Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek